Za co warto cenić gabinet Jana Olszewskiego

Jana Olszewskiego historia zapamięta jako pierwszego premiera, który po zmianie ustroju zapewnił Polsce wzrost gospodarczy. Chociaż rządził bez budżetu, tylko z prowizorium i nie miał poparcia stabilnej większości.

Łukasz Perzyna

Jego rząd jako jedyny ze wszystkich w czasach transformacji nie miał ani jednego wicepremiera, co dowodzi, że Jan Olszewski z jednej strony chciał uniknąć chociaż części związanych z obsadą stanowisk żmudnych międzypartyjnych targów, a po drugie – pragnął pokazać, że sam bierze odpowiedzialność za całą swoją ekipę. Nie było mu łatwo. Wyłoniony w konflikcie z prezydentem Lechem Wałęsą, któremu ówczesne regulacje konstytucyjne dawały więcej uprawnień niż obecnie głowie państwa, gabinet Jana Olszewskiego rządził bez budżetu – tylko z prowizorium – i bez wspierającej go stabilnej większości. Na mocy obecnej Konstytucji taki rząd nawet nie mógłby powstać.

Przetrwał jednak do 4 czerwca 1992 r. Nie stał się – wbrew deklaracjom – rządem przełomu. Ale jako pierwszy po zmianie ustrojowej gabinet – odwrócił niekorzystne tendencje w gospodarce. Wtedy nie było wcale oczywiste, że stanie się to możliwe: zwolennicy poprzedniego ustroju zakładali, że w nowych warunkach produkt krajowy brutto w ogóle nie zacznie wzrastać. Nastąpiło to już za rządów pierwszego premiera wyłonionego po całkowicie wolnych wyborach z jesieni 1991 r. – jego poprzednicy Tadeusz Mazowiecki i Jan Krzysztof Bielecki zawdzięczali stanowiska Sejmowi jeszcze kontraktowemu.

Ludzie, którzy przełamali stagnację

W kwietniu 1992 r. minister pracy Jerzy Kropiwnicki ogłosił pierwszy wzrost gospodarczy od czasu zmiany ustrojowej. Nie była to tylko dobra nowina. Dla technokratów z organizacji międzynarodowych, zastanawiających się nad umorzeniem polskich długów stanowiło to namacalny dowód, że warto było komunizm demontować.

Andrzej Olechowski, minister finansów w rządzie Olszewskiego tak widział jego misję: „(..) miał wielkie poczucie odpowiedzialności. Jedna sprawa to marzenia, retoryka polityczna, a druga – świadomość, że ma się poważne zadania gospodarcze i jeszcze to wszystko można później wyrazić w liczbach. Wtedy się lekko takich decyzji nie podejmuje. Miałem z premierem Olszewskim porozumienie – bo w jego rządzie się głosowało – że zawsze przy podejmowaniu przez ten gabinet decyzji głosuje… tak jak minister finansów w sprawach przez niego zgłoszonych” – wspomina Olechowski [1].

Konfiguracja ministrów gospodarczych i społecznych pokazuje, że Olszewski pomimo braku arytmetycznej większości umiał skaptować do swojej ekipy ludzi, wywodzących się z odmiennych tradycji i środowisk. Kropiwnicki w latach 80 jako radykalny działacz Solidarności prowadził głodówki w więzieniach, Olechowski jeszcze przy Okrągłym Stole zasiadał po stronie koalicyjno-rządowej, a przedtem służył PRL na placówkach zagranicznych w organizacjach międzynarodowych. W jeden team połączył ich premier, który nie pretendował do znajomości gospodarczych mechanizmów. Minister rolnictwa Gabriel Janowski walczył o ceny minimalne na produkowaną żywność, by ograniczyć ponoszone przez wieś koszty zmian ustrojowych.

Zgodnie z sugestiami doradców – zwłaszcza ekonomisty Dariusza Grabowskiego – premier Olszewski w centrum polityki swojej ekipy postawił kwestię utrzymania i poszerzenia polskiej własności. Nie wierzył w samoregulację przez niewidzialną rękę rynku, podejrzewał w niej raczej rękę aferzysty. Powstrzymał, choć tylko na moment, chaotyczną prywatyzację, przeprowadzaną przez poprzedników. Błąd popełnił tylko w sprawie fabryki w Tychach, bo uległ presji, że odstąpienie jej Włochom z Fiata oznacza jedyną szanse uratowania miejsc pracy i zakładu, więc musi nastąpić szybko. Suflerem tej decyzji był Olechowski, zaś Grabowski jej przeciwnikiem.

Jak to ujmuje w wywiadzie dla „Samorządności” minister rolnictwa Gabriel Janowski: „Ku mojemu żalowi rząd, głoszący rozsądną prywatyzację sprzedał fabrykę małego fiata Włochom i to jeszcze z dopłatą. Protestowałem. Ale minister finansów (..) odpowiedział wtedy, że w Polsce nie ma sprawnych menedżerów, zdolnych zarządzać tak wielką firmą” [2]. Dariusz Grabowski doradzał premierowi rozpoczęcie prywatyzacji od małych i średnich przedsiębiorstw, by beneficjentami stały się ich załogi i zachęcał do uwłaszczenia Polaków. Czasu na to już nie starczyło, zwłaszcza, że był to okres gorący: w grudniu 1991 r. dwa dni po powołaniu Olszewskiego na premiera podano wiadomość o rozwiązaniu ZSRR.

W wiecznym sporze z prezydentem Lechem Wałęsą Olszewski raz postawił na swoim, gdy nie zgodził się na tworzenie spółek w likwidowanych bazach wojsk rosyjskich, co w jego przeświadczeniu niosło za sobą groźbę przekształcenia obcej dominacji militarnej w ekonomiczną. Zamiany kałasznikowów na akcje.

Gdybym miał wtedy pistolet, Olszewskiego pod ręką, to bym go chyba zastrzelił – skomentował wówczas Lech Wałęsa.

Cóż, miałem szansę zginąć z ręki laureata Pokojowej Nagrody Nobla – zareplikował w tym korespondencyjnym pojedynku Mecenas Olszewski.

Nie dostał pomocy od prominentnych prawicowych polityków, w tym Jarosława Kaczyńskiego, który zazdrościł mu tak funkcji jak pięknej biografii, czekał na jego upadek i kolejne rozdanie, chociaż młodzi politycy Porozumienia Centrum opozycyjni wobec prezesa – Andrzej Anusz i Piotr Wójcik – domagali się, żeby partia wsparła premiera. Po nieudanych negocjacjach o rozszerzeniu składu rządu jego los był przesądzony, a wniosek o odwołanie gotowy, zanim jeszcze wraz z innym wnioskiem, Janusza Korwin-Mikkego o ujawnienie zasobów archiwalnych MSW zaczęła się awantura lustracyjna, eskalowana przez Antoniego Macierewicza, który oskarżając o agenturalność Leszka Moczulskiego i patronując zabiegom buntowania posłów KPN przeciw niemu ostatecznie pogrzebał szansę odbudowy politycznego poparcia dla rządu. Szantaż się nie udał, posłowie KPN stanęli murem za pomówionym przewodniczącym, który z komunizmem walczył jeszcze w czasach, gdy Macierewicz zachwycał się Ernesto Che Guevarą i piętnował Amerykanów za interwencję w Wietnamie.

Fałszywi przyjaciele, co pomniki budują

Paradoks Jana Olszewskiego polega na tym, że dzisiaj pomniki stawiają mu polityczni cynicy, którzy zacierali ręce, czekając na upadek jego rządu. Rzeczywiste osiągnięcia Mecenasa oraz fałszywie martyrologiczna legenda „obalenia rządu przełomu” mają przykryć brak życiorysów liderów PiS w tym samego Kaczyńskiego, który w stanie wojennym nie został nawet internowany, jak 10 tys sprzeciwiających się władzy Polaków. W istocie rząd Olszewskiego został odwołany w majestacie demokratycznych procedur dlatego, że Kaczyński nie chciał go skutecznie wesprzeć, bo marzył już o postępowej i oświeconej koalicji z profesorską Unią Demokratyczną, która jego, skromnie tytułującego się żoliborskim inteligentem miała wreszcie wprowadzić na warszawskie salony. Zaś awanturnictwo Macierewicza przypieczętowało tylko zakończenie misji Olszewskiego.

Po latach Macierewicz z Jackiem Kurskim rozbili Olszewskiemu ROP – partię, z którą zamierzał odbudować Polskę, a nie tylko własny dawny projekt polityczny. Po dobrym wyniku Olszewskiego w wyborach prezydenckich z 1995 r.(przegrał tylko z Aleksandrem Kwaśniewskim, Lechem Wałęsą i Jackiem Kuroniem) wyłoniony z kampanijnych komitetów Ruch Odbudowy Polski skupił ludzi dobrej woli, od związkowca i doskonałego organizatora Wiesława Breńskiego po ekonomistę Dariusza Grabowskiego i od stratega Andrzeja Kieryłły po przywódcę robotników Ursusa Zygmunta Wrzodaka. Program nazywał się zobowiązująco: „umowa z Polską”. Zawierał pomysły na obronę polskiej własności i rozdanie rolnikom ziemi po upadłych PGR-ach. Po zawinionym przez Kurskiego i Macierewicza rozłamie Mecenas zachował się z honorem i swoje poparcie w wyborach prezydenckich w 2000 r. przekazał, wycofując się z konkurencji, Marianowi Krzaklewskiemu – w jego przeświadczeniu jedynemu kandydatowi zdolnemu pokonać Kwaśniewskiego.

To pierwsza z rocznic odwołania rządu Olszewskiego… już bez Jana Olszewskiego. Dlatego, również po śmierci, warto Mecenasa chronić przed fałszywymi przyjaciółmi, skoro z wrogami za życia jakoś sobie radził: siłą woli, hartem ducha, poczuciem humoru. A gdy Kaczyński z Macierewiczem pragną ogrzać się w blasku autorytetu, który póki żył niszczyli – nie trzeba im tego ułatwiać. Niech zbudują własny prestiż, ale w Polsce idzie to trudniej niż wygrywanie wyborów. Pamięć Mecenasa, ostatniego, który tak mocno akcentował racje moralne w polityce, nie może stać się zakładnikiem graczy, dla których jedyną etyką pozostaje progresja sondażowych wykresów poparcia.

[1] Przeszliśmy fenomenalną drogę. Rozmowa z Andrzejem Olechowskim. „InGreen” nr 3 z 2013
[2] Rząd nadziei, w którym bardzo posiwiałem. Rozmowa z Gabrielem Janowskim. „Samorządność” nr 26, lipiec 2017

Przeczytaj inne teksty Łukasza Perzyny:

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 9

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here