Odpowiedź na pytanie, jak warto świętować rocznicę 4 czerwca 1989 r. mogłaby brzmieć: bez fanfar, bo ich wtedy zabrakło. Wystarczyła powszechnie rozpoznawalna melodyjka Studia Solidarność. Jeszcze pół roku przyszło czekać na zmianę nazwy państwa z PRL na Rzeczpospolitą Polską.
Ponad dwa miesiące – na uformowanie nowej koalicji Solidarności z dawnymi satelitami PZPR: Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym, która po kolejnym miesiącu wyłoniła rząd kierowany przez pierwszego po wojnie niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego.
Zaś w pełni wolne wybory do Sejmu przeprowadzono dopiero dwa i pół roku później, bo te czerwcowe, chociaż głosy zostały w nich uczciwie policzone, krępował jeszcze kontrakt polityczny: to jednoznaczny werdykt głosujących Polaków rychło uczynił go nieaktualnym. Władzy nie pomogło zarezerwowanie 65 proc mandatów do Sejmu dla PZPR i “stronnictw sojuszniczych”, zwłaszcza, że to ostatnie odwróciły koalicje. A w całkiem wolnym głosowaniu do Senatu Solidarność zdobyła 99 na 100 mandatów.
Prawdą niewątpliwie pozostaje, że po 4 czerwca 1989 r. Polska nigdy nie była już taka jak przedtem, chociaż pierwszą reakcję zwycięzców – występujących pod marką Komitetu Obywatelskiego “Solidarność” – okazało się nerwowe trwonienie owoców wygranej, co znalazło wyraz w oddaniu komunistom do drugiej tury na wyłączność 33 nieobsadzonych w pierwszej mandatów z listy krajowej oraz lipcowym wyborze autora stanu wojennego gen. Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe (Sejm wraz z Senatem), za wysoką cenę oddawania głosów specjalnie nieważnych lub absencji części parlamentarzystów wywodzących się z Solidarności.
Radosnych tłumów na ulicach wtedy nie było. Nie dlatego, że Polacy przewidzieli swoiste kunktatorstwo liderów zwycięskiego obozu. Społeczeństwo było zmęczone trwającym od dekady kryzysem gospodarczym, objawiającym się chronicznym niedoborem wielu podstawowych artykułów. Zagłosowało zresztą w wyborach czerwcowych 62 proc. Polaków, znacząco mniej niż w niedawnych z 15 października 2023 r, kiedy szczyciliśmy się frekwencją przekraczającą 74 proc.
Masowo wylegli na ulice później, jesienią Czesi i Słowacy oraz wschodni Niemcy demontujący mur berliński. Ich punkt startu okazał się jednak inny, do końca lat 80. utrzymały się tam neostalinowskie dyktatury. Ich ustąpienie, w dodatku bezkrwawe, nie byłoby możliwe bez wysiłku obywateli sąsiedniej Polski, zahartowanych w masowej walce o demokrację od czasu pierwszej legalnej i dziesięciomilionowej Solidarności z lat 1980-81, której dorobku w sferze świadomości nie zniweczyło nawet “rozwiązanie siłowe”, jak nazywano wprowadzenie stanu wojennego nocą z 12 na 13 grudnia 1981 r. przez komunistycznych generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka.
Zarazem horyzont oczekiwań u nas pozostawał nieporównywalnie szerszy. Zaś wynik wyborów z 4 czerwca 1989 r, jednoznaczny jak nigdy przedtem i nigdy później, wyrastał z braku złudzeń wobec władzy. Wybory okazały się plebiscytem, stąd głosy tak masowo oddawano na najsilniejszą formację opozycyjną – Komitet Obywatelski Solidarność i szczątkowo tylko na pozostałe siły antykomunistyczne, które na czele z zasłużoną najstarszą partią, Konfederacją Polski Niepodległej ani jednego mandatu pod własnym szyldem nie uzyskały (pojedynczy posłowie późniejszego Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, skupiającego obóz solidarnościowy, ogłosili potem, że reprezentują KPN).
Kafkowski świat socjalizmu realnego
Po doświadczeniu legalnej Solidarności z lat 1980-81, potem zepchniętej do podziemia przez wprowadzenie stanu wojennego, Polacy nie dowierzali już oficjalnym instytucjom życia publicznego. Jak pisała w raporcie “Społeczeństwo polskie u progu zmiany systemowej” Mirosława Marody: “Wyniki badań empirycznych nie pozostawiają żadnych niedomówień co do oceny przez respondentów możliwości wpływania na politykę poprzez udział w istniejących organizacjach społeczno-politycznych czy wykorzystywania oficjalnych kanałów i procedur. Na możliwość taką w badaniach z 1985 roku wskazywano w mniej niż 6 proc wypowiedzi (..). Obszar oficjalnie ustanowionych form życia politycznego postrzegany jest raczej jako obszar rządzony normami zwyczajowymi (..) jako obszar rytuału, którego uczestnicy odgrywają role, jakie zostały dla nich zaprojektowane w innym wymiarze rzeczywistości (..). Można się godzić na ich odgrywanie lub je odrzucać, lecz nie ma się wpływu na ich treść” [1].
Tworzyło to sytuację zbliżoną do znanej z powieści Franza Kafki, świat oficjalny odbierano jako obcy i nieprzyjazny. Jak więc konkludowała socjolog prof. Marody: “U podstaw owego poczucia zagrożenia tkwi przekonanie, iż za decyzjami politycznymi ukryte są zwykle partykularne interesy władz, sprzeczne z interesami społeczeństwa (..), dlatego decyzji tych należy się obawiać, gdyż każda zmiana jest tu zazwyczaj zmianą na gorsze. Stąd też, będąc przedmiotem decyzji politycznych jednostka jest również ich obserwatorem, należałoby tu od razu dodać – podejrzliwym obserwatorem, chcącym “wiedzieć, co się święci, co podrożeje, czy będzie wojna, co z tym kryzysem, co nowego wymyślą”” [2].
Upowszechnienie podobnych postaw – jeśli wybiec nieco w przyszłość – przygotowało grunt pod niespodziewanie masowe odrzucenie kandydatów “strony koalicyjno-rządowej” w wyborach z 4 czerwca 1989 r. Tak jednoznaczne, że przełamało wypracowany wcześniej przy Okrągłym Stole kontrakt polityczny. Zdobycie przez Solidarność wszystkich 35 proc możliwych do uzyskania mandatów poselskich oraz 99 proc w całkiem wolnych wyborach do Senatu sprawiło, że bezpieczniki, na które wcześniej sama władza komunistyczna przystała okazały się niewystarczające. Realny socjalizm jak oficjalnie nazywano ustrój PRL odrzuciły wszystkie grupy wiekowe w plebiscytarnym głosowaniu ale zarówno w strajkach z 1988 r, które zmusiły władze do ustępstw i rozpisania wyborów, jak przy urnach najmocniejszym rzecznikiem zmiany okazała się młodzież.
Orwellowski rok zapowiadał zmianę
Z przeprowadzonych wśród młodzieży badań jej postaw w znanym z antyutopii George’a Orwella roku 1984 – który w historii Polski zapisał się okrutnym zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki, dokonanym przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa – wynikało, że zaledwie 37 proc młodych skłonnych było przystać na umocnienie roli partii w sferze władzy, zaś 41 proc na wzmocnienie centralnego planowania w kierowaniu gospodarką. Natomiast podobnie 41,5 proc optowało za stworzeniem nieskrępowanych warunków do zakładania przedsiębiorstw w handlu i usługach oraz w przemyśle każdemu, kto ma na to chęć i środki finansowe.
Działały już zresztą firmy polonijne oraz z kapitałem zagranicznym – realni pionierzy gospodarki rynkowej. Premier Jaruzelski zgodził się na ich otwieranie, bo łagodziły nieodłączne od tradycyjnej gospodarki nakazowo-rozdzielczej niedobory. System kartkowy utrzymał się jednak tak długo jak ustrój, co także przyczyniło się do dalekich od powszechnego entuzjazmu nastrojów, towarzyszących wyborom z 1989 r. Ale przede wszystkim rzutowało na ich wynik.
W szkołach uczono przecież, że celem socjalizmu pozostaje maksymalne zaspokajanie potrzeb społecznych. A władza generałów nie była w stanie nawet stworzyć pozorów, że temu zadaniu podoła.
Do historii przeszedł wcześniejszy bujny rozwój z czasów ekipy Edwarda Gierka, rządzącego do grudnia 1970 r. aż do września 1980 r, oparty w znacznej mierze na kredytach i licencjach, ale oznaczający też upowszechnienie samochodów osobowych (wskaźniki rodzimej branży motoryzacyjnej okazywały się rekordowe) i nowych technologii: najpierw magnetofon a później telewizor kolorowy przestały być luksusem i pojawiły się w niemal wszystkich domach. Następcy niewiele już mieli do zaoferowania: 30 lat oczekiwania na mieszkanie stało się miarą marazmu.
W przytaczanych już tu badaniach z 1984 r. aż 74 proc młodych Polaków opowiadało się za rozszerzeniem wolności słowa i wyrażania krytycznych opinii o polityce władz. Zaś 68 proc optowało za zwiększeniem udziału bezpartyjnych w sprawowaniu władzy [3]. Wszystko to w czasie, gdy nie odbywały się już, jak w stanie wojennym, tłumne demonstracje uliczne opozycji: ściślej zaś podziemna Solidarność do nich wzywała, ale ludzie masowo w nich nie uczestniczyli.
Znaleźli swoje Westerplatte
Odłożony efekt skumulował się przy urnach 4 czerwca 1989 r. Bez euforii, ale skutecznie Polska zaczęła zmieniać oblicze Europy, co wcześniej przewidział Jan Paweł II. Jego słowa, zwrócone do młodzieży w trakcie pielgrzymki w 1987 r, a wypowiedziane w kojarzącym się z Solidarnością Gdańsku: “Każdy z Was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. (..) Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć” – okazały się jedną z najważniejszych zachęt dla organizatorów decydujących strajków z kwietnia i maja oraz sierpnia 1988 roku, które zmusiły władzę do ustępstw.
Kierowali nimi najczęściej młodzi robotnicy, którzy czas stanu wojennego spędzili jeszcze w ławach szkół podstawowych czy zawodowych. Nie mieli złudzeń co do systemu, obca im była trauma związana z represjami po 13 grudnia 1981 r, za to bliska legenda Solidarności. Werdykt o wysłaniu komunizmu na śmietnik historii wydały jednak wspólnie wszystkie pokolenia Polaków. Uderzająca okazała się klęska kandydatów PZPR w rolniczych województwach potocznie zwanych zielonymi, gdzie często nie przetrwały struktury Związku a kandydatami zostawali często artyści czy naukowcy z wielkich miast. Władze próbowały wprawdzie zneutralizować hierarchię kościelną (we wcześniejszych rozmowach wysocy rangą duchowni wystąpili w roli pośredników bądź mężów zaufania), ale “rzeczpospolita proboszczów”, sól polskiego Kościoła niemal wszędzie wsparła jak mogła solidarnościowych kandydatów.
Ocenialiśmy dotychczasową władzę. Solidarność, z wydobytymi z podziemia symbolami, okazała się dla niej jednoznaczną alternatywą, na którą postawili rodacy.
[1] Mirosława Marody. Polityka [w:] Co nam zostało z tych lat… Społeczeństwo polskie u progu zmiany systemowej. Praca zbiorowa pod redakcją Mirosławy Marody. Aneks, Londyn 1991, s. 135-136
[2] Marody.Polityka, op. cit, s. 137
[3] Grzegorz Nowacki. Kultura polityczna pokolenia “Sierpnia ’80”. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1991, s. 71-72