Afera z zaszczepieniem luminarzy poza kolejnością pokazała, że kryzys moralny w Polsce nie sprowadza się wyłącznie do pięciu i pół roku rządów PiS. Złapani na spalonym celebryci tłumaczą się w sposób, który do złudzenia przypomina dyżurne wykręty władzy, którą zwykle krytykowali.
Wszystkie kolejne alibi podważono. Nie było żadnej akcji promującej szczepienia, igieł w ramiona nie wbijano wcale w obecności kamer. Nie istniała dodatkowa pula, celebrytom przyznano dawki, z których powinna skorzystać uprawniona grupa zero: służba zdrowia zaangażowana w walkę z zarazą. Z kolei wyrażająca zdanie w internecie opinia publiczna skutecznie sfalsyfikowała twierdzenie Krystyny Jandy: “nie zrobiłam nic złego”.
Ludzie widzą to inaczej. Zawiedli się na swoich ulubieńcach, którzy złamali zasadę równości wobec prawa. Ta ostatnia w Europie pozostaje znana od czasów rewolucji francuskiej, ale w Polsce umocnił ją w świadomości obywateli wielki ruch społeczny pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności z lat 1980-81, kwestionujący wcześniejsze podziały i budujący egalitarną wspólnotę.
Hasło likwidacji przywilejów nielicznych i zastąpienia ich powszechnymi prawami – pracowniczymi i obywatelskimi – towarzyszyło mu od 21 postulatów gdańskich z Sierpnia ’80. Dacze prominentów i wnoszenie domów dyrektorów zakładów przez ich robotników w godzinach pracy, talony na samochody i wycieczki zagraniczne dla wybranych pozostawały wówczas tematem równie gorącym jak dzisiaj dostęp do zbawczej szczepionki przeciw koronawirusowi. Artyści – co charakterystyczne – trwali wówczas z większością, wspierali demokratyczne i równościowe aspiracje. Grali spektakle na uczelniach i recytowali poezję romantyczną w strajkujących fabrykach.
Jednym z symboli stała się Krystyna Janda odtwarzająca postać dociekliwej dziennikarki Agnieszki w “Człowieku z żelaza” Andrzeja Wajdy, wprawdzie słabszym artystycznie od wcześniejszego “Człowieka z marmuru” o przodowniku pracy Mateuszu Birkucie odbywającego drogę od budowniczego Nowej Huty do tragicznego bohatera wydarzeń grudniowych z 1970 r. – ale w odróżnieniu od wcześniejszej produkcji, której na festiwale nie wysłano, na fali sympatii dla polskich przemian nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes jako pierwszy nasz film. Sam Wajda powtarzał wówczas, że u Lecha Wałęsy mógłby być nawet kierowcą…
Jedną z ważnych ról w jeszcze późniejszym “Dantonie” Wajdy, nakręconym w 1983 r. i odbieranym przez pryzmat doświadczenia stanu wojennego, codziennych wyborów wobec przemocy i terroru, zagrał Andrzej Seweryn.
Teraz nazwiska Jandy i Seweryna pojawiają się wśród uprzywilejowanych zaszczepionych poza kolejnością obok – to miara regresu, jaki stał się ich udziałem – byłego postkomunistycznego premiera Leszka Millera czy medialnych magnatów Mariusza Waltera i Edwarda Miszczaka. Ale sami sobie takie towarzystwo wybrali. Polska opinia publiczna raczej nie da się też przekonać, że aktorki Anna Cieślak czy Maria Seweryn powinny zostać zabezpieczone przed pandemią wcześniej niż seniorki, chociaż dopiero co przekroczyły czterdziestkę.
W tej sytuacji bohaterowie afery uciekli się do swoistego szantażu emocjonalnego, wskazują na hejt, Janda przytacza groźby spalenia jej teatru.
Pod koniec XIX wieku francuska opinia publiczna podzieliła się w sprawie kapitana Alfreda Dreyfusa oskarżonego na podstawie wątłych przesłanek o zdradę i szpiegostwo. Demokraci, liberałowie i socjaliści optowali za niewinnością kapitana. Wielki pisarz Emil Zola tak bezkompromisowo,że musiał udać się na emigrację po słynnym tekście “J’accuse” (“Oskarżam”). Równie zgodnie konserwatyści, monarchiści i cała prawica powielała przekonania o winie Dreyfusa. Ówczesne emocje przekradły się nawet do całkiem apolitycznego “W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta. Same fakty miały dla stron sporu drugorzędne znaczenie. Jak się wydaje, obecna taktyka aktorów (w tym wypadku dwuznaczne to słowo) afery szczepionkowej ma na celu podobną polaryzację. Jak się uda – kto ich zaatakuje, tego nazwać można będzie zwolennikiem PiS albo przynajmniej mimowolnym propagatorem rządowych i partyjnych przekazów dnia.
Przy okazji pojawiły się poglądy szczerze szokujące, jak opinia prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, że celebrytom szczepienia poza kolejnością powinny przysługiwać. To kalka linii obrony Beaty Szydło w sprawie podwójnych pensji w jej rządzie, zamaskowanych jako premie. Te pieniądze się po prostu należą – wykrzykiwała. Jednak nawet dla Jarosława Kaczyńskiego tej arogancji było już wtedy za dużo i rychło zastąpił on zadufaną sterniczkę rządu skromniejszym, lepiej ułożonym i znającym miejsce w szeregu Mateuszem Morawieckim.
Gdy w poniedziałek spytałem przewodniczącego klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Cezarego Tomczyka, jak od strony moralnej ocenia skorzystanie przez celebrytów ze szczepionek, odebranych innym – odpowiedział niemal dokładnie jak w kultowym filmie “Rejs” Marka Piwowskiego, że pytanie jest tendencyjne.
Pokazuje to stan umysłów formacji demokratycznej, wprawionej w konfuzję kompromitacją dotychczasowego zaplecza. Przecież to sam mistrz Wajda mówił o TVN, że to “nasza telewizja”.
Erozja zaczęła się jednak wcześniej. Wówczas, gdy autorytety społeczne zaczęły szukać miejsca w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości już po zmianie ustrojowej.
Inteligencję jako warstwę społeczną uznano za pojęcie anachroniczne, w naturalny sposób podzielić się miała na zaradną klasę średnią i kwękającą materialnie sferę budżetową. Artystom zaś przypadło miejsce w sektorze celebrytów, uzupełnianym przez tych, co są znani z tego, że są znani – od Tomasza Lisa po Rafała Trzaskowskiego. Z czasem doszlusowali do tego grona zwycięzcy licznych talent showów oraz konkursów gotowania na ekranie. Polki, kiedyś marzące, by ich dziecko uzyskało dyplom lekarza lub inżyniera, teraz życzyły sobie, by syn został kucharzem. Krawiec ubierający celebrytów albo fryzjer czeszący gwiazdy znalazł się w nowej hierarchii wyżej niż nauczyciel czy doktor z przychodni. Zaś artyści zaś nawet słowem nie zaprotestowali, że takie towarzystwo im nie odpowiada.
Wielu z nich naprawdę się powiodło. Pisarze cienko przędą na stypendiach albo wykonują mniej prestiżowe zawody z nauczycielskim włącznie, ale nieliczni autorzy bestsellerów opływają w dostatek. Selekcji dokonują pośrednio stacje telewizyjne. Bo przecież nie coraz droższa i mniej czytana “Gazeta Wyborcza”, od momentu upadku “Życia” Tomasza Wołka wciąż jedyny profesjonalny dziennik w kraju, pozostający jednak tylko cieniem dawnej potęgi. Trendmakerom lepiej się nie narażać, żeby nie wypaść z gry. Zaś ci, ktorym udało się popłynąć na fali medialnego powodzenia, zatracili krytycyzm wobec samych siebie. I gorzej niż bohaterowie Mikołaja Gogola – poczucie własnej śmieszności. Stąd wzięła się afera szczepionkowa.
Sytuacja, w której w trakcie epidemii wydziela się wytypowaną grupę powszechnie znanych postaci i podaje się jej rzadką szczepionkę pasuje do filmów i powieści science-fiction (lepiej ode mnie rozwinąłby temat znawca tej branży Lech Jęczmyk) ale nie jest zgodna z regułami demokracji, gdzie wszyscy powinni być równi wobec prawa. Tym gorzej więc, że się zdarzyła.
Jeszcze niedawno opinia publiczna sympatyzowała z Krystyną Jandą, gdy pisowskie władze odmówiły dotacji dla jej prywatnego teatru. Demokraci z wszystkich roczników cieszyli się też ze wsparcia celebrytów dla ulicznych wystąpień opozycyjnych. Jak się jednak okazało – niepowtarzalna więź, nawiązana w czasach Solidarności, została zerwana. Złożona na ołtarzu złotego cielca i egocentryzmu w duchu znanym ze słynnego filmu “Wall Street”, tyle, że w rodzimym “showbizie” kwoty są mniejsze.
Transformacja ustrojowa toczy się dalej, bo przecież – jak podrwiwa ekonomista i przedsiębiorca oraz dawny doradca Jana Olszewskiego Dariusz Grabowski – nie wyznaczono ani jej celu ani nawet czasu, jaki ma trwać. W jej trakcie autorytetów społecznych ubywa, bo luminarze nie umieli powściągnąć własnego egoizmu. Z ról artysty i celebryty wybrali… paradoksalnie trzecią: prominenta. W 1980 r. było to popularne, ale wyjątkowo źle kojarzące się w dyskursie publicznym słowo. To decyzja niedawnych bohaterów wyobraźni zbiorowej, że woleli być z Millerem i Walterem niż z własnymi widzami. Ale ich wybór pozostaje nieodwołalny.