Jednym z pomysłów nowej administracji amerykańskiej za prezydentury Joego Bidena może stać się powołanie Sojuszu na Rzecz Demokracji, do którego Polska, rządzona przez PiS nie zostanie zaproszona. Oznaczałoby to, że jako niedawny najlepszy sojusznik Ameryki w czasach rządów Donalda Trumpa znaleźlibyśmy się w atlantyckiej drugiej lidze. Nie z powodu zażyłości z ustępującym prezydentem, tylko stanu praworządności w kraju.
Były ambasador Polski w Kanadzie, a obecny przewodniczący klubu senatorów Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki w rozmowie z PNP 24.PL potwierdził, że poważnie liczy się z taką możliwością. Przyczyniłyby się do niej nieprzyjazne działania pisowskiej władzy wobec sądów na rzecz ich uzależnienia od władzy wykonawczej i nadmierne wzmacnianie pozycji prokuratury.
W trakcie kampanii wyborczej Joe Biden wskazywał nieco inny wariant postępowania wobec Polski, zawarty również w spisanym credo dotyczącym polityki zagranicznej, które wtedy przedstawił. Kraje sojusznicze Ameryki, które mają u siebie kłopoty z przestrzeganiem standardów demokratycznych, musiałyby się z tych działań wytłumaczyć przed innymi na forum konferencji międzynarodowej. Rozwiązanie upokarzające, ale nietrwałe ani nie instytucjonalizujące “dwóch prędkości” we wspólnocie atlantyckiej.
Teraz bardziej realne może okazać się powołanie Sojuszu na Rzecz Demokracji. Brak zaproszenia Polski do niego, gdy już powstanie, oznaczałby wykluczenie nas z części wspólnoty atlantyckiej.
Pozostalibyśmy amerykańskim sojusznikiem jako członek NATO, ale współpracę z Waszyngtonem zdominowałyby kwestie wojskowe. Zapewne wśród potraktowanych w ten sposób państw sojuszu znalazłyby się jeszcze Węgry i Turcja.
Podczas głosowania w polskim Senacie, gdzie w odróznieniu od Sejmu działa demokratyczna większość, złożona z Koalicji Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Lewicy – PiS opowiedział się przeciw rezolucji, dotyczącej solidarności z Ameryką, poparcia dla pokojowego przejęcia władzy w USA oraz woli zacieśnienia współpracy z nową tamtejszą administracją. Podobne uchwały zwykle przyjmowano przez aklamację. Senatorowie PiS zagłosowali przeciw, chociaż projekt nie wymieniał żadnego nazwiska, nawet Donalda Trumpa, nie wskazywał też odpowiedzialnych za atak na Kapitol ani zagrzewanie do niego.
Również rząd Mateusza Morawieckiego w odróżnieniu od największych państw Unii Europejskiej szturmu na Kapitol nie potępił. Prezydent Andrzej Duda oznajmił, że nie zamierza ingerować w wewnetrzne sprawy Stanów Zjednoczonych. Tymczasem nawet premier Wielkiej Brytanii, która z UE wystąpiła, Boris Johnson, kiedyś znany z ciepłych relacji z Trumpem, stanowczo potępił postawę ustępującego prezydenta w styczniowych dniach. Polska rządzona przez Prawo i Sprawiedliwość okazała się więc sojusznikiem Trumpa nie tyle najlepszym, co… ostatnim.
Kumulacja tych faktów nie wróży dobrze kontaktom polsko-amerykańskim po zmianie gospodarza Białego Domu.