Jest coś symbolicznego, że wzrost gospodarczy odzyskaliśmy dopiero wówczas, gdy Leszek Balcerowicz przestał być wicepremierem i ministrem finansów.
Plan Leszka Balcerowicza stał się symbolem zmian ustrojowych po 1989 r.. Jednak rzeczywistym punktem zwrotnym okazał się pierwszy wzrost produktu krajowego brutto po odejściu od komunizmu. Udało się go osiągnąć w kwietniu 1992 r. za rządów Jana Olszewskiego.
Premier, który sam o sobie mówił, że na gospodarce się nie zna, okazał się więc pod tym względem rzeczywistym szefem “rządu przełomu”. Mecenas Olszewski jeśli o ekonomię chodzi, dobrał sobie wielobarwną i kompetentną ekipę współpracowników, reprezentującą rozmaite szkoły myślenia o gospodarce i państwie. Ministrem finansów został u niego Andrzej Olechowski, pracy Jerzy Kropiwnicki, a głównym doradcą gospodarczym Dariusz Grabowski. Osiągnięty za ich czasów powrót na ścieżkę wzrostu stał się możliwy za sprawą pracowitości milionów Polaków i ich gotowości dostosowania się do zmieniającej się błyskawicznie sytuacji. Dla zwykłych ludzi odzyskanie dodatniego wskaźnika PKB za rządów Jana Olszewskiego nie było tylko kolejną daną statystyczną, lecz dowodem, że warto było wcześniej od komunizmu odchodzić.
Niezależnie od faktu, że od półwiecza, a konkretnie momentu publikacji słynnej książki Edwarda Mishana “Spór o wzrost gospodarczy”, wiemy doskonale, że nawet on nie stanowi uniwersalnej recepty na wszystkie bolączki gospodarcze i społeczne [1]. Polska – co istotne – przez ponad trzydzieści kolejnych lat już tego wzrostu nie straciła, jeśli pominąć krótki czas pandemii koronawirusa, kiedy to kurczyły się wszystkie gospodarki świata. Dodatnią dynamikę PKB, chociaż już ograniczoną do wskaźników, którymi zwykle zajmują się aptekarze utrzymaliśmy nawet w okresie pęknięcia “bańki internetowej” na światowych giełdach (kryzys wiązał się z przewartościowaniem spółek kojarzonych z nowymi technologiami), a w dekadę później w okresie kolejnego załamania po upadku w USA Lehman Brothers pozostaliśmy w Europie “zieloną wyspą”. Znów przede wszystkim za sprawą przedsiębiorczości zwyczajnych Polaków, w mniejszym zaś stopniu przenikliwości decydentów.
Emocje związane z ekonomicznymi następstwami zmiany ustrojowej ogniskuje jednak od dekad osoba Leszka Balcerowicza. I nawet odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu rzeczywiście pozostawał on autorem wdrażanego przez siebie planu tego nie zmienia. Od momentu, kiedy składające się na jego pakiet stabilizacyjny ustawy trafiły do Sejmu a potem w niespełna dwa tygodnie na biurko prezydenta, którym był jeszcze gen. Wojciech Jaruzelski – mija 35 lat. W socjologii to czas jednego pokolenia. Sprzyja to bilansom.
Pakiet stabilizacyjny z pomocą wojska
Prace nad pakietem stabilizacyjnym Sejm – jeszcze kontraktowy a nie pochodzący z wolnych wyborów – rozpoczął 17 grudnia historycznego roku 1989. Wcześniej zaś, jak opisuje w autobiografii sam Leszek Balcerowicz: “(..) Zwróciliśmy się do wojska z pytaniem, czy mogliby nam pomóc w drukowaniu projektów ustaw, a także – ewentualnie – w ich rozwiezieniu posłom. Moce przerobowe drukarni w Sejmie i URM mogły się okazać niedostateczne. Obawialiśmy się także, że posłowie rozsiani po całym kraju, nie otrzymają tych projektów w przyzwoitym terminie, to jest choćby na kilka dni przed 17 grudnia. Ktoś wtedy zażartował, że najlepiej byłoby, gdyby wojskowi z projektami ustaw złożyli wizyty posłom w domach, rankiem 13 grudnia… 17 grudnia 1989 roku w Sejmie nastąpiła “wielka odsłona” programu gospodarczego. Atmosfera była podniosła. Marszałek Kozakiewicz pytał mnie, jak ma uzasadnić posłom, że obrady zwołano na niedzielę. Jak? “Aby posłowie wiedzieli, jaka to ważna sprawa”. W przemówieniu transmitowanym przez telewizję powiedziałem, że chcemy budować gospodarkę nie jakąś podręcznikową, tylko znaną z doświadczeń znad Łaby i Bałtyku. Przypomniałem też, że zadanie przekształcenia systemu gospodarczego – samo w sobie trudne – wypadło u nas w skrajnie niesprzyjających warunkach, przy szalejącej inflacji, braku rezerw dewizowych, obciążeniu długiem zagranicznym, zadania stojące przed Polską są ogromne i bez precedensu (..)” [2].
Posłowie, o czym była już mowa, wybrani na mocy kontraktu choć w historycznych głosowaniach 4 i 18 czerwca 1989 r, pierwszych od 1928 r, których wyniki liczono uczciwie, teraz w grudniu ’89 procedowali nad pakietem dziesięciu składających się na Plan Balcerowicza ustaw szybko i jak na rozkaz. Równocześnie toczyły się prace nad zmianą nazwy i symboliki państwa: PRL stała się na powrót Rzeczpospolitą Polską a orłowi z godła przywrócono koronę. Słusznie, ale ta zbieżność nie sprzyjała pogłębionej refleksji nad społeczno-gospodarczymi następstwami dziesięciu (znacząco zrezygnowano z jedenastej: o przeciwdziałaniu praktykom monopolistycznym, oficjalnie z powodu niedopracowanego projektu) przyjmowanych ustaw, z których składał się pakiet stabilizacyjny.
Nawet wywodzący się ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego marszałek Sejmu kontraktowego, który całą operacją kierował – Mikołaj Kozakiewicz, tak oceniał Leszka Balcerowicza: “Zarzucam jego reformie “jednoboczność”, czyli przywiązywanie ogromnej wagi do sprawy uzdrowienia pieniądza i zaniedbanie innych sfer, przede wszystkim problemów socjalnych. On mi niezmiennie odpowiadał, że na to czas przyjdzie później. Najpierw trzeba uzdrowić pieniądz i zadbać o takie dochody państwa, żeby było z czego finansować inne sfery. Moim zdaniem Balcerowicz popełniał błąd, uważając, że wiele niekorzystnych zjawisk bierze się stąd, że ludzie nie potrafią dostosować się do zmiennych warunków” [3].
W znacznej mierze umieli to robić, chociaż realizacja planu stabilizacyjnego pogorszyła, często nie tylko doraźnie, warunki życia Polaków. Pod koniec 1991, drugiego roku wprowadzania go w życie, przeciętna płaca realna w gospodarce kształtowała się na poziomie zapamiętanym z 1987 r. Tylko przez rok 1990 miał miejsce spadek produkcji o jedną trzecią [4]. Bezrobocie – zjawisko w socjalizmie nieznane lub ograniczone do nielicznego grona osób uznawanych przez władzę za chronicznie nieprawomyślne – w 1991 r. przekroczyło w Polsce 11 proc. siły roboczej. Z drugiej strony, udział firm zatrudniających do dwustu osób wzrósł z 27 proc ogółu przedsiębiorstw w 1989 r. do 45 proc w 1991 r. Zaś według oszacowań Polskiego Banku Rozwoju udział sektora prywatnego w tym rolnictwa w produkcie krajowym brutto wzrósł z 28 proc w 1989 r. do 45 proc. w 1991 r. [5]. W lutym 1991 r. co piąty Polak aprobował plan Balcerowicza, co trzeci był mu przeciwny [6].
Co do kwestii społecznych w tym osławionego “popiwku” (podatku od wzrostu wynagrodzeń uznanych za ponadnormatywne) i braku realnych działań osłonowych, to nawet znany z pewności siebie Leszek Balcerowicz w wywiadzie z Maciejem Kozłowskim tak widział “(..) przejście do nowego systemu wzrostu wynagrodzeń. W tej dziedzinie nie mamy jeszcze w pełni opracowanej koncepcji. Zdajemy sobie sprawę, że obecny mechanizm, bardzo drakoński, ma wiele ubocznych negatywnych skutków. Ale doszliśmy do wniosku, że w fazie ostrej inflacji, niczego lepszego nie da się wymyślić. Nikt zresztą nie zaproponował nam innego rozwiązania” [7]. Inflację udało się zdusić, główne również po latach pytanie dotyczy społecznych kosztów tego zabiegu. Zaś cytowana wypowiedź sternika gospodarki znamionuje znaczną bezradność, całkiem sprzeczną z jego publicznym wizerunkiem.
Zmiana w pełnym biegu. Terapia szokowa bez vacatio legis
Jak wskazuje Janusz Majcherek: “1 września 1989 r. został powołany przez Obywatelski Klub Parlamentarny specjalny zespół solidarnościowych polityków i ekonomistów, pod kierownictwem prof. Janusza Beksiaka mający opracować gospodarczy program ratunkowy, który został przedstawiony po miesiącu prac. W tym czasie coraz częściej pojawiał się w Polsce Jeffrey Sachs, amerykański doradca ekonomiczny profesor Uniwersytetu Harvarda, który przygotował własny zarys programu gospodarczego. Ale zadanie przeprowadzenia głębokiej reformy ekonomicznej przypadło ostatecznie Leszkowi Balcerowiczowi (..) ” [8].
Nie działał oczywiście sam, wspierali go zwłaszcza Wojciech Misiąg i Marek Dąbrowski. Jednak społeczne emocje wiążą się wyłącznie z nazwiskiem Balcerowicza. Nawet jeśli to nie on, ekonomista pracujący do 1989 r. w Instytucie Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki a w latach 70. w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR, pozostawał faktycznym autorem programu – wprowadzał go w życie i z nim do dziś jest identyfikowany. 27 grudnia 1990 r. Sejm przyjął pakiet ustaw stabilizacyjnych, później potwierdził je Senat, zaś prezydent Jaruzelski – co zawczasu uzgodniono – podpisał je w Sylwestra.
Plan Balcerowicza, a ściślej ustawy służące jego realizacji, wchodzą w życie 1 stycznia 1990 r. Już w pierwszym roku jego funkcjonowania produkt krajowy brutto spadł o 8 proc, płace realne o 24 proc, zaś ceny wzrosły o 250 procent.
“(..) Niezależnie od różnic w ocenie sali recesji i bezrobocia, nie ulega wątpliwości, że w 1990 r. poziom życia większości Polaków obniżył się w sposób odczuwalny” – przyznaje prof. Antoni Dudek [9].
“Projekt terapii szokowej, wprowadzony w życie rok później przez Leszka Balcerowicza, jeszcze na początku 1989 r. był ideowo i politycznie nie do przyjęcia nie tylko dla zwyczajnych związkowców, ale także dla ich liderów” – stwierdza jednoznacznie Jan Skórzyński w książce “Ugoda i rewolucja” [10].
Rodzi się więc pytanie, jak to się stało, że został przyjęty. Zwłaszcza, że dorobkiem “Solidarności” jeszcze z czasów pierwszego okresu legalnego jej działania (1980-81) pozostawały projekty prospołecznych reform autorstwa związkowych doradców: Tadeusza Kowalika, Ryszarda Bugaja i Stefana Kurowskiego.
Sytuację poprzedzającą przygotowanie planu stabilizacyjnego charakteryzuje raz już tu cytowany Antoni Dudek, który zwraca uwagę, że w 1989 r. “po ustawowym wprowadzeniu indeksacji płac (lipiec) oraz urynkowieniu cen żywności (sierpień) nastąpił gwałtowny wzrost inflacji. W sierpniu wyniosła ona 39,5 proc, we wrześniu 34,4 proc, zaś w październiku 54,8 proc. Nowy rząd zmuszony był rozpocząć urzędowanie od wystąpienia do Sejmu o podwyższenie deficytu budżetowego o 1,5 bln złotych (tj. do 4,9 bln), ponieważ w pustej kasie brak było środków na bieżące wydatki” [11].
Program stabilizacyjny miał być lekarstwem na tę sytuację, sprokurowaną przez poprzedni, ostatni komunistyczny rząd Mieczysława F. Rakowskiego. Entuzjaści Leszka Balcerowicza uznają, że skutecznym. Jego oponenci – że gorszym od samej choroby. Jak wskazuje dalej prof. Dudek: “W styczniu 1990 r. współczynnik zwiększania płac wolny od restrykcyjnego podatku nazwanego popularnie popiwkiem (podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń) ustalono na 0,3 wskaźnika wzrostu cen, a w następnych trzech miesiącach – na 0,2. Obniżono także próg podatku wyrównawczego do 140 proc średniej płacy. Ponadto program przewidywał ograniczenie kredytów preferencyjnych i mechanizmu finansowania deficytu budżetowego kredytem NBP, redukcje różnego rodzaju dotacji oraz zniesienie większości ulg podatkowych. Te z cen, które miały pozostać pod kontrolą rządu (np. węgla, energii elektrycznej, gazu, paliw, biletów PKP i PKS), zostały radykalnie podniesione (nawet o 400 proc)” [12]. Nie stanowi więc przesady mówienie o terapii szokowej. A nawet końskiej kuracji, skoro o chorobie i lekarstwie była też już mowa.
Kiedy parlamentarzyści OKP, emanacji obozu Solidarności w Sejmie i Senacie skarżyli się rekomendującemu im radykalne zmiany doradcy Jeffrey’owi Sachsowi na ich wysokie koszty społeczne, gość z Ameryki zareplikował im lapidarnie, wedle relacji Gabriela Janowskiego:
– Psu odcina się ogon jednym cięciem a nie po kawałku.
Towary zamiast kolejek, ale można tylko popatrzeć
“(..) W sklepach – w miejsce kolejek – zaczęło pojawiać się coraz więcej towarów, ale ceny były szokująco wysokie. W styczniu, zamiast planowanych 45 proc, inflacja wyniosła aż 78,6 proc. Szczególnie niepokojący był gwałtowny wzrost cen pieczywa. W celu jego zahamowania rząd zdecydował się na interwencję, zobowiązującą producentów do zawiadomienia izb skarbowych o zamiarze podwyżki. W następnych miesiącach wzrost cen był już jednak wyraźnie niższy: w lutym wyniósł jeszcze 23,8 proc, ale w marcu tylko 4,3 proc, a w kwietniu 7,5 proc. Symbolem rozwoju wolnego rynku było pojawienie się na szeroką skalę handlu ulicznego, który – stosując niskie marże – łagodził nieco skutki obniżenia stopy życiowej. Według danych GUS, płace realne w 1990 r. spadły w stosunku do roku poprzedniego o 23,9 proc, a spożycie z dochodów osobistych o 15,5 proc”, jak opisuje Antoni Dudek [13]. Co więcej, produkcja sprzedana zmniejszyła się w całym roku 1990 o 24,2 proc.
A jeszcze przy Okrągłym Stole strona solidarnościowo-społeczna, o czym była już mowa, trzymała się licznych typowo związkowych rozwiązań typu egalitarnego, takich jak indeksacja płac.
Żeby było jeszcze zabawniej, nie da się ukryć, że wcześniej na pomysł reform typu liberalnego i rynkowego wpadła komunistyczna jeszcze chociaż dobiegająca własnego schyłku i zamyślająca o zabezpieczeniu pozyskanych przez klasę rządzącą dóbr władza. I nie chodzi wyłącznie o tworzone masowo spółki nomenklaturowe, w do których zarządu wchodzili zwykle dotychczasowy sekretarz organizacji partyjnej i dyrektor zakładu pracy.
Na rok przed Planem Balcerowicza uchwalono Ustawę Wilczka, nazwaną tak od nazwiska miliardera PZPR i ministra przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego, chemika Mieczysława Wilczka, której treść sprowadzała się do przekonania, że co nie jest zabronione, jest dozwolone. Obliczana na potrzeby swoich, stanowiła wyraz – jak wtedy mówiono – komunistycznego leseferyzmu.
W grę wchodziły także plany ambitniejsze i dalej idące, w skali kraju, nie tylko przejmowanych przez nomenklaturę fabryk.
Zaświadcza o tym Jeffrey Sachs, ekonomista z Harvardu, guru a potem też doradca Leszka Balcerowicza i faktyczny – avant la lettre – twórca kojarzonego z nazwiskiem wicepremiera i ministra finansów planu gospodarczego.
Zima, wiosna… do Boliwii droga prosta
Trzydziestopięcioletni wówczas Sachs, reprezentujący w ekonomii liberalną i monetarystyczną modną wtedy szkołę chicagowską, doradzał wcześniej rządowi latynoamerykańskiej Boliwii, co doprowadziło tam wprawdzie do zduszenia inflacji ale także do przelewu krwi, a z czasem i rządów populistycznych, przypominających nieco ekipę PiS w Polsce.
Jak relacjonuje w książce “Koniec z nędzą” prof. Jeffrey Sachs: “Na początku 1989 roku ni stąd, ni zowąd zatelefonował do mnie Krzysztof Krowacki, urzędnik ambasady Polski w Waszyngtonie, i zapytał, czy mógłby mi złożyć wizytę w moim biurze w Uniwersytecie Harvarda. Zgodziłem się, nie wiedząc o co chodzi” [14].
Radca finansowy w ambasadzie PRL w Waszyngtonie Krzysztof Krowacki poza tą rolą figuruje w aktach jako funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, a dostępne na jego temat dokumenty pochodzą z lat 1982-89 [15]. Oddajmy jednak powtórnie głos profesorowi Sachsowi:
“Kilka dni po telefonie Krowacki zjawił się u mnie. Wyjaśnił mi, że jego kraj przeżywa katastrofę gospodarczą i zapytał, czy rady, jakich udzielałem w Ameryce Łacińskiej, mogłyby być przydatne dla Polski. Z jego opisu wyłonił się obraz kraju, pogrążonego w kłopotach: Polska już dawno częściowo zawiesiła spłaty zadłużenia zagranicznego. w kraju występowała wysoka i rosnąca inflacja, pogłębiał się też kryzys polityczny. Krowacki powiedział mi, że polski rząd chce przeprowadzić reformy” [16].
Premierem był wówczas Mieczysław F. Rakowski, zaś I sekretarzem KC PZPR niezmiennie od ośmiu lat gen. Wojciech Jaruzelski.
Zaś jak relacjonuje dalej Sachs: “Na zakończenie rozmowy Krowacki zapytał, czy nie byłbym skłonny przyjechać do Polski, aby przedyskutować te sprawy z kimś z jego kolegów. Powiedziałem mu, że interesują mnie wydarzenia w Polsce i że w 1976 r. byłem we Wrocławiu, wkrótce po strajkach i protestach, jakie wtedy miały miejsce w tym mieście. Rozwój wydarzeń w Polsce i w ogóle w Europie wschodniej śledziłem z wielkim zainteresowaniem, po części dlatego, że moja żona z rodziną wyemigrowała z Czechosłowacji” [17].
Ze względu na swoją proweniencję służbową dyplomata Krowacki zapewne doskonale o tym wszystkim wiedział. Za pierwszym razem jednak celu nie dopiął.
“(..) Uprzejmie odrzuciłem zaproszenie, wyjaśniając, że nie chcę pracować dla komunistycznego rządu. Byłem gorącym wielbicielem Lecha Wałęsy” – tłumaczy odmowę Sachs [18]. Na tym jednak sprawa się nie zakończyła, bo wydarzenia przyspieszyły niezależnie od obu rozmówców. Ekonomista z Harvardu tak to zapamiętał:
“Po czterech tygodniach zadzwonił Krowacki. “Profesorze Sachs, powiedział pan, żebym zadzwonił, jeśli coś się zmieni. Otóż okazało się, że na mocy umów “okrągłego stołu” (..) rząd ma zalegalizować Solidarność”” [19].
I dokładnie tego dnia, kiedy wspomniane umowy zostaną podpisane, Jeffrey Sachs pojawi się w Warszawie. Nie jest Forestem Gumpem, wie, co robi. Nie bez znaczenia okazuje się również, skąd przyjeżdża.
Jak Sachs przyleciał z Moskwy, a program napisał na komputerze u Michnika
“Z Moskwy, gdzie uczestniczyłem w krótkiej konferencji, 5 kwietnia 1989 roku przyjechałem do Warszawy. Zajął się mną ekonomista z Instytutu Handlu Zagranicznego. Wygłosiłem prelekcję o zarządzaniu długiem, odbyłem zaplanowane spotkanie z kilkoma ekonomistami z “Solidarności”, a potem pojechałem do pałacu, w którym właśnie dobiegały końca negocjacje przed podpisaniem Porozumienia Okrągłego Stołu. Tego samego dnia wyjechałem z Polski. Moja wizyta trwała tylko dzień, ale miałem odczucie, że byłem świadkiem wydarzeń, które przejdą do historii. Kilka tygodni później zatelefonował do mnie George Soros, niezwykły finansista i filantrop. Powiedział mi, że jest w kontakcie z kilkoma osobami z kierownictwa “Solidarności” i że właśnie wybiera się do Polski. Czy nie zechciałbym mu towarzyszyć w tej podróży i spotkać się z tymi ludźmi?” [20].
Efekty majowej wizyty ich obu w Polsce okazały się nader owocne. O czym znów najlepiej zaświadczy sam Jeffrey Sachs: “W ostatnim dniu pobytu w Warszawie powiedziałem moim rozmówcom z “Solidarności” i z rządu, że chętnie bardziej się zaangażuję w pomoc w przezwyciężaniu pogłębiającego się kryzysu gospodarczego. Zapytałem George’a Sorosa czy jego Fundacja im. Stefana Batorego pokryje koszty działania małego zespołu. Zaprosiłem do współpracy swojego byłego studenta i przyjaciela Davida Liptona zatrudnionego wówczas w M[iędzynarodowym] F[unduszu] W[alutowym]. Zaczęliśmy pracę w charakterze doradców, wciąż nie mając pojęcia, co się jeszcze zdarzy” [21].
Za pieniądze Sorosa – bo o nie, jak na liberalnego monetarystę przystało, autor relacji jak już wiemy spytał w pierwszej kolejności – Lipton i Sachs doradzali więc równocześnie zarówno rządowi z PZPR jak opozycyjnemu jeszcze NSZZ “Solidarność” jak przygotować kraj do reform gospodarczych. Z perspektywy miliardera okazało się to roztropne, skoro wiadomo było, że zbliżają się wybory i najlepiej obie strony obstawić, wtedy na pewno się trafi. Wspomniany zaś kierunek, z jakiego Sachs przybył do Warszawy w dniu zawarcia porozumień okrągłostołowych ma znaczenie, bo w Moskwie wówczas wchodziły w fazę kulminacyjną “głasnost” i “pierestrojka” proklamowane przez Michaiła Gorbaczowa i jego nadzwyczaj liberalną na tle poprzedników ekipę.
O polskich z kolei wyborach była już mowa. Nadchodzi 4 czerwca 1989 r. Co ta przełomowa dla nas data oznacza dla Sachsa i jego zespołu?
“Kiedy wkrótce wróciłem do Polski, młody dynamiczny działacz, Grzegorz (“Larry”) Lindenberg, zorganizował nasze, tj. Liptona i moje, trzy kolejne spotkania z głównymi strategami ruchu “Solidarności”: Bronisławem Geremkiem, Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem” [22].
Rozmowa z Kuroniem w jego słynnym żoliborskim mieszkaniu trwa wiele godzin. Sachs przedstawia swoje koncepcje.
– Napiszcie plan – poleca gospodarz.
“(..) Powiedziałem: “Panie Kuroń, wrócimy teraz do kraju i w ciągu tygodnia lub dwóch prześlemy panu faksem zapis tych pomysłów”. Uderzył w stół. “Nie! Potrzebujemy planu teraz”. Zapytałem: “A co pan rozumie przez “teraz”? “Potrzebne mi jest to na jutro rano”. Było pewnie pół do dwunastej. “Dobrze – powiedział Larry. Pojedziemy teraz do redakcji “Gazety”. Tam mają komputer. Możecie zapisać wasz plan..”. Larry Lindenberg był szefem ekonomicznym “Gazety Wyborczej”, nowo zalegalizowanej gazety “Solidarności”, której naczelnym redaktorem został Adam Michnik (..). O północy dotarliśmy do pomieszczenia redakcji informacyjnej, niedawno przystosowanej do celów “Gazety” z salki w żłobku. Usiadłem przy klawiaturze komputera i razem z Liptonem zaczęliśmy pisać tekst planu transformacji Polski z kraju o gospodarce podporządkowanej systemowi radzieckiemu w kraj o gospodarce rynkowej (..). Pracowaliśmy całą noc. do świtu, a w końcu wydrukowaliśmy piętnastostronicowy tekst, w którym przedstawiliśmy zasadnicze koncepcje i planowany porządek reform” [23].
Co zawierał? Położenie kresu inflacji i wymienialność waluty. Zaprzestanie kontroli cen. Prywatyzację. Wszystko, co znalazło się w późniejszym projekcie, znanym już jako plan Balcerowicza. Ale Jeffrey Sachs podobnie jak jego dawny student David Lipton wciąż nie mieli możliwości się wyspać.
Jak wydruk planu Sachsa i Liptona przesądził o przejęciu władzy w Polsce
“Następnego dnia rano zanieśliśmy sporządzony dokument Jackowi Kuroniowi. “Dobre, to jest dobre – powiedział Kuroń – chodźmy do Michnika”” [24].
I to rozmowa z nim miała najdalej idące reperkusje nie tylko dla Sachsa, Liptona i naczelnego “Gazety” ale dla losów naszego niemal 40–milionowego wówczas kraju.
“- Czy naprawdę wierzysz, że to zadziała? – zapytał Michnik.
– To dobry plan. Można go wykonać – odpowiedziałem.
Na to Michnik:
– W porządku, dostarczyłeś mi ostatni argument do mojej układanki. Wiem, co trzeba zrobić od strony politycznej. Teraz mówisz mi, że jest również strategia gospodarcza. W takim razie wchodzimy do rządu” [25].
Kilka dni później Adam Michnik ogłasza w kierowanej przez siebie “Gazecie Wyborczej” przełomowy artykuł “Wasz prezydent, nasz premier” [26].
Na łamach “Tygodnika Solidarność” gniewnie replikuje mu Tadeusz Mazowiecki w tekście znacząco zatytułowanym: “Spiesz się powoli” [27].
Ale paradoks historii sprawi, że to oponentowi koncepcji szybkiego przejęcia władzy przypadnie misja tworzenia rządu – w roli pierwszego po wojnie niekomunistycznego premiera Polski.
Kandydat czwartego wyboru czyli poszukiwany, poszukiwana
Gdy się jej podejmie, Tadeusz Mazowiecki zapowiada, że potrzebny mu jest polski odpowiednik Ludwika Erharda, który po wojnie uzdrowił gospodarkę zgruzowanych Niemiec Zachodnich i stworzył tamtejszy cud gospodarczy.
Przyjęcia funkcji sternika polskiej gospodarki odmawiają jednak kolejno:
– Witold Trzeciakowski, wcześniej lider ekonomicznej ekipy strony społecznej w rozmowach Okrągłego Stołu
– Cezary Józefiak. prospołeczny ekonomista doradzający od lat Solidarności; w kręgach opozycji nawet to, że żona Józefiaka pracuje jako pielęgniarka staje się argumentem, że lepiej do większości ekonomistów zna on codzienne problemy ludzi
– Waldemar Kuczyński, zastępca Mazowieckiego w redakcji “Tygodnika Solidarność”, specjalizujący się w tematach gospodarczych.
To ten ostatni, chociaż proponowanej funkcji nie przyjmie, wskaże Mazowieckiemu właśnie Leszka Balcerowicza jako najlepszego kandydata do tej roli.
Balcerowicz okaże się więc nie tylko nie pierwszym ani nawet rezerwowym, ale dopiero czwartym wyborem premiera Tadeusza Mazowieckiego.
Sam zresztą wcale nie udaje, że było inaczej. Jak pisze w autobiografii “800 dni”: “W sierpniu 1989 roku, obłożony angielskimi książkami do ekonomii, przebywałem z rodziną na działce poza Warszawą. Tam właśnie, z radia dowiedziałem się, że Tadeusz Mazowiecki został desygnowany na premiera. Powróciłem do Warszawy w ostatnich dniach sierpnia z myślą o koniecznych przygotowaniach do wyjazdu za granicę, planowanego na 5 września. Następnego dnia po powrocie spotkałem się ze Stefanem Kawalcem. Wspomniał, że dzwonił do niego Waldek Kuczyński w związku z tworzeniem się nowego rządu i że zapewne zaproponują mi jakieś stanowisko doradcze (..). Chyba następnego dnia zadzwonił Kuczyński (..). Spotkaliśmy się i Kuczyński oznajmił mi, że poszukuje się kandydata na stanowisko ministra finansów i że premier widziałby mnie w tej roli (..). Tego samego lub następnego dnia doszło do mojej pierwszej rozmowy z Tadeuszem Mazowieckim.Premier zaczął od tego, że szuka swojego Ludwiga Erharda (..)” [28].
Znajdzie go, przynajmniej we własnym mniemaniu, zanim to jednak nastąpi, Balcerowicza czeka ciężka przeprawa z żoną Ewą. Niełatwo jej przystać na rezygnację z planu wspólnego wyjazdu na stypendium do Wielkiej Brytanii.
Zamiast roztkliwiać się, jak czyni to wielu biografów nad dylematem rodziny Balcerowiczów z tym związanym, lepiej zapewne skupić się na następstwach, jakie dla społeczeństwa niosło za sobą wprowadzenie w życie planu stabilizacyjnego.
Dla milionów Polaków oznaczał zawalenie się ich dotychczasowego świata. Dotyczy to załóg Państwowych Gospodarstw Rolnych, którym rychło pozamykano miejsca pracy podobnie jak wielkie fabryki, do niedawna dumne twierdze oporu Solidarności, nawet z nowoczesnych branż, jak elektronika i motoryzacja. Plan Balcerowicza boleśnie też dotknął rolników, zwłaszcza tych, co wcześniej pozaciągali kredyty, do których brania poprzednia władza zachęcała. Obniżył poziom życia emerytom i sferze budżetowej. Uczynił nieopłacalnym rodzime rzemiosło i praktycznie każdą produkcję a nawet handel przestrzegający w odróżnieniu od ulicznego tradycyjnych kupieckich zasad.
Jednak również miliony Polaków zyskały komfort, że zarabiają w realnej walucie. I poczucie powrotu do normalnego świata – wcześniej doświadczanego tylko przy okazji wyjazdów na Zachód – za sprawą wypełnionych półek w sklepach. Polacy zresztą, nie oglądając się na urzędników, brali już własny los w swoje ręce.
[1] por. Edward Mishan. Spór o wzrost gospodarczy. PIW, Warszawa 1986
[2] Leszek Balcerowicz. 800 dni. Szok kontrolowany. Zapisał: Jerzy Baczyński. Współpraca: Jerzy Koźmiński. Polska Oficyna Wydawnicza “BGW”, Warszawa 1992, s. 59
[3] Mikołaj Kozakiewicz. Byłem marszałkiem kontraktowego. BGW, Warszawa 1991, s. 70
[4] “The Economist”, styczeń 1991
[5] por. Leszek Balcerowicz. 800 dni… op. cit, s. 182-183
[6] sondaż CBOS, luty 1991
[7] Maciej Kozłowski rozmawia z Leszkiem Balcerowiczem. “Tygodnik Powszechny” z 13 lutego 1990
[8] Janusz Majcherek. Pierwsza dekada III Rzeczypospolitej 1989-1999. Presspublica, Warszawa 1999, s. 71
[9] Antoni Dudek. Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989-1995. Wydawnictwo GEO, Kraków 1997, s. 76
[10] Jan Skórzyński. Ugoda i rewolucja. Władza i opozycja 1985-1989. Presspublica, Warszawa 1995, s. 223
[11] Antoni Dudek. Pierwsze lata III Rzeczypospolitej… op. cit, s. 72
[12] ibidem, s. 73
[13] ibidem, s. 75
[14] Jeffrey Sachs. Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia. Przedmowa: Bono. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, przeł. Zofia Wiankowska-Ładyka, s. 119
[15] por. Karty uposażeń funkcjonariusza MO. Krzysztof Aleksander Krowacki, nazwiska legalizacyjne: Szamota, Zagórski, imię ojca: Stanisław, ur. 19-07-1939; ipn.gov.pl
[16] Jeffrey Sachs. Koniec z nędzą… op. cit, s. 119
[17] ibidem, s. 119-120
[18] ibidem, s. 120
[19] ibidem
[20] ibidem
[21] ibidem, s. 121
[22] ibidem
[23] ibidem, s. 123-124
[24] ibidem, s. 126
[25] ibidem, s. 127
[26] Adam Michnik. Wasz prezydent, nasz premier. “Gazeta Wyborcza” z 3 lipca 1989
[27] Tadeusz Mazowiecki. Spiesz się powoli. “Tygodnik Solidarność” z 14 lipca 1989
[28] Leszek Balcerowicz. 800 dni… op. cit, s. 9-10