Zastanawiając się, jak zbudowane jest polskie państwo, w pierwszej części opisałem, jak wygląda struktura państwa, i przedstawiłem podstaw element strukturalny – “równoważenie się władz“, czyli “checks & balances“. Wiedząc już, jak poszatkowana jest struktura państwowa, przyjrzyjmy się dwóm węzłowym elementom tej konstrukcji.
To nie jest zwykła „demokracja”, czyli władza ludu, ale „liberalna demokracja”. To nie tylko wybory, wola obywateli, ale przede wszystkim: rządy prawa, prawa człowieka, gospodarka rynkowa i … wiele innych…
W kolejnej – jakie funkcje spełnia w “liberalnej demokracji” Trybunał Konstytucyjny. Jak niefunkcjonalny jest organ państwa, łamiący trójpodział władzy, paraliżujący działania przedstawicieli suwerena.
Trybunał Konstytucyjny jako Izba Najwyższa
To władza nie odpowiadająca przed nikim, dobrze uposażona, nietykalna – poza wszelką krytyką i chroniona immunitetem. Dla tej „Izby Najwyższej” wola narodu nie ma znaczenia, sędziowie nie kierują się dobrem społeczeństwa czy państwa, ale „ideałami demokracji” i zasadami “państwa prawa”.
Czas na kolejną instytucję.
Bank Centralny
Najważniejszą instytucją powołaną w ustrojowym modelu liberalnej demokracji jest bank centralny, stworzony nie dla wspierania gospodarki, realizacji woli demokratycznie wybranych przedstawicieli narodu, ale dla kontroli i ograniczania ich władzy w polityce pieniężnej. Gdy na Węgrzech mianowano nowego szefa Banku Centralnego, opozycja lamentowała: „padła ostatnia twierdza. Nie ma już niezależnej instytucji na Węgrzech, która stanowiłaby jakąś przeciwwagę dla Orbána”. Tak właśnie jest traktowana ta fundamentalna dla państwa i jego gospodarki instytucja – jako „niezależna od państwa”.
Jego niezależność od władzy państwowej wyraża się w tym, że bank centralny nie odpowiada za stan gospodarki, finanse państwa, a jedynie strzeże wartości pieniądza. To jest fundamentalne zadanie tego strategicznego elementu finansowego w systemie ograniczania władzy narodu przez „checks and balances”. W krajach takich jak Polska czy Węgry oznacza obronę interesów zagranicznych kredytodawców ze szkodą dla rozwoju gospodarczego kraju.
Dla uzasadnienia tego ruchu, który wydaje się absurdalny, gdyż wyjmuje z jego gestii podstawowe prawo państwa – stanowienie o pieniądzu, mówi się, że ma to zapobiec zadłużaniu się państw. Jednak dziesiątki lat tego modelu “niezależnego banku centralnego” pokazały, że zadłużenie narasta w tempie astronomicznym. Ale państwo nie może kreować pieniądza na swoje potrzeby, musi go pożyczać. Pytanie – u kogo?
Konflikt ten występuje szczególnie ostro w czasie kryzysu gospodarczego. Gdy kraj popada w recesję, gdy inwestycje są na niebezpiecznie niskim poziomie, zagraniczny kapitał ucieka z kraju, banki wycofują się i ograniczają kredyty dla przedsiębiorstw i ludności, konsumpcja spada, inflacja i bezrobocie są wysokie. Jak ma się zachować bank – czy ma wtedy wspierać gospodarkę tanim pieniądzem czy zachować swoją “splendid isolation” wobec problemów kraju, strzegąc jedynie wartości pieniądza (zagranicznych inwestorów).
Na Węgrzech András Simor – człowiek międzynarodowej finansjery, wcześniej prezes austriackiego banku CAIB, przed nominacją w 2007 r. szef lokalnego oddziału Deloitte – dylemat ten rozstrzygał wg wskazówek Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego – utrzymywał politykę drogiego pieniądza. Dawał przez to wyższe premie za ryzyko zagranicznym inwestorom, zaś podwyższał koszty kredytu dla rodzimej gospodarki. Jego następca z ekipy Orbána – György Matolcsy – wcześniejszy minister gospodarki, autor „nieortodoksyjnej” polityki ekonomicznej Orbána – wzorował się na polityce amerykańskiego FED-u i Banku Anglii i obniżał stopy procentowe a węgierskie przedsiębiorstwa zasilił tanim kredytem. Ale to było działanie nieortodoksyjne, to znaczy niezgodne z instrukcjami MFW.
Nie wszystkie banki centralne działają bowiem według jednolitych reguł. Podstawowym zadaniem amerykańskiego banku centralnego (FED) jest “maksymalne zatrudnienie” i “stabilne ceny“. Od lat 70-tych, kiedy tworzył się światowy porządek post-Bretton Woods, uchwalono takie zadania w “Federal Reserve Reform Act of 1977″ i do dzisiaj, gdy prezes zarządu FED zdaje sprawozdanie ze swoich działań, pierwszym punktem sprawozdania jest relacja, jak zwiększyła się ilość miejsc pracy. Cała polityka „poluzowania ilościowego” (“quantitative easing“) była uzasadniona i nacelowane na szybkie zwiększenie zatrudnienia. I rzeczywiście miała ona pozytywne skutki – w USA bezrobocie wróciło do poziomu 5 procent.
Tak więc bankom „narodowym” w krajach takich jak Polska czy Węgry pozostaje dbanie o inflację, a Ameryka zajmie się tworzeniem miejsc pracy. To ich ograniczenie wynika z zakazu finansowania państwa przez własny bank narodowy, wpisanego do Konstytucji RP, której Artykuł 220 ust. 2 mówi:
Ilustracją tego, czyim interesom służy bank centralny, który zwykle w wielu krajach nazywa się „narodowym” jest sprawa rezerw walutowych. Gdy państwo pożycza z rynków finansowych po dość wysokiej cenie kolejne kredyty, jednocześnie bank centralny wykupuje dolary bądź euro przy mikroskopijnej stopie zwrotu tych inwestycji. Udziela w ten sposób właścicielom walut rezerwowych bardzo taniego kredytu, samo zadłużając się na znacznie wyższy procent.
Takie rozwiązania systemowe zwiększają koszty długu państwowego, płacone ostatecznie przez podatników. Rozsądek podpowiadałby inne zachowanie, ale zalecenia międzynarodowych instytucji finansowych przestrzegają przed użyciem rezerw walutowych dla celów gospodarczych. Gdyż jeśli „rynki finansowe” podejmą spekulacyjne ataki, kraje bez rezerw walutowych nie mogłyby ich odeprzeć. To się nazywa argument „nie do odrzucenia” i znamy go z gangsterskich filmów.
Bank centralny, podobnie jak inne instytucje w dzisiejszej strukturze państwa, podlega zarządzaniu międzynarodowemu. Istotniejsze są dla niego instrukcje Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy Europejskiego Banku Centralnego (mimo że Polska czy Węgry nie należą do strefy Euro) niż decyzje własnego rządu. W traktacie akcesyjnym do Unii Europejskiej Węgrzy mieli nawet wpisane, że wszelkie zmiany regulacji Banku Centralnego mają być uzgodnione z Brukselą.
Instytucje bogatego Zachodu, dysponujące potężnym kapitałem i narzędziami nacisku, mają siłę, by wymusić posłuszeństwo. Prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi ostrzegał Węgrów wprost, że małe kraje, z dużymi zagranicznymi pożyczkami, gdy „stracą zaufanie” inwestorów (prowadząc politykę sprzyjającą własnym gospodarkom, a nie pożyczkodawcom), mogą być narażone na poważne problemy. Węgry doświadczyły ataku na system finansowy, który z wielkim trudem przeżyły, płacąc za to skurczeniem się gospodarki. Podobnego ataku doświadczyła niedawno Turcja, a do wydania rozkazu do ataku przyznał się sam Donald Trump.
Zawdzięczamy tę instytucję Amerykanom, którzy stworzyli ją od podstaw w krajach środkowej Europy Środkowej. Wiosną 1990 r. sekretarz skarbu Nick Brady wysłał do Polski (na Węgry również) zespoły amerykańskich specjalistów, żeby zaprojektowali nowe przepisy prawa i instytucje, wyszkolili nowy personel dla banków centralnych i ministerstw finansów. Emerytowani amerykańscy finansiści, menedżerowie i księgowi, (w Polsce zwani „brygadami Mariotta” od hotelu w Warszawie, w którym najczęściej rezydowali) pisali prawo, szkolili nowy personel, wprowadzali nowy świat globalnych finansów do byłych komunistycznych krajów.


A później wpisaliśmy to sami do konstytucji w artykule 227, który mówi, że „Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza”. A co z gospodarką? Konstytucja nie mówi nic, więc bank z nazwy „narodowy” nie odpowiada za stan gospodarki narodowej. Jeszcze później potwierdziliśmy to w Traktacie Lizbońskim w art. 123, gdzie jeszcze mocniej związano ręce państwu, by nie prowadziło niewłaściwej polityki monetarnej, gdyż
Na ile jest to zapis sztuczny dla naturalnych potrzeb państwa, niech uzmysłowi nam fakt, że władza ucieka się do sztuczek podatkowych, by wręcz zmusić banki do tańszego finansowania potrzeb budżetowych. Ot choćby w podatku bankowym, wprowadzonym przez Prawo i Sprawiedliwość, zwalnia się z niego pożyczki dla państwa. Przypomina to sięganie prawą ręką do lewej kieszeni.
Jeśli ktoś pamięta podsłuchy z „Sowy i Przyjaciół”, to w pierwszej ujawnionej rozmowie, minister Sienkiewicz i prezes Marek Belka spiskowali, jak ominąć zakaz bezpośredniego finansowania państwa przez własny Narodowy Bank Polski. Sprawa była poważna, rozmowa poszła na pierwszy ogień medialnego ataku na rząd, publika aż zachłystywała się z oburzenia, a praktycznie zerowa reakcja na meritum tej rozmowy (bank narodowy chciał umożliwić tańsze finansowanie państwa) dowodzi, że pranie mózgów na tematy państwa w Polsce zaszło niepokojąco daleko.
O kolejnych instytucjach tego systemu ustrojowego… już wkrótce…
Twoim zdaniem…
[democracy id=”110″]
Czytaj inne teksty Autora: