W 1995 roku, jako poseł klubu Konfederacji Polski Niepodległej, byłem ponad 2 tygodnie gościem parlamentu brytyjskiego, mogąc obserwować z bliska jego funkcjonowanie. Miałem też niespotykaną okazję zobaczenia z bliska pracy brytyjskiego posła w jego okręgu wyborczym. Kilka dni byłem bowiem gościem posła opozycyjnej wówczas Partii Pracy w jego okręgu wyborczym w południowej Walii.
Brytyjski poseł, wybierany w jednomandatowym 52-tysięcznym okręgu wyborczy, spędza w nim co tydzień czas od piątku do poniedziałku, przeznaczając zwykle wtorek do czwartku na obrady Izby Gmin.
W piątek rano o 9.00 przyjechaliśmy na otwarte dla wszystkich spotkanie posła do jednej z miejscowości jego okręgu. W sali sportowej czekała na nas kolejka około 120 osób, które chciały się nim spotkać. Wraz ze swym asystentem-prawnikiem, przyjął ich wszystkich do godziny 16.00. Z każdym przeprowadził krótką merytoryczną rozmowę o problemach, z którym jego wyborcy przyszli po poselską pomoc.
To były z reguły żywotne problemy życiowe, od socjalno-rodzinnych, po płacowo-zawodowe, acz również dotyczące miasta i regionu, gdzie mieszka, aż po skalę całej Brytanii. Poseł udzielał wyjaśnień, porad i zaleceń, aż po obietnice załatwienia problemu w odpowiednich instytucjach. Asystent notował i ewentualnie umawiano się na kolejne spotkanie dla załatwienia sprawy.
I tak przez 7 godzin. W poniedziałek zaś było analogiczne spotkanie w innej już miejscowości jego okręgu wyborczego. W ciągu miesiąca więc brytyjski poseł spotykał się z blisko tysiącem swoich wyborców, a w ciągu roku z ponad 10 tysiącami. I z każdym rozmawiał, starając się pomóc rozwiązać jego problemy.
I to nie jego brytyjska pracowitość i rzetelność nakazywała mu tak traktować swoich wyborców, tylko wyborczy system JOW, gdzie jest się bezpośrednio zależnym od woli większości wyborców w swoim okręgu. I trzeba się ich słuchać i im pomagać, bo wybiorą w następnych wyborach konkurenta, który poprzednio wybory przegrał. Dlatego brytyjscy posłowie znają życie swych wyborców od podszewki i media nie są im do tego konieczne. Nie ma też szans na nieznajomość problemów i oderwanie od rzeczywistości, jak i butę oraz poczucie wyższości.
W systemie brytyjskim opartym na ordynacji wyborczej JOW “piątka Kaczyńskiego” byłaby niemożliwa, gdyż byłaby niewytłumaczalna dla wyborców oraz bezużyteczna dla ich politycznego przekupienia. Tam nie można wygrać wyborów stawiając na przekupienie poszczególnych grup wyborców. Tam trzeba zdobyć względną większość wszystkich wyborców. Ale nade wszystko nie dało by się tej większości do sensu tego posunięcia przekonać.
W systemie brytyjskim również powszechny strajk nauczycieli i powszechny upadek edukacji byłby niemożliwy. Brytyjscy posłowie nie zaryzykowaliby rozrzucaniem miliardów funtów w sytuacji rozlewającej się fali niezadowolenia wśród kluczowej dla państwa grupy zawodowej. Zapobiegli by jej. Ale też wiedzieliby, co naprawdę dzieje się w ich systemie oświaty.
I tym między innymi różni się Wielka Brytania od Polski. Oprócz oczywiście ordynacji wyborczej do parlamentów.
Czytaj publicystykę Wojciecha Błasiaka:
Co to za wzór? Skoro tak u nich dobrze ty czemu zrobili Brexit za sprawą którego stali się nie alternatywą lecz pośmiewiskiem zjedn. Europy? Imperium kolonialne też się rozpadło tylko filmy z Jamesem Bondem zostały i piłka nożna nawet w pubach nie wolno już palić a niebawem zabronią tam piwa pić
W każdej ordynacji wyborczej poseł powinien tak pracować.
Problem w tym, że struktury i procedury maja konsekwencje.
Jak idee.