Dlaczego TVP po godzinach ćwierka fałszywie
Słowa Magdaleny Wolińskiej-Riedi, przypisującej nienawiść wszystkim Polakom, nieprawdziwe i krzywdzące pokazują wyraziście moralny kryzys zawłaszczonej za rządów PiS telewizji państwowej.
Ale stanowią sygnał alarmowy dla wszystkich polskich mediów: w dobie wojny za wschodnią granicą, obliczanego na dziewięć milionów osób uchodźczego exodusu i wciąż trwającej pandemii odpowiedzialność za słowo równa się zeru. W dodatku chyba dziennikarze obowiązki zawodowe wykonują byle jak, skoro zajmują im one tak mało czasu, że znajdują go jeszcze na wypisywanie bzdur w komunikatorach społecznościowych. Strach pomyśleć, jak się media zachowają, jeśli Władimir Putin zaatakuje kolejny kraj – oby nie nasz – albo dopadnie nas kolejna mutacja śmiercionośnego wirusa.
Rządowa telewizja ma kłopot, stanowiący spadek po Jacku Kurskim, chociaż nie jest już prezesem, nie on też zatrudnił jako korespondentkę w Rzymie i Watykanie Magdalenę Wolińską-Riedi, teraz autorkę bulwersującego wpisu z mediów społecznościowych, że “my Polacy (..) wyssaliśmy nienawiść z mlekiem matki”.
Włodarze TVP sami sobie tę pułapkę zgotowali. Przy czym Kurski, zgodnie z popularnym powiedzeniem, ma więcej szczęścia niż rozumu, że zatrzasnęła się ona już za jego następcy Mateusza Matyszkowicza, wedle licznych opisów zdumiewająco mu życzliwej ponad podziałami “Gazety Wyborczej” – hipstera, czyli człowieka bez właściwości wprawdzie, ale według własnych deklaracji intelektualisty i konserwatysty, przede wszystkim zaś katolika i patrioty. Ciemny lud tego nie kupi, wbrew znanej już formule byłego prezesa Kurskiego.
Za sprawą jazgotliwej propagandy, nadskakującej rządzącym (gdzie zapowiadany przez premiera Mateusza Morawieckiego milion nowych aut elektrycznych?) i opluwającej opozycję (wina Tuska, jak drwił u schyłku swego twórczego życia Wojciech Młynarski) – publiczność TVP stanowią dziś odbiorcy traktujący jej przekaz dosłownie i nie wyłapujący niuansów. Reszta przerzuciła się dawno ruchem pilota na inne stacje. Pomijam tych, którzy oglądają, bo muszą, skoro żyją z polityki. Dla pozostałych każda wypowiedź znanej w ekranu Wiadomości gwiazdeczki, nawet najgłupsza i twitterowa a nie antenowa, nosi na sobie stempel oficjalności. Odbierana jest jako stanowisko władzy. Ci najwierniejsi – bo przecież Wiadomości ogląda ledwie co czwarty wyborca PiS, mniej zaś niż co piąty elektor Andrzeja Dudy – nie wiedzą zupełnie, co mają myśleć o najnowszym ekscesie rzymskiej a ściślej watykańskiej korespondentki najsilniejszego spośród pisowskich “środków musowego przykazu”. Inną bowiem miarę ma bluźnierstwo na łamach posturbanowego tygodnika “Nie”, inną zaś, gdybyśmy usłyszeli je na falach Radia Maryja.
Znieważanie to nie poglądy
Obrażono naród polski, nie ma z czego kpić i drwić. Szybka reakcja TVP w postaci odsunięcia rzymskiej korespondentki od wykonywania obowiązków służbowych nie zmienia faktu, że to włodarze telewizji państwowej taki nam los zgotowali. Gdyby bowiem Wolińska-Riedi pomieszkiwała w Rzymie wyłącznie jako żona funkcjonariusza papieskiej Gwardii Szwajcarskiej (watykańskiej służby ochrony), którą zresztą pozostaje rzeczywiście, nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą nie zwróciłby uwagi na jej hejterskie wynurzenia. Stanowiłyby tylko spam. A tak w potocznej opinii to TVP obraża wszystkich Polaków.
Znajdujemy też namacalny dowód, że pracujący dziś dla TVP żurnaliści prywatnie reprezentują poglądy biegunowo odmienne od oficjalnie na antenie głoszonych. To kłopot ich szefów. Ale to, że z puli 2,7 mld zł z budżetu na media państwowe obrażają wszystkich Polaków – to już nasz problem.
Niesłuchanie zniesławiających słów Wolińskiej-Riedi żadnym kontekstem dyskusji nie da się usprawiedliwić. Chociaż ich autorka tego próbuje. Korespondentka ma prawo utrzymywać, że za zbrodnie armii putinowskiej na Ukrainie nie odpowiada cały naród rosyjski, podobnie jak hitlerowskie ludobójstwo nie obciążało całego narodu niemieckiego. Wielu Polaków też tak uważa. Ale żaden z nas nie zasługuje na inwektywę, że wyssaliśmy nienawiść z mlekiem matki. Chodzi o kamień obrazy, brak kultury w polemice i bezkrytyczne powtarzanie krzywdzących nas stereotypów – a nie ekscentryczne przekonania.
Bazylika Świętego Piotra to jej dom
Wyskok korespondentki TVP niweczy na długo efekty wielu kampanii społecznych, zniechęcających do wymyślania innym w sieci. Jak budująca “Szanuję nie hejtuję” autorstwa mec. Jolanty Turczynowicz-Kieryłło z Akademii nazwanej nieprzypadkowo imieniem darzonego kiedyś tak wielkim szacunkiem adwokata Tadeusza de Viriona.
Podobnie jak dotychczasowa bezkarność Tomasza Lisa – jeśli pominąć wyrzucenie z pracy jako sankcję przy aferze takiego kalibru oczywistą – utrudni dalsze sprzeciwianie się mobbingowi i molestowaniu seksualnemu. Bo skoro celebrycie wolno, to kierownikowi też.
Jeszcze w latach 90. żurnaliści, całkiem jak w dekadę później tancerze, a w jeszcze następnej kucharze – stali się bohaterami wyobraźni zbiorowej. Jednak nie z powodu sukcesów zawodowych ani ich roli kontrolerów demokracji. Nagle zaczęli dyktować innym styl życia. Niszczycielski efekt takiego lansowania medialnych gwiazdeczek dostrzegamy już na przykładzie obu afer: najpierw Lisa, teraz Wolińskiej-Riedi.
Teraz, gdy widzę Bazylikę Świętego Piotra, to zawsze pierwsza myśl jest prosta: mój dom – taką refleksję Wolińskiej-Riedi odnotował brukowy springerowski “Fakt” trzy i pół roku temu. Nie było to szczególnie mądre, ale też nie szkodziło nikomu. W odróżnieniu od obecnych enuncjacji. Podobnie jak dyżurna paplanina innych gwiazdeczek: Lisa czy Piotra Kraśki. Do momentu, gdy dowiedzieliśmy się, jak pierwszy z nich krzywdził podwładne a drugi nie płacił należnych podatków i prowadził samochód bez prawa jazdy. Od pewności, że będzie się wysłuchanym, nawet jeśli wygaduje się androny na dowolny temat do poczucia bezkarności niedaleko. To nagminna przywara celebrytów.
Najgorsze, że ich ekscesy pogarszają społeczne postrzeganie dziennikarzy rzetelnie wykonujących swój zawód, co po trzech latach pandemii i roku wojny tuż za wschodnią granicą nie pozostaje dla komfortu obywateli obojętne, bo ciężko żyje się, kiedy w sytuacji epidemiologicznego lub rakietowego zagrożenia nie wierzy się przekazom mediów. Zwłaszcza, że nie popisały się one, odwlekając nie tak dawno o cztery godziny podanie wiadomości o zabiciu dwóch naszych współobywateli przez rakietę na Lubelszczyźnie, a konkretów dotyczących przyczyn tragedii wciąż nie możemy się doczekać. Nie chodzi o to, że TVP kłamie, co wypisywano farbą na asfalcie jeszcze w trakcie historycznego zjazdu pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności w drugiej połowie 1981 r. w gdańskiej hali Olivia. Problem w tym, że odbiorca nigdzie prawdy nie może znaleźć.
Zamiast Twitterem, mogła się zająć mundialem
Swoją drogą widać też na niefortunnym przykładzie rzymskiej korespondentki nie tylko hipokryzję (na co dzień przecież oficjalny przekaz TVP umacnia dumę narodową i nagłaśnia zabiegi rządzących o odszkodowania od Niemców za wojnę), ale również brak nadzoru. Od swoich wymaga się jak widać lojalności tylko, ale nie wytrwałości i sumienności w robocie. Gdyby było inaczej, Wolińska-Riedi nie znalazłaby czasu na komentatorski lans w medium społecznościowym w założeniu przeznaczonym raczej dla odbiorców niż nadawców przekazu mainstreamowego.
Zamiast ćwierkać fałszywie, mogłaby przygotować i przesłać do Wiadomości materiał o nastrojach polskich pielgrzymów w Rzymie, pogłoskach o rychłym ustąpieniu papieża Franciszka z powodu wieku i w związku z krytyką jego wystąpień dotyczących wojny na Ukrainie czy nawet – to też kogoś zainteresuje – dotyczący samopoczucia włoskich kibiców po nieobecności ich drużyny na katarskim mundialu i to w sytuacji, gdy raptem półtora roku wcześniej w pięknym stylu wygrała ona piłkarskie mistrzostwa Europy. Nie są to z pewnością tematy wydumane. Kieruję się tym, co sam bym obejrzał.
Papieski Rzym i paluch Lichockiej
W czasach wcale nie tak odległych, kiedy komunikatory społecznościowe działały już pełną parą (o ile to industrialne określenie da się zastosować również do cyberprzestrzeni) nie zdarzało się, żeby ówczesna dziennikarka Wiadomości znana z dynamizmu Justyna Dobrosz-Oracz po zakończeniu emisji głównego wydania zasiadała do klawiatury, by obrażać nawet nie cały naród ale choćby jednego oponenta. Podobnie wtedy bezstronnie i kompetentnie relacjonujące dla TVP obrady Sejmu Danuta Ryszkowska i Iwona Sulik, gdy posiedzenie już zamknięto, nie zajmowały się hejtem w sieci. Nie z braku czasu przecież.
Różnica jakości okazuje się porażająca, chociaż minęło niewiele lat i terminów wyborczych. Wynika mniej z ciśnienia polityki, bo zaznaczało się ono zawsze: bardziej z poziomu kultury. I swoistej selekcji negatywnej, nieodłącznej od wysokiego stopnia zdominowania mediów elektronicznych przez świat władzy.
Dziennikarza spełniającego się w swojej pracy i przez odbiorców korzystnie ocenianego zastąpił teraz w telewizji żurnalista toksyczny, w sieci szukający rekompensaty za zawodowe kompleksy, porażki i kompromisy. Jedni – jak dziennikarze TVN – ograniczają się do umieszczania na ćwierkających komunikatorach wynurzeń kiedyś w staropolszczyźnie zwykle określanych jako duby smalone – nie przypadkiem jeden z reporterów nie rozstający się w Sejmie z wysokiej jakości i-phonem do którego bez końca coś gada i nie jest to rozmowa lecz relacja, wyróżnia się na macierzystej antenie… wyjątkowo niskim poziomem wejść na żywo. Cenią je podobno tylko osoby przymierzające się właśnie do drzemki. Bo przyspieszają ją bez farmakologii. Albo inne formy komunikacji pochłonęły go bez reszty tak, że nie ma kiedy zadbać o jakość swej podstawowej pracy, albo niepowodzenia w tej ostatniej rekompensuje sobie za pomocą innych przekaźników.
Znów zastrzec można, że to problem widzów – zawsze mogących użyć pilota – i szefów zainteresowanego, władnych go zwolnić.
Niestety z nienawistnym przekazem Magdaleny Wolińskiej-Riedi rzecz przedstawia się inaczej: wyczerpuje on bowiem znamiona przestępstwa, jakim kodeksowo pozostaje publiczne znieważenie narodu polskiego (artykuł 133 obowiązującego Kodeksu karnego).
I nie da się zbyć problemu nieśmiesznym żartem, że sprawą powinien zająć się zawodowy obrońca naszego dobrego imienia Maciej Świrski, przez PiS włączony niedawno do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, gdzie został nawet przewodniczącym, co pozostaje bez znaczenia, bo na tę kolejną zdominowaną przez rządzących instytucję medialną prawie nikt nie zwraca już uwagi: i tak zresztą nie przebije ona Rady Mediów Narodowych, też pisowskiej, znanej zarówno z parokrotnego powoływania i odwoływania Kurskiego na prezesa TVP z natychmiastowymi reasumpcjami własnych decyzji włącznie oraz z zasiadania w tymże gremium, z założenia jednak szacownym, znanej w obelżywego gestu wystawiania palca w sali obrad Sejmu Joanny Lichockiej. Nie rozśmieszy nas zapewne kolejny dowcip, że to posłanka Lichocka powinna ocenić teraz wpis Wolińskiej-Riedi.
Przez lata rzymscy korespondenci polskich mediów stanowili elitę tego zawodu. Wystarczy przypomnieć Jacka Moskwę czy Marka Lehnerta. Słuchało się ich z respektem i z uwagą. Teraz jak widać nastąpiła lumpenproletaryzacja nawet tej placówki. Tak ważny dla Polaków za pontyfikatu Jana Pawła II co dla nas oczywiste, ale także jego następcy Benedykta XVI, który świadomy swej sytuacji pierwszego niemieckiego papieża od lat tysiąca potrafił pieszo, w milczeniu i bez asysty jednego choćby kleryka przejść jak w ramach pokuty w zadumie przez bramę obozu oświęcimskiego – Rzym wydaje się ostatnim miejscem, z którego kierować można słowa nienawiści, zwłaszcza pod adresem własnych rodaków.