25 stycznia br. Wołodymyr Zełenski obchodzi 45. urodziny. Kiedy przychodził na świat, Joe Biden już od pięciu lat był demokratycznym senatorem. A Władimir Putin po studiach prawniczych nudził się za biurkiem leningradzkiego oddziału KGB, czekając, aż go wyślą na NRD-owską mało prestiżową placówkę.
Teraz, podobnie jak o nich, o Zełenskim mówi cały świat. Kremlowska napaść na Ukrainę sprawiła, że prezydent cieszący się w czas pokoju poparciem ledwie 31 proc rodaków stał się przywódcą narodu. Fascynuje też przemiana niedawnego komika w męża stanu.
Jeszcze niedługo wcześniej drwił z polityków, zabawiając tym masową publiczność. Dla jego “Kwartału 95” nie było zresztą nic świętego. Jak relacjonuje biograf Zełenskiego, Wojciech Rogacin: “Ulubionym obiektem parodii zespołu stał się mer Kijowa Witalij Kliczko (..). W jednym ze skeczów, kiedy Kliczko wychodzi na scenę, spiker przedstawia go widowni:
– Witalij Kliczko, mer Kijowa.
– A dlaczego nie powiedziałeś, że jestem byłym bokserem? – pyta Kliczko.
– Bo to widownia zrozumie sama, jak tylko zaczniesz mówić – odpowiada spiker.
W innym skeczu Kliczko / [Jewgenij] Koszewoj [grający go komik – przyp. ŁP] przychodzi do kina w masce małpy. I przysiada się do ówczesnego premiera Ukrainy Wołodymyra Hrojsmana.
– A cóżeś ty na siebie włożył? – pyta z zaskoczeniem premier.
– Przecież mówiłeś, że mam przyjść “kingkongnito” – odpowiada Kliczko” [1].
Po latach obaj – autor skeczu i jego bohater – bronić będą Ukrainy przed inwazją rosyjską.
Kabaret da Zełenskiemu pozycję telewizyjnego celebryty i pozwoli stać się zamożnym człowiekiem. Ale drogę do polityki utoruje mu serial “Sługa narodu”. O wiejskim nauczycielu, który zostanie prezydentem.
Jak wykazuje Rogacin, “(..) serial, pomyślany jako satyra polityczna – czasami śmieszna, czasami gorzka – i jako alternatywna historia współczesnej Ukrainy, pokazywał widzom, jak mogłoby wyglądać życie w ich kraju, gdyby rządzili nim inni ludzie. Co tydzień przyciągał przed ekrany od kilku do kilkunastu milionów widzów. Kształtował ich opinie na temat bieżącej polityki i można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie było “Sługi narodu”, współczesna historia Ukrainy potoczyłaby się inaczej” [2].
Przywódca z serialu
W realu Zełenski podąży drogą odgrywanej przez siebie postaci, chociaż sam nie pochodzi ze wsi, lecz z blokowiska w Krzywym Rogu, miasta odkrywkowych kopalń i kombinatów metalurgicznych. Jednak Zełenski nie jest synem robotnika lecz profesora. Wychowa się w bloku, ale rodzice mają tam czteropokojowe mieszkanie. W domu mówi się po rosyjsku. Ukraińskiego nauczy się porządnie dopiero, kiedy przyjdzie mu się ubiegać o urząd prezydenta, wcześniej tyle, co w szkole, gdzie jak w całym ZSRR dominuje rosyjski.
Do żydowskiego pochodzenia rodzice nie przywiązują specjalnej wagi, nie praktykują też religii. Za to ojciec niespodziewanie zablokuje wyjazd syna, w nagrodę za laury w międzyszkolnym konkursie, na stypendium do Izraela. Gdyby postąpił inaczej, Ukraina miałaby dziś innego prezydenta. W domu dużo większe znaczenie ma tradycja dziadka, Siemiona. Na wielką wojnę ojczyźnianą wyruszył wraz z trzema braćmi. Powrócił tylko on jeden, jako bohater.
Mały Wowa Zełenski mieszka przez jakiś czas w odległej Mongolii, gdzie ojciec nadzoruje budowę fabryk. Nie zna rosyjskich przekleństw, więc gdy po powrocie do Krzywego Rogu słyszy je niemal wszędzie, bez żenady powtarza w towarzystwie rodziców i ich znajomych profesorów i inżynierów, wzbudzając śmiech lub konsternację.
Umie się bić, żeby nie dać się obrabować osiedlowym opryszkom zapisuje się też na zajęcia zapaśnicze. Za to kiedy dostaje od nobliwych rodziców ruble na lekcje gry na pianinie, przepuszcza je wspólnie z kolegami na różne przyjemności. Gdy się to wyda, będzie awantura. Zresztą jak zachować palce pianisty, gdy łapy ma się permanentnie porozbijane na szczękach innych, w rozlicznych próbach sił, ustalających hierarchię wśród młodych z osiedla wielkich mrówkowców.
Chociaż od dziewiętnastego roku życia będzie pracować w słowie, na maturze ma same piątki z wyjątkiem obu języków: rosyjskiego i ukraińskiego, drugi z nich pozostaje dla niego wtedy obcą mową.
Skończy Wowa prawo na ekonomicznej uczelni ale podobnie jak jego dziewczyna a później żona Ołena, nie przepracuje w wyuczonym zawodzie ani jednego dnia: Ołena nie zostaje architektem pomimo dyplomu, a dla niego publiczność sali sądowej okaże się… zbyt mało liczna. Uczestniczy w kabaretowych turniejach organizowanych na ligowych zasadach, w których rywalizują zespoły z dawnego ZSRR. To wtedy dochodzi do pierwszego konfliktu z dotychczasowymi przyjaciółmi, bo tamci chcą pozostać przy kameralnej aktywności i rozśmieszaniu w małych salkach, a Wowie marzą się większe laury. Wkrótce je zdobywa. Już z nowymi znajomymi, chociaż z częścią starych wkrótce się pogodzi. Być może przy okazji jego ówczesnych decyzji po raz pierwszy ujawnią się cechy charakteryzujące przyszłego polityka. Ze współpracownikami rozstawać się będzie szybko również po zwycięstwie w wyborach prezydenckich w 2019 r. Już wcześniej stanie się kimś więcej, niż aktorem.
Biograf Wojciech Rogacin uznaje, że Zełenski już “(..) prowadząc działalność biznesową – aktorstwo było tylko jednym z wielu pól jego aktywności – ujawnił charakter lidera. Świetnie kierował firmami, których obroty sięgały dziesiątek milionów dolarów, zatrudniał setki osób – przy niektórych projektach nawet tysiące, tworzył produkcje filmowe, które wygrywały światowe konkursy” [3].
Miał spojrzeć w oczy Putinowi
Wszystkie te doświadczenia przydały się w zdominowanej przez telewizję i komunikatory społecznościowe polityce ukraińskiej. Hasłem zmiany zaraził innych. Jak na ironię – w świetle późniejszych zdarzeń – obiecywał poprawę stosunków z Rosją i zakończenie tlącej się wojny w Donbasie.
– Przynajmniej będę mógł spojrzeć prosto w oczy Władimirowi Putinowi – oznajmiał z humorem w kampanii. O co chodzi? Jak wiadomo… obaj są niskiego wzrostu.
Po wygranych wyborach prezydenckich rozwiązał parlament, a w nowej Wierchownej Radzie większość uzyskała jego partia Sługa Narodu. Jej działaczy dobierano w castingu. Gdy zostali deputowanymi, skoszarował ich na krótko w podmiejskim kompleksie hotelowym i kazał słuchać wykładów i prelekcji. Ustalił nawet listę lektur dla nich. Poparcie jednak spadało, jak w wypadku wszystkich poprzedników na stanowisku. Bohater “pomarańczowej rewolucji” Wiktor Juszczenko w kolejnych wyborach prezydenckich zajął już tylko piąte miejsce z 5 proc. poparcia, bo Ukraińców zraziły niedotrzymane obietnice i ekscesy jego syna rozbijającego się bmw po ulicach Kijowa. Następny w kolejności Wiktor Janukowycz zapisał się w historii najpierw udaną organizacją piłkarskiego Euro 2012 wespół z Polską, ale później użył siły wobec demonstrantów na Euromajdanie, gdzie padły ofiary śmiertelne i zdjęty z urzędu zbiegł do Rosji. Wyniesiony z kolei do władzy przez Euromajdan producent tanich cukierków Petro Poroszenko, do końca popierany przez pisowską dyplomację, przez samych Ukraińców został odrzucony ze względu na lekceważenie zobowiązań i panującą w państwie korupcję.
Dla Zełenskiego próbą przywództwa stała się interwencja zewnętrzna. Rogacin przekonuje, że od chwili jego wyboru, agresja rosyjska stała się niemożliwa do uniknięcia, bo Władimir Putin był przekonany, że z nowym ukraińskim prezydentem spoza układu sobie poradzi. Tymczasem właśnie Wołodymyr Zełenski zjednoczył podzieloną Ukrainę w obronie przed agresorem. Zastrzegł, że z kraju nie wyjedzie. Apelował o pomoc międzynarodową. Gdy zwracał się do Knesetu, przywołał w tym celu pamięć Holocaustu. Wielu zachodnim politykom zarzucał bierność. Pracował jak nigdy intensywnie, a jego zdjęcia, na których jest nieogolony, zainspirowały do zrobienia podobnych jego rówieśnika prezydenta Francji Emmanuela Macrona, znajdującego się w bez porównania mniej dramatycznej sytuacji. Słynne stało się występowanie Zełenskiego w roboczych, niby to militarnych drelichach przy oficjalnych okazjach. Taki strój wybrał również na wizytę w Białym Domu u Joego Bidena. Prezydent odległej Ukrainy stał się ikoną wyobraźni zbiorowej, dla swoich zaś znakiem oporu. Niedawny klown objawił charyzmę. Wesołek – moralną siłę sprzeciwu wobec przemocy.
Filmowa kariera i dramat narodu
Za dużo w opisanej przez Rogacina historii tej kariery – bo nie w życiorysie Zełenskiego przecież – lukru. Nie z samych zalet ukraiński prezydent się składa. Nie za ich przyczyną poparcie dla niego na Ukrainie spadło z 73 proc uzyskanych w drugiej turze wyborów z 2019 r. kiedy to jego rywalem był producent cukierków Petro Poroszenko, do 31 proc, by po inwazji kremlowskiej wzrosnąć znów do 90 proc. Ale i po putinowskim ataku Wołodymyrowi Zełenskiemu zdarzało się zachowywać w sposób wzbudzający sprzeciw. Jak wtedy, gdy zwracając się z Kijowa przez telebim do polskich parlamentarzystów powtórzył pisowską wersję przyczyn katastrofy smoleńskiej: jakby chciał się podlizać sejmowej większości a za nic miał odczucia przeważającej części Polaków, udzielających w tym samym czasie bezinteresownie gościny jego rodakom. Wojciech Rogacin o tej sytuacji nawet słowem nie nadmienia, że miała miejsce. Przypomina się to, co Pan Bóg miał jakoby powiedzieć do uwieczniającego go na płótnie Jana Styki: – Styka, ty mnie nie maluj na kolanach. Ty mnie namaluj dobrze.
Słabym punktem biografii autorstwa Wojciecha Rogacina pozostaje brak bardziej wyrazistego zarysowania związków Wołodymyra Zełenskiego z oligarchą Ihorem Kołomojskim, chociaż z książki dowiadujemy się, że przedstawiciel tego ostatniego, Andrij Bohdan, jako pierwszy zaproponował aktorowi ubieganie się o prezydenturę. Nieostre okazują się polskie wątki. W materiale zdjęciowym, ilustrującym biografię, znajdujemy doskonałą fotkę z pamiętnej i mało sensownej “wyprawy kijowskiej” notabli z Europy Środkowo-Wschodniej, na której Jarosław Kaczyński stoi przy Wołodymyrze Zełenskim, Mateuszu Morawieckim oraz premierach kilku mniejszych państw i wygląda, jakby… węgiel przywiózł. Aż prosiłoby się o wypunktowanie usiłowań regionalnych polityków, próbujących ogrzać się w blasku popularności prezydenta Ukrainy, ale autor tego unika.
Każda książka o Zełenskim, nawet raczej marna i sztampowa przybliża nas jednak jakoś do wiedzy o tej fascynującej biografii, w której filmowa zupełnie kariera splata się z tragedią licznego i tak mocno doświadczonego przez historię narodu. Wołodymyr Zełenski nie okazuje się bowiem bohaterem z przypadku, lecz człowiekiem, który nie uciekł przed wyzwaniem w godzinie próby. Poranek z 24 lutego 2022 r. jego historii nie kończy, ona trwa w nowych, dramatycznych okolicznościach. Dane było z pewnością jej bohaterowi pokazać, że okoliczności go nie przerosły, a stanie się przywódcą nie wynika tylko ze zwycięstwa wyborczego.
[1] Wojciech Rogacin. Zełenski. Biografia. Wielka Litera, Warszawa 2022, s. 101
[2] ibidem, s. 124
[3] ibidem, s. 11