Czego nauczył nas Leszek Moczulski

0
48

Uporu w realizacji wytyczonych celów, które w chwili postawienia wydawały się nierealne – w tym sensie lider KPN pozostawał wierny uwielbianemu przez siebie Józefowi Piłsudskiemu. Przekonania, że politykę uprawia się nie dla posad, lecz zasad, jak uczył działaczy Konfederacji Polski Niepodległej, którą założył jako pierwszą partię antykomunistyczną między Łabą a Władywostokiem – tak brzmi najkrótsza odpowiedź na postawione w tytule pytanie o rolę  Leszka Moczulskiego.

Jeśli miernikiem skuteczności polityka pozostaje wprowadzenie w życie głoszonych przez niego haseł, to Leszek Moczulski odniósł pełne zwycięstwo. W nieco ponad dziesięć lat od powołania przez niego Konfederacji Polski Niepodległej nasza Ojczyzna stała się wolna i demokratyczna, jak zapowiadał od 1 września 1979 r, że to możliwe.

Jeżeli natomiast za sukces politycznego lidera uznaje się udział w sprawowaniu władzy, to KPN Moczulskiego nigdy go nie osiągnęła. Blisko było, kiedy w 1992 roku prowadziła rozmowy na temat dołączenia do rządu Jana Olszewskiego, toczone także przez PSL oraz Kongres Liberalno-Demokratyczny. Storpedowało je wtedy dwóch ludzi: Jarosław Kaczyński,   pielęgnujący własną koncepcję koalicji z Unią Demokratyczną, która kłótnika z Żoliborza miała wprowadzić na warszawskie salony ale okazała się mirażem oraz Antoni Macierewicz, który w nadziei na przejęcie KPN zastosował szantaż lustracyjny, jednak podwładni Moczulskiego okazali się lojalni i zagłosowali przeciw rządowi.

Zmarły w wieku 94 lat w październiku 2024 r. Leszek Moczulski pozostawał człowiekiem księgi, nie tylko jako autor publikacji tak cenionych jak “Wojna polska”, “Rewolucja bez rewolucji” czy wreszcie “Geopolityka”. Nie stał się nigdy liderem ery telewizyjnej, z której wciąż nie wyszliśmy, skoro trudno Andrzeja Dudę, dwukrotnego zwycięzcę wyborów prezydenckich, uznać za polityka doby internetu, jeśli w sieci dialogował co najwyżej o niczym z posiadaczką nicku “ruchadło leśne”. O tym, że telewizja nie stanowi środka przekazu pozwalającego Moczulskiemu pozyskiwać głosy, przekonaliśmy się w pierwszym powszechnym głosowaniu prezydenckim w 1990 r. kiedy to dzięki dynamicznym strukturom KPN zarejestrował swoją kandydaturę jako jeden z sześciu pretendentów (nie udało się to m.in. legendarnemu przywódcy Solidarności Walczącej Kornelowi Morawieckiemu,  ojcu późniejszego premiera Mateusza) ale w ich stawce przewodniczący zajął ostatnie miejsce. Do widzów bardziej przemawiały pogwarki i perory Lecha Wałęsy wyprzedającego wówczas resztki swojego mitu  (na zwycięstwo go starczyło ale prezydencka kadencja okazała się już marna i jałowa) a nawet niepokojąca czarna teczka Stanisława Tymińskiego.     

Jeżeli za miarę politycznego geniuszu uznać zdolność przezwyciężania kryzysów to Moczulski jako późny wyznawca Piłsudskiego (kiedy Marszałek umierał, przyszły założyciel KPN miał pięć lat) posiadł ją doskonale. Tak było po  latach 1980-81,  kiedy za kratami spędził całą odnowę, bo zajęta własnym karnawałem Solidarność o wolność dla niego nie walczyła, traktując jak rywala lub wyrzut sumienia: jednak kiedy w końcu wyszedł na wolność, długo po stanie wojennym, odbudował struktury KPN i sprawił, że w wielu regionach okazały się silniejsze od zachowanych w nielegalnych warunkach solidarnościowych.

Okazało się to bez znaczenia w 1989 roku,   kiedy to wybory z 4 czerwca przybrały kształt ogólnonarodowego plebiscytu. KPN ani Moczulskiego na listach ówczesnego Komitetu Obywatelskiego Solidarności nie chciano, więc wystartował jako konkurent, nie zyskując ani jednego mandatu. 

Konfederacja i jej lider przeżyły również tę próbę i w pierwszych naprawdę wolnych wyborach jesienią 1991 r. skorzystały na rozczarowaniu zmianą  oraz błędach obozu solidarnościowego, trafnie sprzeciwiając się zamykaniu fabryk czy wyprzedaży majątku narodowego. Wtedy Konfederacja Polski Niepodległej poparta przez co dziesiątego Polaka stała się z pięćdziesiątką swoich posłów trzecią siłą w polskim Sejmie. 

Zresztą Moczulski ze swoimi ludźmi zasiadał tam z własną reprezentacją i w kolejnej kadencji (1993-97), kiedy to wyborcy nie wpuścili do parlamentu m.in. Porozumienia Centrum Kaczyńskiego, Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego ani nawet samej Solidarności a ściślej tego, co z niej pozostało pod własną marką.

Historyka Leszka Moczulskiego cechowało też znakomite wyczucie dogodnego momentu do działania. Trafił idealnie z datą powołania KPN: 1 września 1979 r. Niedługo po pierwszej pielgrzymce Jana Pawła  II do Ojczyzny ale tak, żeby zarazem wyprzedzić wysoką falę społecznych protestów, które zapowiadał w “Rewolucji bez rewolucji”, co spełniło się w niespełna rok później w postaci Polskiego Sierpnia 1980 r.

Kiedy z kolei w 1997 roku komuniści po czterech latach rządów utonęli w powodziowej arogancji swojego premiera Włodzimierza Cimoszewicza (mówił poszkodowanym,    że trzeba się było wcześniej ubezpieczyć) – Moczulski, wcześniej jeden z założycieli Akcji Wyborczej Solidarność, wprawdzie pokłócił się z jej liderami, ale własnym ludziom pozwolił po cichu zostać na jej listach wyborczych, czemu zawdzięczamy zdolną do rządzenia większość oraz do dziś procentującą dobrą jakością rządzania na lokalnym szczeblu i funduszami europejskimi reformę samorządową, wtedy za jej sprawą uchwaloną. 

Nie pomylił się Moczulski również za rządów PiS, kiedy sprzeciwiał się obcesowemu traktowaniu prawa, a żeby piętnować rządzących za działania na skróty korzystał nawet ze stronic “Gazety Wyborczej”, która wcześniej tyle razy bez pardonu go atakowała i starała się ośmieszać. Rozwój sytuacji pokazał, że i w tym wypadku miał rację. Zresztą własna biografia i siedem lat spędzonych w więzieniach komunistycznych dały mu tytuł, żeby spoglądał z wyższością na prezesa wszystkich prezesów Kaczyńskiego, któremu demonstranci przed willą na Żoliborzu wykrzykiwali pamiętne i zgodne z prawdą: trzynastego grudnia spałeś do południa.   

Sam był historykiem, ocenią go jego następcy w tej branży, bo nieobecni politycy przecież, których formatem przerasta. Wszystko wskazuje na to, że ci, co go cenią, mogą być spokojni o ten werdykt.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here