Smutne potknięcie potomka noblisty
Opozycja znów strasznie zaszkodziła sama sobie. W sprawie zagadkowegozachowania Bartłomieja Sienkiewicza w Sejmie – wytłumaczenia jego zwierzchników okazują się… jeszcze gorsze od tego, co się naprawdę zdarzyło.
Wypada pisać kategorycznie, skoro słowa samego pos. Bartłomieja Sienkiewicza o jego własnym “potknięciu” wypowiedziane, gdy po upływie bez mała doby od incydentu dziennikarze dopadli go wreszcie na schodach nieopodal sejmowej palarni – co lepsi komentatorzy, w tym znakomita Justyna Dobrosz-Oracz zinterpretowali jako przyznanie się do winy.
Raz, dwa, trzy… czyli która to już Budki wpadka
Nieudolnie więc odwraca uwagę od problemu przewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Borys Budka, sugerujący że:
– są ważniejsze sprawy; zapewne tak, tyle, że szef opozycyjnych posłów nie ma na nie wpływu, a za zachowanie podwładnych odpowiada.
– niektórzy dziennikarze nie mają prawa wypytywać o trzeźwość posła Sienkiewicza; insynuacja to sprzeczna z regułą wolności słowa, w myśl której każdy ma prawo pytać o wszystko, zwłaszcza podatnik, co posła utrzymuje o jego godne lub nie zachowanie… Zadać pytanie ma prawo także Michał Dudzik z TVP Info, znany zresztą ze spokojnego charakteru, zaś mieszanie w to wszystko, jak czyni Budka, rocznicy zabójstwa Pawła Adamowicza i bezsprzecznej zresztą odpowiedzialności państwowej anteny za kampanię nienawiści wokół niego póki żył, okazuje się niesmaczne. Tonący brzydko się chwyta…
Budce trudno zazdrościć sytuacji, w jakiej się znalazł. Ale klepiąc trzy po trzy, nie pomaga swoim. Na to, żeby posłów zdyscyplinować, sam ma zbyt obciążoną hipotekę. W klubie brak autorytetu, charyzmy i przywództwa. Przewodniczący partii Platforma Obywatelska (Koalicja Obywatelska jest jej wirtualną emanacją) Donald Tusk nie skorzystał z doskonałej okazji, żeby przed trzema miesiącami skompromitowanego Budkę zastąpić cenionym intelektualistą Rafałem Grupińskim. Po czasie niby to zawieszenia (był to wyłącznie quasi- środek, bo… klubowy regulamin o takiej procedurze nawet nie wspomina), pomimo uwłaczającego tej funkcji udziału Budki w zabawie przy kielichu z posłami PiS Markiem Suskim i Łukaszem Szumowskim, przy okazji urodzin propagandysty pisowskiego Roberta Mazurka – po cichu przywrócono do łask winowajcę tej sytuacji. Po czymś takim trudno… dbać o trzeźwość podwładnych. Bo tylko krok do śmieszności…
Nie była to pierwsza Budki wpadka. Uprzednio dogadał się ze swoim odpowiednikiem z PiS Ryszardem Terleckim w sprawie podwyżki uposażeń parlamentarzystów, zaś gdy przeciwko tej gorszącej w dobie pandemii, w czasie gdy od obywateli wymaga się wyrzeczeń, decyzji zbuntowali się senatorowie PO-KO i niefortunny projekt storpedowali – wicemarszałek Terlecki współspiskowca wsypał i o wszystkich z nim ustaleniach opowiedział wprost do kamer, całkiem już Budkę kompromitując.
Odwagą cywilną zresztą Borys Budka nie grzeszy. Gdy na sejmowym korytarzu opowiedziałem mu o dwóch kolejnych, dzień po dniu, próbach najścia funkcjonariuszy policji na moje mieszkanie – po prostu uciekł przede mną. Inni posłowie KO, w tym Michał Szczerba i Rafał Grupiński, potraktowali sprawę z całą powagą. Interweniowali lub doradzali.
Jednak nie z Budką przecież warto zestawiać posła Bartłomieja Sienkiewicza, bo to strata czasu – lecz z jego rodzonym pradziadkiem, co okaże się pouczające i wiele powie o jakościowej przemianie polskich pokoleń, zajmujących się działalnością publiczną. Zero przy tym złośliwości. Same fakty wystarczą.
Pradziadek krzepił serca, a prawnuk się pokrzepia
Przed bez mała wiekiem Stanisław Sobiński określił zmarłego kilka lat wcześniej Henryka Sienkiewicza mianem “dobrego nauczyciela, znakomitego wychowawcy młodzieży polskiej” [1]. Żałował zarazem, iż “Nie było danem twórcy “Krzyżaków” dożyć tej chwili, kiedy na polach Francji nad Marną legł pokonany przeniewierczy zakon teutoński. Cudownem jednak było zrządzenie opatrzności, że kiedy autor “Potopu” do snu wiecznego zamykał powieki zdala od ojczyzny, wśród potopu krwi, co świat zalewała, w krwawej zorzy, w łunie pożarów świecącej nad Polską, zmartwychwstawał żołnierz polski w żywej postaci (..) przywołany do życia potęgą siły twórczej zmarłego (..)” [2].
Przemówienie noblowskie Sienkiewicza, w którym podkreślał, że literacka nagroda dla niego to uznanie dla Polski, której miało przecież już nie być, akcja pisarza w obronie katowanych przez germanizatorów polskich dzieci z Wrześni, domagających się odmawiania modlitwy w ojczystym a nie niemieckim języku – pozostają nie mniej znane niż późniejsze o parę lat “W pustyni i w puszczy”. Słabiej pamięta się rozwagę, jaką się wykazał wielki pisarz, przejawiając wzmożony sceptycyzm wobec innego zaborcy i odrzucając propozycję Romana Dmowskiego kandydowania do rosyjskiej Dumy Państwowej w barwach Narodowej Demokracji. Wolał – w duchu własnej wielkiej mowy sztokholmskiej – pozostać symbolem niepodległości, której Polska wtedy nie miała.
A dysponował już wówczas niezwykłą potęgą zaufania społecznego, ujawnioną w dniach Rewolucji 1905, której pisarz wcale nie był zwolennikiem. Jak opisywał Julian Krzyżanowski: “(..) gdy 5 listopada odbyła się głośna procesja narodowa, pochód 200 tysięcy ludzi ulicami Warszawy, powieściopisarz znalazł się na balkonie domu w alejach Ujazdowskich, witany owacyjnie przez defilujące przed nim tłumy. Co więcej, głęboko wzruszony przemówił. Że zaś miał głos słaby, a głośniki były jeszcze nieznane, słowa jego powtarzał stojący obok, obdarzony tubalnym głosem publicysta” [3].
Kogo nie przekonuje entuzjazm tłumów, tego w przeświadczeniu o wyjątkowej pozycji Henryka Sienkiewicza wśród Polaków mu współczesnych utwierdzi niezwykły przekaz, jaki pisarz otrzymał. Sam noblista tak rzecz relacjonował w liście do redakcji “Słowa”: “(..) w dniu wczorajszym odebrałem przesyłkę pieniężną, obejmującą piętnaście tysięcy r.s. [rubli srebrem – przyp. ŁP] i kartkę ze słowami “Michał Wołodyjowski – Henrykowi Sienkiewiczowi”” [4]. Daru tyleż nieznanego, co dowcipnego donatora pisarz nie użył dla osobistych celów, lecz stworzył zeń fundusz stypendialny, z którego korzystali m.in. Konopnicka, Przybyszewski oraz Tetmajer. Jednak kolegom – artystom pomagał już wcześniej i to w niebanalny sposób, o czym wspomina Julian Krzyżanowski w książce jeszcze innej niż wcześniej cytowana: “(..) nie inaczej było z Wyspiańskim. Gdy Sienkiewicz dowiedział się o jego kłopotach materialnych, znalazł mecenasa, który zamówił u malarza pejzaże włoskie, a następnie zapewnił mu trzechletnie stypendium. Wszystko to było robione w sposób niesłychanie delikatny, by nie urazić obdarowanych, by pomoc okazana im wyglądała na zjawisko społeczne, a nie na akt łaski pańskiej czy jałmużny” [5].
Kto bogatemu zabroni, zauważy pewnie czytelnik. Otóż nie do końca tak. Wszechwiedzący biografowie pisarza zaświadczają, że przez całe życie borykał się z kłopotami finansowymi, Trylogię pisał pospiesznie i w odcinkach, bo potrzebował środków na kosztowne leczenie żony. Nawet u szczytu sławy zarabiał sporo ale wiele też wydawał, także na cudze potrzeby, o czym była już mowa. Zaś u schyłku życia, podczas wojny, w neutralnej Szwajcarii zetknął się z problemem niedoborów z powodu kont poblokowanych w bankach wojujących państw.
Dla oceny obecnej sytuacji prawnuka pisarza, jeśli do niej wrócić, istotne wydaje się kilka faktów:
– to nie pierwszy jego problem, pamiętamy bowiem nagranie z afery taśmowej.
– “potknięcie” próbuje bagatelizować, stwierdzając, że ważniejsza jest drożyzna i inne potknięcia rządu. Dla opinii publicznej z pewnością, ale on sam jako poseł ma obowiązek wytłumaczyć się zarówno przed wyborcami z Kielecczyzny, którym zawdzięcza mandat jak podatnikami, którzy go utrzymują.
– Sejm, zwłaszcza sala plenarna obrad pozostaje dla posła, co oczywiste, miejscem pracy. Zwyczajny Polak za pojawienie się w stanie wskazującym na spożycie w miejscu pracy… tę ostatnią traci. Kto nie jest posłem, w razie zachowania takiego, jakie Sienkiewicz zademonstrował, byłby zwolniony.
– stan świadomości Bartłomieja Sienkiewicza nie jest bynajmniej osobistą jego sprawą. Jako były minister spraw wewnętrznych i poseł ze wszelkimi dostępami i certyfikatami, pozostaje depozytariuszem licznych informacji niejawnych, a również tajemnic państwowych jako funkcjonariusz służb specjalnych demokratycznego państwa, kończący swoją tam karierę po 12 latach w 2002 r. ze szlifami podpułkownika.
– stając się bohaterem gorszącego incydentu, sprzeniewierzył się nie tylko pamięci i tradycji pradziadka, którą wiele razy na użytek własnej kariery w życiu publicznym przywoływał, ale też własnej biografii: w latach 80 pozostawał dzielnym działaczem pacyfistycznego Ruchu Wolność i Pokój i innych struktur antykomunistycznej opozycji.
Prawnuk pisarza, którego twórczość, ale i biografia stanowią żywy pomnik, nie po raz pierwszy postawił siebie w roli bohatera wodewilu. Bo nie był w stanie powstrzymać się przed pokrzepieniem się czymś mocniejszym akurat przed sejmową debatą. Alkohol mu nie służy. O czym była już mowa, raz już skutki tego poznaliśmy, za sprawą afery, której scenariusz – jak rzecz ujmował Donald Tusk – napisano cyrlicą, tej taśmowej, która w konsekwencji pozbawiła PO władzy. Fałszywi kelnerzy, rozbijający się po stolicy luksusowymi BMW, wykorzystali do podsłuchów słabą głowę Bartłomieja Sienkiewicza. Do zacytowania bez wielokropków z jego monologu nadaje się tylko końcówka: kamieni kupa…
A nie miał wcale poseł na myśli Kamieńca Podolskiego z finału Trylogii pradziadka…
My z Zagłobą liberalni demokraci czyli jak się z pęt oswobodzić
“Plastyka i humor – podkreślmy to raz jeszcze – to siła i tajemnica talentu i powodzenia Sienkiewicza, tem on podbija, zachwyca” – pisał znakomity literaturoznawca Konstanty Wojciechowski [6], jak łatwo się domyślić, o nobliście, nie jego prawnuku pośle, chociaż ten ostatni również książki pisze i wydaje. Potomek bez trudu znajdzie jednak w tekstach przodka odpowiednie wzory przemiany osobowościowej, pożądanej w jego sytuacji. Petroniusz z “Quo Vadis” z dworaka staje się zachowującym do końca godność filozofem, zaś Kmicic z “Potopu” z warchoła i awanturnika – patriotą i bohaterem.
Wybornym exemplum – jeśli stylu “Trylogii” się trzymać – okazuje się znany każdemu rozgarniętemu polskiemu dziecku szlachcic Onufry Zagłoba. Jak pisze o nim Lech Ludorowski we wnikliwej książce “O postawie epickiej w trylogii Sienkiewicza”: “Pierwszą cechą, którą nam ujawnia, jest zamiłowanie do możliwie najlepszych trunków wypijanych na koszt przypadkowych przyjaciół i “fundatorów” z dużym poczuciem liberalnego demokratyzmu: nie odmawia przecież nawet zaproszenia na wesele chłopskie” [7]. Gdy Zagłoba w “Ogniem i mieczem” niefortunnie upija się na wspomnianym ukraińskim weselu (Cozaczasy, chamytakimiódpiją – ubolewa przy tym), potrafi później całkiem samodzielnie wyswobodzić się z pęt. Czego z kolei prawnukowi autora Trylogii szczerze życzę.
[1] Stanisław Sobiński. Słowo wstępne do drugiego wydania.. [w:] Konstanty Wojciechowski. Henryk Sienkiewicz. Książnica – Atlas, Lwów – Warszawa 1925, s. IV
[2] Sobiński, op. cit, s. III-IV
[3] Julian Krzyżanowski. Henryka Sienkiewicza żywot i sprawy. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 1966, s. 232
[4] cyt. wg: Julian Krzyżanowski. Henryk Sienkiewicz. Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Warszawa 1972, s. 50
[5] Julian Krzyżanowski. Henryk Sienkiewicz… op. cit, s. 12-13[6] Konstanty Wojciechowski. Henryk Sienkiewicz. Książnica – Atlas, Lwów – Warszawa 1925, s. 115
[7] Lech Ludorowski. O postawie epickiej w trylogii Sienkiewicza. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1970, s. 133