To nie był incydent. Tylko atak na Polskę. Pierwszy od zakończenia II wojny światowej. Od eksplozji rakiet zginęły dwie osoby cywilne.

Poczucia bezpieczeństwa Polaków w tak kryzysowej sytuacji nie zwiększają z pewnością oczywiste uniki rządzących. W tym przesądzanie z góry – przy wsparciu części mediów – że w gruncie rzeczy tragedia stanowi owoc przypadku.

Nawet wiedza potoczna wydaje się temu zaprzeczać. Tam, gdzie spadły rakiety, znajduje się skład kukurydzy. Żywność to na całym globie strategiczna sprawa, zwłaszcza w wojenny czas. Blisko przebiega główna linia energetyczna, łącząca Polskę i Ukrainę. A przecież Rosja do wielu tygodni atakuje infrastrukturę krytyczną naszego wschodniego sąsiada. Niedaleko też z Przewodowa, na który rakiety spadły, do Zosina. Gdzie znajduje się przejście graniczne, przez które płynął główny strumień uchodźczej fali. Jak wiemy, od 24 lutego br, kiedy to ich ojczyznę zaatakował Władimir Putin, polską granicę przekroczyło prawie 8 milionów uchodźców. Więcej, niż wynosi liczba mieszkańców średniej wielkości europejskiego państwa, jak Austria czy Szwajcaria. Dodajmy, że w pobliżu znajduje się jednostka NATO, jak enigmatycznie nieco powiadomił, być może wypowiadając o jedno zdanie za dużo, jeden z generałów. A pociski spadły niedaleko wiejskiej szkoły, skoro była godz. 15,40, to z dziećmi w świetlicy a nie tylko ze stróżem w środku.

Za wiele tych zbieżności, żebyśmy blankietowo i bez dowodu uwierzyli nawet przywódcy najpotężniejszego państwa świata prezydentowi USA Joemu Bidenowi, że to nie Rosjanie. Ani polskiemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, że nie mamy do czynienia z działaniem intencjonalnym.

Wyjaśnienia dowództwa wojskowego, że żaden system obrony antyrakietowej nie obejmuje całego państwa przypominają ponure anegdoty z czasów schyłkowego ZSRR, kiedy to jak wiadomo, jak ktoś się dopytywał w sklepie, dlaczego brakuje masła czy chleba słyszał w odpowiedzi:

– Wielki kraj, nie da się wszystkiego wszędzie dowieźć. 

To klimaty znane z “Imperium” Ryszarda Kapuścińskiego. Ale można też przywołać inną książkę genialnego reportażysty: “Wojnę futbolową”. Dlatego, że już w niedzielę zaczyna się mundial w Katarze. Uwaga świata skupia się na czym innym, niż eksplozje na słabo zaludnionych terenach przygranicznych we wschodniej Europie. Warto pamiętać, że Gruzję Rosja zaatakowała, gdy reszta globu żyła olimpiadą w Pekinie (2008 r.). 

Wicepremier i minister obrony Mariusz Błaszczak każe się nam cieszyć z zakupów broni, wyposażenia i technologii, które przydadzą się, ale po kilkunastu latach. Tymczasem potrzebujemy ich tu i teraz. Po tym, co zrobiono z polskim przemysłem zbrojeniowym – wystarczy przypomnieć los Radomia – nasz sprzęt nadaje się wprawdzie do eksportu do Malezji lub innego miłującego pokój egzotycznego kraju, który w odróżnieniu od nas sojuszników ma blisko, a wrogów daleko – ale nie do odstraszenia potencjalnego agresora. 

Zbieramy efekty okresu, kiedy wicepremierem nominalnie przynajmniej odpowiedzialnym za bezpieczeństwo państwa pozostawał nie mający większego pojęcia o zagadnieniach militarnych kiepski prawnik i prezes partii rządzącej Jarosław Kaczyński.

Zaś Błaszczaka warto wprawdzie krytykować, ale i tak ma do naprawienia szkody, jakie wyrządził za swoich rządów w Ministerstwie Obrony Narodowej Antoni Macierewicz. Sponsorowany w polityce – warto to przypomnieć – przez płatnego konfidenta komunistycznej służby bezpieczeństwa Roberta Luśnię, którego oficerem prowadzącym pozostawał esbek Józef Nadworski. Jego z kolei współpracownikiem, przyjacielem i sąsiadem pozostawał major Marek Zieliński, już w nowej Polsce skazany prawomocnym wyrokiem za szpiegostwo na rzecz Federacji Rosyjskiej. Jednak jego rola agenta zaczęła się jeszcze w czasach radzieckich. Pod kryptonimem “Rudy” od 1981 r. szpiegował dla GRU. Podobnie prawomocnie niezawisły sąd uznał za kłamcę lustracyjnego byłego posła Luśnię, wykładającego pieniądze na biznesowe, polityczne i wydawnicze przedsięwzięcia Macierewicza. Nie są to żadne rewelacje, ale fakty wielokrotnie udokumentowane w książce Tomasza Piątka o niebezpiecznych związkach byłego ministra oraz artykułach czołowego dziennikarza śledczego Wojciecha Czuchnowskiego. Gdyby Macierewicz nie zdestruował zupełnie polskiego kontrwywiadu wojskowego, być może o rakietach, które spadły na Lubelszczyznę dowiedzieliśmy się nawet zanim zostały wystrzelone.

Złą tradycję przechwalania się nieistniejącymi przewagami kojarzymy z czasami sanacyjnymi. Wtedy to wybitny publicysta Stanisław Mackiewicz Cat trafił do Berezy Kartuskiej za kwestionowanie zdolności obronnych kraju oraz polityki zagranicznej Józefa Becka. Szybko jedno i drugie okazało się katastrofą. Nieudolni następcy Marszałka Józefa Piłsudskiego nie odziedziczyli jego politycznych ani militarnych talentów. Najpierw przekonywali, że nie oddamy ani guzika, potem uciekali szosą na Zaleszczyki.

Optymizm wzbudza tylko postawa społeczeństwa. Nie ulegliśmy panice. Co nie znaczy, że wierzymy w opowieści rządzących, czasem sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Czołowy senator, z którym rozmawiałem w kilkanaście godzin po wydarzeniach, zwraca uwagę na oczywiste sprzeczności polskiej i ukraińskiej narracji w sprawie rakiet. A przecież sojusznikami podobno jesteśmy. 

Polacy zachowali zimną krew. Nie zmienia to faktu, że władza ma się z czego tłumaczyć. I wcześniej czy później będzie zmuszona udzielić wyjaśnień:

– dlaczego przez ponad cztery godziny zwlekano z powiadomieniem społeczeństwa o tragedii. Dowiedzieliśmy się o niej za sprawą zagranicznej agencji Associated Press. Strach zapytać, co zdarzyłoby się, gdyby ataków było więcej.

– z jakiego powodu rząd przywołuje nic nie znaczący artykuł czwarty Traktatu Waszyngtońskiego wspominający o konsultacjach członków NATO, zamiast stosownego w tym wypadku artykułu piątego tegoż dokumentu, zobowiązującego wszystkie państwa członkowskie Sojuszu Atlantyckiego do solidarnej wspólnej obrony w razie ataku na którekolwiek z nich. 

Tylko tyle i aż tyle. Czekamy. Władza na razie udziela wyjaśnień absurdalnych, podobnie jak podczas letniego zatrucia Odry. 

Zginęli ludzie. Opinia publiczna musi poznać przyczyny ich śmierci. Nie ma też większego zagrożenia dla bezpieczeństwa nas wszystkich, niż upowszechnienie przekonania, że da się bezkarnie zabijać polskich obywateli.

To już nie wojna hybrydowa. Ona nie pozostawia po sobie kraterów.

Władza nie może się zachowywać tak, jakby znajdowały się one nie na Lubelszczyźnie, lecz na Księżycu,     

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 1

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here