Druga dama, bon moty i kryzys humanitarny

0
51

Wizyta w Polsce wiceprezydent USA Kamali Harris pozostawi rozczarowanie. Do powagi najpoważniejszego od czasów tuż powojennych kryzysu humanitarnego nie pasuje wymiana zgrabnych nawet bon motów z jej polskim odpowiednikiem Andrzejem Dudą. Jasnych deklaracji nie usłyszeliśmy. Pół biedy, że my: uchodźcy na dworcowych monitorach też nie.

Liczba uciekinierów z Ukrainy szukających schronienia w Polsce przekroczyła już 1,5 mln a doliczyć ją trzeba do tych, którzy w spokojniejszym czasie przybyli tu za chlebem, a teraz do ogarniętej wojną ojczyzny przecież nie wrócą. Ich z kolei szacuje się na 4 mln. Teraz w Warszawie znajduje się 300 tys nowych przybyszów z Ukrainy, w Krakowie – 100 tys. Ich tłum wypełnia szczelnie dworce kolejowe w tym stołeczny Centralny a przecież nie skończyła się jeszcze wcale pandemia koronawirusa, wiadomo zaś, że w warunkach tułaczki wojennej zagrożenie epidemiologiczne rośnie. Grozi to trudnymi do opanowania następstwami. 

Powszechna ofiarność polskiego społeczeństwa stanowi jak dotąd główną barierę dla chaosu i dezorganizacji. Zwyczajni ludzie masowo włączyli się w akcje pomocy. Najgorzej jak dotychczas wypada na tym tle władza. Jak powiadomili liderzy Polskiego Stronnictwa Ludowego, pisowski wojewoda małopolski w czwartek o ósmej rano zażądał od wójtów wskazania miejsc zakwaterowania dla uchodźców ukraińskich. Dał im na to czas… do południa tego samego dnia. Kiedyś mówiło się: warszawskie tempo. Teraz krakowskie okazuje się bardziej zawrotne. Kiksy władzy nie umniejszają jednak rangi wyzwań, jakim będzie zmuszona sprostać. 

Pogadali w Antalii, pogadali w Warszawie

W tej sytuacji po wizycie wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamali Harris można się było spodziewać nie przełomu – zapewnić go nie jest pewnie w stanie żadne mocarstwo ani organizacja międzynarodowa – ale bardziej wiążących deklaracji. Dominowały jednak ogólniki. Co oczywiście nie oznacza, że czas, jaki rodzimi oficjele poświęcili zastępczyni Joego Bidena uznać należy za stracony. Swoją wagę ma choćby potwierdzenie, że Ameryka zamierza respektować artykuł piąty Traktatu Waszyngtońskiego, zobowiązujący państwa Sojuszu Atlantyckiego do wspólnej obrony w razie zaatakowania któregokolwiek z nich. 

Uwaga świata skierowana była jednak w czwartek bardziej na turecką Antalyię, gdzie szef dyplomacji rosyjskiej Siergiej Ławrow konferował ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Dmytro Kułebą niż na Warszawę. Zresztą również na tureckiej Rivierze przełomu nie było, podobnie jak w naszej stolicy.

Druga dama Ameryki (pierwszą pozostaje Jill Biden, małżonka demokratycznego prezydenta) unikała jasnych deklaracji w kwestii rozwiązania kryzysu humanitarnego. Wiele kwestii dotyczących odpowiedzialności Rosji za napastniczą akcję i potrzeby ukarania jej za wszczęcie wojny równie dobrze wypowiedzieć można było w dowolnej stolicy Europy. Ukraińscy uchodźcy z Centralnego czy dworców: Kraków i Wrocław Główny gdzie nie brak przecież telebimów z programem 24-godzinych stacji ani Polacy gotowi przyjąć ich do własnych domów, również ci, którzy gościny już im udzielili – nie dowiedzieli się niczego nowego.

Friend in need is a friend indeed – nie każde spotkanie oficjalne da się opędzić błyskotliwymi bon motami. Jest coś gorszącego w fakcie, że tyle tylko od polskiego prezydenta i przedstawicielki najpotężniejszego mocarstwa świata usłyszeć mogą uciekinierzy w dworcowych halach, centrach recepcyjnych i poprzerabianych na prowizoryczne schronienia ośrodkach wypoczynkowych lub sportowych ze stołecznym Torwarem włącznie. Uchodźcy, którzy często znają angielski albo się go uczą, świadomi swoich aspiracji do lepszego życia, które mają im zagwarantować wspólnoty: atlantycka i europejska, nie doczekali się poza uznaniem żadnych obietnic. To wielkie rozczarowanie. I coś nieprzyzwoitego. 

Kamala Harris podziękowała Polakom za niesamowite akty hojności i dobra. W tym kontekście przypomina się wiersz warszawskiego powstańca z 1944 r. skierowany do mądrzących się na antenie londyńskiego radia alianckich polityków: – Nam starczy ducha dla nas i starczy go za was. Oklasków też nie trzeba. Żądamy amunicji.

Dziś na szczęście Polacy nie amunicji muszą się domagać od zamożnych i potężnych sojuszników, ale środków na godne utrzymanie dla gości, których tu podejmują. Znaleźli się oni w Polsce również dlatego, że uwierzyli w poparcie zachodniego świata dla swobodnego wyboru drogi rozwoju i umów międzynarodowych przez Ukrainę. Zachód pobudzał ich nadzieję, jeśli ponad miarę, niech teraz poszkodowanym to zrekompensuje.

Jeszcze w czasie Euromajdanu zespół Taraka, złożony z artystów różnej narodowości śpiewał: – Twój przyjaciel dziś w wielkiej znalazł się potrzebie. Podąża drogą, która poprowadziła ciebie. Szcze ne wmerła, szcze ne wmerła Ukraina, kiedy razem jesteśmy jak rodzina… 

Ideały ojców założycieli

Rozumieją sens tych słów zwykli Polacy. Pomagają jak potrafią. Wielu przyjęło uciekinierów do własnych rodzin. Teraz czas na zachodnich polityków. Kolejny gest umywania rąk – jak w Jałcie w 1945 r. wobec Polski czy Czechosłowacji, w 1956 r. wobec Węgier, w 1968 ponownie w stosunku do Czechów i Słowaków a wreszcie w 1981 r. wobec naszej Solidarności, której Wuj Sam nawet nie powiadomił o planach wprowadzenia przez komunistów stanu wojennego, pozyskanych przez agenta Ryszarda Kuklińskiego – otóż kolejny podobny akt obłudy może oznaczać ostateczne pogrzebanie atrakcyjności zachodniego modelu życia w oczach tych, którzy dotychczas do niego aspirowali. Warto pamiętać, że Ameryka Bidena i jego zastępczyni znajduje się świeżo po niesławnej i sromotnej ucieczce z Afganistanu, gdzie pozostawiła własnych demokratycznych sprzymierzeńców na pastwę talibanu, przy czym odpowiedzialność za to rozkłada się równo na obecną administrację, która rejteradę przeprowadziła i poprzednią, republikanina Donalda Trumpa, która ją zaplanowała i logistycznie przygotowała. Powraca pytanie, ile razy można uciekać przed własnymi ideałami, przed mitem założycielskim własnego państwa, pomyślanego przez Jerzego Waszyngtona i Benjamina Franklina – nie tylko wynalazcę piorunochronu ale i autora Deklaracji Niepodległości oraz demokratycznej konstytucji – jako ojczyzna wolnych ludzi.     

Ludzka sprawa czyli odpowiedzialność mocarstwa

Nikt nie wymaga od waszyngtońskich polityków, żeby teraz, nawet w słusznej sprawie, posyłali amerykańskich chłopców pod wrogi ostrzał, jak parę razy w najnowszej historii czynili to w sprawie złej, choćby w Wietnamie i na niewielkiej karaibskiej Grenadzie. Wolno jednak od najpotężniejszej demokracji świata spodziewać się wsparcia dla akcji humanitarnej, jaką w Polsce prowadzą już zwyczajni obywatele i samorządowi gospodarze Małych Ojczyzn, a także władza państwowa w tym nikłym zakresie, w jakim robić to potrafi. Sfinansowania potrzeb uciekinierów i relokacji uchodźców. Zwłaszcza, że wedle wiarygodnych danych Ukrainę opuści nawet 7 mln osób uciekających przed wojną. U nas się nie pomieszczą. Polska za sprawą rosyjskiej agresji na sąsiedni kraj już stanęła wobec najpoważniejszego kryzysu humanitarnego od 1945 r, kiedy to miliony naszych rodaków, wypędzonych przez radziecki komunizm z ich siedzib na Kresach Wschodnich, z Wilna i Lwowa, Wołynia, Polesia i Nowogródczyzny zmuszonych było szukać nowych domów. 

Pozostaje nadzieja, że beztroski śmiech wiceprezydent Harris w trakcie wspólnej z Dudą konferencji nie okaże się na trwałe symbolem amerykańskiego stanowiska w tej sprawie. Ludzkiej, a nie tylko globalnej i geopolitycznej.                

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here