Zamiast ruchu bezwizowego mamy dodatkowy tysiąc amerykańskich żołnierzy w Polsce. Za ich sprawą zapewne urodzi się tu więcej czekoladowych dzieci, ale na bezpieczeństwo kraju nie wpłynie ich obecność. Za to nie dowiedzieliśmy się, co dalej z ustawą 447 – realną groźbą dla polskiej suwerenności, własności i prestiżu.
Łukasz Perzyna
Przykład września 1939 nieubłaganie i na zawsze pokazał, że nie sojusze ani obcy żołnierze, ale wyłącznie nowoczesna własna armia zapewnia Polsce bezpieczeństwo.
Wiadomo, że kupimy od Amerykanów 32 sztuki superdrogiego samolotu F-35. Jak wyliczył już w dniu wizyty Andrzeja Dudy u Trumpa poseł z komisji obrony Czesław Mroczek – istniejące know-how pozwoli Polsce wyzyskać mniej niż 30 procent możliwości tego samolotu. Całą resztę da się wykorzystać, jeśli się dodatkowe programy dokupi i za nie dopłaci. W trakcie wizyty dwa F-35 przeleciały nad Białym Domem.
Część mediów z powagą podniecała się, że po 11 września 2001 rzadko się to zdarza, choć stanowi to raczej smutny dowód, że lider z Polski potraktowany został jak biały Murzyn, na którego powitanie zamiast konkretów szykuje się pokaz fajerwerków. Lub – powiedzmy bardziej poprawnie politycznie – jak turysta, który poleciał tam coś tylko zobaczyć i usłyszeć, a nie cokolwiek załatwić.
Nawet Katarzyna Lubnauer, spostrzegła, że amerykańskie zakupy Dudy trwale rozłożą polski przemysł zbrojeniowy. Jego rozwój mógłby stanowić dla Polski realną gwarancję bezpieczeństwa, której nie dadzą obcy żołnierze w kraju, tak jak nie przyniosły jej w 1939 egzotyczne sojusze. Co więcej – gdy powstanie na mocy świeżej umowy zapowiadana infrastruktura logistyczna, medyczna i wywiadowcza armii USA w Polsce – może ściągnąć na nas atak terrorystyczny.
Wizyta Dudy boleśnie potwierdza, że w kwestii bezpieczeństwa możemy liczyć wyłącznie na siebie. Za to Amerykanie świetnie na nas zarobią, dotyczy to zarówno samolotów (co słusznie wytknął Mroczek – bez pełnego oprzyrządowania) jak i gazu. Trump pochwalił przecież Polaków, że płacą doskonale, lepiej niż Niemcy. Być może nas stać, Niemców nie… Ale żarty na bok. To specyficzny milionerski koncept, który przypomina zachowanie innego republikańskiego miliardera Mitta Romneya, swego czasu kontrkandydata Baracka Obamy do prezydentury: w trakcie misternie zaaranżowanego przez sztab spotkania z bezrobotnymi w Nowym Orleanie oznajmił on, że doskonale ich rozumie, przecież sam też nie ma stałej pracy…
Donald Trump również – jak się wydaje – świetnie rozumie Polaków, a przynajmniej Dudę. Wprawdzie nie potwierdził zainteresowania stałą amerykańską obecnością wojskową w Polsce (1000 dodatkowych żołnierzy dołączających do dotychczasowych 4500 nie zmienia obowiązującej formuły rotacyjnej) ani nie mówił o Forcie Trump (w podpisanej umowie nazwa nie pada) – ale dał alibi Polsce w kwestii praworządności i demokracji. Przy tej okazji komentatorzy przypomnieli, że w Białym Domu przyjmowano liderów Chin, Egiptu i Tajlandii.
Wspólna niemal deklaracja Trumpa i Dudy w kwestii stanu tych spraw w Polsce wydaje się jednak niezmiernie pouczająca. Jeszcze przed wizytą „Foreign Policy” doradzał Trumpowi, żeby inwestował raczej w organizacje pozarządowe w Polsce niż w politykę władzy. Prezydenci – każdy z osobna, ale niemal tymi samymi słowami – wysoko ocenili polski stan demokracji. Przypominało to leczenie choroby zamawianiem przez wiejską znachorkę. Zresztą przynajmniej doradcy Trumpa doskonale wiedzą, że wydane przez niego Dudzie świadectwo moralności raczej temu ostatniemu w zachodnim świecie zaszkodzi niż pomoże.
Podobnej uspokajającej i jednobrzmiącej deklaracji zabrakło jednak w drażliwej kwestii ustawy 447, chociaż mogłaby ona uśmierzyć uzasadnione obawy Polaków związane z niefortunną amerykańską regulacją, nakładającą na ich własne władze obowiązek monitorowania postępów w kwestii zwrotu bezspadkowego mienia pożydowskiego, do którego – jak wiemy – pretendują organizacje powołane wprawdzie już w latach 90, ale uzurpujące sobie prawo reprezentowania ofiar Holocaustu. Te ostatnie były obywatelami polskimi, na co uchwalający jednogłośnie fatalną ustawę amerykańscy kongresmeni nie zwrócili uwagi. Osłabiona za rządów PiS polska dyplomacja okazała się w tej sprawie bezradna. W trakcie wizyty Dudy w Białym Domu niczego uspokajającego ani dementującego nie usłyszeliśmy, co wróży sprawie 447 jak najgorzej. Opozycja się niczego w tej kwestii nie domagała ani nie krytykowała zaniechań.
Przy okazji prezydent Duda publicznie skłamał, łącząc to, co nazywa reformą wymiaru sprawiedliwości z obecnością w nim sędziów orzekających w stanie wojennym, bo zapomniał dodać, że za wspomniane zmiany w czasach rządów PiS odpowiada prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz. Nic nowego, można z goryczą zauważyć, że już jeden lokator Pałacu Namiestnikowskiego Aleksander Kwaśniewski też mijał się z prawdą w mniej strategicznej kwestii… własnego wykształcenia.
W wypadku Dudy rodzi to jednak obawę, że podobnie jak co do problemów wymiaru sprawiedliwości kłamie w sprawach dotyczących bezpieczeństwa Polski. A to już po prostu niebezpieczne. Bo nawet jeśli do Białego Domu pojechał jak turysta i wyszedł stamtąd z niczym, jeśli nie liczyć zasłużonych komplementów dotyczących kreacji żony, to nie reprezentował tam samego siebie, tylko czterdziestomilionowy kraj o dumnej historii i tradycji.
[Total_Soft_Poll id=”49″]
Czytaj teksty Łukasza Perzyny:
,, Osłabiona za rządów PiS polska dyplomacjanaczy pod (nie)rządami Tuska czy Kopacz polska dyplomacja ostro postawiłaby się Trumpowi, szczególnie w sprawie JUST 447? Jaja se Pan robi?
Nie, nie znaczy, Autor o tym nie pisze.
Nie postawiłaby się, to racja, ale czy to coś zmienia w ocenie polityki zagranicznej PiS?
Wina Tuska?