W stulecie najważniejszego, trzeciego Powstania Śląskiego pojawia się biografia jego przywódcy Wojciecha Korfantego

Tak się fatalnie składa, że nazwy najważniejszych w jego życiu funkcji brzmią po polsku jak wyzwiska. Ale to Wojciech Korfanty jako dyktator Powstania Śląskiego – tego trzeciego i rozstrzygającego sprawił, że zwycięzcy I wojny światowej przyznali nam Katowice wraz z licznymi kopalniami i hutami, a wcześniej jako komisarz plebiscytowy przyczynił się do tego, że za przynależnością regionu do ubogiej Polski Ślązacy oddali niewiele mniej głosów niż za bogatymi Niemcami. W stulecie obu tych wydarzeń Korfantego przybliża nam jego biografia autorstwa Józefa Krzyka i Barbary Szmatloch.

Poseł do Reichstagu Wojciech Korfanty z Koła Polskiego pozostał w październiku 1918 r. w Berlinie ponieważ niemiecki wicekanclerz Freidrich von Payer odmówił wydania mu wizy do Warszawy, bo jak uzasadniał, nie miał zamiaru pomagać w oderwaniu od Niemiec części ich terytorium. “To dzięki tej odmowie Korfanty został w Berlinie i 25 października wygłosił najsłyniejszą w długiej karierze mowę” – piszą jego biografowie Józef Krzyk i Barbara Szmatloch w książce znacząco zatytułowanej: “Korfanty. Silna bestia” [1]. 

Polski jeszcze nie było, a on już Niemcy dzielił

“Nie chcemy ani jednego powiatu niemieckiego, ale żądamy polskich powiatów Górnego Śląska, Śląska Średniego, Poznańskiego, polskich Prus Zachodnich i polskich powiatów Prus Wschodnich (..)”. Przerwał mu marszałek Konstantin Fehrenbach: “Nie jesteśmy tu na przyszłej konferencji pokojowej” – mówił z przekąsem i dodał, że Korfanty powinien mieć przynajmniej tyle wyczucia, by wiedzieć, że z trybuny niemieckiego parlamentu nie należy omawiać podziału ich państwa” [2].

Wojciech Korfanty upomniał się u Niemców w ich parlamencie o polskie ziemie w imieniu państwa, które… dopiero miało powstać. 

“Polacy bili mu brawo, z niemieckich ław odpowiedziały mu jednak krzyki i śmiech” [3].

Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Korfanty znał sytuację na frontach lepiej, niż szydzący z niego oponenci. Ale też – o czym pamiętać warto – w tym samym czasie z trybuny Reichstagu Korfanty powie, że “Niemcy i Polacy są wzajemnie na siebie skazani w przyszłości” [4]. Podkreśli to polityk, który niebawem na swojej ojczystej śląskiej ziemi stanie na czele powstania przeciw Niemcom, ale też wizjoner, nie ograniczający swojej myśli do paroletniej perspektywy.

Z więzienia kajzerowskiego do sanacyjnego 

Syn górnika, jako bojownik o polskość Śląska zrealizował wszystkie swoje cele, jako polityk ogólnopolski – żadnych. Poznał więzienia sanacyjne tak jak przedtem kajzerowskie. Trzecie Powstanie Śląskie, którego setną rocznicę właśnie obchodzimy, zapewnia mu trwałe miejsce wśród bohaterów narodowych. Pozostaje jednak postacią tragiczną, bo dzieło tego niezwykłego człowieka – podobnie jak jego antagonisty Józefa Piłsudskiego – niedługo przetrwało jego własne życie. W wypadku Marszałka było to cztery i pół roku. Zaś jeśli o Korfantego chodzi, symbolika okazuje się jeszcze bardziej natrętna: główny twórca powrotu Śląska do macierzy zmarł 18 sierpnia 1918 r, zaraz po wyjściu z polskiego więzienia, gdzie go następcy Piłsudskiego osadzili, zaś w dwa tygodnie później na jego ukochany Śląsk znów runęły niemieckie pancerne dywizje…

“Latami będzie chodził w Belwederze / Piłsudski nigdy nie uwierzy w trwałość. / I będzie mruczeć: “Oni nas napadną”. / Kto? I pokaże na zachód, na wschód. / Koło historii wstrzymałem na chwilę” – pisał o Marszałku Czesław Miłosz w “Traktacie poetyckim” [5]. Żaden noblista nie oddał stanu ducha Korfantego z jego ostatniego okresu, za to biografia Krzyka i Szmatloch jak umie tak nam go przybliża. Wiemy, że rozgoryczeniu, spowodowanemu sposobem w jaki – za sprawą pogrobowców Piłsudskiego – potraktowała go wolna Polska towarzyszyło poczucie kruchości własnego dzieła. Bohater narodowy, którego nazwisko wiąże się nierozerwalnie z powrotem Śląska do Polski, gdy z emigracji politycznej przyjechał do kraju znów gotów uczestniczyć w organizowaniu jego obrony, trafił za kraty za sprawą premiera, którego nazwisko z kolei zwykło się kojarzyć z wiejskimi ustępami oraz śmiesznego faceta, pozostającego wtedy prezydentem, o ktorego pożyciu z żoną, świeżo odbitą własnemu adiutantowi cała Polska opowiadała wtedy pieprzne, jeśli użyć ówczesnego określenia, anegdoty. 

Czy Twardoch napisze powieść o Korfantym

Gdy pocieszne karzełki nie tylko prowadziły Polskę do katastrofy zanim pouciekały z walizami kosztowności szosą na Zaleszczyki ale też uprzykrzały życie postaciom większego formatu, Korfanty jako współtwórca polskiej państwowości zachował godność bohatera narodowego. Podobny los spotka po ponad półwieczu pokojowego noblistę Lecha Wałęsę, pomawianego przez ciury z jego własnego obozu o agenturalność i postponowanego za rządów polityka, pod którego willą demonstranci nie bez racji skandują co roku: “13 grudnia spałeś do południa”. Opowieścią o Wałęsie zdążył nas obdarzyć wielki prozaik Janusz Głowacki (“Przyszłem”), zaś dramat Korfantego na grecką bez przesady miarę najlepiej mógłby oddać Szczepan Twardoch, nie tylko wyrastający z wielkiej śląskiej tradycji ale doskonale czujący problematykę schyłku międzywojnia (dowodzą tego “Król” i “Morfina”).   

Miano dyktatora przypisano w ostatnim stuleciu czterem polskim politykom, poza Korfantym, którego funkcja w trzecim Powstaniu Śląskim rzeczywiście tak sie nazywała w kolejności od giganta do formatu kieszonkowego stali się nimi również Józef Piłsudski, Wojciech Jaruzelski i Jarosław Kaczyński przy czym w odniesieniu do każdego z tej trójki to słowo zachowuje wydźwięk pejoratywny. I tylko Wojciech Korfanty pozostanie na wieki dyktatorem ale w sensie pozytywnym. Decyzyjność jego ograniczona pozostawała koniecznością uchronienia młodego państwa polskiego przed zarzutem bezpośredniego wspierania śląskiej irredenty. Dlatego nawet w rozmowie przez niby zabezpieczone przed podsłuchem połączenie (aparat Hughesa ważył wprawdzie pół tony ale chronił przed obcym wywiadem lepiej niż zwyczajny telefon) premier Wincenty Witos zakazywał polskiemu komisarzowi plebiscytowemu Korfantemu wystąpienia zbrojnego – jednak wszyscy wiedzieli, że czyni to na użytek aliantów zachodnich, mających wkrótce rozstrzygać o podziale regionu. Trzecie powstanie Korfanty przygotował roztropnie, bo poprzedzające je przegrupowania niemiecki przeciwnik łączył z szykowanymi przez Polaków obchodami rocznicy konstytucji. Gdy wybuchło w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Korfanty czynił wszystko, żeby nie trwało dłużej, niż to konieczne. Praktycznie już 9 maja uznał, że cele militarne zostały osiągnięte i zmierzał do zakończenia walk, które jednak wygasły ostatecznie dopiero w lipcu. Zabronił kategorycznie samowolnych rekwizycji i przemocy wobec ludności cywilnej, co zjednało mu sympatię wahających się Ślązaków. Przybyłych zza kordonu peowiaków odganiał, uznając, że na dowódców nadają się wyłącznie osoby, znające specyfikę regionu. Wcześniej już zabiegał o życzliwą neutralność francuskich sił rozjemczych, wskazywał im nawet nielegalne niemieckie składy broni, przez co partnerzy… przymykali oko na lokalizację podobnych polskich zakonspirowanych zbrojowni. Po latach, gdy wziął się za biznes, zatrudniał w wielkich śląskich spółkach dawnych francuskich dowódców oddziałów pokojowych, z czego zresztą sanacja już po maju 1926 r. uczyniła mu zarzut, bo do twierdzy brzeskiej w 1930 r. trafił w tym czasie, kiedy przebywali tam liderzy Centrolewu, ale z zarzutami korupcyjnymi. Uwolnili go z niej najlepsi jego sojusznicy, śląscy wyborcy, wyznaczając go na swojego przedstawiciela do Senatu. Dopiero gdy kończyła mu się kadencja, zmuszony był kraj opuścić. Znakomity śląski reżyser filmowy Kazimierz Kutz (“Perła w koronie”, “Śmierć jak kromka chleba”) powiedział o Korfantym, że wyprzedził o pół wieku swoją epokę jako demokratyczny polityk i liberalny biznesmen, w czym zresztą widział przyczynę jego nieszczęść. 

Bowiem już w dwa lata po zwycięstwie, gdy w lutym 1923 r. wybierano kierownictwo Związku Powstańców Śląskich, objęli je… piłsudczycy, chociaż krajem jeszcze nie rządzili. Zaś pół roku wcześniej socjaliści rymowali w kampanii wyborczej: “nikt porządny nie wybiera / Korfantego miljonera”, co nawiązywało do przedsiębiorczości, jaką zdążył się już wykazać ambitny syn górnika.  Senacki mandat i tak już wtedy zdobył, co wiązało się jednak z dotkliwym dla jego reputacji paradoksem: “(..) w polskim parlamencie był znacznie mniej aktywny, niż w młodości w Reichstagu. Zwolennicy dochodzili powodów, przeciwnicy śmiali się, że pobiera tylko diety” [6].     

Jedni i drudzy pozostawali postaciami małego formatu. Piłsudski mógł się poszczycić zwolennikami takimi jak intelektualiści bracia Jędrzejewiczowie czy artyści na miarę Juliusza Kadena-Bandrowskiego i Wacława Sieroszewskiego, do wybitnych postaci zaliczali się jego wrogowie (Roman Dmowski i Wincenty Witos) czy choćby tylko oponenci (Ignacy Daszyński). 

Entuzjaści Korfantego, gdy pojawił się w Warszawie, wyprzęgli konie z jego bryczki i sami ją ciągnęli. Trudno się więc dziwić, że nigdy nie został premierem, skoro miał zwolenników chętnie udających szkapy, chociaż warszawska ulica dwukrotnie domagała się, by stanął na czele rządu. 

Zaś o poziomie hejterów – jeśli użyć dzisiejszego języka – z obozu prorządowego  świadczy nagłówek czołówki “Polski Zachodniej” gdy został aresztowany: “P. Wojciech Korfanty nareszcie pod kluczem” [7]. 

Biografowie nie unikają zresztą opisu jego ludzkich słabości; gdy wziął się za biznes, w redakcji należącego do niego dziennika “Polonia: nakazał wstawić do wejścia do gabinetu drzwi z klamką wyłącznie od środka, żeby byle czym go nie absorbowano. Gdy kierował polskim komisariatem plebiscytowym, jego wilczur Moryc pozostawał tak nieposkromiony, że pogryzł jego zastępcę, gdy ten jakiś gwałtowny ruch wykonał. Zaś przed którymiś wyborami żonie Elżbiecie oznajmił, że musi sprzedać brylatnowe kolczyki wcześniej jej ofiarowane, bo potrzeba pieniędzy na kampanię. Najwięcej kontrowersji budziła jego aktywność biznesowa, zasiadanie w radach nadzorczych śląskich spółek. Ale nie za to ocenią go potomni, lecz za dzieło jego życia: powrót Śląska do macierzy, efekt III Powstania, którego stulecie właśnie świętujemy.   

Trzecie Powstanie, które musiało wybuchnąć

Dwa pierwsze Powstania Śląskie stanowiły reakcję na niemieckie represje: pierwsze po strzałach, oddanych w sierpniu 1919 r. do tłumu górników oczekujących na wypłatę pod kopalnią w Mysłowicach, drugie w sierpniu 1920 r. w odpowiedzi na zlinczowanie przez niemiecką tłuszczę polskiego lekarza, opatrującego poszkodowanych w strzelaninie pomiędzy oddziałami francuskich sił rozjemczych a niemieckimi bojówkarzami. Trzecie Powstanie stanowiło – jeśli można tak powiedzieć – wyrozumowane i zaplanowane dzieło Korfantego. Nie wynikało z jego pędu do wojaczki – zwykle skłaniał się do unikania zbędnych ofiar i czynił to skutecznie, o czym była już mowa – lecz z sytuacji po przegranym plebiscycie, kiedy to mocarstwa zachodnie skłaniały się do przekazania Polsce wyłącznie dwóch najuboższych i wiejskich powiatów: pszczyńskiego i rybnickiego i przyłączenia reszty Śląska do Niemiec. Istotny pozostaje również fakt, że przegrana Polski w marcowym plebiscycie z 1921 r. wynikała z faktu sprowadzenia przez Niemców specjalnymi pociągami ok. 300 tys osób wprawdzie urodzonych na Śląsku ale od dawna tam nie zamieszkałych, a zgodnie z przyjętymi regułami mogły one zagłosować. 

Dlatego czyn zbrojny okazał się niezbędny. Zdemobilizowani polscy marynarze z Kriegsmarine po powrocie na rodzinny Śląsk zadbali o przygotowanie w Hucie Baildon dwóch samochodów pancernych. Jeden z nich nazwano po prostu: “Korfanty”. Zachowały się zdjęcia. Mimo ofiarności różnica potencjałów pozostała oczywista. Walki o Górę Św. Anny wygrali Niemcy. Polacy stracili w III Powstaniu aż 1700 zabitych, Niemców padło 500. Ofiara krwi nie poszła jednak na marne: zamiar zwycięzców wojny światowej nazwanej później pierwszą udało się odwrócić, większość zakładów przemysłowych na spornym terytorium sprzymierzeni przyznali Polsce, ma przypadły Katowice, które rychło stały się stolicą jedynego zachowującego w II RP autonomię województwa – śląskiego. Obszarowo najmniejsze, strategicznie najważniejsze, pozostawało też najbogatsze, poważni badacze dochody miejscowych oceniali jako trzy razy wyższe niż mieszkańców reszty kraju. Dlatego zdolności Korfantego musiały się przejawić również w skutecznym zapewnieniu Ślązaków godziwej aprowizacji, zwłaszcza, że wojna dobiegła już końca a Polska nie mogła kojarzyć się z głodem, jeśli miała ten region przyjąć…

“Dziewiętnastego czerwca 1922 roku w Katowicach Korfanty żegnał francuskie wojsko. Ceremonia odbyła się przed budynkiem, z którego przez poprzednie dwa lata pułkownik Blanchard rządził miastem. To tu, po drugiej stronie ulicy, tłum zlinczował biednego doktora Mielęckiego. co sprowokowało Ślązaków do II powstania. Przy zmianie sztandarów z francuskich na polskie Korfanty miał łzy w oczach. Zatelefonował do Warszawy. “Serca polskie na Śląsku biją żywo z uniesienia. Wszędzie twarze radosne, wszędzie bramy triumfalne, tyle kwiatów, zieleni, sztandarów z ptakiem białopiórym” [8].            

Pewnie na tym można by zakończyć górnolotnie, ale dziejowej roli Korfantego nawet śląskie zwycięstwo – warto pamiętać, że pomimo przegranej w plebiscycie – nie wyczerpuje. Wcześniej przyczynił się do odzyskania Wielkopolski. To on sprowadził do Poznania Ignacego Paderewskiego. Również w trakcie Powstania Wielkopolskiego często nazywanego pierwszym zwycięskim w naszych dziejach czy nawet jedynym (co ewidentnie krzywdzi Ślązaków) dążył do minimalizacji strat, wynegocjował m.in. z Niemcami ustąpienie z Bydgoszczy. 

Zaś jego fascynująca droga zaczęła się w chwili, gdy wykształcony – w znacznej mierze dzięki pomocy dobrych ludzi – na uczelniach Berlina i Wrocławia ambitny syn górnika, doszedłszy trzydziestki, postanowił przełamać dotychczasową zasadę, że Polaków ze Śląska w Reichstagu najlepiej reprezentują… niemieccy katolicy. Rzucił im wyzwanie i wygrał, w drugiej turze wsparli go nawet – jako Polaka – socjaliści. Kampanię prowadził nowocześnie, oprócz okolicznościowych pocztówek jego wizerunek pojawiał się także na paczkach papierosów a nawet  etykietach wódki. Z zemsty niemieccy duchowni starali się uniemożliwić mu wzięcie ślubu. Korfantowie pobrali się jednak w Galicji, w obecności m.in. Włodzimierza Tetmajera. A tytułowa “silna bestia” to określenie Korfantego pochodzące od Stanisława I. Witkiewicza. Wypowiedział je, gdy malował portret śląskiego przywódcy niedługo po uwolnieniu go przez sanację z twierdzy brzeskiej.     

[1] Józef Krzyk, Barbara Szmatloch. Korfanty. Silna bestia. Wyd. Sonia Draga, Katowice 2020, s. 105
[2] Korfanty… op. cit, ibidem  
[3] ibidem
[4] ibidem
[5] Czesław Miłosz. Wiersze wybrane. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 1980, s. 69
[6] Korfanty… op. cit, s. 193
[7] “Polska Zachodnia” z 27 września 1930
[8] Korfanty… op. cit, s. 174

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here