Ekspansja trwalsza niż Putin

0
106

Rosyjska ruletka kręci się dalej a krupier jest oszustem

Sami jesteśmy sobie winni, że tak mało wiemy o rozwoju sytuacji na Kremlu. Polska miała szansę zaprosić do siebie demokratycznych emigrantów rosyjskich, skoro i tak na masową skalę przyjmuje uchodźców ukraińskich. Decydentom z pisowskiej ekipy zabrakło wyobraźni, więc Warszawa nie stała się “ruskim Piemontem”, przeważył argument, że nie da się wykluczyć infiltracji zapraszanych środowisk przez obce służby, co fatalnie świadczy o jakości naszych. A nam trudniej ocenić napływające przekazy.  

Władimir Putin nie dożyje 71 urodzin – prognozuje wychodźca Ilja Ponomariow, do niedawna rosyjski deputowany do Dumy Państwowej. A powinien je świętować 7 października br… Jeśli nie dotrwa, mogą się do tego przyczynić jego najbliżsi współpracownicy, przy czym Rubikon ich wytrzymałości wyznaczać może ponowna utrata Krymu – ale i własny stan zdrowia: według profesora Walerija Sołowieja, dawniej w Moskiewskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych, dyktator znajduje się w złym stanie psychicznym i choruje na raka trzustki. Wedle “Daily Express” – raczej na chorobę Parkinsona [1]. W sposób zaś dla mieszkańca Europy Środkowo-Wschodniej zapewne  najbardziej szokujący diagnozuje nie medyczną już stronę sytuacji wieloletnia korespondentka “Financial Times” w Moskwie Catherine Belton w wywiadzie dla “Der Spiegel” (dziennikarze zwykle przeprowadzają rozmowy ze sobą nawzajem, gdy o czymś nie mają pojęcia): – Może dojść do powtórki z lat 80, gdy postępowe siły w aparacie bezpieczeństwa zapoczątkowały reformy, które doprowadziły do upadku panowania partii komunistycznej [2]. 

Zmian w samej Rosji nie da się wykluczyć, co w rok po wszczęciu krwawej i nie przynoszącej efektu wojnie całkiem się uprawdopodobnia, ważne by na nie reagować i nie ulegać fałszywej nadziei. Znakomity znawca tematyki wschodniej, były ambasador Polski w Uzbekistanie Marian Przeździecki, który na Ukrainie spędził wiele lat dostrzega wariant tyleż realistyczny, co nie niosący za sobą korzystnych następstw. Polegałby on na tym, że: “(..) elity Rosji dogadują się co do zastąpienia Putina przez mera Moskwy Siergieja Sobanina czy obecnego premiera Michaiła Miszustina. Nowego, z pozoru miękkiego przywódcę, którego zaraz zaakceptowaliby Olaf Scholz i Emmanuel Macron w roli partnera” – powiedział mi ekspert.   

“Elita rosyjska zyska na tym gwarancje utrzymania swoich przywilejów i stabilności społecznej czy raczej trwałości swojej dominacji. Ale nie Ukraina pokoju czy trwałości granic…” – konkluduje Marian Przeździecki, obecnie pracownik Kancelarii Senatu [3].

Z kolei nie trzeba aż ekspertów, żeby udowodnić, że sam Władimir Putin pozostaje bardziej produktem niż twórcą systemu. Nie jest więc mrzonką obawa, że jego odsunięcie, nawet w gwałtownych okolicznościach nie wyeliminuje zagrożenia rosyjską ekspansją dla krajów z rządzonych przez niego państwem sąsiadujących ale także tych dalej położonych. Przy czym brak możliwości weryfikacji pogłosek o fatalnym zdrowiu Putina (pamiętamy ile ich rozpowszechniano… pod koniec długich rządów Leonida Breżniewa – i jak wiele ich dziś krąży o… Jarosławie Kaczyńskim), natomiast bezsporne pozostaje, że jest o całe dziesięć lat młodszy od przywódcy konkurencyjnego mocarstwa, prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe’go Bidena. 

Śmierć Józefa Stalina w niczym nie pomogła buntującym się i masakrowanym w odwet za to w tym samym roku robotnikom Pilzna i Berlina ani w trzy lata później pracownikom poznańskich zakładów Cegielskiego w pamiętnym Czerwcu domagającym się chleba i wolności ani Węgrom żądającym swobody zawierania i rozwiązywania sojuszy międzynarodowych, tej samej, o którą walczy dziś naród Ukrainy. Jeszcze w kilka dni po samobójstwie Adolfa Hitlera, w oblężonym Wrocławiu esesmani rozstrzeliwali zamierzających się poddać żołnierzy niemieckich. Dla ich rodzin nie miało znaczenia, że nominalnie Trzecią Rzeszą rządził już wtedy “liberalny” admirał Karl Doenitz, brzydzący się wcześniej metodami “Fuehrera” chociaż nie awansami od niego otrzymywanymi. 

Z roku, w którym u sąsiadów zaczęła się “głasnost” i “pierestrojka” ogłoszone przez nowego sekretarza generalnego Michaiła Gorbaczowa zapamiętałem anegdotę z życia akademickiego opowiedzianą przez znawcę literatury romantycznej prof. Andrzeja Fabianowskiego. W ramach wymiany naukowej gościł radzieckich historyków literatury. Jeden dał się poznać jako twardogłowy, drugi zaś występował w roli liberała. Ale gdy nasz profesor zabrał swoich gości ich własnym obyczajem “na daczę” i tam napili się wódki, w większych ilościach – okazało się nagle, że dotychczasowy “beton” gardłuje za najdalej idącymi reformami zaś niedawny reformator za rządami silnej ręki. To samo oddaje wschodnia anegdota o aparatczyku, który w ankiecie komisji kontroli partyjnej wypełniał punkt dotyczący odchyleń ideologicznych. – Odchylałem się razem z partią – napisał.     

Rosyjska ruletka kręci się dziś w ten sposób, że wiadomo tylko, że jest tam tylko czarne i czerwone a w dodatku jeszcze krupier jest oszustem. Nie wiemy, czy obracający się bęben pistoletu jest pusty bo amunicję rozkradziono jak wiele dóbr w Rosji ostatnich lat, czy wprost przeciwnie – całkiem pełny bo podobnie jak w wypadku inwazji na Ukrainę magazynierzy starają się zgodnie z rozkazem przełożonych jak najszybciej pozbyć tego, co przestarzałe. 

Wishful thinking – seminaryjny przykład myślenia życzeniowego znajdujemy w wyzbytej przesłanek nadziei, że siły rozsądku i demokracji znienacka się w Moskwie uaktywnią i wywieszą na kremlowskich bramach sztandary wolności, równości i braterstwa. Niby dlaczego miałyby tak robić, skoro oba flirty rosyjskich elit z demokracją pojmowaną nie tyle po zachodniemu a ściślej euroatlantycku: po rewolucji lutowej w 1917 r. oraz w pierwszych latach Borysa Jelcyna (od sierpnia 1991 do skierowania przez niego czołgów przeciw Dumie Państwowej w dwa lata później) zakończyły się dla narodu wielką smutą. Za pierwszym razem leninizmem oraz milionami ofiar w łagrach i na frontach, za drugim zaś – zaprzestaniem wypłacania emerytur, kryminalizacją gospodarki, wyniesieniem kryminalistów do Dumy i ministerstw oraz wyprzedażą majątku wspólnego, co w ojczyźnie Dmitrija Mendelejewa, która pod ziemią ma całą jego tablicę, stanowi element pierwszorzędny.  

Samych Rosjan nie zachęca do tego przebieg zdarzeń z lat 80: kroplówka amerykańskich finansów ratowała wtedy państwowość rosyjską dwukrotnie, najpierw po rozstrzelaniu przez Borysa Jelcyna parlamentu jesienią 1993 r. (jak wielu demokratom się to zdarza, prezydent najpierw obronił moskiewski Biały Dom przed neostalinowskimi puczystami w sierpniu 1991 r, później sam go zdobywał gdy górę w środku wzięli nacjonaliści i neobolszewicy) potem po letnim kryzysie z 1998 r, który na światowych giełdach zyskał sobie nazwę “rosyjskiego”.

W obu wypadkach decydenci waszyngtońscy sięgnęli do sejfów wbrew amerykańskiej opinii publicznej, zaszantażowani perspektywą chaosu w globalnym mocarstwie atomowym, z którego wyłonić się może autokracja nieznana, za to z walizką z kodami strategicznych wyrzutni w ręku. W ten sposób demokraci amerykańscy sfinansowali operację sukcesyjną, w wyniku której władzę na Kremlu po Jelcynie przejął wraz ze wspomnianymi kodami Władimir Putin, co nastąpiło w ostatni dzień 1999 r, kiedy to korespondentom moskiewskim polskich mediów przyszło to wydarzenie komentować z warszawskich studiów ich stacji, bo nie przewidując, co się święci, udali się na urlop świąteczny do kraju.

Nie da się nawet twardo krytykować sponsorów tamtej zmiany, bo pozostają nimi nasi dobrodzieje, ówczesny i obecny. Prezydent Bill Clinton w tymże 1999 roku wprowadził nas do NATO, a innych filarów bezpieczeństwa (po rozbrojeniu rodzimego przemysłu zbrojeniowego z Radomiem włącznie) już nie mamy, zaś przepychający wtedy pomoc dla Rosjan przez tradycyjnie krnąbrny w kwestii ekspediowania na Wschód podatniczych pieniędzy przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznej Joe Biden teraz w prezydenckiej roli potwierdza nie tylko aktualność ale znaczenie artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego Sojuszu Atlantyckiego zobowiązującego państwa członkowskie do solidarnej obrony wzajemnej w razie ataku na choćby jedno z nich – jako “świętej przysięgi”. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono, jak wskazywała nasza noblistka Wisława Szymborska, nie ma więc możliwości ocenić, czy realne okazały by się warianty, którymi Jelcyn tak skutecznie zastraszył obu wspomnianych dobrodziejów Polski (piszę to naprawdę bez ironii), że pieniądze jankeskiego podatnika w końcu mu do ręki dali. Rzecz w tym, aby tu i teraz uniknąć najgorszego wariantu. Dobre rozwiązanie same z mgły na Wschodzie się nie wyłoni, wyczuje je ten, kto nauczy się elastycznie reagować na rzeczywistość.        

[1] por. Katarzyna Rochowicz. “Nie dożyje urodzin”. Nowa fala doniesień o nadchodzącej śmierci Putina. Na Temat z 25 lutego 2023 

[2] Pucz na Kremlu? Wirtualna Polska z 26 lutego 2023

[3] Ile wytrzyma Ukraina? Marian Przeździecki w rozmowie Łukasza Perzyny, “Samorządność” nr 74 luty 2023

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here