Piłkarskie Euro rządzi się własnymi prawami: odmiennymi niż globalne Mundiale. Mistrzami Europy bywały Czechosłowacja czy Grecja, nie zaliczane do potentatów światowej piłki. Za to Anglicy, mistrzowie świata z 1966 r. pomimo statusu ojczyzny futbolu nigdy nie okazali się najlepsi w kontynentalnej rywalizacji. Również Polakom lepiej zawsze szło na Mundialach, gdzie w 1974 i 1982 r. zostaliśmy trzecią drużyną świata. A do finałów Euro długo nie mogliśmy awansować, nawet za kultowych trenerów: Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. Największym polskim sukcesem w kontynentalnym turnieju pozostaje miejsce w ósemce najlepszych kadry Adama Nawałki w 2016 r.
Geniusze i mistrzowie z przypadku
Zdarzało się, że mistrzami Europy zostawały drużyny wybitne, jak w 1984 r. Francja z Michelem Platinim czy w 1988 r. Holandia z Marco van Bastenem. Hiszpanie z Ikerem Casillasem w bramce panowali w latach 2008-12 zarówno na Mundialach jak dwóch kolejnych turniejach europejskich. Zazwyczaj jednak na kontynencie zwyciężali średniacy lub zespoły co najwyżej solidne. Z mistrzowskiej drużyny czechosłowackiej z 1976 r. pamięta się co najwyżej bramkarza Iva Victora, a w dwa lata później zwycięzcy europejskiego czempionatu nie zakwalifikowali się nawet na Mundial w Argentynie, gdzie zagrało szesnaście najlepszych światowych drużyn. Co najwyżej poprawnie zaprezentowali się mistrzowie Europy z 2004 r. Grecy, których czołowi zawodnicy… grzali ławki rezerwowych w co mocniejszych ligach kontynentu. Jednak gdy na boisko jako drużyna narodowa wybiegli, kolejno odprawiali silniejszych wedle papierowych kalkulacji przeciwników. Również Rosjanie, a ściślej ekipa ZSRR raz wygrali Euro i trzy razy znaleźli się w finale, podczas gdy w Mistrzostwach Świata ich największym sukcesem pozostało czwarte miejsce: a drogę do poprawienia tego wyniku zamknęliśmy im skutecznie za sprawą zwycięskiego – dla nas – remisu na turnieju w Hiszpanii w 1982 r, w meczu, w którym… nie chodziło wyłącznie o piłke nożną, bo na trybunach emigranci wystawiali do kamer telewizyjnych transmisji transparenty zakazanej w kraju w stanie wojennym Solidarności.
Nie osiągnęli wiele w światowej rywalizacji mistrzowie Europy z 2016 r. Portugalczycy. Zaś ci wciąż aktualni – drużyna włoska z 2021 r. nawet się na katarski Mundial nie zakwalifikowała, chociaż nam Polakom nie tylko się to udało ale nawet znaleźliśmy się tam w 2022 r. w szesnastce najlepszych na świecie.
Ze swoistą kompromitacją Euro mieliśmy do czynienia w 1992 roku, kiedy to za zbrodnie wojenne wykluczono z finałów Jugosławię, chociaż do nich awansowała. Pozostawało to niewątpliwie decyzją roztropną i uczciwą. Jednak dokooptowani w miejsce Jugosłowian Duńczycy, którzy wcześniej awansu z gry nie uzyskali, jak się okazało – wygrali niespodziewanie turniej finałowy, co stało się pretekstem do rozważań o poważnym kryzysie mistrzostw kontynentu.
Szansa dla odległych szeregów
To nie żadna klątwa, trapiąca najlepszych, po prostu zazwyczaj na Euro maksymalnie mobilizują się drużyny z drugiego szeregu, a dla największych potęg najważniejsze pozostają jednak Mistrzostwa Świata. Dla wielu kibiców jednak całe piękno Euro polega na tym, że w finałach zagrać może – jak w obecnych – Gruzja, którą w gronie uczestników Mundialu trudniej sobie wyobrazić. Uczestniczyły też już w kontynentalnej rywalizacji Macedonia Północna i Łotwa, a na pytanie jak się to udało tej ostatniej odpowiedź brzmi prosto: wyeliminowała Polskę wtedy trenowaną przez Zbigniewa Bońka, którego jednak ta porażka pokory nie nauczyła, skoro po latach już jako prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej zwolnił zamiast nagrodzić Jerzego Brzęczka, gdy ten wprowadził Polskę na Euro 2021 r. i zamiast niego zatrudnił zagranicznego trenera Paula Sousę, kosztownego i nieskutecznego dyletanta.
Piłkarskie Mistrzostwa Świata odbywają się od 1930 roku, zaś Europy od 1960, przy czym od 1968 r. dopiero pod obecną nazwą, wcześniej był to skromniejszy Puchar Narodów. W mundialowych finałach aż do lat 70 uczestniczyło szesnaście drużyn, w europejskich – zaledwie cztery. Rachunek więc prosty: wystarczyło wygrać dwa razy, żeby tytuł zdobyć, jak udało się to Czechosłowacji w 1976 r, kiedy zresztą ścisły finał rozstrzygnęła w rzutach karnych. Ale już w cztery lata później liczbę uczestników turnieju zwiększono do ośmiu, a obecnie w finałach grają 24 drużyny. Trudniej więc o przypadkowe rozstrzygnięcia.
Holederscy mistrzowie i kucharz z NRD, czyli kto dumnej Polsce awans na Euro blokował
Polakom długo nie szło w Euro do tego stopnia, że nawet kiedy w świecie zdobywali medale – w Europie nie byli w stanie nawet do finałów awansować. Do legendy przeszły eliminacje z 1975 r. kiedy to w grupie, z której wyjść mógł tylko jeden zespół, los skojarzył drugą wówczas drużynę świata Holandię i trzecią – Polskę. A w dodatku zawsze groźnych Włochów.
Wielu znawców futbolu za najlepsze w historii spotkanie naszej reprezentacji uznaje pierwszy mecz w Chorzowie, w którym z Grzegorzem Latą i Kazimierzem Deyną w składzie rozbiliśmy gości mających na boisku najlepszego gracza Europy Johana Cruyffa oraz jego imiennika Neeskensa, na Mistrzostwach Świata w RFN rok wcześniej wicekróla strzelców ex aequo z naszym Andrzejem Szarmachem (królem, jedynym z Polski w historii Mundiali, został wtedy Lato). Prowadziliśmy już nawet 4:0 z “pomarańczowymi”, gdy pod sam koniec meczu Rene van der Kerkhof strzelił dla nich honorowego gola. Wkrótce w Amsterdamie przegraliśmy jednak 0:3 i na finały pojechali Holendrzy, za sprawą lepszego bilansu spotkań z Włochami i Finlandią.
W cztery lata później Polska, już jako piąta drużyna globu, znów trafiła na Holandię. I wtedy, w 1979 r. osiągnęła dodatni bilans gier z ponownymi wicemistrzami świata. W Chorzowie znów wygraliśmy, tym razem 2:0. Ale nie daliśmy się tym razem również i w Amsterdamie, gdzie padł remis 1:1.
Padliśmy jednak i my, w Lipsku, i to za sprawą hotelowego kucharza. Drużyny NRD nie zaliczano do potentatów, zabrakło jej rok wcześniej na Mundialu w Argentynie. Jednak zatrucie pokarmowe niemal całej naszej reprezentacji (nie skarżył się tylko ten, co niemiecki obiad przespał) przyczyniło się do zwycięstwa gospodarzy 2:1. Co gorsza, nie powiodło się nam również w Chorzowie, skąd enerdowcy wywieźli remis… zwycięski, jak się okazało, dla Holandii.
Gdy dwa lata później w eliminacjach hiszpańskiego Mundialu znów mieliśmy za rywala NRD, mądrzejszy od poprzednika Ryszarda Kuleszy trener Antoni Piechniczek zabrał wraz z ekipą do Lipska własnego kucharza. W walce sportowej a nie toksykologicznej zwyciężyliśmy 3:2 i nie tylko pojechaliśmy na Mistrzostwa Świata do Hiszpanii w 1982 roku ale przywieźliśmy stamtąd zaszczytne trzecie miejsce.
Holenderskiego fatum wciąż nie udało nam się jednak przełamać, czego dowiódł nasz pierwszy mecz w trwających finałach Euro, kiedy to, utrzymując aż do 83 minuty kolejne korzystne rezultaty, ulegliśmy jednak “pomarańczowym” 1:2. Pozostaje mieć nadzieję – nawet słabnącą – że w “drabince” tegorocznego Euro spotkamy się z Holendrami raz jeszcze, już w fazie pucharowej. I wtedy fatum zostanie przełamane. Skoro piłkarskie Euro tak kocha niespodzianki i to z wzajemnością, podobnego scenariusza z góry wykluczyć się nie da.