Fryzjer czyli drugie życie futbolu

0
121

Wrocławski sąd apelacyjny skazał na cztery i pół roku więzienia Ryszarda F. pseudonim Fryzjer. Wszyscy wiedzą, jak się nazywa, chociaż prawo chroni jego tożsamość. Przez lata w polskiej piłce ustawiał mecze. Zarządzana przez niego Amica Wronki w fazie grupowej europejskich pucharów grała z Glasgow Rangers i Auxerre, a przez jedenaście sezonów w ekstraklasie: dwukrotnie była trzecia w Polsce. 

Ryszard F, który karierę zaczynał jako fryzjer w zakładzie karnym we Wronkach wraca tam, skąd przyszedł.

Gdy reporter nadawał relację z meczu we Wronkach, prezes F. przystawał obok i słuchał. Jeśli przekaz mu się nie podobał – podchodził bliżej, wyrywał dziennikarzowi komórkę z ręki i wyłączał. Długo takie zachowania uchodziły mu bezkarnie. Warto o tym pamiętać, gdy litujemy się nad 75-letnim już i zniszczonym przez dotychczasowy pobyt za kratami człowiekiem. Bo jego nazwisko stało się symbolem praktyk znanych przedtem głównie z “Piłkarskiego pokera” Janusza Zaorskiego, przedstawiającego w fabularny sposób futbolową patologię jeszcze ze schyłowych czasów poprzedniego ustroju. Fryzjer decydował o tym, kto z ligi spadnie a kto do niej awansuje. Na mistrzostwo Polski wpływu nie miał – ale na puchar kraju już tak. 

Chciałoby się napisać raczej o sukcesach Legii Warszawa, ale ta po zwycięstach nad Spartakiem z Moskwy i Leicester City dostała zadyszki i w fazie grupowej Ligi Europy – a więc na tym samym szczeblu rozgrywek, który przed laty osiągnęła Amica “Fryzjera” – dwukrotnie wysoko przegrała z Napoli. Zaś prawda o korupcyjnym systemie, jaki rozwinął w naszym futbolu ten ostatni posłuży za odpowiedź, dlaczego chociaż przed laty Górnik Zabrze grał w finale, Legia Warszawa i Widzew Łódź w półfinałach a Ruch Chorzów, Stal Mielec i Śląsk Wrocław w ćwierćfinałach pucharów, dostarczając kibicom niebywałych wzruszeń – pozostaje teraz na marginesie europejskiej klubowej piłki. Odkąd pięć lat temu Legia zagrała w fazie grupowej Ligi Mistrzów żaden mistrz Polski nie był już obecny w tej fazie rozgrywek.

Fryzjer uchodził w polskim futbolu za wszechwładnego. Stworzył cały system uzależnień, który sąd zinterpertował jako zorganizowaną grupę przestępczą. Odpowiadało za to karnie ponad stu działaczy, sędziów i zawodników. Nie tylko we Wronkach dzielił i rządził. Szczyt jego potęgi przypada na lata 2003-6 i właśnie one objęte zostały aktem oskarżenia a potem wyrokiem.  Słynna “lista Fryzjera” – zestawienie jej dowodzi, jak czuł się pewnie – obejmowała 28 nazwisk sędziów dwóch najwyższych klas rozgrywkowych, znaleźli się na niej arbitrzy międzynarodowi. Powiązany przedtem z milicyjną Olimpią Poznań Ryszard F. podsłuchu się nie bał, o ustawaniu spotkań śmiało gadał przez telefon komórkowy. Gdy w finale Pucharu Polski w 1998 r. drugoligowe Aluminium Konin dzielnie strzelało Amice kolejne bramki, układ Fryzjera zadziałał na bieżąco i za sprawą dogrywki wynik okazał się hokejowy (5:3) a trofeum trafiło zgodnie z “rozkładem jazdy” do klubu z Wronek. 

Chociaż już włoski autor renesansowego traktatu o pożytkach, płynących z piłki nożnej zapewniał: “powiadam wam, że gra ta została ustanowiona dla dobrego celu, żeby od młodych odegnać gnuśność, tego śmiertelnego wroga cnoty” – korupcja w futbolu jest niewiele młodszym zjawiskiem niż sama gra. Już w międzywojniu Dąb Katowice zdegradowany został z ówczesnej ligi piłkarskiej za – jak to wtedy określano – “matactwa w trakcie rozgrywek”.

“Niedziele cudów” pojawiły się w polskiej piłce wraz z wielkimi pieniędzmi, a te ostatnie związane były z sukcesami drużyny Kazimierza Górskiego ale też zwycięstwami w pucharach klubowych, odnoszonymi przez Górnika i Legię a potem Ruch i Stal. Akurat w srebrnym (od medalu z 3 miejsce na turnieju w RFN w ’74) okresie polskiej piłki, w sezonie 1974/75 chorzowski Ruch zapewnił sobie mistrzostwo na kilka kolejek przed końcem. I zaczął kolejno przegrywać z broniącymi się przed spadkiem. Arką Gdynia czy ROW Rybnik. Finisz sezonu ligowego okazał się gorszący. Mistrzowski Ruch, niewiele wcześniej w ćwierćfinale Pucharu Europy dzielnie stawiający czoła renomowanemu St. Etienne (u siebie prowadził 3:0 ale Francuzi wyciągnęli na 3:2 a potem wygrali u siebie 2:0) przegrał na własnym stadionie z ostatnią w tabeli milicyjną Gwardią Warszawa aż 1:4, całkiem jak niedawno Legia z Napoli: tyle, że gwaradzistom nic to nie dało, bo swoje mecze powygrywali także konkurenci do pozostania w czołowej szesnastce. 

Znamy te klimaty z genialnego filmu Janusza Zaorskiego “Piłkarski poker”, gdzie nawet partnerka głównego bohatera sędziego Laguny nosi wiele mówiący przydomek Łapówka. Społeczeństwo mamy ofiarne – wie nawet taksówkarz w Białymstoku. Zaś zawiązującym “spółdzielnię” “drukarzom” meczów najtrudniej przychodzi dogadać się z sędzią, co pieniędzy nie bierze. Do kawiarni hotelu w Łodzi sprowadzają więc sprzedajne kobiety.
– Pani, pani i pani – wskazuje kolejno grany przez Henryka Bistę arbiter.
– Jak to? Trzy? – dziwi się zgorszony działacz.
– Przecież bramki mają być trzy – odpowiada rzeczowi sędzia.
I były…      

Zerwać z tym próbował Polski Związek Piłki Nożnej już po przełomie ustrojowym. Gdy o mistrzostwie Polski decydowały bramki, bo bilans punktowy pretendentów okazał się równy, Legia ostatni mecz wygrała 6:0 na wyjeździe z Wisłą, zaś ŁKS u siebie 7:1 z poznańską Olimpią. Powiadano wtedy, że każda bramka została sprzedana. Chociaż dowodów korupcji brakowało, PZPN uznał koncówkę ligi za farsę. Legii tytuł za rok 1993 odebrał, zaś Łódzkiego Klubu Sportowego podobnie jak niedoszłego mistrza nie zgłosił do europejskich pucharów. Przy zielonym stoliku tytuł przyznano poznańskiemu Lechowi, który zresztą rychło skompromitował się w międzynarodowych rozgrywkach. W tłumie demonstrujących przed kamienicą w alejach Ujazdowskich – mieszczącą siedzinę związku – kibiców Legii zrodziło się wtedy pamiętne zawołanie: “j…ć PZPN”. Kibole z Warszawy do dziś powtarzają, że Legia została wtedy okradziona. Za to twarda ręka działaczy, przezywanych pomimo to leśnymi dziadkami, nie zapobiegła późniejszej korupcji: afera Fryzjera i jego kamratów miała bowiem miejsce już po odebraniu mistrzostwa warszawskiemu klubowi.

Podobnie na niewiele przydała się nieugiętość prezesa Świtu Nowy Dwór, który gdy jego piłkarze sprzedali mecz Szczakowiance z Jaworzna – najpierw straszył, że ich po kolei powywozi w bagażniku, jeśli na murawie przegrają, a gdy mimo to rywalom ulegli – doniósł do prokuratury. Jak na ironię rzecz działa się w trakcie baraży o awans do ekstraklasy, które wprowadzono właśnie po to, żeby… korupcji przeciwdziałać. Rychło co się dało zamieciono pod dywan, a demaskatorowi afery, żeby nie poczuł się szeryfem futbolu… też dla równowagi zarzuty postawiono. To nie żart, lecz najnowsza historia polskiej piłki. Walka z korupcją stanowi też nieodłączną jej część: za udział w aferach degradowano m.in. tak renomowane kluby jak Widzew czy niedawny wtedy mistrz Polski Zagłębie Lubin. Czy przywróciło to kibicom wiarę w rzetelność rozgrywek – spytać trzeba ich samych.    

Zwolennicy opinii, że polski futbol nie jest niechlubnym wyjątkiem zawsze znajdą na to argumenty.

Rzeczywiście zanim RFN w 1974 r. zdobyła mistrzostwo świata wygrywając najpierw z nami pamiętny mecz na wodzie, a potem finał z Holandią, chociaż ta miała w składzie legendarnych Johanów: Cruyffa i Neeskensa , Ruuda Krola i braci van der Kerkhof – w Bundeslidze miała miejsce głośna afera z ustawieniem meczów. Zanim Paolo Rossi został królem strzelców i bohaterem mistrzostw świata w Hiszpanii w 1982 r, kiedy to Włochom drogę do zwycięskiego finału z Niemcami również otworzył sukces w meczu z Polską – otóż wcześnej tenże Rossi pozostawał długo zdyskwalifikowany za udział w aferze “Totocalcio”, gdzie wyniki meczów z góry ustalano, żeby inni zarobili na nich u bukmacherów.

W kadrze, powołanej przez Paula Sousę na ostatnie mecze eliminacyjne mistrzostw świata nie ma ani jednego zawodnika z polskiej ligi. Brak oczywiście bezpośredniego związku między fryzjerskim układem, który przez lata nią rządził, a tym faktem. Co nie znaczy, że nie daje to do myślenia…  Zwłaszcza, że dzieje się tak po raz pierwszy w historii polskiej piłki nożnej, wciąż piętnastej w rankingu uwzględniającym sukcesy na światowych turniejach. Wyprzedzamy w nim Węgry czy Portugalię, nacje, które na pewno grać w piłkę nożną potrafią…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 1

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here