Nowy faworyt wyścigu o fotel Rzecznika Praw Obywatelskich młody profesor Marcin Wiącek nie wywodzi się z kręgów polityki. Fakt, że kieruje Katedrą Praw Człowieka na wydziale prawa Uniwersytetu Warszawskiego nadaje jego kandydaturze symboliczny sens. Profesor Wiącek wsparty przez całą opozycję z wyjątkiem Konfederacji ale rekomendowany również przez pozostające częścią klubu PiS Porozumienie Jarosława Gowina nie miał jednak łatwej premiery. Ponieważ wszyscy, co go popierają musieli się przy tej okazji pokazać a w dodatku w tle oprócz flag biało-czerwonych postawili też barwy Unii Europejskiej, kompozycja w telewizyjnym kadrze przypominała grupę Laokona.
Długo musiał czekać, aż liderzy kolejnych klubów i kół go popierających odklepali wyuczone formuły o porozumieniu (w tym wypadku małą literą pisanym) i jedności. Swoje musiał powiedzieć każdy, nie tylko inicjator tej kandydatury prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, przewodniczący Koalicji Obywatelskiej Borys Budka i szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski ale nawet liderka paroosobowej reprezentacji Polski 2050 Szymona Hołowni Hanna Gill-Piątek i z koła Polskie Sprawy Paweł Szramka. Perorom tym dziennikarze przysłuchiwali się z narastającą irytacją, bo ich wszystkich mamy i znamy na co dzień, a o nowym kandydacie na następcę Adama Bodnara wiadomo niewiele: w dodatku kluczowych dla większości zdolnej go wyłonić posłów Porozumienia na briefingu nie było, bo chociaż wcześniej podpisali się pod listą poparcia dla Wiącka – nie chcieli rozjuszyć Jarosława Kaczyńskiego publicznym afiszowaniem się z opozycją w jej medialnym przekazie.
Kontrkandydatem Wiącka pozostaje bowiem Lidia Staroń – senator znana z wieloletniej walki o prawa lokatorów naruszane przez mafijne układy w spółdzielniach mieszkaniowych. Kiedyś reprezentowała w parlamencie Platformę, ale teraz na Rzecznika Praw Obywatelskich wystawia ją PiS, a ściślej ta część klubu, którą stanowią członkowie partii Kaczyńskiego i Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry bo trzeci koalicjant wirtualnej do niedawna Zjednoczonej Prawicy przy tej okazji wybił się na niezależność i dał poparcie Wiąckowi. Szanse na wybór Lidii Staroń w tej sytuacji rysują się dla niej pesymistycznie.
Zresztą już w czwartek również ją spotkał despekt ze strony promotorów kandydatury – tak jak Wiąckowi popierajacy go politycy długo kazali czekać, jakby zamierzali mu pokazać miejsce w szeregu, tak wicemarszałek Sejmu i przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki obcesowo wyraził się o pani Staroń, że poparto ją ponieważ “bardzo chce” być rzecznikiem. A prof. Terlecki zwykle wie co mówi i pozostaje dla PiS miarodajny. Rządzący nie traktują chyba jej kandydatury poważnie.
Oboje mają więc te same problemy. W czwartek jednak lepsze wrażenie zrobił prof. Marcin Wiącek, gdy wreszcie dopuszczono go do głosu.
Lidia Staroń zaprezentowała się skromnie, jako człowiek ciężkiej pracy, prowadzonej od lat. Sekundujący jej szef klubu senatorów PiS Marek Martynowski dopowiadał, że od dawna jest ona… rzecznikiem praw obywatelskich bez formalnego tytułu, bo walczy o nie, sprawując mandat senatorski. Rzeczywiście wytrwałe zmagania w obronie lokatorów z mafią spółdzielni mieszkaniowych przyniosły jej rozgłos i uznanie oraz kolejno poparcie PO i PiS a przez moment nawet obu tych ugrupowań do parlamentu. Teraz pani Staroń tłumaczyła, że jej brak wykształcenia prawniczego nie stanowi przeszkody, bo liczy się obeznanie z prawem, a to zawdzięcza wieloletniej praktyce społecznikowskiej. Podobnie jak poprzedni kandydaci PiS na RPO Piotr Wawrzyk i Bartłomiej Wróblewski powtórzyła, że ma nadzieję, że wybór w Senacie nie będzie polityczny. Wpisywanie się w kontekst słabszych poprzedników stanowi ciężki błąd. O Lidia Staroń bowiem da się powiedzieć, że gdyby nie wystawiła jej partia rządząca – byłaby świetną kandydatką na Rzecznika Praw Obywatelskich ze swoim doświadczeniem i pasją wiecznej bojowniczki o sprawiedliwość. Nie sposób jednak sobie wyobrazić, jak nominatka PiS skutecznie broni w przyszłości obywateli przed biurokracją tej samej partii. Pewnie też Rzecznikiem nie zostanie.
Za to prof. Marcin Wiącek wypadł znakomicie w swoim debiutanckim w polityce wystąpieniu przed kamerami. Wskazał, że do Rzecznika Praw Obywatelskich trafia 70 tys spraw rocznie, wiążą się z ludzką krzywdą, każdą z nich trzeba się zająć. Oderwało to wreszcie cały dyskurs od natrętnego kontekstu politycznego.
Kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich Marcin Wiącek zamierza skupić się na prawie obywateli do godności, aktywności społecznej i szacunku. To drugie odczytywać można jako zapowiedź przyszłego wspierania przedsiębiorców w sporach z bezdusznością biurokracji państwowej. Kandydat za to nie dał się wciągnąć w ogólne oceny praworządności w Polsce, w jakich lubuje się prof. Bodnar. Na pytanie, jak jej stan ocenia i czy jest zagrożona dorzecznie odpowiadał, że rolą Rzecznika Praw Obywatelskich pozostaje zajmowanie się konkretnymi sprawami a nie formułowanie uogólnień. Brylować jak Bodnar chyba nie zamierza. Ktoś nazwał go… demokratą ale nie walczącym. To także raczej nie wada lecz zaleta. Na pokrzykiwania dziennikarzy reagował jak wytrawny wykładowca na jazgot nadpobudliwych studentów. Młody profesor z UW pracował też kiedyś dla Trybunału Konstytucyjnego, teraz zaś dla Naczelnego Sądu Administracyjnego, pozostaje więc obeznany z instytucjami publicznymi.
Oprócz 4 posłów Porozumienia wśród których jest prezes Gowin – przypomnijmy że pozostaje on wicepremierem rządu PiS – pisemnie kandydaturę Wiącka poparł też Zbigniew Girzyński, kiedyś z Ruchu Odbudowy Polski, od wielu kadencji poseł PiS, kiedyś nawet sekretarz klubu. Robi się więc naprawdę ciekawie.
Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, jeszcze na kilkanaście godzin przed medialną premierą Wiącka w roli wspólnego kandydata opozycji za murowanego faworyta do tej roli – a także przyszłego Rzecznika Praw Obywatelskich – uchodził prof. Marek Konopczyński, wskazany przez Porozumienie Gowina. Niemal “last minute” Konopczyński się wycofał a ludzie wicepremiera przerzucili poparcie na forsowanego przez ludowców profesora UW. To z kolei czyni Wiącka potencjalnym zwycięzcą, ale nie jest powiedziane, że… niespodzianki już się skończyły.
Jedno wydaje się pewne: jeśli Marcin Wiącek zostanie wybrany, z politykami będzie miał Krzyż Pański, jak pokazały już męczące okoliczności jego premiery. Ale to samo da się też powiedzieć o Lidii Staroń.
Zaś Kaczyński nie daruje Gowinowi jeśli dzięki głosom jego posłów opozycja zyska swojego Rzecznika Praw Obywatelskich (w Senacie kłopotów nie będzie, koalicja demokratyczna ma tam większość). Dla przyszłości obozu rządzącego ten odcinek nie kończącej się opowieści o wyborze RPO może więc mieć zasadnicze znaczenie i daleko idące reperkusje. Z drugiej strony trudno wyrzucać Gowina czy jego ludzi za głosowanie razem z opozycją w sytuacji, gdy niedawno Kaczynski bez wyciągania podobnych konsekwencji przełknął fakt, że Ziobro i jego ludzie sprzeciwili się ratyfikacji unijnego planu odbudowy oznaczającego pieniądze z Unii Europejskiej na likwidację skutków pandemii, pod pretekstem, że szkodzi on suwerenności kraju.