Gdy zobaczą kamerę, wychodzą z nich demony

0
439

Bartosz Kłys, operator programu “Bez Trybu” TVP Info, w rozmowie Łukasza Perzyny

– W niedługim czasie stał się Pan już dwa razy celem ataku, kiedy filmował Pan demonstracje uliczne. Czy teraz nie boi się Pan wejść z kamerą w tłum?

– W tłum wchodzić się nie obawiam. Nie przywiązuję wielkiej wagi do pojedynczych zdarzeń. Gdy pojawia się potrzeba kolejnego nagrania, o tym, co się stało zapominam. Łatwo mi odrzucać złe myśli, bo bliskie mi osoby śmieją się, że mam nie stwierdzone ADHD. Oczywiście ciężko przychodzi zachować zimną krew w sytuacjach, o jakie Pan pyta, stłumić pokusę, żeby odpowiedzieć w podobny sposób. 

– Przypomnijmy więc, co w tym tłumie Pana spotkało?

– Raz zostałem popchnięty i przewrócony. Sprawczynią zdarzenia na warszawskim placu Zamkowym w trakcie demonstracji zorganizowanej przez NSZZ “Solidarność” była starsza kobieta. Jednak siły jej z pewnością nie brakowało. Chociaż gdybym nie trzymał kamery, pewnie bym nie upadł. Każdy operator ma jednak również odruch taki, żeby przede wszystkim chronić sprzęt. I nie zaprzestać nagrywania. Kiedy indziej w trakcie demonstracji PiS przez Ministerstwem Sprawiedliwości miało z kolei miejsce poszarpywanie, napieranie na mnie twarzą w twarz. Tym razem głównym sprawcą był mężczyzna. Cofałem się wtedy jak mogłem, a zarazem wszystko uwieczniłem. Na tym moja praca polega. 

– Czy łączy Pan przemoc wobec tego, kto w tłumie wykonuje swoją pracę, z konkretnym światopoglądem?

– Pokazuje to raczej, że nie brak u nas w kraju osób bez własnego spojrzenia, które do aktów agresji popychane są przez propagandowe komunikaty. Wiadomo jednak, kto poprzednio rządził Polską przez całe osiem lat. Od tego czasu wychodzą z pewnych ludzi niskie emocje, przyjmują postać ataku na kogoś,  kto osobiście przecież nie jest im znany. 

– Kiedy pracowałem w TVP, w sumie przez sześć lat, wchodziłem w tłum z ekipą zdjęciową. Niekiedy pojawiały się nieprzychylne komentarze. Niezależnie od profilu ideowego uczestników demonstracji. Zawsze wtedy odpowiadałem takim ludziom, żeby nie przeszkadzali mojej ekipie w zdjęciach, bo przecież sami chcą również to, w czym biorą udział, obejrzeć później w “Wiadomościach” o 19,30. I wtedy to wystarczało. Dlaczego teraz dzieje się inaczej?

– Dzisiaj podobny argument już nie skutkuje. Każdy ogląda co innego. To są zupełnie inne przekazy. Dlatego słyszę na demonstracjach, że pracuję dla “neo-TVP” albo telewizji przejętej nielegalnie. Kiedy robiłem zdjęcia dla “Wyborczej”, spotykały mnie podobnie nieprzychylne komentarze dotyczące miejsca pracy.  Ludziom już nie zależy na tym, żeby zobaczyć na ekranie zdarzenia, w których uczestniczą, skoro do danego medium nastawieni są z góry negatywnie i jego przekazów nie oglądają. Dlatego mechanizm, o którym Pan wspomniał, już nie działa. Ludzie, o których rozmawiamy nie mają pojęcia, że jestem w pracy. Spostrzegają raczej moje tatuaże, a trochę ich mam, co utwierdza ich w przekonaniu o mojej przynależności do wrogiego im świata. 

– I jak Pan wspomniał, jakoś psychicznie trzeba sobie z tym poradzić?

– Oczywiście nie lubię, kiedy ludzie nie okazują innym szacunku. Nie są mili, normalni. Zawsze przecież mogą poprosić, żeby nagrań z nimi w materiale nie umieszczać, wtedy wystarczy, że montażyście powiem, by danych planów nie używał. Ale tego nie robią, od razu następuje agresywna faza. Dzieje się tak, że z części ludzi, gdy zobaczą kamerę, wychodzą najgorsze demony.         

– Skąd czerpie Pan motywację do ponoszenia ryzyka, jakim stało się wejście w tłum demonstrantów z profesjonalnym sprzętem nagrywającym?

– Na tym również polega mój zawód. Pracuję z Justyną Dobrosz-Oracz. To ona mi mi otworzyła drzwi do Sejmu. Trzy lata pokazywaliśmy prawdę o polityce, jej kulisy w Wyborczej. A od roku tworzymy wymyślony przez nią program Bez Trybu. Słynne pościgi rejestruję ja. Do mistrzostwa opanowałem chodzenie tyłem.  Zażartował ktoś ostatnio, że z Justyną więcej czasu spędzam, niż z moją dziewczyną. Wykonuję swoje obowiązki, nie boję się ludzi, nawet jeśli wiem, że legitymacja prasowa już przed agresją nie broni, wręcz przeciwnie, staje się czasem jej przyczyną bądź ją wzmaga. Zresztą kiedy niedawno pokazałem legitymację prasową policjantowi, dalej próbował mi wmówić, że nie mam prawa kogoś nagrywać bez zgody w miejscu publicznym. Kiedy nagrywam protest, manifestację, czynię to w publicznym interesie. Dziwne, że policjant nie zna prawa prasowego. Dostrzegam, że policja w znacznej mierze zmieniła się niekorzystnie za rządów PiS. Nowi ludzie, którzy wtedy do policji przyszli, próbują nadużywać władzy. Co nie znaczy, że wcześniej było idealnie. Z czasów, kiedy byłem nastolatkiem, zapamiętywałem bezzasadne legitymowanie w osiedlowym parku, czasem wtedy, kiedy tuż obok przemieszczały się jakieś rzeczywiście podejrzane typy. Kiedy pracuję, wykonuję swoje obowiązki, nie oglądam się, czy ktoś mnie obroni czy skarci, po prostu robię swoje. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.6 / 5. ilość głosów 11

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here