Dlaczego prezydent Polski mówi byle co, byle gdzie i w dodatku byle jak
Do niedawna Andrzej Duda cieszył się większym zaufaniem na Ukrainie niż w Polsce. Teraz się to zmieni, bez wątpienia. Akurat w rocznicę niemieckiej kapitulacji w kotle stalingradzkim i w wywiadzie dla enigmatycznego Kanału Zero, którego z pewnością wcale nie musiał udzielać – prezydent pozwolił sobie na szokującą refleksję geopolityczną, która po pierwsze wykorzystana zostanie przez kremlowską propagandę, po drugie posłużyć może nawet za pretekst do odmawiania nam prawa do Ziem Zachodnich.
Zapytany o przyszłość Ukrainy, Andrzej Duda odpowiedział dokładnie: – Nie wiem, czy odzyska Krym. Krym jest szczególny również ze względów historycznych, ponieważ w istocie, jeśli popatrzymy historycznie, to przez więcej czasu był w gestii Rosji.
Na ziemię sprowadził natychmiast głowę państwa znakomity pisarz Szczepan Twardoch, autor – co nie od rzeczy dodać – słynnej “Morfiny”, rozgrywającej się zaraz po klęsce wrześniowej z 1939 roku. Literat spytał obcesowo: – Czy pan prezydent sprawdził sobie może “w gestii” czyjej dłużej pozostawały Wrocław i Szczecin?
Nie bez racji Szczepan Twardoch wskazuje, że w ten sposób dywagować można na imieninach u cioci, ale nie gdy jest się głową państwa.
Inny intelektualista Ziemowit Szczerek zauważa przytomnie, że Krym najdłużej był “w gestii” wcale nie Rosji, lecz Tatarów.
Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Kreml, a gdzie Europa? – chciałoby się rzeczywiście zapytać. Nikt nie zmusza prezydenta Dudy do udzielania wywiadów zagadkowym kanałom you-tuberskim. Jeśli jednak głowa państwa to robi, chociaż nie musi, bo w kolejnych wyborach i tak startować już nie może – niechże wypowiada się z sensem.
Tym bardziej, że wiele razy skarżyliśmy się i to słusznie na niefortunne enuncjacje ukraińskich oficjeli, relatywizujące rzeź wołyńską czy wprost rehabilitujące jej sprawców; banderowskich faszystów. A także niedawne insynuacje, że ochrona przez nasze władze rodzimego rynku przed produktami rolnymi po piracku napływającymi ze Wschodu stanowi zakamuflowane wspieranie Władimira Putina: to absurd oczywisty, zważywszy, że ukraińskie zboże, kukurydza i miód miały tylko przez Polskę tranzytem przejechać. To, że u nas zostały, często rujnując polskiego rolnika czy pszczelarza (wjechał do nas miód w ilości równej dwuletniemu urobkowi polskich pasiek) stanowi efekt nieuczciwości ukraińskich oligarchów, zawiadujących transportami i często właśnie z Kremlem również powiązanych.
Tym razem ambasador Ukrainy w Warszawie Wasyl Zwarycz ograniczył się do podkreślenia, że Krym to Ukraina. “Tak jest i pozostanie”.
Prezydent nie zmienia frontu: stara się odnaleźć
Nie dzieje się z pewnością tak, że prezydent Duda zmienia front w sprawie poparcia dla Ukrainy. Raczej nie radzi sobie ze swoją nową rolą. Przez osiem i pół roku jako głowa państwa czuł się eksponentem obozu pisowskiego, najpierw zmierzającego do władzy, a później niepodzielnie (jeśli pominąć Senat z demokratyczną większością z lat 2019-23 i Najwyższą Izbę Kontroli kierowaną przez “żelaznego” Mariana Banasia) ją sprawującego. Teraz, po pyrrusowym zwycięstwie PiS w wyborach z 15 października, które nie pozwoliło na kontynuację rządów, a zarazem nadwątliło niewzruszone przez lata przywództwo Jarosława Kaczyńskiego – również Duda szuka swojego miejsca na publicznej scenie. Oby szło mu to rozważniej niż w piątkowym wywiadzie dla “kanału-krzaku”: który mógł sobie po prostu darować, albo wypełnić zacnymi ogólnikami, z których wypowiadaniem na co dzień nie ma przecież żadnych kłopotów.
Zaledwie przed rokiem Andrzej Duda cieszył się zaufaniem 87 proc obywateli Ukrainy, większym niż prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden (79 proc) i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen (73 proc) [1]. Dla porównania: w Polsce, której pozostaje prezydentem, ufa mu 41 proc z nas, a wyprzedzają go w tym rankingu marszałek Sejmu Szymon Hołownia (54 proc), włodarz Warszawy Rafał Trzaskowski (47 proc) oraz wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz (43 proc) [2].
Marynarka wcale nie wojenna
Jak wyłuszcza Paweł Kowal, typowany na przyszłego pełnomocnika polskiego rządu ds. odbudowy Ukrainy, zresztą dawny kolega partyjny Dudy w PiS zanim przeszedł do PO-KO: – Krym tak naprawdę był tak długo rosyjski, jak rosyjski był Białystok. Opowieści o rosyjskim Krymie to są dyrdymały.
Na razie jednak Kowal ma nieco bardziej prozaiczne problemy. Gdy leciał na spotkanie z przewodniczącym komisji spraw zagranicznych Bundestagu, w samolocie do Berlina ukradziono mu marynarkę. Zaapelował o jej zwrot. Jeśli wezwanie nie poskutkuje, za następną zapłaci podatnik. I tak mamy operę mydlaną zamiast geopolityki i rozważań nad polską racją stanu w wymiarze międzynarodowym. Przypomina się słynny “Płaszcz” Nikołaja Gogola, którego bohater, jak pamiętamy, również był urzędnikiem.
Jałta leży na Półwyspie Krymskim
W czasach Związku Radzieckiego Półwysep Krymski do 1954 r. wedle obowiązującego podziału administracyjnego stanowił część Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Zaś wtedy decyzją sekretarza generalnego Nikity Chruszczowa, a formalnie prezydium Rady Najwyższej ZSRR, został przyłączony do republiki ukraińskiej. Wówczas 70 proc ludności Krymu stanowili już Rosjanie, ale z prostej przyczyny: miejscowych Tatarów wysiedlono pod pretekstem kolaboracji części ich starszyzny z okupantem hitlerowskim.
Po euromajdanie i utracie władzy nad Ukrainą przez prokremlowskiego prezydenta Wiktora Janukowycza w 2014 r. liczący 2,5 mln ludności Krym przejęty został siłą przez Rosjan drogą aktywności “zielonych ludzików” (formacji mundurowych występujących formalnie jako lokalne) i wojny hybrydowej, czego nie uznały prawo ani opinia międzynarodowa. Wolny świat traktuje obecnie Krym jako terytorium bezprawnie okupowane przez Rosję.
W Jałcie na Krymie odbyła się u schyłku II wojny światowej (4-11 lutego 1945 r.) konferencja przywódców zwycięskiej koalicji, w trakcie której radziecki generalissimus Józef Stalin, prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt oraz premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill ustalili, że w podziale powojennej Europy Polska znajdzie się w strefie wpływów sowieckich. Pozostała w niej faktycznie na ponad czterdzieści lat aż do wyborów z 4 czerwca 1989 r.
Świadomość tego geopolitycznego skojarzenia – zwłaszcza, że zaraz po rocznicy Stalingradu, którą Duda mimowolnie uczcił swoją ekscentryczną wypowiedzią, przypada też kolejna, właśnie Jałty – skłaniać powinna polskich polityków do większej powściągliwości, żeby nie tracić lekkomyślnie uznania jakie już zyskaliśmy wspierając ukraińskich sąsiadów humanitarnie przeciw skutkom inwazji oraz politycznie w ich aspiracjach do utrzymania suwerenności i dotychczasowych granic. Gdy na wschodzie Ukrainy wciąż leje się krew, geopolityczne dywagacje i szukanie paradoksów nie znajdują większego sensu. Przyjdzie na to właściwy czas, gdy działa zamilkną.
[1] badanie Info Sapiens LLC na zlecenie Centrum Nowa Europa 2022/23; por. Duda najpopularniejszym przywódcą na Ukrainie… rp.pl z 10 stycznia 2023
[2] sondaż IBRIS z 19-20 stycznia 2024