Fenomen wysokiej frekwencji wyborczej, nie pierwszy, jeśli zważyć 4 czerwca 1989 r. w Polsce pozytywny “cud nad urną” (negatywny zgotowali komuniści, fałszując wybory zaraz po II wojnie światowej w 1947 r.), nie przekłada się jeszcze na powyborcze zachowania polityków. Donald Tusk po posiedzeniu zarządu macierzystej PO, która zgodnie z oczekiwaniami wskazała go na premiera, czekającym przy bocznym wyjściu dziennikarzom rzucił jedno tylko zdanie: – Milczenie jest złotem. Zaś Andrzej Duda, zamiast przygotować się do wyznaczenia kandydata do misji utworzenia rządu, zmarnował czas, brylując na zjeździe pozbawionego już znaczenia NSZZ “Solidarność”.
Jak rządzący betonują barierę wzrostu
Duda wśród rozlicznych zapewnień tam złożonych zastrzegł, że bronić będzie wysokiego poziomu płacy minimalnej. Oddaje to najlepiej – a ściślej jak najgorzej – podejście jego obozu politycznego do rzeczywistości w sytuacji, gdy wynik wyborów nie satysfakcjonuje PiS. Wyśrubowana administracyjnie płaca minimalna, narzucana przedsiębiorcom, w oczywisty sposób utrudnia im bowiem tworzenie miejsc pracy, zachęca do ucieczki w szarą strefę zatrudnienia i stanowi główną barierę wzrostu polskiej gospodarki, ciężko doświadczonej przez ograniczenia, związane z pandemią koronawirusa i następstwa wojny na Wschodzie.
Do płacy minimalnej, tworu biurokratów, a nie społecznej zdobyczy świata pracy, nie odnosi się też zasada “pacta sunt servanda”, która każdego, kto obejmie władzę powinna skłaniać do utrzymania świadczenia 500 plus oraz 13. i 14. emerytury. Bo za nimi przecież zagłosowali wyborcy, dając pierwsze miejsce Prawu i Sprawiedliwości. Nie premiowali bowiem swoimi głosami elegancji ani przejrzystości rządzącej ekipy, skoro takich przymiotów nie tylko w kampanii ona nie objawiła.
W Warszawie mówić nie chce, w Brukseli pogada
Jednak to Koalicja Obywatelska, chociaż z drugim dopiero wynikiem, zyskała po głosowaniu powszechnym z 15 października najwięcej szans na zbudowanie nowej większości rządowej w koalicji z Trzecią Drogą i Lewicą. Ich wyborcy zwykle obdarzyli te trzy partie poparciem w imię otwartości życia publicznego i powrotu zanikających swobód obywatelskich. Jak na lidera obozu wolności Tusk zachowuje się jednak ze zdumiewającą arogancją. Czekającym dokładnie przy śmietniku na tyłach gmachu na Foksal – to nie żart, po prostu tam właśnie zaparkował samochód przewodniczącego – dziennikarzom przewodniczący miał do powtórzenia jedno tylko, zacytowane już w tym skromnym szkicu porzekadło. Trudno uwierzyć, aby wszystkie efekty trwającego półtorej godziny posiedzenia zarządu drugiej w niedawnych wyborach partii obwarować należało dla dobra sprawy klauzulą tajności. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że lider obozu demokracji ma jej szczerym zwolennikom niewiele do powiedzenia. Dowiedzieliśmy się też, ale od innych, że wybiera się do Brukseli. Po pieniądze z KPO. Tyle, że nie został nawet jeszcze premierem-elektem. Trudno za wydarzenie uznać fakt, że popiera go własna partia. Zaś kwestia, kto będzie rządzić Polską, rozstrzygnie się w kraju. I musi odzwierciedlać zarówno powszechnie jak nigdy wyrażoną wolę wyborców ale i interesy wszystkich wielkich grup społecznych, które przyczyniły się do faktu, że zagłosowało aż trzy czwarte z nas. Więcej, niż w wielu stabilnych od dziesięcioleci demokracjach świata.
Wiedzieliśmy, kogo wybieramy
Polacy głosowali przy tym roztropnie a nie tylko gromadnie. Widać to po doborze parlamentarzystów. Dbający kiedyś o polską własność i przedsiębiorczość w roli najpierw posła AWS i KPN-OP a potem także eurodeputowanego Andrzej Zapałowski, wykładowca rzeszowskiego uniwersytetu, wybrany został do Sejmu z listy Konfederacji. Jej zwolennicy nie wpuścili za to do kolejnego parlamentu Janusza Korwin-Mikkego, który w kampanii wyróżnił się głównie licznymi błazeństwami. Przegrał nie tylko z Kariną Bosak ale również mec. Jackiem Wilkiem, chociaż dla tego drugiego mandatu już zabrakło.
Czasem do zdobycia mandatu wystarczyło skojarzenie z pozytywnym hasłem i rekomendacja wiarygodnego społecznie lidera. W trakcie konferencji pod warszawskim pomnikiem Solidarności, już pod koniec kampanii, gdy Szymon Hołownia zaapelował o pojednanie Polaków, towarzyszyło mu dwoje kandydatów Trzeciej Drogi do Sejmu: pedagog i organizatorka zajęć sportowych Żaneta Cwalina-Śliwowska z okręgi siedlecko-ostrołęckiego oraz Adam Gomoła, 24-letni ekonomista i przedsiębiorca, opowiadający się za ograniczeniem rozdawnictwa publicznych pieniędzy Jak się okazało oboje zdobyli poselskie mandaty. Chociaż w wielkiej polityce dopiero debiutują. A Gomoła został najmłodszym posłem tej kadencji.
Symboliczne okazało się zwycięstwo jakie w zwykle zdominowanym przez PiS okręgu sieradzko-łowickim odniósł Cezary Tomczyk z Koalicji Obywatelskiej nad kandydatką partii rządzącej Joanną Lichocką, chociaż i ona mandat zdobyła. Jej kiepski wynik dowodzi jednak dezaprobaty wyborców dla osławionego gestu wystawienia palca, jaki w trakcie zakończonej już kadencji wykonała w sali sejmowej. Podobnie nikłe, chociaż wystarczające, żeby znów zasiąść w Sejmie poparcie uzyskał Antoni Macierewicz. Kojarzy się z niekończącą się opowieścią smoleńską oraz chaosem w polskiej armii, spowodowanym jego trudnymi do zrozumienia decyzjami, kiedy sprawował urząd ministra obrony. Ich skutki ponieśliśmy w momencie zaostrzenia sytuacji za wschodnią granicą, kiedy nad Hajnówką bezkarnie kołowały białoruskie śmigłowce a w polską przestrzeń powietrzną wlatywały obce rakiety i drony.
Nie pojawiły się w tych wyborach nowe oferty polityczne. Nie jest to jednak winą obywateli, zmuszonych wybierać z “karty dań”, zestawionych przez zawodowych polityków. Ich klasa zazdrośnie strzeże przywilejów, dotacji i subwencji, co eliminuje potencjalną konkurencję. Tym bardziej cieszyć się wypada, że Polacy uznali głosowanie za tak dla nich istotne, że zdarzało im się oczekiwać w wielogodzinnych kolejkach, by skorzystać ze swojego obywatelskiego prawa. Dobrze to rokuje na przyszłość.
Polska polityka nie poprawi się oczywiście z dnia na dzień. Jednak masowy udział w wyborach z 15 października 2023 r. stanowi najmocniejszy od początku transformacji ustrojowej bodziec do takiej właśnie zmiany. Okazaliśmy się – to nie slogan – rzeczywistym społeczeństwem obywatelskim. Politycy zaś w kolejnych wyborach będą zapewne w równie powszechny sposób oceniani za to, jak tę szansę wykorzystają. Bo aż wierzyć się nie chce, że nawet tego nie spróbują.