“Powiedzmy, że Piontek” – najnowsza, tegoroczna powieść Szczepana Twardocha zaprasza nas do pasjonującej gry, która jednak – za co cześć i chwała autorowi – nie odbywa się kosztem opowiadanej historii, więc to co zwykle przyciąga do literatury piśmienną część ludzkości zostaje zachowane.
Tytułowy Piontek jest oczywiście Ślązakiem jak nazwisko wskazuje. Budzi się wcześnie, bo tuż po czwartej, szykuje sobie śniadanie, popijane kawą. Zapali jeszcze papierosa, z paczki, którą wraz z zapalniczką ukrywa przed żoną w krasnalu ogrodowym. Kto się zastanawia, po co tyle tych potworków wystaje przed domostwami w Polsce zachodniej niczym policjanci przed pomnikiem smoleńskim za pisowskich rządów, ma dowód, że się czasem przydają. Krasnoludki oczywiście a nie funkcjonariusze. Górnik Piontek wsiada do Opla. I kiedy już wyjeżdża nim za bramę własnej posesji, uświadamia sobie, że dalej nie ma już po co jechać. Chociaż rzecz dzieje się w piątek, a to dzień roboczy.
Od lat już jest przecież na emeryturze. Na kopalni – na grubie, jak mawiają po swojemu Ślązacy – nikt na niego nie czeka. Po powrocie tylko się przed żoną wstydu naje, bo ślubna zdążyła się już przebudzić. I za to, że szlugami cuchnie, też bohatera nie pochwali.
W tym początkowym przecież tylko powieściowym epizodzie zawiera się zapewne najlepszy w naszej literaturze skrót ostatnich 35 lat z życia kraju. Epoki nazywanej transformacją ustrojową, o której ekonomista Dariusz Grabowski mawia, że nie określono nie tylko czasu jej trwania ale nawet celu.
Wyrok i prawo do marzeń
Górnik Piontek ma już swoje lata. Należy do grupy zawodowej co najmniej dwukrotnie skazanej na wymarcie: najpierw przez liberałów, potem przez uległych wobec eurokratów negocjatorów pisowskich. Ale każdemu przecież wolno mieć swoje marzenia. I postępować w zgodzie z nimi, zwłaszcza, gdy dzieci się nie tylko odchowało ale wychowało na przyzwoitych chociaż niemiłosiernie ciągnących od “starzyków” uciułane euro (na Śląsku nie oszczędza się w złotówkach) ludzi. A marzeniem Piontka pozostawało kiedyś pójście do szkoły morskiej zamiast górniczej, zanim mu ojciec tego zamysłu całkiem dosłownie z głowy przez tyłek nie wybił.
Jak na Ślązaka przystało, marzenie odbycia rejsu dookoła świata, zrodzone pod wrażeniem lektury książki Leonida Teligi o samotnej podróży Opty, Piontek zrealizuje w sposób zachowujący pozory roztropności: on po prostu spróbuje kupioną z ogłoszenia łajbą opłynąć tyle razy Zalew Rybnicki, żeby dało to wynik porównywalny z okrążeniem globu. Wystarczy to zarazem, by zainteresowały się nim – jako świeżym celebrytą – 24-godzinne stacje i brukowce.
Zanim dowiemy się, jak sobie z nimi poradzi nas emeryt z pasją, okaże się, że ma sobowtórów. Zarówno w przeszłości jak w przyszłości.
Co łączy Namibię z nową PRL
Jeden z nich odnajdzie się w Namibii sprzed ponad 120 lat, w czasie, gdy niemieccy kolonizatorzy masakrują w ludobójczy sposób tubylców. I jak możemy się domyślić, znajdzie się po właściwej stronie. Chociaż dopomoże mu w tym przypadek. Podobnie jak jego odpowiednikowi z przyszłości i to całkiem nieodległej, kiedy to Polska stanie się po przegranej wojnie z Rosją i Białorusią państwem satelickim wschodnich despotii o zakresie suwerenności nie przekraczającym znanego z czasów PRL. I to nasz bohater odmieni bieg historii. Po czym oczywiście wprowadzi w życie swoje już znane morskie marzenie.
Wszystko płynie przecież. Przy czym porachunki narratora z niejakim Szczepanem Twardochem, pisarzem, który całość tę stworzył przybiorą postać tak gwałtowną, że aż strach dalej to recenzować. Wszystko skończyć się musi jednak happy-endem. Co oczywiste, skoro należy nam się chyba premia za to, że pozostaliśmy z Twardochem i jego imaginacją aż do końca, co – przyznajmy szczerze – wcale nie było łatwe.
W zamian otrzymujemy dodatkową gratyfikację w postaci krótkiego kursu filozofii i teorii literatury, wplecionego dyskretnie i subtelnie pomiędzy poszczególne epizody tej niezwykłej narracji, płynącej – to z pewnością najwłaściwsze słowo – ponad epokami i konwencjami. Pisarzowi Twardochowi dzielnie w tym edukacyjnym dziele sekundują: narrator całej historii oraz jej bohaterowie, trzej noszący nazwisko Piontek oraz jeden mający w dowodzie osobistym: Szczepan Twardoch. Współpracują skutecznie nawet jeśli ich z lekka sado-masochistycznych wzajemnych relacji nie umiemy w żaden sposób rozwikłać, uporządkować ani objaśnić osobom postronnym.
Z jakąś zagadką Twardoch nas pozostawić musi. Przecież to nie kryminał. Lecz totalna powieść dająca nam do myślenia na trudne czasy. Chociaż od tego nie staną się łatwiejsze, warto…
Szczepan Twardoch. Powiedzmy, że Piontek. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024