Powrót do awantury zaraz po wyborach samorządowych

Kompromis aborcyjny sprzed kilkudziesięciu lat nie jest wartością samą w sobie. Pozostaje nią natomiast pokój społeczny. A właśnie jemu szkodzą politycy, podgrzewając na ile się tylko da nastroje. 

Odłożenie aborcyjnej debaty na czas po pierwszej turze wyborów samorządowych okazało się słusznym manewrem marszałka Sejmu Szymona Hołowni, dziś zapewne najroztropniejszego polityka rządzącej “koalicji 15 października”. Jednak jeszcze przed drugą ich turą emocje rozgorzały zgodnie nie tyle z przewidywaniami co obawami. 

Oglądamy  bez wątpienia gorszą twarz polskiej polityki. Zajadłą i zacietrzewioną.

Jeszcze niedawno w publicznym przekazie mowa była o drogach, mostach i obwodnicach, nowych szkołąch i szpitalach – tak jak zwykle przed wyborami samorządowymi. I tak można się skarżyć, że kampanię zdominowały szyldy partyjne. Chociaż na pewno własne zdanie zademonstrowali wyborcy z Mazowsza powtórnie powołując do sejmiku bezpartyjnego kandydata Konrada Rytla. Czy z Wrocławia, którzy oprócz popartego przez Donalda Tuska prezydenta miasta Jacka Sutryka, wpuścili tam do drugiej tury Izabelę Bodnar z Polski 2050, chociaż w sondażach ogólnokrajowych ta formacja ustępuje wyraźnie Prawu i Sprawiedliwości. To dowód, że nie wszędzie głosowano na najmocniejsze w teorii szyldy partyjne i ich beneficjentów. 

Teraz miejsce rozmowy o konkretnych sprawach – miasta, gminy czy regionu – zajmuje znów przerzucanie się etykietami jeśli nie inwektywami.

Świadczy o tym zarówno przywoływanie przez zwolenników utrzymania zakazu aborcji Adolfa Hitlera jako domniemanego patrona ich oponentów jak przypisywanie przez rzeczników liberalizacji istniejących rozwiązań tendencji do budowania “piekła kobiet” tym wszystkim, którzy mają cień wątpliwości co do “aborcji na życzenie”.

W gromką dyskusję polityków wpisały się wypowiedzi sędziwych autorytetów świata prawa – profesorów Andrzeja Zolla i Adama Strzembosza, przestrzegające przed bezkrytycznym zaliczaniem przerywania ciąży do kategorii praw człowieka. 

Politykom to jednak wcale nie przeszkadza. Wystarczają sami sobie.

Naprawdę bowiem walka nie toczy się o wolny wybór ani ochronę życia, lecz drobne ale i konieczne korekty istniejących rozwiązań, zwłaszcza wprowadzonych przez złowrogą wykładnię pisowskiego Trybunału Konstytucyjnego sprzed paru lat, z ominięciem parlamentu. To PiS, działając zza węgła, zburzył wtedy kruchy pokój społeczny w tej sprawie. Tysiące nie tylko kobiet wyległy na ulice w proteście. Teraz nie widać podobnego klimatu społecznego nacisku. Każde dalej idące rozwiązanie zawetuje, jak zapowiadał, prezydent Andrzej Duda. Co czyni w znacznej mierze występy sejmowych harcowników bezprzedmiotowymi.       

Politycy nie słuchają jednak opinii publicznej ani autorytetów społecznych. Tylko co najwyżej siebie nawzajem.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here