Wybory dopiero w maju
Na pół roku przed wyborami prezydenckimi w 1990 r. mało kto znał Stanisława Tymińskiego. W podobnym czasie przed głosowaniem cztery lata temu Szymon Hołownia pozostawał wprawdzie rozpoznawalny, ale jako celebryta telewizyjny i autor książek o sensie życia i religii. Zaś kandydatką Koalicji Obywatelskiej pozostawała Małgorzata Kidawa-Błońska. Z kolei przed dziewięciu laty Bronisław Komorowski nie tylko wydawał się faworytem do reelekcji ale badania opinii zapowiadały, że wybór dokona się już w pierwszej turze.
Tymczasem, jak pamiętamy, Tymiński, chociaż w pierwszych sondażach poparcia odnotował go zaledwie 1 proc pokonał w pierwszej turze urzędującego premiera Tadeusza Mazowieckiego i dopiero w drugiej przegrał z laureatem Pokojowej Nagrody Nobla Lechem Wałęsą. Z kolei przed czterema laty spanikowana sondażowymi spadkami Koalicja Obywatelska zmuszona była podmienić w trybie last minute Kidawę-Błońską na prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który wcześniej nie pojawiał się w kontekście tej samej funkcji ale w kraju. Zaś Hołownia, z trzecim wynikiem, okazał się rewelacją wyborów: uzyskane 14 proc poparcia pozwoliło mu zbudować Polskę 2050. Głosy na nią oddane w kolejnych wyborach, parlamentarnych 15 października 2023 r. przesądziły o odebraniu władzy autokratom z PiS i przejęciu jej przez koalicję demokratyczną.
Na pół roku przed wyborami z 2015 głównym zadaniem Andrzeja Dudy w niewdzięcznej jak się wtedy wydawało roli kandydata PiS pozostawało uzyskanie w miarę honorowego wyniku, który zapobiegłby rozpadowi partii. Zdarzało się, że przyszłego prezydenta mylono z przewodniczącym NSZZ “Solidarność”, a ściślej tego, co pozostało z dumnego niegdyś Związku, Piotrem o tym samym nazwisku. Zaś Adam Michnik dowcipkował, że Bronisław Komorowski żeby przegrać wybory musiałby przejechać po pijanemu zakonnicę na pasach. A wiadomo przecież, że ostatnim w Polsce kandydatem na prezydenta, który w kampanii osobiście swój samochód prowadził (w tym wypadku leciwego Pontiaca Transporta) był w 1995 r. producent wkładek do butów Kazimierz Piotrowicz, który uzyskał wtedy 12,5 tys głosów w całej Polsce a więc do tuzów się nie zaliczał.
Najlepiej jednak Donaldowi Tuskowi przypomnieć niemiły dla niego rok 2005, kiedy to w niektórych sondażach przed pierwszą turą odnotowywał 51 proc poparcia, co zapowiadało zamknięcie gry już na tym etapie. A wygrał, ale w turze drugiej, Lech Kaczyński.
Socjologowie podkreślają, że sondaż nie jest prognozą wyborczą. Nie przewiduje ani nie odgaduje wyniku. Przedwyborcze badanie opinii publicznej stanowi wyłącznie fotografię poparcia aktualną w chwili jego przeprowadzania.
Dlatego też doradzać można dystans do obecnych sondażowych gier liczbowych. Jeszcze przed właściwą kampanią, a nawet zanim poznaliśmy kandydatów. Na razie z tych poważniejszych wiemy zaledwie o dwóch: Szymonie Hołowni i Sławomirze Mentzenie. Zarówno KO jak PiS męczą się z procedurami wyłaniania ich pretendentów.
Czasem warto przypominać rzeczy oczywiste: wybory prezydenckie odbędą się dopiero w maju przyszłego roku, zwycięzcę być może poznamy nawet w czerwcu, bo znów zapowiada się więcej niż jedna tura. To nie wyborcy powinni się spieszyć z ogłaszaniem swoich preferencji, tylko kandydaci – kiedy już naprawdę nimi zostaną – z przedstawieniem projektów, które nas do nich przekonają. Właściwym finałem tej gry liczbowej okaże się dopiero ogłoszenie wyników przez PKW.