Ich egoizm nasz wybór

0
26

Apetyt Czarzastego i antykoncepcja PiS

Nawet w kampanii wyborczej, która przecież rozstrzygnie, czy obywatele ich wynajmą do rządzenia – politycy najchętniej mówią o sobie. Na wspólnocie ich przekaz się nie skupia. Włodzimierz Czarzasty oznajmia, że opozycyjna Lewica ma apetyt na wygraną. Zaś najnowsze hasło rządzących z PiS, “Bezpieczna przyszłość Polski”, chociaż niby o Ojczyźnie wspomina, stylem przypomina raczej reklamy środków antykoncepcyjnych niż agitację patriotyczną.

Co charakterystyczne, chociaż PiS rządzi już osiem lat i nie ma powodu skarżyć się na obywateli, skoro dwa razy pozwolili mu na samodzielną większość (w 2015 i 2019 r.) w Sejmie – w haśle wyborczym nawet o nich nie wspomina. O ile lepiej i bez uwłaczających skojarzeń brzmiałoby pojawienie się w nim konstrukcji takich jak “będziemy bezpieczni” czy “bezpieczeństwo obywateli”, a jeszcze lepiej “Polaków”. Brakuje też zapraszającego i inkluzywnego zaimka “nasze”.

Niestety “Polska” w ujęciu PiS nie jest bezosobowa lecz partyjna. Władza czuje się nie jak gospodarz, lecz właściciel. Podobnie jak uciekanie się do referendum mającego ratować popularność rządzących – przypomina to nieodparcie praktyki gen. Wojciecha Jaruzelskiego ze schyłkowego okresu PRL. Generał jak wiemy jesienią 1987 r. referendum rozpisał – i przegrał. Władzę stracił w półtora roku później. Chociaż obejmując – za sprawą obłudy części parlamentarzystów wybranych z list Komitetu Obywatelskiego “Solidarności” – prezydenturę decyzją Zgromadzenia Narodowego zapewnił sobie równocześnie bezkarność. Także o nią obecnie rządzącym chodzi. 

Ich własna bezpieczna przyszłość

Nie jest złośliwością stwierdzenie, że jeśli myślą o bezpiecznej przyszłości, to swojej własnej. Nie obywateli. Nie rokuje bezpiecznej przyszłości nam wszystkim niedawna sytuacja z granicy wschodniej, kiedy to dwa śmigłowce białoruskie w biały dzień kołowały nad Białowieżą po czym bezkarnie odleciały nie niepokojone przez strażników polskiego nieba. Obciąża to PiS, bo przecież granic nie pilnuje straż obywatelska a tym bardziej opozycja. Co się stanie, gdy następnym razem śmigłowców przyleci dwadzieścia zamiast dwóch albo któryś z nich otworzy ogień?

W stylistyce całkiem przypominającej dawne czasy, w klimacie, w jakim zwykle robi się grupowe fotografie a nie zaczyna rozmowę ze społeczeństwem – ogłosiła swoich kandydatów do parlamentu Lewica. Jej lider Włodzimierz Czarzasty z dumą oznajmił, że decyzję podjęto bez sprzeciwu, chociaż akurat formacja postkomunistyczna powinna roztropniej reklamować jednomyślność jako stan pożądany, skoro zaciera swój rodowód z czasów, gdy ona właśnie obowiązywała, z fatalnym skutkiem dla kraju. Natomiast pozbawiony podobnych obciążeń Robert Biedroń mówił dosyć ogólnikowo o Unii Europejskiej, trójpodziale władzy i praworządności. Tym zamierzają porwać wyborców?

Co nas obchodzi, czy przewodniczącemu chce się jeść

Czarzasty oznajmił natomiast, że ma apetyt na wygraną. Oskoma – jak po staropolsku określano wedle słownika prof. Witolda Doroszewskiego “chęć zjedzenia lub wypicia czegoś”, odpowiednik nowocześniejszego apetytu – cechująca przewodniczącego stanowi jego osobistą sprawę. Ogłoszona już kampania wyborcza to czas rozmowy ze społeczeństwem a nie ze samym sobą. Dialogu nie monologu. 

A jeszcze gorzej, gdy niewiele ma się do powiedzenia. Wtedy najchętniej rozprawia się o sobie. Politycy ujawniają własne stany psychiczne (egotyzm Czarzastego) a nawet i lęki (hasło PiS, niby bezosobowe, ale pokazujące, co ważne nie dla “Polski” wymienionej w tym sloganie, lecz dla tych, co go zatwierdzali). To tematy dla psychologa. Dla wyborców jednak kolejny dowód na zasklepienie się zawodowych polityków w ich własnym świecie, z którego nawet na czas kampanii wyjść nie potrafią.        

Uderza jałowość tej oferty

Nikła większość przy słabej frekwencji

Połączenie wyborów do Sejmu i Senatu z referendum, co stanowi wyłączną decyzję rządzącego PiS, podjętą przez partię Jarosława Kaczyńskiego na własną odpowiedzialność – niesie za sobą niebezpieczeństwo zniechęcenia znacznej części Polaków do udziału w głosowaniu. Dla części z nas może stanowić to formę protestu przeciwko wspomnianemu zabiegowi władzy: przecież na wybory co cztery lata się umawialiśmy, a na dołączenie do tego referendum już nie. Poza tym głosować będzie trudniej. Im więcej kart, tym gorzej. Nawet jeśli z części się zrezygnuje, to i tak trzeba się na tym skupić. Łatwiej się pomylić. Nie jesteśmy Szwajcarią z jej wielowiekową i nieprzerwaną tradycją demokratyczną. Nie dlatego, żebyśmy demokracji nie uznawali ani nie doceniali – badania opinii dowodzą, że Polacy preferują ją zdecydowanie jako najlepszy ustrój. Jednak nie mieliśmy historii równie szczęśliwej jak szwajcarska a nawyki gospodarskie kształtują się przez pokolenia. U nas łatwiej do głosowania zrazić.

Temu zapewne służyć ma cała operacja referendalna. Sztabowcy zlecili zapewne sondaże, które pokazują lepszy wynik PiS przy niższej frekwencji wyborczej.

Tym bardziej zadbać warto o udział Polaków w tym głosowaniu. Wybory, jak pokazują liczne symulacje i prognozy, nie wyłonią raczej samodzielnej większości jednej partii jak przed czterema czy ośmioma laty. Przyszłakoalicjarządowamożezyskaćprzewagęledwieparumandatówposelskich. Albo w ogóle trudno będzie ją sformować. I tak więc okaże się kruchą większością. Jeśli w dodatku pochodzić będzie z wyborów, w których udział weźmie niewielu Polaków – jej tytuł do rządzenia okaże się jeszcze słabszy. 

Nie wróży to wielkiego autorytetu władzy, która w tych wyborach zostanie wyłoniona. I nie ma tu znaczenia, jakie barwy polityczne będzie reprezentować. 

Słaba większość wyłoniona przez niewielu głosujących Polaków – to scenariusz wyłącznie pesymistyczny. Warto więc iść na wybory choćby z tego względu, żeby mu zapobiec.  Egoizm polityków od lat wyznacza marszrutę polskiej demokracji, ale akt głosowania – łączonego z innym czy nie – daje nam rzadką okazję, by to zmienić.      

Samodzielna większość z 26.9 proc

Nie od rzeczy przypomnieć, na czym opierają się obecne rządy PiS. Partii, tak chętnie powołującej się na “suwerena” jako źródło swojej władzy. Odmienianie tego trudnego i dla wyborcy z kręgu klubów “Gazety Polskiej” zapewne całkowicie niezrozumiałego słowa we wszystkich przypadkach w pisowskich przekazach dnia nie zmieni jednak twardej wymowy liczb. Doczekaliśmy się już nawet tragikomicznego i znakomitego literacko opowiadania “Noc suwerena” autorstwa Kazimierza Orłosia, gdzie bohaterka nie otrzymuje świadczenia 500plus, co staje się początkiem łańcucha wydarzeń prowadzących aż do finałowego dramatu.

Na Prawo i Sprawiedliwość przy frekwencji wyborczej wynoszącej 61,74 proc zagłosowałow2019 r. 43,59 biorących udział w wyborach. Czyli 

26,9 proc uprawnionych do głosowania Polaków. 

Tyle wart jest mit o powszechnym poparciu dla partii Jarosława Kaczyńskiego. Kategoria milczącej większości ma jednak to do siebie, że spotykamy się tu, jak mawiano w socjalizmie, z przymiotnikiem niwelującym. Kto nie głosuje, ten nie protestuje, przynajmniej w sposób dla klasy politycznej zauważalny.

Znamy ten mechanizm nie tylko z wielkiej polityki. Mieszkam w budynku w śródmieściu Warszawy znanym kiedyś jako “profesorski”. Mieszkania dostawali tam pracownicy Polskiej Akademii Nauk. Ale też ci, którzy mieli pilnować, z kim się oni spotykają. Na zebrania spółdzielni mieszkaniowej “Kopernik” przychodzą więc raczej ci drudzy, ze swojego szeroko pojętego grona – przy imponującej frekwencji dwudziestu kilku mandatów odebranych na setkę mieszkańców – spośród swoich wybierają zarząd i radę nadzorczą. I dalej jest jak przed 1989 rokiem. Kiedy coś cieknie w sobotę po południu z sufitu na korytarzu, trzeba dzwonić do ciecia, zamieszkałego na Bródnie i zdać się na jego dobrą wolę. A władze spółdzielni inwigilują właścicieli mieszkań a nawet – zgodnie z resortowym nawykiem – próbują ich wzywać, całkiem jak w stanie wojennym, na rozmowy wyjaśniające. Bo przecież wiekowi już profesorowie z PAN, ani ich potomstwo, względnie ludzie zamożni, co od nich mieszkania kupili, nie będą tracić czasu, żeby raz do roku przyjść na zebranie i pogonić w głosowaniu osobników o facjatach kojarzących się bardziej z ławą oskarżonych w procesie toruńskim niż pogodnym obliczem dobrych gospodarzy. Tak więc na Kopernika bez zmian: dalej cieknie z sufitu a bystre oko filuje z zawodową wprawą zza węgła, dokąd się udajemy.     

Majstrowanie przy wyborach – dodanie do znanej z łyżwiarstwa figurowego “jazdy obowiązkowej” w postaci głosowania do Sejmu i Senatu jeszcze “programu dowolnego” w postaci czterech marnej jakości pytań referendalnych – ma odwrócić uwagę od prawd dla PiS niewygodnych. Ale nie zmienia demokratycznego charakteru tych pierwszych. 

Figury łyżwiarskie przy takiej temperaturze jak za oknem? Być może PiS rzeczywiście się na tym przewróci. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here