Zbigniew Ziobro pozostaje wytrawnym destruktorem polskiego życia publicznego. Skutecznie uruchamia negatywne emocje. Uderza przy tym w słabe punkty: kiedyś stan polskiego wymiaru sprawiedliwości, teraz protekcjonalne podejście Unii Europejskiej do Polski. Jego fenomen – bo ministrem, chociaż z dłuższą przerwą, jest wszak już dziesiąty rok – nie wziął się z niczego lecz z mistrzowskiego wykorzystania mankamentów, które odczuwają Polacy.
Zarazem chociaż to polityk dziś w Polsce trzeci po względem znaczenia po prezesie partii rządzącej Jarosławie Kaczyńskim i premierze Mateuszu Morawieckim, na pewno zaś przed prezydentem Andrzejem Dudą, chociaż ten sprawuje urząd już drugą kadencję – Ziobro pozostaje faktycznie bez elektoratu. Próba zbudowania własnej formacji przed laty zakończyła się klęską. Długo podnosił się z upadku. Ale trwa.
Prawie jak Balcerowicz, ale… prawie czyni różnicę
Od czasów Leszka Balcerowicza zapewne nie było w Polsce polityka równie bezwzględnego. Jak on, wiele ma w sobie z cyborga. I nie wzdraga się, gdy jeden jego podpis skrzywdzi miliony obywateli. Dostrzegają to Polacy, skoro w badaniach opinii wśród polityków, którzy stykają się z największą nieufnością – Ziobro wyprzedza nawet Kaczyńskiego.
Skuteczność ministra sprawiedliwości wynika z trafnego wyboru pola gry. Kiedyś była to walka z korupcją w czasie afery Lwa Rywina. Ziobro zabłysnął w badającej ją komisji śledczej. Potem równie udatnie odwołał się do kwestii otwarcia zawodów prawniczych. Pamiętam własny artykuł sprzed lat, w którym za tym samym postulatem oprócz Ziobry opowiadał się również młody wtedy poseł Platformy Sławomir Nowak, dzisiaj… pensjonariusz pisowskiego systemu penitencjarnego. Znacząca to zbieżność poglądów na dominację prawniczych klanów… i rozbieżność losów po latach.
Odwołał się Ziobro, podobnie jak po nim Paweł Kukiz, do uzasadnionego rozczarowania Polaków sposobem działania sądów: przedłużającymi się procedurami, wysokimi opłatami, wreszcie absurdalnymi uzasadnieniami z tym, że właściciel budynku nie ma obowiązku odśnieżania jego dachu, na czele.
Kukiz jednak jak meteor przemknął przez scenę polityczną i stracił wszelkie znaczenie, a Ziobro znalazł sobie kolejną trampolinę: stosunek do nas Unii Europejskiej. Nazwał Morawieckiego “miękiszonem”, krytykował transakcję “pieniądze za praworządność” o tyle zasadnie, że pomimo kosmetycznych może, ale jednak mających miejsce ustępstw władzy, środków z Krajowego Planu Odbudowy wciąż nie dostaliśmy.
Warto zrekapitulować rzeczy oczywiste, żeby zdać sobie sprawę ze straconych szans już nie Ziobry, lecz jego biografki Renaty Grochal. Jak na postać tak wielobarwną – otrzymujemy bowiem obraz bohatera stanowiący bardziej efekt zabiegu “ef siedem, ef osiem” na klawiaturze komputera, powtórnego sprzedawania własnych już opublikowanych tekstów, niż nową jakość: portret polityka, którego wpływ na Jarosława Kaczyńskiego pozostaje zagadką. Nawet jeśli teraz da się wytłumaczyć rachunkiem sejmowych głosów, to przecież nie zawsze tak było. Kiedyś Ziobro uchodził przy Kaczyńskim za Delfina, jak francuskim wzorem nazywa się namaszczonego następcę. Potem stał się synem marnotrawnym, czy jak rzecz ujął Adam Hofman wtedy rzecznik PiS – “leszczem” zamiast rekina. Teraz okazuje się “Bad Boyem”, którego obecnością politycy PiS bardziej umiarkowani tłumaczą własne zaniechania i błędy.
Tyle, że z książki Renaty Grochal nie dowiadujemy się, dlaczego Kaczyński wziął Ziobrę po raz wtóry na pokład, gdy już go usunął z PiS, chociaż do partii ponownie go nie wpuścił, czyniąc go tylko wirtualnym koalicjantem. Solidarna Polska, formacja Ziobry, silna pozostaje, ale w sejmowych ławach, gabinetach ministerialnych i spółkach Skarbu Państwa. W domenie publicznej brak jej rozpoznawalności i… zwolenników, co w wypadku partii politycznej stanowi mankament dość zasadniczy. Ale wcale nie eliminuje. Renata Grochal nie tłumaczy nam, dlaczego tak się dzieje.
Co nie znaczy, że lektura tej biografii okaże się stratą czasu. Nie jest nią na pewno zapoznanie się z tak opisaną praktyką działania ministra sprawiedliwości: “Współpracownicy szefa rządu są przekonani, że Ziobro zebrał przez ostatnie lata cały arsenał “haków” nie tylko na polityków opozycji, ale także na kolegów z prawicy. Nadzorowana przez niego prokuratura prowadzi kilka śledztw, w których przewijają się nazwiska Morawieckiego i jego ludzi. Chodzi między innymi o prywatyzację Ciechu. Spółkę kupiła firma nieżyjącego już Jana Kulczyka, połowę kwoty pożyczając z BZ WBK, którego prezesem był wówczas Morawiecki. Dzisiejszy premier osobiście złożył podpis pod umową kredytową. Natomiast Prokuratura Regionalna w Szczecinie bada kredyty walutowe, udzielane przez BZ WBK za czasów Morawieckiego” [1]. Niezmiernie pouczające okazują się charakterystyki adiutantów Ziobry, bardzo mu oddanych, bynajmniej nie zabiedzonych aplikantów prześladowanych przez starą palestrę. Dla przykładu wiceminister Jan Kanthak jest synem ambasadora w Republice Południowej Afryki. Jego matka napisała i wydała wiele popularnych książek, dziadek miał tytuł profesorski.
Razi za to przesadna bezwzględność autorki w prezentacji sylwetki małżonki ministra Patrycji Koteckiej. Zwłaszcza, że przypisane jej “niebezpieczne związki” z gangsterami nie stanowią odkrycia Renaty Grochal, pisał o nich prawie trzy lata temu czołowy dziennikarz śledczy Wojciech Czuchnowski.
Zaś sam Ziobro bywał już bohaterem lepszych książek, bardziej wyważonych i mocniej udokumentowanych jak Piotra Śmiłowicza i Andrzeja Stankiewicza [2] czy po prostu błyskotliwie dowcipnych, jak nie zrealizowany jeszcze, ale wydany scenariusz komediowy, jaki napisał pod wrażeniem pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Kieryłło, gdzie wprawdzie żaden Ziobro nie występuje, jest za to minister sprawiedliwości noszący nazwisko Zioło, bardzo wobec prezesa usłużny i z zamiłowaniem trzymający na biurku nogi w dziurawych skarpetkach [3].
Chybiony okazuje się u Renaty Grochal rozkład proporcji między poszczególnymi wątkami. Dramatyczną kwestię śmierci Barbary Blidy w trakcie zarządzonej przez ministra sprawiedliwości Ziobrę akcji służb w domu byłej minister budownictwa traktuje zdawkowo. Za to nadmiernie rozpisuje się o działaniach rodziny Ziobrów przeciwko lekarzom, którzy nie uratowali ojca ministra, przy czym najbliżsi zmarłego pacjenta zarzucają medykom nie tylko, że popełnili błąd lekarski, stosując stenty zamiast by-passów, ale wiele innych uchybień i nieprawidłowości. Demaskować to ma ich pieniactwo i mściwość, jednak lektura całości przeładowanego szczegółami rozdziału zapewne okaże się nużąca… nawet dla studenta wydziału lekarskiego uniwersytetu medycznego. Dla prawnika pewnie też.
Nieubłagana okazuje się nawet… statystyka odnośników w książce Renaty Grochal. Zważmy bowiem i zmierzmy: na 350 stron przypisów znajdujemy raptem 32, co – użyję eufemizmu – oznacza, że biografia nie pretenduje nie tylko do naukowości ale nawet starannego udokumentowania. W dodatku aż siedem z nich odnosi się do artykułów… dziennikarki Renaty Grochal, co stanowi oznakę doskonałego samopoczucia acz niekoniecznie obiektywizmu autorki. Jak na absolwentkę kulturoznawstwa skromny to warsztat pracy.
Jonasz czy zbawca, autorka nie rozstrzyga
Nie wiemy wciąż, czy dla Zjednoczonej Prawicy jak oficjalnie nazywa się PiS z jego przybudówkami, wśród których Solidarna Polska pozostaje najsilniejszą – Ziobro okaże się Jonaszem czy zbawcą. Renata Grochal też na to pytanie nie odpowiada. Zaś żeby dać się postraszyć polexitem, wyjściem z Unii Europejskiej, wystarczy, że kupimy “Gazetę Wyborczą” za pięć złotych. Nie musimy wydawać pięćdziesięciu prawie na biografię w sztywnych okładkach. Wiadomo, że lubimy się bać, stąd popularność horrorów od czasów Alfreda Hitchcocka oraz opowieści niesamowitych, odkąd pisać je zaczął Edgar Poe.
O zmarnowanych przez autorkę szansach na coś ciekawszego i pełniejszego wnikliwy i złośliwy student dziennikarstwa napisać mógłby pracę magisterską równą objętością tej biografii.
Znajduję jeszcze inne skojarzenie: w jednej z kultowych polskich komedii z czasów PRL (“Poszukiwany, poszukiwana” Stanisława Barei) bohater naukowo badał zawartość cukru w cukrze. Odnoszę wrażenie, że pomimo tak widocznej pasji autorki i pamfletowej konwencji – a może właśnie za ich przyczyną – prawdziwego Zbigniewa Ziobry jest w tej książce niewiele.
[1] Renata Grochal. Człowiek bez skrupułów. Zbigniew Ziobro. Prawdziwe oblicze. Ringier Axel Springer, Warszawa 2022, s. 251
[2] por. Andrzej Stankiewicz, Piotr Śmiłowicz. Zbigniew Ziobro. Historia prawdziwa. Axel Springer Polska sp z o.o. Warszawa 2007
[3] por. Trzy Kule Czyli Kulisy upadku pewnej Rzeczypospolitej. Scenariusz filmu fabularnego oraz rozmowa Andrzeja Kieryłło z Łukaszem Perzyną. Rysunki Artur Krynicki. Akces, Warszawa 2014