You will win – miał powiedzieć Donald Trump do goszczącego w Białym Domu pisowskiego kandydata na prezydenta Polski, Karola Nawrockiego. Wygra pan. Nie wiemy, czy to tylko prognoza, czy aż poparcie. Za to mamy kolejny argument, że w tych wyborach warto zagłosować. W imię suwerenności.
Prezydenta bowiem, jak jasno wskazuje Konstytucja, sami sobie wybieramy w Polsce, a nie wyznacza nam go Waszyngton. Kiedy raz zdarzyło się inaczej i George Bush Senior swoją dziwaczną misją wpłynął na wybór gen. Wojciecha Jaruzelskiego, wtedy jeszcze przez kontraktowy parlament, miało to fatalne skutki dla tempa przemian demokratycznych. Spowolniło je pomimo jednoznacznego werdyktu wyborców z 4 czerwca 1989 r. W efekcie, gdy w Pradze prezydentem był już Vaclav Havel, dysydent i dramaturg – w Warszawie pozostawał nim autor stanu wojennego. Wpłynęło to na społeczne oceny całej transformacji ustrojowej, w oczywisty sposób ich nie poprawiając. W potocznym przeświadczeniu jankeski Wuj Sam stał się patronem i żyrantem krajowej zmowy elit. A na inaugurację demokratycznie już wybranego Lecha Wałęsy generała nawet nie zaproszono. Trump oczywiście o tym wszystkim nie wie, bo wtedy go polityka nie interesowała. A zasób wiedzy o świecie ma nader ograniczony.
Polacy natomiast wiedzą doskonale, a niektórzy pamiętają, jak na każdego kolejnego I sekretarza KC PZPR musiała zgodzić się Moskwa. Chociaż akurat najdłużej sprawowali tę funkcję Władysław Gomułka i Edward Gierek, którzy akceptację Kremla uzyskali ex post, już po wskazaniu ich w kryzysowych sytuacjach przez rodzimych towarzyszy. Co też nie wydaje się z perspektywy historii dziełem przypadku. Każdy margines skąpej wtedy suwerenności pozostawał bowiem ceniony.
A dziś, spytać można.. Oczywiste, że swego faworyta w tej kampanii ma również Unia Europejska, przy tym nie mam na myśli Słowacji ani Węgier, lecz jej główny nurt z Francją i Niemcami. Lansuje go jednak w nieco bardziej subtelny sposób. Nie tylko oponenci rządzącej Koalicji Obywatelskiej wiedzą, że to Rafał Trzaskowski pozostaje ulubieńcem brukselskich elit. Jak wygra, zaraz tam pojedzie, pogadać jak się pływa z rekinami, bo to ulubiona jego rozrywka. Zapewne sądzi, że wyborców również. Stąd popularność sklepów wędkarskich. Kto choćby przekartkował jego najnowszy wywiad -rzekę, wie o co chodzi.
Wybór należy do nas
Stoi więc sobie drogowskaz na rozdrożu. I wskazuje kierunki geopolityczne spośród których przyjdzie nam wybierać. Mamy też kolejny argument, że pójść na głosowanie warto. Bo uprawnienia prezydenta właśnie w dziedzinie kontaktów międzynarodowych i obronności nie są wcale dekoracyjne ani iluzoryczne. Nasz wybór przełoży się więc na późniejsze decyzje głowy państwa co do miejsca Polski w świecie. I nie chodzi o różnicę półtonów tylko.
Obecny rząd, z pewnością daleki od ideału, wykazuje akurat w sprawach międzynarodowych daleko idący pragmatyzm. Stara się elastycznie reagować na paroksyzmy Trumpa, choć niełatwo za nim nadążyć, tak często bowiem prezydent USA sam sobie zaprzecza. I mobilizować europejskich sojuszników, by docenili rosyjskie zagrożenie dla wspólnego bezpieczeństwa. Nie jest więc obojętne, kogo mieć będzie za partnera w Pałacu Prezydenckim. Nie chodzi tylko o wetowanie ustaw. A tym bardziej o słynny żyrandol z niefortunnego powiedzenia Donalda Tuska.
Trzeba też jednak pamiętać, że trendy polityki międzynarodowej wyznaczają nie tylko zwycięzcy wyborów prezydenckich. Czwarty w nich w 1995 r. mecenas Jan Olszewski wcześniej jako premier skutecznie i na trwałe wskazał opcję atlantycką, kiedy Lech Wałęsa mówił jeszcze tylko o NATO-bis. Teraz to fundament naszego bezpieczeństwa. Warto więc słuchać uważnie tego, co mówią nie tylko faworyci tych wyborów, ale i inni kandydaci. Kampania powinna przecież stać się giełdą pomysłów na Polskę i miejsce, jakie mamy zająć w świecie.
Wzmocnienie czy pocałunek śmierci
Zaś przekaz, jaki do nas dociera po waszyngtońskim spotkaniu wzbudza rozliczne wątpliwości. Niełatwo bowiem uwierzyć, że Trump gawędził z Nawrockim o partyjnych finansach PiS i koncesji telewizji Republika. Jak się wydaje, najpotężniejszy człowiek na świecie zwykle raczej ma poważniejsze kwestie do omówienia. Podobnie jak jego personel.. do dementowania.
Zaś Nawrocki pragnący ogrzać się w blasku chwały Trumpa, może się srodze zawieść. Nie docenia bowiem przekory Polaków. Ani ich zamiłowania do swobody podejmowania decyzji. Mit wujka z Ameryki pozostaje u nas silny. Ale nie oznacza to, że ma on za nas prezydenta wybierać. To przecież demokratyczne prawo, a nie feudalny przywilej. Sami Amerykanie, tak bardzo przecież przywiązani do wolności, powinni to doskonale rozumieć.
Nie ma po co przesadnie dramatyzować wyboru, przed jakim stajemy. Nie chodzi bowiem o pytanie, czy warto powstrzymywać Rosję i pomagać Ukrainie, bo to wiemy od trzech lat z okładem, że innego rozwiązania nie mamy. Tylko o to, kto nas w tym wesprze skuteczniej. Na razie sami wskazujemy prezydenta, który co najmniej mieć będzie istotny wpływ na rozstrzygnięcie, czy filarem polskiego bezpieczeństwa będzie nadal Waszyngton, czy stanie się nim przyjmująca stopniowo z konieczności na siebie zadanie wspólnej obrony Zjednoczona Europa. Nie my wprawdzie stworzyliśmy ten podział ani dylemat. Jednak gdy już się pojawił za sprawą wyniku wyborów w USA – nikt go nie rozstrzygnie za nas.