Łączą ich bogate życiorysy, ale też ich drogi życia wiele razy się splatały. Wprawdzie teraz wydają się reprezentować przeciwległe bieguny polskiej polityki, ale kiedyś obaj zasiadali w rządzie Jana Olszewskiego, gdzie Antoni Macierewicz kierował resortem spraw wewnętrznych a Radosław Sikorski był wiceministrem obrony. O ile drugi z nich trafnie i w zgodzie z wolą premiera-Mecenasa wyznaczył opcję natowską jako fundament bezpieczeństwa kraju, to pierwszy nieudolnie przeprowadzoną akcją lustracyjną przyspieszył upadek rządu Olszewskiego.
Potem spotkali się w Ruchu Odbudowy Polski, gdzie Macierewicz wszczął bunt przeciw Olszewskiemu i bez porozumienia z liderem obniżył pozycję Sikorskiego na liście kandydatów do Sejmu, co sprawiło, że ten drugi mandatu nie uzyskał. Wreszcie za rządów PiS Sikorski ustąpił z funkcji ministra obrony, bo nie był w stanie porozumieć się z Macierewiczem, formalnie jego podwładnym, jako szefem kontrwywiadu wojskowego. Od tego czasu są już tylko wrogami. Radosław Sikorski pozwolił sobie na ryzykowną jak na szefa dyplomacji wypowiedź, kiedy ujawniono kolejne kontakty jego oponenta z osobami z kręgu służb rosyjskich, że Macierewicz od dawna powinien siedzieć. Kto chciałby jednak bronić radykalizmu tych słów, niełatwych do przyjęcia, gdy wobec posła opozycji wypowiada je minister demokratycznego państwa, znajdzie uzasadnienie w biografii Sikorskiego, który ryzykował życie, dokumentując jako fotoreporter i dziennikarz walkę afgańskich partyzantów z agresją radziecką.
Z Bydgoszczy przez Oksford do Afganistanu
Z Bydgoszczy przez Oksford do Afganistanu
W pamiętnym 1981 r. osiemnastolatek Sikorski kierował komitetem strajkowym w swoim liceum w Bydgoszczy. Stan wojenny zastał go w Wielkiej Brytanii, gdzie dostał azyl i stypendium, dzięki któremu ukończył Oksford. W kilka lat później pojechał do Afganistanu, gdzie towarzyszył mudżahedinom w ich walce z inwazją sowiecką i rodzimymi komunistycznymi kolaborantami. Ryzyko, jakie wtedy ponosił, nie było iluzoryczne. Dowodzi tego los operatora telewizji BBC Andy’ego Skrzypkowiaka. Nie zabili go zresztą Sowieci, tylko walczący z nimi ale nienawidzący też Zachodu afgańscy fundamentaliści z oddziałów Gulbuddina Hekmatjara. Kiedy napotkali ekipę zdjęciową BBC, zażądali oddania kamery. Skrzypkowiak odmówił przekazania sprzętu i został przez islamistów zastrzelony. Za to Sikorski nie tylko wrócił z Afganistanu cały i zdrowy, ale z nagrodą World Press Photo, marzeniem każdego mistrza obiektywu. Przyznano mu ją za wstrząsające zdjęcie cywilnych afgańskich ofiar radzieckiego ataku.
Z kolei inna fotografia autorstwa Sikorskiego wykroczyła poza ramy sztuki, bo stała się dowodem, że partyzanci rzeczywiście potrafią się posługiwać dostarczonymi im przez sojuszników zachodnich Stingerami, służącymi do strącania radzieckich helikopterów i samolotów, w co wtedy na Zachodzie powątpiewano. Po powrocie z Afganistanu Radosław Sikorski opublikował również znakomitą książkę reporterską “Prochy świętych”. Na długo, zanim ukończył trzydziestkę stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych w świecie polskich dziennikarzy, co pchnęło go do polityki.
Jedni wierzyli, że uciekł, inni utrzymywali, że nikt go nie pilnował
Jedni wierzyli, że uciekł, inni utrzymywali, że nikt go nie pilnował
Swoją walkę z komunizmem, pomimo okresowych sympatii dla rewolucji kubańskiej i walki narodu wietnamskiego z interwencją amerykańską, również na długo przed trzydziestką zaczął Antoni Macierewicz. Znalazł się już w 1976 r. jako 28-latek w kręgu założycieli Komitetu Obrony Robotników. Redagował drugoobiegowe pismo “Głos”. W okresie legalnej Solidarności zaangażował się w Ośrodek Badań Społecznych jej Regionu Mazowsze, sympatyzując już niedwuznacznie z frakcją “prawdziwych Polaków” w Związku, sprzeciwiającą się dominacji Jacka Kuronia i Adama Michnika w gronie doradców NSZZ “Solidarność”. Internowany w stanie wojennym, miał uciec ze szpitala, jednak już wtedy oponenci zakwestionowali jego bohaterską wersję, wskazując, że po prostu stamtąd głównymi drzwiami wyszedł, bo nikt go nie pilnował.Poważniejsze zarzuty pojawią się wobec niego później, w opozycji lat 80. wypomina mu się raz księżycowe koncepcje, np. porozumienia z patriotycznym nurtem silnym jakoby w wojsku, kiedy indziej znowu odwrotnie – przesadny radykalizm.
W kręgu Mecenasa, z rozmaitym dla Polski skutkiem
W kręgu Mecenasa, z rozmaitym dla Polski skutkiem
Z jego też powodu Antoni Macierewicz rzeczywiście nie znajdzie się na listach Komitetu Obywatelskiego “S” na wybory 4 czerwca 1989 r. Posłem zostanie dopiero po pierwszym wolnym, a nie tylko uczciwie policzonym głosowaniu, z ramienia Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego jesienią 1991 r. Jego prezesa Wiesława Chrzanowskiego, zarazem marszałka Sejmu, ogłosi agentem w toku akcji lustracyjnej, za co zostanie z ZChN wykluczony. Sposób przeprowadzenia całej operacji (w tym szantaż wobec Konfederacji Polski Niepodległej w związku z obecnością na zawierającej nazwiska domniemanych agentów “liście Macierewicza” Leszka Moczulskiego) posłuży oponentom za pretekst do odwołania rządu Olszewskiego, ogłaszającego się gabinetem przełomu. Ten ostatni rzeczywiście zresztą nastąpił, bo to Mecenas, chociaż utrzymywał, że sam na gospodarce się nie zna, osiągnął za swojego premierostwa pierwszy wzrost produktu krajowego brutto od momentu zmiany ustrojowej. Olszewski zawdzięczał ten rezultat, ogłoszony w kwietniu 1992 r, umiejętnemu doborowi współpracowników.
Na historyczny zwrot zapracowali: ministrowie pracy Jerzy Kropiwnicki i finansów Andrzej Olechowski oraz główny doradca ekonomiczny Dariusz Grabowski. Zaś dla milionów Polaków pierwszy od porzucenia socjalizmu wzrost gospodarczy stanowił namacalny dowód, że warto było ustrój zmieniać.Rząd przełomu ugruntował również polityczną pozycję 29-letniego wtedy Radosława Sikorskiego, od dłuższego czasu przebywającego znów w Polsce. Każący wtedy nazywać siebie Radkiem laureat World Press Photo reprezentował u nas interesy magnata medialnego Ruperta Murdocha. Chociaż z planów Australijczyka zainwestowania w telewizje prywatną w Polsce nic nie wyszło, Radek pojawiał się m.in. w ważnym dla środowisk “na prawo od Unii Demokratycznej” słynnym “Salonie 101” przy Saskiej, prowadzonym przez dokumentalistkę i globtroterkę Małgorzatę Bocheńską, a nawet fundował wino tamtejszym dyskutantom, których łączyło przekonanie, że wybrana droga transformacji ustroju nie jest wcale jedyną możliwą. Sikorski wspierał też w tym okresie KPN, jego staraniom czy protekcji partia Moczulskiego zawdzięczała przydział oficjalnej siedziby.
W rządzie Olszewskiego Sikorski został w MON zastępcą Jana Parysa, forsował opcję atlantycką, za nic miał dogadywanie się z soldateską, pamiętającą stan wojenny. Zyskało mu to uznanie radykałów i szczerą niechęć środowisk opowiadających się za łagodną, bez krzywdy dla niedawnych “właścicieli PRL” wersją transformacji. Na tle licznych ataków na młodego wiceministra umiarkowaniem wyróżnił się Edward Krzemień.
Opiniotwórczy publicysta “Gazety Wyborczej” zwrócił uwagę na istotny szczegół: po niedługim czasie w światowej polityce dojdą do głosu koledzy Sikorskiego ze studiów w Oksfordzie. I na pewno warto się z tym liczyć.
Proroctwo red. Krzemienia okazało się trafne, chociaż po wyborach z 1997 r, zwycięskich dla centroprawicy, Sikorski nawet nie został posłem. Wraz z Macierewiczem obaj uczestniczyli w kolejnym projekcie Mecenasa Olszewskiego: Ruchu Odbudowy Polski. Pierwszy miał zostać liderem listy u siebie w okręgu bydgoskim, drugi w podwarszawskim. Okazało się jednak, że mandat zdobył wprawdzie Macierewicz, ale Sikorski już nie. Olszewski powierzył bowiem, na własną zgubę, funkcję pełnomocnika ds. list wyborczych właśnie Macierewiczowi, który szykując wraz z Jackiem Kurskim rozłam w ROP, te listy wedle własnego uznania zmieniał. W efekcie pierwsze miejsce z Bydgoszczy w ostatniej chwili otrzymał rzemieślnik Jerzy Szczotka, zaś Sikorskiemu zostawiono drugie. Nie trzeba dodawać, że ROP tam mandatu nie zdobył.
Jednego wspiera amerykańska żona, drugiego komunistyczny konfident
Jednego wspiera amerykańska żona, drugiego komunistyczny konfident
Za to po zmianie barw – z rozpadającego się ROP podryfował do Akcji Wyborczej Solidarność – Radosław Sikorski jako zastępca ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka w koalicyjnym rządzie AWS i Unii Wolności stał się jednym z głównych autorów operacji dokończenia proatlantyckiego zwrotu, zapoczątkowanego przed laty przez rząd Jana Olszewskiego i do dziś gwarantującego nam bezpieczeństwo. I jak niemal bezbłędnie przewidział swego czasu red. Edward Krzemień – nawet jeśli uznać, że większą przy tym rolę od MSZ odegrał MON, na pewno nie pozostawał bez znaczenia fakt, że w młodej ekipie Billa Clintona, prezydenta USA, który nas do Sojuszu Atlantyckiego przyjmował, nie brakowało już wtedy dawnych kolegów wiceszefa dyplomacji z czasów oksfordzkich studiów. I na pewno atlantyckim aspiracjom Polski nie zaszkodziła amerykańska żona Sikorskiego, ceniona publicystka Anne Applebaum, konsekwentnie wspierająca karierę męża. Czyni to zresztą nadal.
Za to w kolejnej kadencji parlamentu ujawniony został problem z tymi, co wspierają Antoniego Macierewicza. Wieloletni sponsor jego przedsięwzięć i kolega z klubu poselskiego Ligi Polskich Rodzin, Robert Luśnia został bowiem prawomocnym wyrokiem sądu uznany za kłamcę lustracyjnego. Późniejszy dobrodziej pana Antoniego w latach 80. donosił za pieniądze służbie bezpieczeństwa na kolegów z antykomunistycznej opozycji. Dla łowcy agentów stanowić to powinno gwóźdź do trumny. Jednak wcale się nim nie stało.
Chociaż trudno o poważniejsze obciążenie, skoro oficerem prowadzącym Roberta Luśni w latach 80. pozostawał Józef Nadworski, współpracownik w resorcie ale i sąsiad Marka Zielińskiego, prawomocnie – podobnie jak potem Luśnia przez Sąd Lustracyjny – skazanego już w wolnej Polsce za szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego a potem Rosji. Zieliński pracował dla wschodniego wywiadu wojskowego GRU. Szczegóły powiązań między nimi wszystkimi i finansowania przedsięwzięć Macierewicza przez Luśnię ujawnia w swojej słynnej książce Tomasz Piątek [1]. A jeszcze dalej idzie dziennikarz śledczy Radosław Gruca, który stwierdza, że to “(..) oficer prowadzący Luśni Nadworski werbował dla GRU Marka Zielińskiego” [2].
Lis nie traci jednak dostępu do kurnika, przy czym nie mam tu wcale na myśli upadłego celebryty o tym nazwisku. Po podwójnym zwycięstwie PiS (w 2005 r. Lech Kaczyński pokonuje Donalda Tuska w wyborach prezydenckich a w tych do Sejmu partia jego brata wygrywa 27:24 z Platformą Obywatelską) obaj – Sikorski i Macierewicz obejmą istotne stanowiska. Konflikt zapowiada się od początku jako nieuchronny. Przy czym zwycięży ten, kto teoretycznie pełni skromniejszą posadę. Macierewicz bowiem zostaje w MON zastępcą ministra Radosława Sikorskiego. Ale zarazem bierze na siebie misję likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, a ściślej przeorganizowania ich w wojskowy wywiad i kontrwywiad. Zajmuje się tym podległa Macierewiczowi komisja weryfikacyjna, w której zasiadają m.in. znany później, po wybuchu gorącej wojny Kremla z Ukrainą z proputinowskich wypowiedzi Leszek Sykulski, Tomasz Szatkowski, wobec którego też po latach pojawią się, jeśli użyć eufemizmu, geopolitycznej natury zastrzeżenia, kiedy pełnić będzie funkcję ambasadora przy NATO, a także Piotr Bączek, co za drugich rządów PiS dokona włamania do centrum eksperckiego kontrwywiadu Sojuszu Atlantyckiego w Warszawie. Radosław Sikorski odejdzie ze stanowiska i pożegluje do PO, zanim jeszcze Prawo i Sprawiedliwość po przedterminowych wyborach odda władzę. U Tuska też zostanie ministrem, tyle, że już nie obrony, lecz spraw zagranicznych. Zaś prezydent Lech Kaczyński zarzuci mu kontakty z Amerykanami korzystne wprawdzie dla nich i dla samego Sikorskiego ale nie dla Polski.
Macierewicz, jak nietrudno się domyślić, wtóruje tym oskarżeniom. Katastrofa smoleńska, oznaczająca dla Jarosława Kaczyńskiego zarówno stratę najbliższych jak ruinę planów politycznych, łączonych z reelekcją brata, ujawniła gorsze strony jego charakteru. Zyskał na tym Macierewicz. Przy założeniu, że Kaczyński uwierzył w to, że tylko były lustrator jest w stanie dociec prawdy o zamachu. To korzystna dla Jarosława Kaczyńskiego interpretacja. Gorsza dla niego głosi, że Macierewicz jest depozytariuszem faktów z biografii prezesa PiS, które czynią jednego z najpotężniejszych polityków w Polsce zakładnikiem zagadkowego w swoich motywacjach abnegata. Wybierzmy wersję nam bliższą. Rozstrzygać trudno.
Ludzie i wilki czyli Miś i dorzynanie watahy
Ludzie i wilki czyli Miś i dorzynanie watahy
Jednak również Donald Tusk okaże się nader wyrozumiały dla Radosława Sikorskiego, który na kolejnych stanowiskach popełni całą serię błędów. Przede wszystkim okaże się fatalnym marszałkiem Sejmu. Pierwszym w jego historii, który używa Straży Marszałkowskiej wbrew zasadom jako ochrony osobistej, żeby zasłaniała go przed dziennikarzami, zadającymi mu kłopotliwe pytania o treść nagrań rozmów w restauracji “Sowa i Przyjaciele”. W tej spelunce przy osławionych ośmiorniczkach spożywanych na koszt podatnika, notable rządzącej PO dają upust szczerości i opowiadają, co naprawdę myślą o sojusznikach i przełożonych oraz partyjnych kolegach (Sikorski tamże o Grzegorzu Schetynie: “Ma styl lwowskiego żulika”) , konkurentach politycznych ale i własnych wyborcach. “Taśmy prawdy” z “Sowy”, podobnie jak sławetne nagranie premiera Węgier Ferenca Gyurcsany’ego (“kłamaliśmy rano, w dzień i wieczorem” – mówi na nim szef rządu w Budapeszcie) torujące drogę do władzy Viktorowi Orbanowi, przyczynią się do kolejnego podwójnego zwycięstwa PiS: w 2015 r. prezydentem zostanie Andrzej Duda, a w Sejmie jego i Kaczyńskiego partia uzyska samodzielną większość. Tyle, że tym razem Radosław Sikorski znajdzie się… po tej przegranej stronie.
Teraz staje przed szansą rewanżu, wobec coraz szerzej formułowanego wobec Macierewicza zarzutu zdrady dyplomatycznej. Tyle, że podobne określenia się zdewaluowały, za sprawą najpierw pisowskiej histerii, kiedy to propaganda partyjna i TVP za Jacka Kurskiego co i rusz zarzucały oponentom takie czy inne zaprzaństwo. Ale również z powodu podobnego szału rozliczeń, rozpętanego z kolei przez zwycięską w wyborach 15 października ub. r. Koalicję Obywatelską. Mniejsza o to, że nie wzbudza ten kurs zachwytu znacznej części elektoratu trzech formacji, tworzących obecny rząd. Tylko Agnieszka Kublik utrzymuje na łamach “Gazety Wyborczej”, że “rząd Tuska (..) bardzo ostrożnie formułuje podejrzenia”, ale ona zapewne zawsze będzie obecny gabinet chwalić [3]. Trafnie za to dostrzega już w tytule, że “Orzeł Biały się czerwieni. Ze wstydu”. Bo po pierwsze – to właśnie odznaczenie Duda nadał Macierewiczowi. Po drugie – rzecz rozgrywa się na polu symboli, co jej rozwikłania wcale nie ułatwia, skoro dla prokuratorów i sędziów liczą się, a przynajmniej tak być powinno, fakty, a nie emocje. Im więcej tych drugich, tym pierwsze trudniej wypreparować z chaosu.
To, co już ujawniono, wygląda poważnie, skoro Macierewicz zaniedbując niezbędną w takim wypadku ochronę kontrwywiadowczą spotkał się w niezabezpieczonym pomieszczeniu z Rosjaninem, niewątpliwie z kremlowskich służb specjalnych, który przekazał mu pen drive’a z bezwartościowymi, jak się potem okazało materiałami, dotyczącymi katastrofy smoleńskiej. Po czym tenże Aleksander Głaskow swobodnie opuścił Polskę – żeby było zabawniej, na piechotę, przejściem do Obwodu Kaliningradzkiego – zanim polskie z kolei służby się o jego misji dowiedziały. Wcześniej już mieliśmy na scenie tej gry rosyjską tłumaczkę raportu Macierewicza ewidentnie powiązaną z formacjami specjalnymi zza wschodniej granicy.
Nieuchronnie powraca zatem w tym kontekście cień Roberta Luśni i jego dawnych protektorów. Problem w tym, że rozbuchane emocje nie ułatwiają ustalenia stanu faktycznego. Zaś akurat do roli męczennika i ofiary “koalicji 13 grudnia” jak obecnie rządzących tytułują pisowcy, Antoni Macierewicz wydaje się doskonale przygotowany, nawet jeśli miałaby się okazać ostatnią, jaką zagra w swojej bogatej w zaskakujące wydarzenia i zwroty karierze politycznej. Władza powinna też mieć to na względzie. Bo kto porywa się na klauna, temu niełatwo później przyjdzie udowodnić, że nie występuje w cyrku, lecz zajmuje poważnymi sprawami państwa i społeczeństwa. Przed niespełna siedmiu laty rzadko zwykle ze sobą zgodnie współpracujący prezydent Andrzej Duda i pisowski premier Mateusz Morawiecki wspólnie podjęli stanowczą i skuteczną akcję na rzecz odwołania Antoniego Macierewicza z funkcji ministra obrony. Znaleźli przy tym argumenty – z pewnością w postaci udokumentowanych materiałów – które przekonały do tej decyzji prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Na dymisję szefa MON nastawać mieli nie tylko Amerykanie ale także inni partnerzy z NATO, zapewne nie wyłącznie w ustnych rozmowach ale i poufnych notatkach [4]. Paradoks obecnej fazy tej sprawy polega na tym, że im mocniejszą presję na jej wyjaśnienie wywiera obóz rządzący, tym mniejsza szansa na to, żebyśmy poznali przesłanki tamtej decyzji. W podobnych sytuacjach bowiem cały obóz PiS przyjmuje logikę oblężonej twierdzy.
Sikorski zaś może dać się we znaki wieloletniemu oponentowi, ale trudniej przyjdzie mu wypromować samego siebie choćby w kontekście zbliżającego się wyścigu prezydenckiego, chociaż podobne ambicje otwarcie deklaruje. Rozliczenia bowiem, jak z wielu badań opinii wynika, nie wzbudzają entuzjazmu w społeczeństwie. A z pewnością już nie marzą o nich umiarkowani wyborcy, których udział w głosowaniu i poparcie przesądziły o wyniku pamiętnego 15 października ub. r. przy nadspodziewanie wysokiej (74 proc) frekwencji. W sondażu SW Research sceptycznych wobec rozliczeń pisowskiej ekipy przez jej następców pozostaje aż 48 proc Polaków: 20 proc uznaje, że rząd Tuska nie powinien się tym zajmować, 9 proc, że robi w tym względzie za dużo a 19 proc w ogóle nie udziela odpowiedzi, co też znaczące [5]. Zwolenników rozliczeń jest więc mniej, niż wyborców Koalicji 15 Października sprzed ponad roku.
Od kilkunastu lat Radosław Sikorski konsekwentnie opowiada się za “dorżnięciem watahy”. Jednak części wyborców nie jest obojętne, że ma na myśli dawnych kolegów z rządu. A przy tym pamiętajmy, że ludzie to nie wilki, wbrew kultowej kwestii trenera drugiej klasy Wacława Jarząbka, też zresztą prezesa – chociaż Ryszarda Ochódzkiego a nie Jarosława Kaczyńskiego – dotyczącej, ze słynnego filmu “Miś” w reżyserii Stanisława Barei. Jeśli zaś odwołać się do jej kontekstu. potwierdzić można, że efektu “łubu-dubu” tam się pojawiającego, z pewnością w obecnej polskiej polityce nie brakuje. A gdy dominuje kakofonia, trudniej marzyć o kolejnym, na miarę wspomnianego 15 października, przebudzeniu obywatelskim. Nie z tego powodu, że Polakom obojętne pozostaje ich własne państwo, tylko dlatego, że uszy bolą, po prostu.
[1] por. Tomasz Piątek. Macierewicz i jego tajemnice. Arbitror, Warszawa 2017, passim[2] Radosław Gruca. Pilna wizyta Macierewicza w IPN? Co stało się z teczkami agentów? “Fakt” z 25 czerwca 2018 [3] Agnieszka Kublik. Sprawa Antoniego Macierewicza. Orzeł Biały się czerwieni. Ze wstydu Wyborcza.pl z 30 października 2024[4] por. Wojciech Czuchnowski, Iwona Szpala. Co ukrywa prezydent? “Gazeta Wyborcza” z 31 października-1 listopada 2024[5] sondaż SW Research z 13-14 sierpnia 2024