Jak za Tuska wzdychamy do Buzka

0
64

W podobnym czasie, jaki upłynął od przejęcia rządów przez Donalda Tuska (co jak z uporem przesądnych wielbicieli numerologii przypominają marketingowcy PiS, nastąpiło 13 grudnia) – inny premier Jerzy Buzek zdążył już przeprowadzić przez parlament i uzgodnić z prezydentem z przeciwnego obozu Aleksandrem Kwaśniewskim jedyną do końca udaną polską reformę ostatnich 35 lat: samorządowo-administracyjną. Co oznaczało nie tylko narysowanie nowej mapy Polski z 16 województwami zamiast 49, ale przede  wszystkim uczynienie z nich regionów zdolnych do pozyskiwania przyszłej pomocy europejskiej. Co dokonało się, chociaż Polska do Unii… jeszcze wtedy nie należała.

Nawet eurosceptyków przekona skutecznie inny aspekt tamtej reformy: przekazanie samorządom licznych kompetencji władzy centralnej, którymi nigdy wcześniej nie rozporządzały.  Zgodnie z zasadą pomocniczości, zawartą w nauce społecznej Kościoła katolickiego, chociaż jak wiemy – sam premier Buzek jest ewangelikiem. I całkiem w duchu przesłania Solidarności z lat 1980-81, dla którego. jak akcentuje wierny i wytrwały obserwator ówczesnych wydarzeń brytyjski eseista Timothy Garton Ash, kluczowe znaczenie miały słowa: nic o nas bez nas.

Reforma po ćwierćwieczu skuteczna

Reforma samorządowa w odróżnieniu od planu Leszka Balcerowicza uchwalonego w ostatnich dniach przełomowego 1989 roku jeszcze przez Sejm kontraktowy – miała bez porównania więcej beneficjentów niż pokrzywdzonych. Chociaż nie da się zapomnieć także o krzywdzie Radomia i wielu innych ośrodków bez należytej rekompensaty pozbawionych wojewódzkiego statusu. W skali kraju jednak się powiodło. Świadczą o tym aktualne badania opinii publicznej, z których wynika, że władza samorządowa oceniana jest przez Polaków dwa razy lepiej niż rząd czy parlament i to niezależnie od politycznych barw tych ostatnich.        

Kiedy przypomina się dokonania ekipy Buzka w czasie podobnym, jaki upłynął – jak na razie bezproduktywnie – od ustanowienia rządu “Koalicji 15 Października” – nie da się pominąć również jego zaniechań. Wbrew podszeptom z własnego obozu, premier nie zdecydował się na “siłowe” przejęcie TVP, zdominowanej wówczas przez postkomunistów. Zapłacił za to bezustannym ostrzałem propagandowym z jej strony, w tym wprost reklamowaniem na antenie blokad, stawianych na szosach przez pozaparlamentarną jeszcze wówczas Samoobronę Andrzeja Leppera. Jednak oddając władzę  z woli wyborców w 2001 r. Buzek mógł powiedzieć, że sprawował ją zgodnie z prawem. Chociaż po raz pierwszy w dziejach nowoczesnej Europy zdarzyło się wówczas, że do kolejnego Sejmu nie weszły oba ugrupowania sprawujące władzę w kończącej się kadencji (Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności).

O porażce przesądziły afery i wewnętrzne spory oraz niedbałe podejście do majątku narodowego, owocujące przekształceniami własnościowymi tak kontrowersyjnymi jak Telekomunikacji Polskiej (w tym wypadku trudno nawet mówić o prywatyzacji, skoro beneficjentką transakcji stał się państwowy France Telecom z niezbyt uzasadnionym pośrednictwem holdingu Jana Kulczyka). Zresztą Tusk nie był w trakcie tych wszystkich wydarzeń statystą, skoro w kadencji, w której Buzek był premierem, z ramienia koalicyjnej Unii Wolności sam sprawował funkcję wicemarszałka Senatu.

Najpierw awantury, potem zarządzanie, a wizji wciąż brak

Teraz kiedy objął władzę – co zwolennicy zwykli łączyć z datą wyborów z 15 października, kojarzoną z pokrzepiająco rekordową i najwyższą od 1919 r. frekwencją, przeciwnicy zaś z terminem zaprzysiężenia rządu 13 grudnia – Donald Tusk przyjął hierarchię działań odwrotną niż Buzek przed ćwierćwieczem. Chociaż punkt startu okazał się podobny: wyznacza go wyniszczenie kraju przez poprzedników, czego symbolem pozostaje bezradność państwa wobec klęsk – wtedy powodzi tysiąclecia teraz pandemii koronawirusa.

Tusk zaczął rządy od przejęcia telewizji, a konkretnie sygnału TVP, wprowadzenia tam likwidatora oraz rozgonienia zakorzenionych na Placu Powstańców Warszawy i Woronicza pisowskich agitatorów wspieranych przez kameleonów służących uprzednio z podobną żarliwością kolejnym ekipom z postkomunistyczną włącznie. TVP przejęto błyskawicznie, za to w oparciu o wątpliwe wykładnie prawne. Podobnie postąpiła ekipa 15 Października z Prokuraturą Krajową. Wzbudziłoby to zapewne mniej pretensji, gdyby oba “wejścia smoka” wiązały się z kompleksową odnową obu instytucji.   

Jak dotąd jednak TVP nawet po zmianie pozostaje dla rządzących mniej ważna niż “nasza telewizja” TVN zaś nowej jakości w pracy wymienionych prokuratorów nie da się zauważyć. Na razie ścigają tych, co uprzednio przez telefon wskazywali, kogo ścigać należy. Jednak jak dowodzą sondaże – rozliczenia nie powodują powszechnego entuzjazmu. Nie wzbudzą go też podwyżki dla nauczycieli dalekie od obietnic i oczekiwań.  

Ekipie Tuska nawet nie śnią się projekty i programy formatu szerszego niż na miarę jednej tylko parlamentarnej kadencji. Minimalizm Tuska i tuskoidów przypomina nieco sytuację z jednego z odcinków “Dobranoc dla dorosłych” niezapomnianego  Jana Kobuszewskiego. Zniecierpliwiony król stara się jak może wydać za mąż swoją córkę. Proponuje jej rękę najpierw jednemu z wielmożów. – Ale ona jest dla mnie za stara, bo ma już szesnaście lat – oponuje indagowany palatyn, łysy i korpulentny sześćdziesięciolatek. Podobnymi wykrętami uzasadniają odmowę inni nieżonaci członkowie rady królewskiej.   

Nagle na zamku  pojawia się niespodziewanie młody szewczyk, targając świeżo naprawione w warsztacie buty. Zdesperowany władca zwraca się do niego:

– To może ty, szewczyku, zechcesz ożenić się z moją córką?

– Ja tylko przyniosłem trzewiczki… – jąka  się niedoszły beneficjent sytuacji. 

Nie tylko dla szewca i innych rzemieślników istotne okazuje się to, co nazywa się timingiem. 

Miarę siły ale i wielkości polityka, tym, co jeśli się uda, czyni z niego męża stanu –   okazuje się wyczucie i wykorzystanie sprzyjającego momentu.   

Lech Wałęsa z rozpoczęciem strajku w Stoczni Gdańskiej guzdrał się tak, że musiał to za niego zrobić młodszy o czternaście lat Jerzy Borowczak, bo on sam załatwiał wózek dla dziecka, wtedy trudno dostępny. Ale wiedział, kiedy przez stoczniowy mur przeskoczyć. Gdyby zwlekał dalej, przywództwo w historycznym dniu 14 sierpnia 1980 r. objąłby kto inny a on sam nie zostałby laureatem Pokojowej Nagrody Nobla ani pierwszym wyłonionym w wyborach powszechnych prezydentem Polski. 

Na szczęście niezawodne alibi daje rządzącym prezydent Andrzej Duda. Wprawdzie w konkretnych sprawach – jak kandydatury Piotra Serafina na komisarza Unii Europejskiej – porozumieć się potrafią, pod warunkiem, że nadadzą spotkaniu odpowiednią oprawę (w tym wypadku  dogadali się na pokładzie zacumowanego w Gdyni okrętu wojennego), na co dzień jednak Duda wetuje wszystko,   co ma jakieś znaczenie, spośród ustaw, wysyłanych  mu na biurko przez obecną większość sejmową.            

Kiedyś miarę nowoczesności stanowiło mówienie o technologii władzy. Obecnej ekipie – pomimo zachowania w Sejmie i Senacie arytmetycznej większości – pozostała z władzy… sama już tylko technologia. Jednym słowem, zarządzanie tylko  i administrowanie. Zero wizjonerskich projektów. Tusk, chociaż jest absolwentem historii, wcale nie zamierza do niej przejść. Na razie jakby wystarczyła mu zamiast niej statystyka, wedle której pozostaje   najdłużej sprawującym władzę demokratycznym szefem rządu w Polsce.  Kolejne do tej władzy podejście nie przyniosło efektów powszechnie dostrzeganych i akceptowanych. Fenomen 15 Października 2023 r. wciąż ogranicza się do wyjątkowej mobilizacji obywatelskiej ale nie do jej następstw. A przecież to wedle jej beneficjentów październikowa data stać się miała porównywalna z 4 czerwca 1989  r…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here