Trzecia Droga, spór o dra Struzika i fiasko rozliczeń
Szymon Hołownia sprzeciwił się lansowanemu przez Donalda Tuska pomysłowi powołania – a w praktyce reaktywacji istniejącej za rządów PiS komisji do badania wpływów rosyjskich. Marszałka Sejmu wspierają inni liderzy Trzeciej Drogi. Nie przypadkiem, skoro prace trzech sejmowych komisji śledczych efektów nie przyniosły. Jeszcze trudniej dogadać się Koalicji Obywatelskiej z sojusznikiem na Mazowszu.
To nie jedyny bowiem konflikt współrządzących ugrupowań, piszę o dwóch bo wyprzedzona w wyborach samorządowych i sondażach nawet przez Konfederację i ustabilizowana na aptekarsko jednocyfrowym poziomie poparcia społecznego Nowa Lewica istnieje już właściwie wyłącznie w mediach głównego nurtu, gdzie indziej jej nie uświadczysz. Zaś spór o tym, czy powinna powstać “komisja ruska” lub “komisja Tuska” jak wymiennie nazywają ją politycy, nie jest jedynym, który dzieli koalicjantów, w odróżnieniu od partii Włodzimierza Czarzastego realnych a nie wirtualnych.
Ile lat Mazowszem może rządzić jeden człowiek
Podobnie nie mogą się Koalicja Obywatelska i Trzecia Droga (złożona z PSL i Polski 2050 Hołowni) dogadać na Mazowszu, chociaż wynik wyborów pozornie umożliwia tam proste skonsumowanie koalicji podobnej jak w całym kraju. Dwa razy jednak zbierali się radni nowego sejmiku i dwa razy nie udało się im powołać marszałka. Nieoficjalnie wiadomo, że samorządowcy z KO – z poduszczenia Tuska lub własnej mazowieckiej inicjatywy niespodziewanie mówią dotychczasowemu włodarzowi Adamowi Struzikowi z Polskiego Stronnictwa Ludowego to samo, co francuscy studenci generałowi Charlesowi de Gaulle’owi też w maju, ale 1968 roku: “ca suffit”, już wystarczy. Tyle, że de Gaulle usłyszał to po dziesięciu latach a Struzik, kpić można, że skoro marszałek, to wyższy od niego stopniem – dopiero po ponad dwudziestu.
Katalizatorem platformianych roszczeń okazał się marny wynik na Mazowszu nie tyle całej Trzeciej Drogi, co Polski 2050. Okazało się, że specyfika wyborów samorządowych nie sprzyja kandydatom niezbyt rozpoznawalnym i całkiem w polityce regionalnej czy lokalnej nowym. Mandaty zdobywali pretendenci, wskazywani przez Polskie Stronnictwo Ludowe a nie Trzecią Drogę. Jeśli jednak to Struzik ma za to zapłacić, to z perspektywy PSL okazuje się to rażącą niesprawiedliwością.
Zostawić go na pastwę koalicjanta PSL nie tyle nie zamierza, co nie bardzo może. Struzik to bowiem ikona ludowców. Gdy w latach 1993-97 współrządzili z SLD a premierem na początku został Waldemar Pawlak, PSL-owiec, strażak ochotnik i za komuny działacz opozycyjnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Politechnice Warszawskiej, kierujący rządem dopóki nie padł ofiarą wspólnej gry lidera postkomunistów Aleksandra Kwaśniewskiego i prezydenta Lecha Wałęsy – to lekarz z Gąbina Adam Struzik przez całą kadencję sprawował urząd marszałka Senatu. Kiedy zaś odnalazł się w samorządzie – w roli kolejnego marszałka stał się rekordzistą. Mazowszem rządzi bowiem od 23 lat. Wyborcy PSL kojarzy się z dotacjami z Unii Europejskiej, daje im poczucie pewności i bezpieczeństwa. Pawlak dopiero niedawno wrócił do Senatu, Struzik nigdy z poważnej polityki nie odchodził. Nawet prezes Władysław Kosiniak-Kamysz, również lekarz, na tle mazowieckiego marszałka jawi się jako żółtodziób, obciąża go zresztą fatalny wynik w wyborach prezydenckich sprzed czterech lat.
Koalicja Obywatelska, jak twierdzą wtajemniczeni, nie ma nic do Struzika. Przystanie na jego kolejną kadencję pod warunkiem przypieczętowania nowego korzystniejszego rozdania w spółkach samorządowych. Nie jest to z pewnością spór o pryncypia. Ani jak mawiał inny marszałek, Józef Piłsudski – o imponderabilia.
Nie zdążyli odwrócić agenta, więc może z komisją się uda
Natomiast w kwestii komisji do spraw wpływów rosyjskich, rację wydaje się mieć Trzecia Droga, oponująca przeciwko odtwarzaniu w obecnej kadencji pisowskiego pomysłu powołania komisji do wykrywania wpływów rosyjskich w polskiej polityce. Koalicja Obywatelska poczuła wiatr w żagle z chwilą, gdy wybrał wolność na Białorusi pod protektoratem Aleksandra Łukaszenki niedawny ulubieniec Zbigniewa Ziobry i jego nominatów, b. dyrektor biura prawnego Krajowej Rady Sądownictwa, Tomasz Szmydt. Tusk dostrzega w tym okazję, bo odwrócić role i z komisji, która miała go w zamierzeniu wyeliminować z polityki uczynić oręż przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego partii.
Nie sprzyja takim nadziejom los dotychczasowych trzech sejmowych komisji śledczych. Przypieczętowuje go polityczna emigracja najbardziej prominentnych ich postaci do Parlamentu Europejskiego. Zanim posłowie śledczy robotę dokończyli, zażądali miejsc na listach kandydatów na eurodeputowanych. Dotyczy to m.in. Dariusza Jońskiego, Michała Szczerby i Kamili Gasiuk-Pihowicz. Jednoznacznie świadczy też o skuteczności ich działania. Tradycyjny elektorat pisowski okazuje się impregnowany na przekaz, z komisji śledczych płynący. Stawiający się przed nimi pisowscy politycy sprawiają wrażenie doskonale uprzednio przeszkolonych przez adwokatów i marketingowców a przy tym zwykle mówią jednym głosem. Zaś jeśli przesłuchiwani przez posłów urzędnicy zwalają winę na polityków, to też niewiele z tego wynika.
Ani komisja badająca wybory kopertowe, ani ta od afery wizowej nie dokonały rzeczy wielkich ani przynajmniej znaczących. Podobnie jak trzecia zajmująca się wyjaśnieniem inwigilacji za rządów PiS skrzydeł nie rozwinęła, chociaż patronem złowrogiego systemu nie tylko szpiegującego obywateli, ale pozwalającego nawet zmieniać treść ich smsów czy maili okazał się mitologiczny Pegaz. Ze wszystkich dotychczasowych komisji śledczych w Sejmie udała się tylko jedna, o czym jak się wydaje entuzjaści powoływania kolejnych zdążyli zapomnieć. Tą zmieniającą wiele w polskiej polityce okazała się komisja do zbadania afery Lwa Rywina, której przewodniczył prof. Tomasz Nałęcz a zasiadali w niej m.in. Zbigniew Ziobro, Jan Rokita i Renata Beger. Pracę zaczęła jednak ponad dwie dekady temu. Bardzo dawno, chociaż – trudno sobie zapewne wyobrazić, żeby działo się inaczej – Adam Struzik oczywiście był już wówczas marszałkiem województwa mazowieckiego.
Da się oczywiście ważyć i mierzyć racje współrządzących dziś Polską i Mazowszem ugrupowań, jednak biorąc pod uwagę skalę nadziei i społecznych oczekiwań, jakie 15 października ub. r. wyniosły je do władzy – pozostaje im albo się pogodzić albo przynajmniej poróżnić o coś poważniejszego, niż obecnie.