100 tysięcy ofiar śmiertelnych pandemii koronawirusa – a taką liczbę podano we wtorek (11 stycznia 2022) – powinno skłonić nie tylko ministrów i posłów, ale wszystkich, którzy żyją z polityki, do powagi i odpowiedzialności. Jednak wokół przeciwdziałania pladze COVID-19 narasta gra pozorów.
Za jej wyraz uznać można stwierdzenie, że walka z pandemią pozostaje problemem rządu a rzeczą opozycji jest wygrać wybory i przejąć odpowiedzialność za kraj, które nie stanowi wzoru politycznej mądrości ani społecznej empatii, zresztą Donald Tusk już się z niego wycofał, rekomendując rozwiązania francuskie. Nad Sekwaną i Loarą dostęp do wspólnej przestrzeni publicznej faktycznie ograniczono do osób zaszczepionych przeciw koronawirusowi. U nas zaś opozycja rekomenduje rządzącym wskazania rady medycznej.
W naturalny sposób jednak rolą władzy pozostaje walka z klęskami żywiołowymi, a epidemia bezsprzecznie się do nich zalicza, nie negują tego obowiązku rządzących także zwolennicy państwa minimum, bo akurat przy okazji zarazy powinno ono swoją rolę nocnego stróża wykorzystać.
Rządzący w Polsce patrzą jednak mniej na alarmujące statystyki – w których liczba ofiar COVID-19 panującego tu od marca 2020 r. narosła do wspomnianych stu tysięcy zmarłych, co zmusza do czynienia porównań już nie z katastrofami lecz wojnami – bardziej zwracają uwagę na słupki badań opinii publicznej.
Z nich zaś niezbicie wynika, że większość z nas sprzeciwia się przesadnie radykalnym rozwiązaniom, w tym przymusowym szczepieniom dla wszystkich. Oprócz tradycyjnego już umiłowania wolności przez Polaków z prostego jak się wydaje powodu: tej władzy po prostu nie ufamy. Ludzie wiedzą, jak spożytkowała kosztowną zabawkę, jaką za pieniądze podatnika dostała do ręki. Program Pegasus, przeznaczony do inwigilacji grup terrorystycznych i karteli przestępczości międzynarodowej spożytkowany został do szpiegowania opozycji przed wyborami.
Największym poparciem wśród Polaków cieszą się rozwiązania umiarkowane: wzmożona propaganda szczepień i staranna informacja o nich. Niezależnie od badania poglądów istnieją też twarde dane, z których wynika, że ponad 21 mln Polaków w pełni zabezpieczyło się przeciw koronawirusowi. Nie jesteśmy jednak skłonni przymuszać do tego innych.
Za dobrowolnymi szczepieniami opowiada się 47 proc z nas. Za ich obowiązkiem – tylko 32 proc. Przy czym im starsi okazują się respondenci, tym bardziej skłonni do opowiadania się za ich przymusem [1].
W środę późnym popołudniem i wieczorem w Sejmie długo debatowali politycy PiS w gronie ścisłych decydentów ale też specjalistów od “resortów siłowych”. Na partię rządzącą paraliżująco działa groźba utraty głosów z powodu restrykcji antypandemicznych. Chociaż target “antyszczepionkowców” rozkłada się równomiernie na wszystkie elektoraty, to w PiS najmocniej działa psychoza, że na roztrwonienie poparcia z powodu kolejnych lockdownów czy przymusów nie można sobie pozwolić. Stąd brak zdecydowania w partii, skłonnej w innych sprawach do działań obcesowych czy wręcz brutalnych, jak w wypadku przejmowania sądów czy mediów przedtem publicznych.
Długo próbowano gabinetowo urabiać (angażowała się w to m.in. osobiście marszałek Sejmu Elżbieta Witek) klubowych “antyszczepionkowców” czy jeszcze łagodniej ich nazwijmy “koronasceptyków” jak Anna Siarkowska czy Janusz Kowalski. Całkiem bez rezultatu.
Kłopot z nimi ma Jarosław Kaczyński, ale też media głównego nurtu. Pogardzają one “foliarzami” jak obelżywie nazywają przeciwników szczepień i deklarują, że ich poglądów nie zamierzają upowszechniać.
W efekcie do wstrząśniętych alarmująca liczbą 100 tys zgonów z powodu koronawirusa Polaków trafia przekaz podwójnie zdeformowany: na siłę optymistyczny (władza o nas dba) chociaż bez konkretów, bo tych brakuje, pochodzący z państwowych środków masowego przekazu – oraz wyprany z wszelkich kontrowersji z mediów nominalnie wolnych, za to sekujących znienawidzonych foliarzy. Jak dowiadujemy się z historii, przy okazji każdej zarazy, co wiemy tak z “Dekamerona” Giovanniego Boccaccia jak “Dziennika…” Daniela Defoe uaktywniali się kuglarze, fałszywi prorocy i szamani. Teraz zaś – również samozwańczy cenzorzy. I całkiem jak w piosence Wojciecha Młynarskiego, kiedy nam się już zrobi lepiej, to się babci też o tym nie powie… Na wszelki wypadek.
[1] badanie IBRIS z 17-18 grudnia 2021 dla “Rzeczpospolitej”