czyli dlaczego wolny świat jest bezradny
Władimir Putin wykorzystuje brak przywództwa w świecie. Pół wieku temu wszystkich w ryzach trzymała globalna równowaga strachu między dwoma atomowymi supermocarstwami. Przed ćwiercwieczem rządził pogodny proamerykański triumfalizm “końca historii”, któremu kres położył upadek obu wieżowców World Trade Center. Teraz rosyjski prezydent zaatakował Ukrainę, gdy rejterada Amerykanów z Afganistanu skompromitowała republikanów, którzy decyzję podjęli i demokratów, co ją wprowadzili w życie. Niemcy są świeżo po wyborach parlamantarnych, Francja przed prezydenckimi. Chiny znały wcześniej plany inwazji, wymogły tylko na Putinie zmianę jej daty, by nie zepsuła im zimowych igrzysk.
Pokój w obecnej sytuacji musi mieć swojego żandarma [1] – pisał Winston Churchill. I dodawał: Wojna jest jedynym, choć najsurowszym nauczycielem, którego ludzie słuchają [2]. Gdy pisał te słowa, był rok 1936 i właśnie zaczynała się wojna w Hiszpanii. Agenci i głupcy widzieli w generale Francisco Franco obrońcę patriotyzmu, katolicyzmu i wolnego rynku. Mądrzejsi ruszali na pomoc Republice, jak Ernest Hemingway i George Orwell pozbawieni wielkich wobec niej złudzeń, jak zaświadcza zarówno “Komu bije dzwon” pierwszego jak “W hołdzie Katalonii” drugiego z nich. Już cztery lata później nazistowskie bomby spadały na Londyn, a Winston Churchill zarezerwował swoje pióro do sygnowania premierowskim podpisem wojennych dokumentów porzucając rolę analityka. Wygrał wojnę ale przegrał demokratyczne wybory i na pierwszej powojennej konferencji pokojowej w Poczdamie jego ojczyznę reprezentował już lider Labourzystów Clement Atlee. Pomimo zwycięstwa imperium brytyjskie się rozpadło, w ciągu kilku lat zyskały niepodległość Indie i Pakistan a po kilkunastu kolonie afrykańskie, zaś angielska potęga przetrwała wyłącznie w popularnych filmach o superagencie Jamesie Bondzie. Dzisiejsza Wielka Brytania, już skonfundowana niedawną decyzją o opuszczeniu Unii Europejskiej niczym znerwicowana żona rzzucająca refleksję “co ja zrobiłąm” świeżo po opuszczeniu sali sądowej, gdzie właśnie orzeczono rozwód na jej włąsne życzenie – stanowi doskonały przykład ceny, jaką płaci się za chybione przywództwo światowe. Miarą okrutnego sarkazmu pozostaje również fakt, że Churchilla, chociaż samotnie (a ściślej – ze wsparciem gen. de Gaulle’a i polskich lotników z Dywizjonu 303) powstrzymał hitlerowców, świat nagrodził Noblem nie pokojowym wcale lecz literackim. Ale to kolejna przesłanka, by jego myśli nie lekceważyć.
Ani stróża ani moralisty
Gdy rozpadł się Związek Radziecki a politolog Francis Fukuyama w swoim kultowym eseju obwieszczał tytułowy “koniec historii” – Zbigniew Brzeziński w książce “Bezład” obwieszczał: “(..) o ile Stany Zjednoczone nie mają obecnie równych sobie rywali i żaden z konkurentów nie jest w stanie dorównać im pod względem wszechstronności siły, to jednak wewnętrzne dylematy Ameryki ograniczają fizycznie zakres władzy i utrudniają przemianę tej władzy w uznany autorytet światowy. W konsekwencji Stany Zjednoczone nie mogą pełnić funkcji stróża światowego porządku ani światowego bankiera, ani nawet światowego moralisty (..). Potęga Ameryki na arenie międzynarodowej jest zachowawcza ze względu na jej rolę gwaranta bezpieczeństwa światowego, ale jednocześnie destabilizująca ze względu na ujemne oddziaływanie amerykańskich wartości” [3]. Te ostatnie w wielu społecznościach jak muzułmańska odstraszały zamiast przyciągać.
Demokracja świetna, ale nie dla nich
Głównym wrogiem skutecznego amerykańskiego przywództwa w zmienionym świecie – okazała się arogancja zwycięzców zimnej wojny. Objawiana nie tylko wobec pokonanej w niej Rosji, ale również demokratyzujących się krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Zaświadcza o niej pogląd urodzonego w przedwojennym Wrocławiu ale uderzająco nieżyczliwego Polsce harwardzkiego myśliciela Waltera Laqueura (“Historia Europy” 1945-92): “Rewolucję w Europie Wschodniej w 1989 roku należałoby uznać za koniec pewnego okresu, w którym ZSRR starał się narzucić obcy system polityczny i społeczny zniewolonym narodom od Bałtyku aż po Morze Egejskie (..). Rewolucja ta, mimo że zrodzona z rozpaczy, była nadzieją na otwarcie nowych dróg, wiodących ku wciąż niejasnej przyszłości (..). Po odzyskaniu niezależności wiele krajów wschodnioeuropejskich pragnęłoby przyłączenia do Europy. Przy całym jednak dla nich szacunku, trzeba stwierdzić, że nigdy – ani obecnie, ani w przeszłości – nie były one jej częścią, nie wiadomo też, czy struktury społeczne i gospodarcze, tak świetnie sprawdzone na Zachodzie, dadza się przeszczepić na Wschód”. Bo też “Europa Wschodnia zawsze była biedniejsza niż reszta kontynentu i dlatego nie sposób przesądzać jeszcze wyników prowadzonych tam doświadczeń z demokracją (..). Po pierwszej wojnie światowej wschodnioeuropejskie konstytucje były wręcz wzorowe, natomiast skuteczna demokracja parlamentarna funkcjonowała jedynie w Czechosłowacji i to też zaledwie przez dziesięć pierwszych lat” [4]. To ostatnie stwierdzenie okazuje się zresztą nieprawdziwe, bo w Polsce udawała się ona w latach 1919-1929 a więc przez podobny czas.
Jak zwycięzcy zimnej wojny sami się rozbroili
Komunizm przegrał, nie potrafiąc zaspokoić ludzkich potrzeb również w wymiarze materialnym, w którym obiecywał sprawiedliwość, jak wykazuje Brzeziński. Nie potrafił ożywić sił twórczych, tkwiących w człowieku. Pomijał zależność między nimi a bogaceniem się. Z kolei Zachód rozbroił się, skupiony na pościgu za dobrami materialnymi. Nienasycony konsument stał się bohaterem wyobraźni zbiorowej a chciwość główną motywacją. Zbigniew Brzeziński przypomina w tym kontekście encyklikę Jana Pawła II “Centesimus Annus” z 1991 roku: “Pragnienie, by żyć lepiej, nie jest niczym złym, ale błędem jest styl życia, który wyżej stawia dążenie do tego, by mieć, aniżeli być (..)” [5].
W ocenie autora “Bezładu”, “(..) niebezpieczeństwo wiąże się z doradztwem ekonomicznym, jakiego Zachód udziela dopiero co wyzwolonym ofiarom komunizmu. Gdy zdyskredytowały się komunistyczne utopie, na Zachodzie pojawił się nowy rodzaj utopii (..). Zaleca ona jakiś szczególny proces ekonomiczny, nie bacząc przy tym na jego konsekwencje moralne (..). Próby wprowadzenia wolnego rynku przybierają niekiedy formy przypominające kapitalizm dziewiętnastowieczny, sprzeczny z elementarnym poczuciem sprawiedliwości społecznej. Ze względu na niełatwą sytuację ekonomiczną krajów postkomunistycznych może się z czasem okazać, że nie będą one miały środków na późniejsze przeprowadzenie korekt programów reform z uwzględnieniem takiego poziomu opieki społecznej, jaki obowiązuje w rynkowych gospodarkach Zachodu. Osłabia to już teraz atrakcyjność demokracji typu zachodniego” – przestrzegał Zbigniew Brzeziński [6]. Nie oznacza to oczywiście, że wyłączną odpowiedzialność za obecne geopolityczne awanturnictwo ekipy Władimira Putina ponoszą amerykańscy liberałowie. Jednak to oni, suflując monetarystyczne reformy Jegora Gajdara jeszcze za rządów Borysa Jelcyna utorowali drogę jego bardziej bezwzględnemu następcy, budującemu potęgę na wywołanym przez ich działania poczuciu krzywdy. Podobnie ekonomiści ze szkoły chicagowskiej przyczynili się wydatnie do rozlicznych nieprawości dyktatury Augusta Pinocheta w Chile, odrzuconej przez społeczeństwo w tym samym czasie, co autokratyzm innego generała: Wojciecha Jaruzelskiego w Polsce.
Amerykańscy liderzy: demokratyczny prezydent Bill Clinton oraz ówczesny przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznych Joe Biden dosypywali Jelcynowi pieniędzy w 1993 r. gdy przekonał ich, jak wielkie niebezpieczeństwo stanowią jego postbolszewiccy lub skrajnie prawicowi przeciwnicy. I ponownie w 1998 r. gdy stabilności światowych giełd zagroził rosyjski kryzys finansowy.
Po 11 września 2001 r. Rosja stała się sojuszniczką Ameryki w jej globalnej wojnie z terroryzmem, a ściślej – środkowoazjatyckie republiki, których watażkowie niezmiennie uznawali Putina za mentora, posłużyły administracji George’a Busha Juniora za kraje tranzytowe w czasie afgańskiej ekspedycji karnej.
To Putin pomógł wtedy Amerykanom, ale zapamiętał ich słabość i gdy z Kabulu w niesławie i panice zrejterowali, pozostawiając własnych demokratycznych sojuszników na pastwę talibańskiej zemsty – sam zaatakował Ukrainę.
W międzyczasie jeszcze Barack Obama podjął próbę “resetu” czyli nowego ustawienia kontaktów z Rosją. Intencja pozostawała zacna, ale skończyło się aneksją Krymu przez Putina, której pozostało Zachodowi nie uznać, co nie zmieniło faktu, że kontrolę nad półwyspem rozciągnęła Rosja.
Zaś co do resetu, tak rzecz ujmuje biograf Christoph von Marschall: “Z powodu tych zapowiedzi nowej ery, w której młodość wypiera stare porządki, otwierając w ten sposób drogę dla nowego postępowania (..) nazywają Baracka Obamę “czarnym Kennedym”. JFK w 1960 roku zapoczątkował nową epokę, rozmawiał z Sowietami, chociaż nie ustąpił im w kryzysie kubańskim (..) wprowadził ożywienie w polityce [wobec] Berlina” [7].
Jak Joe Biden mieszkańców wschodniej Europy uspokajał
Jednak biograf jego zastępcy Joego Bidena w kwestii podejścia tegoż do Rosjan wcale nie oszczędza swojego bohatera. U Jeana-Bernarda Cadiera czytamy bowiem: “Po 2016 roku będziemy się zastanawiać nad osią Putin – Trump, ale nie możemy powiedzieć, że prezydent Rosji naprawdę miał powody do narzekań na ośmioletnią prezydenturę duetu Obama-Biden. Pozwolili mu przejąć kontrolę w Syrii i niewątpliwie dali poczucie bezkarności, które zachęciło go do inwazji na Krym w 2014 roku. W obliczu działań Rosji Barack Obama zleca Joemu Bidenowi uspokojenie mieszkańców Europy Wschodniej, zwłaszcza ludności Ukrainy (..). Misja, która przysporzy Joemu Bidenowi więcej kłopotów niż zaufania” – kwituje francuski amerykanista [8]. Nic dodać, nic ująć.
Następca Obamy, republikanin Donald Trump, wplątał się w dwuznaczne kontakty z Rosjanami. Dopomogły mu one w pokonaniu w wyborach Hillary Clinton. Ale zarazem trwale go od Kremla uzależniły. Tyle, że na biednego nie trafiło.
Skutki geopolityczne okazały się całkiem jednoznaczne. Jak pisze Michael Wolff, zapewne najbardziej wnikliwy znawca tej ekscentrycznej chociaż zaledwie jednokadencyjnej prezydentury: “Putin dążył do odbudowania rosyjskiej potęgi, usiłował też przyblokować Unię Europejską i NATO w ich zapędach. Trump nie zamierzał odcinać się od niego jako wyrzutka na arenie międzynarodowej – czasem można było wręcz odnieść wrażenie, że jest w niego wpatrzony – co de facto oznaczało, że nie przeszkadzała mu wizja odbudowy rosyjskiej potęgi. Momentami wydawało się, że Trump nawet promuje ten pomysł (..). Teoria numer jeden: Trumpa pociągał wizerunek autorytarnego twardziela” [9]. Zaś inni na tym zarabiali, również w sprzeczny z prawem sposób. Szef kampanii Trumpa Paul Manafort skazany został za nielegalne pozyskiwanie środków od prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, odsuniętego od władzy przez Euromajdan. Zaś tajemnicze spotkania z rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie Siergiejem Kislakiem odbywali: zięć Trumpa Jared Kushner, prokurator generalny Jeff Sessions oraz doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn [10].
Używając slangu dyplomatów, stwierdzić można, że następca Trumpa, demokrata Joe Biden problem “na kierunku wschodnim” miał zanim jeszcze objął prezydenturę mocarstwa. Kłopotów przysporzył mu rodzony syn Hunter. Biograf starszego z Bidenów Cadier ocenia: “To oczywiście nienormalne, że duża ukraińska firma gazownicza płaci Hunterowi 50 tysięcy dolarów miesięcznie (wówczas 40 tysięcy euro) przez pięć lat, tylko dlatego, że nazywa się Biden. W kwietniu 2014 roku Hunter Biden dołącza do zarządu Burisma, dużego ukraińskiego producenta gazu. Nie mówi po ukraińsku i nie ma specjalistycznej wiedzy w dziedzinie energetyki. Ale Burisma chce kupić sobie szacunek. Syn wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych – to robi wrażenie” [11]. Nawet jeśli Hunter Biden pozostaje alkoholikiem i narkomanem. Burismą, co warto dodać, kieruje wieloletni ukraiński minister ekologii Mykoła Złoczewski. Sprawa Huntera Bidena przysporzy kłopotów zarówno jego ojcu jak głównemu jego rywalowi, Donaldowi Trumpowi gdy będzie on ją próbował wykorzystać w kampanii prezydenckiej, naciskając na swojego ukraińskiego Wołodymyra Zełenskiego, by ten uczynił z afery użytek propagandowy. Gdy Zełenski odmówi, Trump obetnie mu pomoc militarną, ale z kolei ujawnienie szantażu sprawi, że Amerykanie za większą aferę uznają naciski na sojusznika niż kłopoty rodziny Bidenów. Cała sprawa pokazuje jednak niezbicie, że jeśli wątek Ukrainy pojawiał się parę lat temu w głównym nurcie polityki amerykańskiej, to wcale nie w kontekście ideałów suwerenności i demokracji. Doskonale wiedział o tym również Władimir Putin, rozpoczynając o świcie 24 lutego swoją największą dotychczas akcję zbrojną.
[1] Winston Churchill. Czas dyktatorów. Magart, Łódź 1993, s. 8
[2] Churchill. Czas dyktatorów… op. cit, s. 73
[3] Zbigniew Brzeziński. Bezład. Editions Spotkania. Warszawa 1994, s. 131
[4] Walter Laqueur. Historia Europy 1945-1992. Puls, Londyn 1993, s. 621
[5] Brzeziński. Bezład… op. cit, s. 71
[6] ibidem, s. 71-72
[7] Christoph von Marschall. Barack Obama, czarnoskóry Kennedy. Wyd. Studio Emka, Warszawa 2008, s. 30
[8] Jean-Bernard Cadier. Joe Biden. Droga do Białego Domu. ARTI, Ożarów Mazowiecki 2021, s. 96
[9] Michael Wolff. Ogień i furia. Biały Dom Trumpa. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018, s. 159
[10] por. Wolff. Ogień i furia… op. cit, s. 232 i 237
[11] Cadier. Joe Biden… op. cit, s. 187