Kapralski humor prezesa TVP 

0
104

Mateusz Matyszkowicz chętnie prezentuje siebie jako intelektualistę i lubi w ten sposób być przedstawiany. Na antenie jednak wcale tego nie widać. 

Wizerunek nowego prezesa TVP jako “prawicowego jajogłowego” wypracowała starannie dozowanym przekazem “Gazeta Wyborcza”, pozornie wroga obozowi politycznemu, który go powołał: nie ulega przecież wątpliwości, że decyzję o zastąpieniu Jacka Kurskiego (zresztą rodzonego brata zastępcy Adama Michnika w “Gazecie…”, Jarosława) w fotelu na Woronicza właśnie przez Matyszkowicza podjął osobiście Jarosław Kaczyński.

Katowski koncept intelektualisty

“Wyborcza” od dawna lansowała Mateusza Matyszkowicza jako hipstera (słowo to nic nie znaczy, więc w propagandzie pozostaje absolutnie bezpieczne; hipster to odpowiednik znanego z Roberta Musila “człowieka bez właściwości” sprzed stu lat, którego u nas przed ćwierćwieczem interesująco zdiagnozował Cezary Michalski), ale też ciekawego człowieka i intelektualistę, jeszcze gdy był szefem niszowego kanału TVP Kultura, a następnie dyrektorem Jedynki. Czyniła to jednak w materiałach life-stylowych, a nie politycznych. Prezentowano, jak na warszawskim placu Zbawiciela, miejscu kultowym, zasiada w towarzystwie Samuela Pereiry i Wojciecha Muchy. Jednak już z usłużnego wywiadu z ówczesnym dyrektorem programu I TVP na łamach topornego choć kolorowego dodatku telewizyjnego “Gazety” wynieść można wrażenie… całkiem odwrotne wobec zamierzonego. Podwładne starszego z braci Kurskich wypytują Matyszkowicza o sagę historyczną “Drogi Wolności”, bo telewizja młodszego z brajdaków lubowała się w Orwellowskich tytułach:

“- A co stanie się z tym, kto włoży tam np. jakiś przedmiot nie z epoki albo kostiumik schrzani?

– Zostanie powieszony na tym maszcie przed budynkiem TVP” [1].

“To oczywiście żart. Boki zrywać. Wyobrażacie sobie Państwo podobny katowski koncept przed laty w ustach Grzegorza Miecugowa, też filozofa z wykształcenia?” – pytałem przed 5 laty na gorąco na łamach “Opinii”. Wyprowadzałem też wniosek, że “dyrektorskie poczucie humoru, bliskie kapralskiemu znamionuje regres TVP również w wymiarze leksykalno-obyczajowym. Jakby jej kadry nawet w sferze bon tonu wzorowały się na najbardziej przaśnych posłach PiS: Dominiku Tarczyńskim, Piotrze Pyziku, Joannie Lichockiej, Bernadecie Krynickiej” [2].    

Zaś teraz Mateusz Matyszkowicz już w roli prezesa swoją tożsamość intelektualisty potwierdza zapowiedzią nadawania w Teatrze Telewizji sztuk… Bronisława Wildsteina. To nie żart. To TVP…

Na razie osławione paski TVP Info pozostają napastliwe niczym hasła w pochodach pierwszomajowych z 1982 roku. Niektórzy stali komentatorzy przypominają aparycją i zachowaniem pacjentów poradni psychiatrycznej bądź odwykowej. Trudno uwierzyć, żeby – jak w tytule drugiego tomu sagi Antoniego Gołubiewa o Bolesławie Chrobrym – “szło nowe”.  

Witajcie w Ciężkich Czasach

Optymizm, ale taki bardziej przypominający stan po zażyciu prozacu zachowują jednak środki przekazu – a jakże – branżowe i fachowe, bo do takiej pozycji aspirują “Wirtualne Media”, z całą powagą oznajmiające, że w “Wiadomościach” TVP pojawi się nowa twarz, co zaraz zresztą sami dostrzegamy, tylko inne skojarzenia w nas to budzi [3]. Do wysłużonej już prezenterskiej ekipy, kierowanej przez Danutę Holecką, kojarzącą się jeszcze z głównym programem informacyjnym z czasów dominacji SLD w TVP przed dwudziestu laty, teraz dołącza Marta Kielczyk, przez lata całe prezenterka “Panoramy”.

Poznałem Martę Kielczyk przed ponad ćwierćwieczem jako praktykantkę w “Wiadomościach” właśnie. Zabierałem ją na zdjęcia, czego większość czołowych dziennikarzy odmawiała (“nie mam miejsca w samochodzie” pozostawało standardową odzywką tamtejszych gwiazdeczek), więc zachowuję też prawo do oceny. Już wtedy Marta Kielczyk dała się poznać – jeśli rzecz ująć najłagodniej – z nagminnie ujawniającej się u niej tendencji do mijania się z prawdą. Kiedyś wydzwaniała do mnie do domu (komórki mieli wtedy tylko dyrektorzy), doskonale wiedząc, że mnie nie zastanie i prosiła moją matkę, żeby mi przekazała, że następnego dnia przyjdzie tak, jak się umawialiśmy. Tyle, że… wcale się z nią nie umawiałem. O czym doskonale wiedziała.

Przy podobnym zamiłowaniu do łgarstwa w sprawach nawet zdaniem cynika wcale tego nie wymagających, prezenterce Kielczyk nie drgnie nawet powieka, gdy będzie podawała z promptera, że Tusk dogadał się z Putinem albo Jarosław Kaczyński wspierał rząd Jana Olszewskiego, chociaż wie doskonale, że zdarzyło się całkiem odwrotnie, doprowadził do jego upadku, o czym musiała się dowiedzieć, gdy razem jeździliśmy już po tym fakcie na konferencje Mecenasa.

W czasach PRL Irena Falska i Danuta Szczerska bez mrugnięcia okiem przekazywały kłamstwa redaktorów starego “Dziennika”, ale nawet w “Walce Młodych” nikt nie próbował przekonywać, że stanowią nową twarz socjalistycznego dziennikarstwa klasowego. Bo wszyscy wiedzieli, że starą i wypróbowaną. Teraz red. Jacek Kowalski z “Wirtualnych Mediów” przebija najtęższe wzorce [3]. Witajcie w Ciężkich Czasach, jeśli posłużyć się tytułem słynnej powieści Doctorowa.  

Bracia Kurscy i hipster, idol Czerskiej, czyli cała flaszka dla dwóch 

Skoro o nich mowa, warto pamiętać, że gdy w czasach PRL dwóch dorwało się do flaszki, ich główną jeśli nie wyłączną przy rozpijaniu półlitrówki troską pozostawało, jak nie dopuścić do niej nikogo trzeciego. 

Kiedy SLD zawłaszczało pod koniec lat 90 mocno już odnowioną telewizję publiczną, na łamach “Gazety Wyborczej” Agnieszka Kublik z całą powagą przytaczała sondaże, z których wynikało, że… informacja telewizyjna jest obiektywna. Jakby propaganda nie polegała na tym, że odbiorca manipulacji nie dostrzega. Pracodawcom red. Kublik śniła się wtedy nowa europejska i oświecona koalicja “partii Gazety Wyborczej”, jak przezywano wówczas Unię Wolności, już nie z żadną AWS, lecz z Sojuszem Lewicy Demokratycznej.

Operacja się udała, ale pacjent zmarł. A ściślej – społeczeństwo po raz wtóry nie dorosło, jak wówczas, gdy znękane reformami Leszka Balcerowicza do drugiej tury wyborów prezydenckich zamiast pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego przepuściło wraz z Lechem Wałęsą jego egzotycznego kontrkandydata, reemigranta Stanisława Tymińskiego. Podobnie w 2001 r. wyborcy Unii Wolności już do Sejmu nie wpuścili, za sprawą tego, co zwykli nazywać drugim planem Balcerowicza. Temu ostatniemu ich werdykt był obojętny, bo zasiadł w fotelu prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Gdy krytykowałem serwilizm dziennikarzy Wiadomości, to dzisiaj kojarzony bardziej z mobbingiem i molestowaniem podwładnych niż polemikami publicznymi Tomasz Lis piętnował mnie za to pryncypialnie na łamach czytywanego przez recepcjonistki w agencjach reklamowych miesięcznika “Press”.

Za braci Kurskich pewien układ uległ instytucjonalizacji. Wszystko zostawało w rodzinie. Problem zaś, jak za PRL – żeby nikogo trzeciego nie dopuścić.

Przy wszystkich bowiem różnicach środków wyrazu zarówno “Gazeta” Adama Michnika kierowana faktycznie przez Jarosława Kurskiego jak TVP, do niedawna jego brata Jacka, a teraz Matyszkowicza, wykreowanego przez magików z Czerskiej na pierwszego hipstera z pl. Zbawiciela – buduje obraz świata, zawężony do zmagania dwóch sił społecznych i politycznych. Półtonów w nim nie ma.

W myśli chrześcijańskiej nazywało się to herezją manichejską, potępioną przez Ojców Kościoła.

Poza PiS i PO – zmieniają się tylko znaki emocjonalne – w zgodnym w tym względzie przekazie TVP i “Wyborczej” nic innego nie istnieje. Jesteśmy jak Tutsi i Hutu w Rwandzie przed straszną masakrą. 

Ani z “Wyborczej” ani programów Magdaleny Ogórek i Jacka Łęskiego z TVP nie dowiemy się niczego poza agencyjnymi ogólnikami o istnieniu choćby Szymona Hołowni i jego wyborców (dwa lata temu było ich 14 proc, sondaże potwierdzają, że poparcie zachował) ani reprezentowanego nieprzerwanie we wszystkich parlamentach Polskiego Stronnictwa Ludowego. To problem nie tylko polityków. Obywateli również, jeśli ma się im stworzyć szansę, żeby rzetelnie – czyli dysponując informacjami – wybierali. 

Ani słowa, czy to u Michnika czy Matyszkowicza, o ruchu polskich przedsiębiorców na rzecz odrodzenia Powszechnego Samorządu Gospodarczego. O żądaniach rolników i hodowców. Ani o sytuacji klasy kreatywnej, szczególnie poszkodowanej w pandemii, bo nie miała etatów, żeby zostać na postojowym, a jeśli zarejestrowała firmy, to poupadały, zanim zdążyły wystąpić o dofinansowanie.

To przekaz wspólnie kaleki. Jakby tylko do jednej półkuli naszego mózgu adresowany.

Casting na Chruszczowa, a mówimy o Adżubeju

Oczywiście nie dzieje się tak, że pozostaje obojętne dla jakości życia publicznego, kto funkcję prezesa TVP sprawuje. Wykopanie Jacka Kurskiego to jednak jakiś happy end w stylu słynnego rysunku Andrzeja Mleczki, na którym tatuś w urzędniczym garniturku opowiada córeczce bajkę na dobranoc: – A na koniec przyszła milicja i zamknęła złego czarownika. Bo przecież jakaś sprawiedliwość musi być.

Upadek Kurskiego okazał się nieunikniony, bo udawał polityka, którym nie jest, a ściślej być nim nie potrafi. To typ żurnalisty-nieudacznika (jego napisanego wspólnie z Piotrem Semką “Lewego czerwcowego” doczytać do końca nie mogli najofiarniejsi entuzjaści lustracji), wiecznego kapciowego, pragnącego, by uznano go za celebrytę. Intrygował, a w rozmowie z Janiną Goss, mentorką samego Jarosława Kaczyńskiego, która kiedyś prezesowi PiS pożyczała ogromne, a przynajmniej niewyobrażalne dla zwyczajnego Polaka sumy (200 tys zł, bo prezes skromnie tylko wygląda, ale potrzeby ma spore), wymknęło się namiestnikowi z Woronicza, że nawet sam Kaczyński jakiejś jego decyzji nie zmieni. Chodziło o drobiazg, nominację szefa ośrodka łódzkiego TVP. Ale dla prezesa PiS to i tak za wiele.

Zwłaszcza, że poza operacją sukcesyjną, najtrudniejszą skoro w PiS nie wolno o niej głośno mówić (wedle oficjalnej wersji prezes jest przecież wieczny, wszystko inne to obraza majestatu), czeka rządzących wybielanie wizerunku po aferach i niedoborach, odczuwanych przez społeczeństwo. Nieodzowne, wszystko jedno, czy do wyborów prezydenckich stanie za trzy lata Elżbieta Witek czy Mateusz Morawiecki. Dwie kadencje Andrzeja Dudy pokazują, że nie święci garnki lepią. Jednak trzeba to wszystko przygotować.

Prezes TVP nie ma w tym scenariuszu wyznaczonej roli Nikity Siergiejewicza Chruszczowa. Co najwyżej zięcia sekretarza generalnego KPZR, Aleksieja Adżubeja, który w czasach Odwilży kierował redakcją “Izwestii”. Mawiano wówczas w Związku Radzieckim: – Nie imiej dziesiati rubilej, a żenis, kak Adżubej.

Optymistom zaś w ramach tej dygresji przypomnę, że to właśnie odnowicielski Chruszczow, zanim wraz z jego własną dymisją skończyła się też kariera jego zięcia i sternika mediów Adżubeja, krwawo stłumił powstanie węgierskie, wyprzedził Stany Zjednoczone w wyścigu kosmicznym powodując u Wuja Sama depresyjny “szok posputnikowy”, ku kolejnej zazdrości jankesów wysłał na orbitę Jurija Gagarina i już ku zupełnej ich panice osadził radzieckie rakiety na Kubie o kilkadziesiąt kilometrów od brzegów Florydy. Żadnemu z jego betonowych następców nic podobnego się nie udało. A cywilizowanie ludożercy, zwłaszcza gdy sam koordynuje ten proces, nie oznacza przejścia na wegetarianizm, co najwyżej maskujący nieubłaganą skuteczność łagodniejszy przekaz.    

Wystarczy to z pewnością “Gazecie Wyborczej”, na łamach której Roman Pawłowski już po wyborze Matyszkowicza na prezesa TVP chwali go, że “ma zaskakująco jak na konserwatystę otwarte poglądy” [4]. Hodowany od dawna przez to środowisko ulubieniec, “prawy hipster, brat leminga” – to nie żart lecz tytuł artykułu Grzegorza Szymanika sprzed niespełna dekady – dorósł i objął władzę po rodzonym bracie szefa autorów tych peanów [5].  

Prawem paradoksu mało wyrazisty Mateusz Matyszkowicz okazuje się pierwszym prezesem TVP w jej historii, które ma równocześnie poparcie Jarosława Kaczyńskiego i Adama Michnika. Podobnym komfortem nie legitymował się nawet Andrzej Drawicz, bo wprawdzie “Wyborcza” go wspierała, ale wałęsowcy (do których zaliczał się obecny gorliwy demaskator “Bolka”) wygwizdywali nawet na wewnętrznym spotkaniu z udziałem związków zawodowych.

W odnowę w TVP uwierzę dopiero wówczas, gdy zobaczę ją na ekranie. A nie kiedy przeczytam o niej w “Wyborczej”.      

[1] Słoiki i leśniczówka. Czyli my, Polacy, lubim sielanki. Z Mateuszem Matyszkowiczem, dyrektorem TVP1 rozmawiają Marta Bratkowska i Dorota Szymborska. “Wyborcza Telewizyjna” 23 lutego – 1 marca 2017, s. 2-3   

[2] Łukasz Perzyna. TVP: Jak przegrała demokracja. “Opinia” nr 17, zima 2017, s. 140

[3] Jacek Kowalski. Nowa twarz “Wiadomości” – Marta Kielczyk… Wirtualne Media wirtualnemedia.pl z 1 października 2022

[4] Roman Pawłowski. Kim jest Mateusz Matyszkowicz, nowy prezes Telewizji Polskiej. Wyborcza.pl z 5 września 2022

[5] por. Grzegorz Szymanik. Prawy hipster, brat leminga. “Duży Format” Wyborcza.pl z 28 stycznia 2013

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here