czyli kto woli norki od rolników
Głowy kapusty ustawili przed Sejmem uczestnicy protestu hodowców przeciw likwidacji farm futerkowych oraz uboju rytualnego. Umieścili na nich wizytówki posłów, którzy głosowali za niekorzystnymi dla wsi regulacjami.
Ku zdumieniu obserwatorów a nawet policjantów, skupionych przed Sejmem w wyraźnym nadmiarze (bo protest miał łagodny przebieg) posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zabrała kapustę ze swoim nazwiskiem do domu.
Też mocno zaskoczonemu liderowi broniącej hodowców AgroUnii Michałowi Kołodziejczakowi oznajmiła, że przyrządzi z niej bigos. Towarzyszący jej poseł Dariusz Wieczorek nie miał już wyboru: też swoją kapustę wziął pod pachę.
Kapuściany happening stanowił najlżejszą część protestu hodowców przed Sejmem. Pod pomnikiem Armii Krajowej Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL przedstawił “piątkę Kosiniaka” stanowiącą alternatywę dla “piątki Kaczyńskiego” przewidującej jak wiadomo likwidację farm zwierząt futerkowych w ciągu roku, a w Sejmie uzupełnioną też o zakaz uboju rytualnego. Projekt PSL przystaje na likwidację farm ale przy dziesięcioletnim okresie przejściowym, nakazuje wypłatę odszkodowań hodowcom, likwiduje zakaz uboju rytualnego.
Jednak to nie tegoroczny kandydat na prezydenta skupił na sobie największe zainteresowanie. Przebił go zwykły rolnik z Lubelszczyzny Sulima. Z wielkim przejęciem opowiadał o swojej rodzinnej wsi.
– U nas jest 60 numerów. Zostało już tylko pięć gospodarstw – wyliczał. Zmiany, uchwalane przez posłów, jeszcze sytuację pogorszą. Nie tylko tam.
Z ironią mówił rolnik o ludziach, którzy – jak Jarosław Kaczyński – przez całe życie nie znaleźli żadnej bliskiej osoby, a teraz prawa zwierząt stawiają ponad krzywdę ludzką. – Mam trzy psy i dwa koty, dbam o nie – podkreślał mówca. Jeśli zmiany wejdą w życie, rozpocznie głodówkę. Choćby we własnym domu.
– Skoro teraz wypada mówić, że krowa rodzi, a nie wolno, że się cieli, to ja powiem, że będę głodował aż zdechnę – ostrzegł z czarnym humorem parlamentarzystów.
Lider branży hodowlanej Szczepan Wójcik podkreślił, że wieś, która głosowała na PiS rychło się zawiodła. W Senacie trwało wielogodzinne wysłuchanie publiczne w sprawie kontrowersyjnej ustawy.
Jak zapowiedział marszałek Tomasz Grodzki – Senat zajmie się nią na specjalnie przez niego zwołanym posiedzeniu plenarnym 9 października. Nie ma mowy o pospiesznym procedowaniu, jakie miało miejsce w Sejmie. Senatorowi bacznie zagłębią się w liczne ekspertyzy. Pochopnych decyzji nie będzie.
Za ustawą, szkodzącą polskiej wsi opowiedzieli się wcześniej w Sejmie posłowie PiS z wyjątkiem kilkunastu, którzy złamali dyscyplinę, wstrzymali się koalicjanci wewnętrzni z Porozumienia Jarosława Gowina, przeciw była Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. Podobnie jak Konfederacja i Koalicja Polska – PSL – Kukiz’15 wraz z typowanym na ministra rolnictwa Jarosławem Sachajko. Ponieważ likwidacji hodowli i uboju rytualnego sprzeciwił się również urzędujący szef tego resortu Jan Krzysztof Ardanowski – mamy do czynienia z sytuacją… rzadko w demokracji spotykaną. Ale nie pociesza to wcale hodowców.
Lider branży futrzarskiej Szczepan Wójcik powiedział mi, jak widzi minimum, które uznałby za respektowanie interesów hodowców: jeśli ma dojść do likwidacji farm, okres przejściowy musi wynieść dwanaście lat zamiast przewidzianych w sejmowej wersji ustawy dwunastu miesięcy. Jeśli zaś vacatio legis ma być krótsze, to hodowcom należą się odszkodowania na poziomie średniej unijnej z innych krajów, które przeprowadzały wygaszanie branży futerkowej. Szczepan Wójcik przypomina, że hodowcy zaciągnęli kredyty na rozwój swoich gospodarstw, czas ich spłaty wynosi 12-15 lat, a banków nie obchodzi, co uchwali teraz ustawodawca.
Już raz, pod koniec poprzedniej kadencji, opór społeczny obronił polską wieś przed podobnymi zamiarami likwidacji hodowli, zawartymi w projekcie Krzysztofa Czabańskiego z PiS.
Powołany przez ekonomistę i przedsiębiorcę Dariusza Grabowskiego i admirała Marka Toczka oraz wspieranych przez nich działaczy stowarzyszeń hodowców zwierząt futerkowych, psów i kotów Komitet Obrony Polskiego Rolnictwa i Hodowców Zwierząt poprowadził w lutym ub. r. pokojowy marsz na Sejm. Po tym proteście prace nad fatalną ustawą zarzucono. Nawet część jego uczestników – choć nie większość – zawierzyła późniejszym przedwyborczym deklaracjom PiS, że partia rządząca zadba o interesy wsi. Dziś tego żałują.