Porażkami polityki zagranicznej, w tym dyplomatycznymi afrontami jakie spotkały Polskę w ostatnim czasie dałoby się w normalnych warunkach obdzielić kilka rządów.
Prezydent Andrzej Duda nie znalazł się wśród dopuszczonych od głosu w Izraelu, co zmusiło go do odwołania wizyty. Władimir Putin wbrew prawdzie historycznej wymienił Polskę wśród odpowiedzialnych za wybuch wojny. Komisja wenecka znów w Warszawie ostro diagnozuje walkę PiS w wymiarem sprawiedliwości, a rządzący atakują z tego powodu marszałka Senatu, chociaż to gremium sprowadził do Polski nie on, tylko pisowski szef dyplomacji Waszczykowski.
O globalnych zagrożeniach PiS upiera się rozmawiać we własnym gronie, bez opozycji. Zaś egoizm Dudy pokazuje, co nas czeka, jeśli prezydentem zostanie na kolejne 5 lat.
Wydawać by się mogło, że rządzących trapią plagi egipskie, ale PiS w sferze dyplomacji i bezpieczeństwa narodowego po prostu zbiera złe efekty własnej polityki z ostatnich kilku lat: blankietowej usłużności wobec sojuszników, zwłaszcza USA, podporządkowania dyplomacji propagandzie, pozwalającej na pozyskiwanie poparcia w kraju oraz udawania, że pewne kwestie nie istnieją, jak zagrażająca polskiej własności amerykańska ustawa 447 o restytucji mienia pożydowskiego. Nawet w obliczu zagrożeń obecna ekipa nie znajduje środków przeciwdziałania, ale upiera się przy monopolu polityki zagranicznej. Tylko w ostatnich dniach Władysław Kosiniak-Kamysz codziennie domagał się zwołania przez prezydenta Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Tymczasem rządzącym wystarczała Rada Gabinetowa – czyli rząd obradujący z udziałem prezydenta i pod jego kierownictwem, co oznacza debatę we własnym gronie. Pokazuje to, co czeka Polskę, jeśli Duda zostanie w pałacu na kolejną kadencję.
Na razie Duda nie znalazł się na liście mówców w Izraelu i musiał wizytę odwołać. Głównym reżyserem tamtejszych uroczystości okazała się rosyjska dyplomacja i polityka historyczna. A gdy wcześniej Władimir Putin próbował przerzucić na Polskę część odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej – żaden z sojuszników się za nami nie ujął.
Miękka strategia Andrzeja Dudy
Andrzej Duda wzywa teraz do zasypywania rowów, w których kopaniu sam uczestniczył i demontażu zasieków, które pomagał wznosić. Dlatego wiarygodność prezydenckiego przekazu okazuje się nikła.
Odpowiedzialnością za wizytę Komisji Weneckiej – ze zgrozą obserwującej ziobrystowski pomysł z izbą dyscyplinarną Sądu Najwyższego – propaganda władzy próbuje obarczyć opozycyjnego marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, chociaż gremium to sprowadził parę lat temu do Polski nie kto inny jak pisowski szef dyplomacji Witold Waszczykowski. Przy okazji władza domaga się dla siebie monopolu prowadzenia polityki zagranicznej – czego wbrew erystyce jej mediów nie gwarantuje żadna praworządna regulacja. Mamy tu do czynienia z paradoksem: PiS żąda dla siebie uprawnień, z których realizacją zupełnie sobie nie radzi. A niekiedy wręcz sytuację pogarsza. Gdy PiS zaczynało rządy, zainicjowany przez wicepremiera ustępującej ekipy ludowca Janusza Piechocińskiego program GO Iran odblokowywał nasze relacje gospodarcze z tym partnerem. Niefortunna zgoda rządu PiS na organizację w Warszawie przez Amerykanów konferencji antyirańskiej uczyniła z nas rychło mniejszego szatana z przemówień ajatollahów, chociaż kiedyś status wyjątkowo dobrych kontaktów Polski w Trzecim Świecie szanowali nawet sojusznicy radzieccy w minionym okresie.
Jeśli coś okazuje się pocieszające, to tylko fakt, że rządzący – ale cała Polska również, z tymi co na nich nie głosowali włącznie – mają szczęście, że zaostrzenie sytuacji międzynarodowej i deficyt poczucia bezpieczeństwa przypadły na moment, gdy dyplomacją kieruje rozważny Jacek Czaputowicz a za obronność odpowiada Mariusz Błaszczak. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby stało się to w czasie kierowania MON przez Antoniego Macierewicza, który – jak pamiętamy – nawet ze Smoleńska uciekł zaraz po katastrofie, oraz sprawowania władzy nad MSZ przez Witolda Waszczykowskiego, lubującego się w rozbudowanych wykładniach ideologicznych, z których najbardziej znaną pozostaje formuła o wegeterianach i cyklistach.
Zawsze przypomnieć jednak można pierwsze rządy PiS sprzed półtorej dekady, kiedy to na czele MSZ stanął wybitny dyplomata i światowego formatu historyk rewolucji francuskiej prof. Stefan Meller, a jego zastępcą pozostawał Ryszard Schnepf przy którym nie musieliśmy się obawiać niespodzianek, związanych ze stawianiem przez Amerykanów kwestii restytucji mienia w Polsce. Tamta ekipa stanowiła dowód, że władza PiS nad dyplomacją nie musi stanowić ideologicznych igrzysk, pozwalających na akwizycję głosów w wyborach krajowych. Za drugim i trzecim podejściem populistyczni zwycięzcy poszli już bez reszty w retorykę wstawania z kolan, a posadami na placówkach zaczęli wynagradzać osobników pokroju obecnego ambasadora w Berlinie Przyłębskiego z żoną w Trybunale Konstytucyjnym i agenturalnym wątkiem w życiorysie. Nie chodzi jednak o estetykę lecz logistykę. Bezradność pisowskiej ekipy i mnogość walących się na nią w ostatnich dniach nieszczęść okazała się uderzająca.
Wybuch już był, napięcie rośnie
Problem odbicia Senatu z rąk opozycji i wymuszenia dymisji Banasia nie są jedynymi, z którymi PiS sobie nie poradził.
Po pięciu latach nieprzerwanych rządów PiS Polska odbierana jest jako odległy, egzotyczny sojusznik, z którym nie trzeba się za bardzo liczyć – jak przez Amerykę Donalda Trumpa, przy wielu propagandowych pięknych słowach fundującej nam upokorzenia (polski prezydent Duda na stojąco podpisujący umowę przy rozpartym w fotelu amerykańskim odpowiedniku) lub dotkliwe i niezasłużone konfuzje (ustawa 447, zachęcająca do monitorowania kwestii majątku pożydowskiego i oceniania nas pod kątem roszczeń organizacji pretendujących do reprezentowania ofiar Holocaustu). Zaś demokratyczna Europa widzi w nas głównie problem, co Komisja Wenecka – sprowadzona przez Waszczykowskiego, nie Grodzkiego, co znów warto podkreślić – tylko potwierdza.
Propaganda pisowska nie znajduje na to odpowiedzi. Wypominaniem im rządu Vichy Francuzi się raczej nie przejmą, dopóki oni mają część mediów o globalnym zasięgu, a PiS – Polską Fundację Narodową, której jak pamiętamy dotychczas udało się wyłącznie utrzymanie na milionerskim poziomie standardu życia zaprzyjaźnionej rodziny Chodakiewiczów i uruchamianie portali, z których korzysta kilkadziesiąt osób – nie na minutę, tylko w całej historii ich istnienia.
W historii Polski nie brak przykładów, jak grupowe egoizmy i prywata odbijały się na kwestii bezpieczeństwa państwa, szukając ich, sięgać można zarówno do schyłku I jak II Rzeczypospolitej. Tym razem jednak Polacy mają do dyspozycji niezawodną dla odwrócenia złych tendencji broń, pozostaje nią kartka wyborcza.