PiS ustawę likwidującą polskie hodowle zwierząt futerkowych uchwaliło – chociaż to ulubiony projekt Jarosława Kaczyńskiego – dzięki głosom formalnie opozycyjnych Koalicji Obywatelskiej i Lewicy, bo Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry była przeciw a Porozumienie Jarosława Gowina się wstrzymało. To najpoważniejszy kryzys w obozie władzy od pięciu lat. Wtajemniczeni mówią, że nie chodzi o norki, lecz o zapis o bezkarności urzędników, który zamrożono zamiast nad nim głosować bo “koalicjanci wewnętrzni” byli przeciw.

Kwestia wyborów przed terminem – i to lata wcześniej niż wynika z konstytucyjnego kalendarza – dotychczas pozostająca przedmiotem politologicznych analiz, stała się nagle tematem dnia.

“Gorączka piątkowej nocy” przypominała perypetie AWS sprzed dwóch lat. Z czwartku na piątek w Sejmie buzowały temperamenty i mnożyły się sprzeczne sygnały. A przecież jeszcze niedawno Kaczyński z dumą powoływał się na wolę “suwerena” dającego jego partii samodzielną większość. Oponenci złapali go na spalonym, przypominając sobie, z czyjego werdyktu ona pochodzi. Sprzeciwili się wraz z PSL i Konfederacją ustawie szkodliwej dla polskiej wsi, bo likwidującej 15 tys miejsc pracy w przemyśle futrzarskim oraz osłabiającym polskie hodowle drobiu, skąd odpady organiczne trafiały na farmy futerkowe, na czym rolnik jeszcze zarabiał. Teraz przyjdzie mu zapłacić za utylizację kurzych czy gęsich bebechów. Mocno rozeźlił też Kaczyńskiego sprzeciw wobec zapisu gwarantującego urzędnikom bezkarność za złe decyzje, pod pretekstem pandemii. Prezes nie znosi, gdy jego podwładni posługują się argumentami moralnymi, bo sam chce być w tej sprawie wyrocznią. Pomysłu w ogóle nie głosowano, bo w tej sprawie nawet naiwna w kwestii farm norek opozycja pomagać nie zamierzała.

Szef klubu PiS i wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki ogłosił przerwanie rozmów z Solidarną Polską i Porozumieniem. Formalnie są to osobne partie, w Sejmie ich przedstawiciele zasiadają w klubie PiS, z tej listy weszli do Sejmu więc odrębność obu kanap pozostawała raczej tematem anegdot. Ale tylko do czwartku.
Terlecki obwieścił koniec koalicji. Jeszcze dalej poszedł Marek Suski, prawa ręka prezesa: wskazał, że Zbigniew Ziobro nie może być dalej ministrem sprawiedliwości.
W rząd mniejszościowy liderzy PiS powątpiewają. Nie bez racji, jak pokazują lata 2005-6.
Na przedterminowe wybory jeśli pójdą, to bez dotychczasowych koalicjantów, co ogłaszają otwarcie.

Moment historyczny wydaje się sprzyjać takim planom. Chociaż nie w każdym scenariuszu.

Koalicja Obywatelska jest osłabiona jak nigdy, bo trawiona kryzysem moralnym, spowodowanym wspólnym z  PiS sejmowym głosowaniem nad podwyżką własnych wynagrodzeń. Również zgoda z rządzącymi w kwestii zaorania farm nie pomnoży zwolenników PO-KO. Trwa kryzys przywództwa, bo chociaż Borys Budka zapowiedział zachowanie funkcji szefa partii i oddanie kontroli nad klubem, wskazany przez niego Cezary Tomczyk już znajduje kontrkandydatów dużo mocniejszych, jak Sławomir Neumann, niewykluczone też, że wystartuje kojarzący się z najlepszymi dla PO czasami intelektualista Rafał Grupiński. Obaj pełnili już tę funkcję. A o poglądach Tomczyka, podobnie jak samego Budki (poza kwestią praworządności, którą obecny lider zajmował się jako minister a potem w opozycji) niewiele można powiedzieć. 
Nowa Solidarność Rafała Trzaskowskiego nie wyszła z fazy embrionalnej. Lider ma kłopoty (incydent w klubie, awaria w oczyszczalni obciążająca jego konto jako prezydenta stolicy) więc za wcześnie się zastanawiać, czy ruch może stać się konkurencją czy uzupełnieniem dla PO-KO. Jego po prostu nie ma, a kandydat na prezydenta wytraca kampanijny impet pomimo uzyskania całkiem niedawno 10 mln głosów.
Z kolei rewelacja tych wyborów, Szymon Hołownia buduje energicznie Ruch Polska 2050, kaptując środowiska sprzeciwiające się obecnemu gabinetowemu sposobowi uprawiania polityki. Wybory przed terminem mogą stać się sposobem, żeby trzeci w niedawnym wyścigu prezydenckim kandydat swojej konstrukcji nie dokończył. Kaczyński zmusi Hołownię do startu, zanim ten zbuduje realną siłę.

Odwrotnie przedstawia się sytuacja Lewicy i PSL. Po klęsce swoich kandydatów na prezydenta nie zdążą się zregenerować – pomimo licznego i wiernego aparatu – jeśli na wybory pójdziemy szybko.

Oponenci Kaczyńskiego nie znajdują jednak przekonującej odpowiedzi na pytanie, co dalej. Swiadczą o tym, reakcje Solidarnej Polski na zmienioną sytuację. W piątkowy poranek bliski Zbigniewa Ziobry poseł Janusz Kowalski tłumaczył tłumowi dziennikarzy, że koalicja Zjednoczonej Prawicy działa i gotowa jest nadal pracować dla Polski, a partnerzy zgadzają się w 99 procentach. To jednak zaklinanie rzeczywistości.
Kaczyńskiemu zapewne nie chodzi o zwierzęta ani nawet o własnych urzędników: chciał wewnętrznych oponentów sprowokować, zmusić by się ujawnili, by teraz ich spacyfikować. Samą groźbą albo rzeczywistymi wyborami, w wyniku których zyska klub bez porównania wierniejszy, a podwładnym będzie znów rozkazywać zamiast negocjować.

Prezes PiS pozostaje głównym narratorem polskiej polityki, on podaje tematy do dyskusji, co znamionuje słabość opozycji parlamentarnej i wewnątrzklubowej.
Układ gwiazd sprzyja Kaczyńskiemu. Ale może się on ponownie przeliczyć, jak w 2007 r. kiedy zerwał koalicję z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną, chociaż obie chciały współrządzić. Wybory przegrał, chociaż sondaże były dla PiS równie korzystne jak teraz, a miraż samodzielnej większości działał przekonująco. Głównym wrogiem prezesa pozostają nie Budka ani Hołownia, nie Gowin czy Ziobro tylko jego własny charakter. Skupienie monstrualnej władzy w rękach jednego człowieka owocuje faktem, że do kryzysu epidemicznego i gospodarczego dołącza się przesilenie polityczne. O Polsce jednak w trakcie tej długiej sejmowej nocy mówiono w kuluarach rzadziej niż o tej czy innej partii. Napięciem i niepewnością płacimy za wady systemu, który przez 30 lat nie umiał wytworzyć nawet bezpieczników, chroniących obywatela i podatnika przed skutkami nagłych politycznych wstrząsów.

Zaś kto w czasie sztormu kołysze łodzią, ten ryzykuje, że pierwszy z niej wypadnie…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here