lub Rzecznik Skrótowiec

Wielobarwność peletonu domniemanych pretendentów do urzędu RPO wcale nie przekłada się na optymizm w kwestii jego wyboru. PiS może szybko przeciąć sprawę, posługując się Trybunałem Konstytucyjnym podobnie jak w kwestii aborcji.

Giełda nazwisk kandydatów na Rzecznika Praw Obywatelskich przypomina pamiętną czołówkę Zwierzyńca dla dzieci z lat 70, prowadzonego brawurowo przez Michała Sumińskiego: “i kudłate i łaciate, pręgowane i skrzydlate, te co skaczą i fruwają, na nasz program zapraszają…”.

Stanowisko to poważne, ważące zwłaszcza dla niedoskonałej polskiej demokracji, wiąże się z obroną zwykłego człowieka, ale trudno o oceny całkiem serio, gdy w stawce potencjalnych pretendentów znajdują się m.in: zgłaszany przez prezydenta Andrzeja Dudę były szef Urzędu Rady Ministrów w rządzie Hanny Suchockiej Jan Maria Rokita, nieobecny w polityce od czasu pamiętnej iście gogolowskiej w stylu awantury na pokładzie Lufthansy o to, w której klasie samolotu ma wisieć jego płaszcz, zakończonej zakuciem go w kajdanki (nagranie z “Niemcy mnie biją” w ścieżce dźwiękowej stało się przebojem w sieci) i wciągnięciem na listę klientów, którym przewoźnik zza Odry… odmawia obsługi. Jest też w poczcie pragnących zostać Rzecznikiem ultralewicowy Piotr Ikonowicz.

Dawny lider radykalnie antykomunistycznej PPS-Rewolucji Demokratycznej potem dwa razy wchodził do Sejmu z ramienia SLD, aż wreszcie kandydując na prezydenta w 2000 r. przeciw Aleksandrowi Kwaśniewskiemu zajął w stawce pretendentów ostatnie dwunaste miejsce, zaliczył też wyrok za utrudnianie eksmisji. Zajął się obroną bezdomych, jedną z ich rodzin przyjął nawet do własnego domu. Lewica gotowa jest go poprzeć, jeśli zabraknie wspólnego kandydata opozycji. Ale pewnie tylko ona. O walorach innego wymienianego w tym kontekście – prof. Jerzego Stępnia, twórcy reformy samorządowej rozprawiać można długo ale jego kandydatura dla PiS okaże się jaskrawą płachtą na byka, bo trudno o bardziej stanowczego przeciwnika zmian, które rządzący oficjalnie nazywają reformą wymiaru sprawiedliwości niż były prezes Trybunału Konstytucyjnego z czasów gdy gremium to nie stanowiło jeszcze pasa transmisyjnego rządzących.

Misterna układanka głosów…

Zaś żeby zostać Rzecznikiem Praw Obywatelskich, pozyskać trzeba poparcie zarówno Sejmu jak Senatu. W pierwszej z izb większość ma PiS, więc kandydat żeby się ostać musiałby zdobyć głosy Porozumienia Jarosława Gowina, dla którego takie upokarzające Jarosława Kaczyńskiego głosowanie stałoby się biletem wstępu do opozycji demokratycznej. Potem wybór musiałby potwierdzić Senat, gdzie demokraci mają większość.

Przynajmniej dwie kandydatury konsultowane są na bieżąco z “gowinowcami”. Pierwsza to Aleksander Hall, w latach 70. założyciel opozycyjnego Ruchu Młodej Polski, potem minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.  Problem, że pozostaje politykiem z krwi i kości, powiązanym ze środowiskiem Platformy konserwatystą i trudno uwierzyć, że poprą go w głosowaniu Adrian Zandberg czy Klaudia Jachira. Za to typowo koncyliacyjnym pretendentem może okazać się były szef Państwowej Komisji Wyborczej (do 2019 r) Wojciech Hermeliński. Jakby skrojony na zamówienie Gowina, bo nie polityk, tylko urzędnik fachowy biegły w procedurach a przy tym konserwatyzm jego bardziej stonowany niż Halla lewicy nie zrazi. Do pełnienia przez niego funkcji w PKW nie ma się o co przyczepić, pozostawał bezstronnym profesjonałem.
Jeśli opozycji nie uda się skaptować ludzi Gowina, to faworytem rozgrywki o fotel po prof. Adamie Bodnarze może się okazać Lidia Staroń. Pani senator ma kwalifikacje na tę funkcję, bo popularność zdobyła walcząc z samowolą prawną spółdzielni mieszkaniowych i to tak skutecznie, że kiedyś popierana przez PO, teraz wchodzi do izby jako niezależna, pokonując na Warmii i Mazurach uzgodnionych kandydatów koalicji. Wystarczy, że poprze ją PiS, przegłosuje w Sejmie a w macierzystym Senacie brakujących do wyboru głosów dostarczą jej inni senatorowie niezależni. 
Tyle, że za wcześnie, żeby ogłaszać Lidię Staroń nowym Rzecznikiem Praw Obywatelskich.

…albo Tyrmandowski poker Pernambuco

Bardziej prawdopodobne – kpią politycy – że zostanie nim… skrótowiec.
P.o. RPO z PiS – takie wkrótce może być imię następcy Bodnara.
PiS nie musi bowiem wcale popierać pani Staroń ani pertraktować z niezależnymi o poparciu dla niej w Senacie. Zamiast siadać do stołu rokowań, może go skutecznie przewrócić.

We wtorek 10 marca Trybunał Konstytucyjny wyda wyrok w sprawie, z jaką wystąpili posłowie PiS: domniemanej niezgodności z ustawą zasadniczą przedłużenia kadencji Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Adama Bodnara z powodu niemożności wyboru następcy (jak już o tym była mowa, wybrać RPO muszą zgodnie Sejm i Senat, a w pierwszej z izb rządzi PiS, w tej od refleksji zaś demokraci). 
Julia Przyłębska prezesująca TK od przejęcia go przez PiS może więc odegrać rolę gajowego, co wypędzi wszystkich z lasu.

To zagranie, które Leopold Tyrmand określał mianem pokera Pernambuco: gdy na stole leży już spora stawka, jeden z graczy wyciąga rewolwer i oznajmiając “Pernambuco” szybkimi ruchami zgarnia pieniądze.

Trybunał Konstytucyjny swoim wyrokiem stwierdzi niezgodność pozostawania Bodnara na stanowisku z Konstytucją, co otworzy drogę do rozwiązań tymczasowych: zapewne wyboru “pełniącego obowiązki” Rzecznika Praw Obywatelskich przez sam Sejm, bez koniecznej zgody Senatu. Prowizorki jak wiadomo bywają najtrwalsze, nowy p.o. rzecznika byłby z PiS, więc dałby władzy spokój. O groźbie takiego rozwiązania mówi nam m.in. poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba. Demokraci jednak nie są bez winy, że późno zabrali się do konkretnej pracy w kwestii wyłonienia pretendenta kompromisowego a nie wirtualnego.

Opozycja sama stworzyła sobie problem, skoro mogła kandydata uzgodnić wcześniej zamiast upierać się przy niewybieralnej w obecnym układzie parlamentarnym mec. Zuzannie Rudzińskiej-Bluszcz, wspieranej przez organizacje pozarządowe czy “Gazetę Wyborczą” ale dla konserwatystów pozostającej nie do zaakceptowania. W poprzednim rozdaniu nawet PSL wbrew Koalicji Obywatelskiej i Lewicy za to w sojuszu z chodzącą zwykle własnymi drogami Konfederacją lansowało prof. Roberta Gwiazdowskiego.
Wygląda na to, że PiS może wziąć wszystko, a do wyboru ma dwa sposoby: albo przeforsować Lidię Staroń w obu izbach albo – z użyciem Trybunału Przyłębskiej – przewrócić stolik i zastąpić Bodnara dowolnym kandydatem prowozorycznym, może nim zostać nawet dopiero co utrącony przez Senat wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk. Posłowie od Jarosława Gowina wcale nie muszą umierać akurat za zachowanie posady Rzecznika Praw Obywatelskich dla opozycji, w sytuacji, gdy głosowanie wbrew Jarosławowi Kaczyńskiemu w tej kwestii oznacza ich koniec w klubie i być może konieczność budowania koła parlamentarnego, gdy na klub własny zabraknie szabel. Niezbyt to zachęcająca perspektywa, a innych okazji do ewentualnego buntu też zapewne nie zabraknie.   

Funkcja Rzecznika Praw Obywatelskich pozostaje starsza nawet od polskiej demokracji, pierwszego ombudsmana jak określa się ten urząd powołano jeszcze w 1988 r. kiedy to funkcję objęła prof. Ewa Łętowska, potem pełnili ją m.in. prof. Andrzej Zoll i Janusz Kochanowski, który zginął w Smoleńsku.

Skończy się jak w “Misiu”

Obecna niekończąca się opowieść o wyborze następcy prof. Bodnara pozostaje dla PiS elementem świadomej strategii osłabiania autorytetu i znaczenia urzędu, jednej z ostatnich ważnych funkcji publicznych, które przez pięć i pół roku nie zostały przejęte przez obóz władzy. Opozycja nie znalazła zupełnie sposobu przeciwdziałania tej postępującej destrukcji, a Trybunał Przyłębskiej w tej sytuacji zada RPO cios miłosierdzia. Nie chodzi już nawet o osobę Bodnara, tylko o to, co będą mogli przyszli ombudsmani. Ostrzeżeniem pozostaje los Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, której kompetencje – chociaż wymienione w Konstytucji – pomimo uzyskania większości w składzie KRRiTv ograniczono na rzecz utworzonej przez pisowską maszynkę do głosowania Rady Mediów Narodowych, ciała o raczej operetkowym charakterze, z którym nikt się nie liczy, nawet jej członkowie, skoro zdarzało im się unieważniać władne uchwały jak kiedyś o odwołaniu ze stanowiska prezesa TVP Jacka Kurskiego.  

O płaszczu była już mowa, w kontekście arcydzieła Gogola i perypetii Rokity. Przypomina się też jednak jeszcze tekst ze znanej polskiej komedii “Miś”: 
– Nie mamy pańskiego płaszcza. I co nam pan zrobi?

Na podobnym rozumowaniu opiera się logika rządzących w kwestii przyszłości urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich.  

Nieoficjalnie wiadomo, że w korytarzach i gabinetach władzy pojawia się nawet argument, że doradcy nowego demokratycznego prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena na tyle jeszcze słabo znają polskie realia, że korowód wokół wyboru nowego Rzecznika nie stanie się dla nich sygnałem alarmowym co do stanu praworządności w Polsce. Zwłaszcza, że pewne procedury i pozory zostaną przecież zachowane

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here