Z Sonią Dragą, właścicielką wydawnictwa, rozmawia Łukasz Perzyna
– Rozmawialiśmy niedawno w kuluarach promocji biografii literackiej Wojciecha Korfantego autorstwa Barbary Szmatloch i Józefa Krzyka (“Korfanty. Silna bestia”), jednej z dwóch najciekawszych książek historycznych ostatnio ogłoszonych, obok opublikowanej przez MG rekonstrukcji literackiej ostatnich dni Mordechaja Anielewicza “Ogień i pył” pióra Roberta Żółtka. Czy w dobie pandemii publikowanie ambitnych książek się opłaca?
– Wydawanie ambitnych książek zwłaszcza w dobie pandemii to trudne przedsięwzięcie, które czasem się opłaca, częściej jednak trzeba wydać kilka tytułów popularnych, żeby sobie na to pozwolić. Ambitne publikacje sprzedają się przede wszystkim w księgarniach. Tam sprzedawcy potrafią doradzić klientowi wybór, naprowadzić go na decyzję kupna. Jednak z danych, którymi dysponujemy, wynika, że w czasie pandemii 55-60 proc sprzedaży książek odbywa się w internecie. Gdy oferuje się tam nawet do 46 proc rabatu – zagrożona staje się egzystencja księgarń. Relatywnie sprzedają one mniej książek. Rodzi to duże ryzyko dla ambitnej literatury.
– Rozmawiałem jednak niedawno z właścicielką antykwariatu na warszawskim Solcu. To żadna elitarna dzielnica, tylko Powiśle po którym kiedyś spacerował Wokulski, zamieszkałe kiedyś przez rodziny robotnicze, a teraz społeczne przemieszane, bo w PRL między kamienicami zbudowano bloki, a po zmianie ustrojowej między tymi ostatnimi – apartamentowce, tam zresztą wyrosła również nowa biblioteka uniwersytecka. I na tym Solcu, gdy spytałem, jakia dziedzina cieszy się powodzeniem w dobie pandemii usłyszałem: “zdziwi się pan. Filozofia”?
– No proszę! To mnie nie dziwi. Filozofia pozostaje mniej widoczna w internecie. Sklepy internetowe, co nie tylko sprzedaży książek dotyczy, oferują w pierwszym rzędzie rzeczy popularne. To one wyskakują w okienkach i powiadomieniach. Ambitniejsze pozycje trudniej przez to wyszukać. Chyba, że wiemy, czego szukamy, ale przecież nie każdego klienta to dotyczy. Nabywca, jeśli poszukuje pozycji mniej typowych, wybierze więc tradycyjną księgarnię czy antykwariat, gdzie może liczyć na podpowiedź lub przynajmniej chwilę inteligentnej rozmowy. W czasie pandemii ludzie jej potrzebują podobnie jak głębszej refleksji, do której nastraja sytuacja wokół nas.
– Klasa kreatywna okazała się jedną z grup społecznych najbardziej poszkodowanych przez pandemię, bo stosunkowo najmniej jej przedstawicieli pracuje na etatach, dużo więcej na swoim lub na umowach o dzieło i zleceniach, co nie daje osłony socjalnej ani nie pozwala ubiegać się o zrekompensowanie strat. Czy powinna zdecydować się na wspólne działanie w obronie własnych interesów, całkiem przecież niesprzecznych z dobrem kultury polskiej?
– Najwięcej problemów Polacy mają ze wspólnym działaniem. Byłabym za tym, żeby grupy będące w trudnej sytuacji pokazały swoją siłę i umiały wykrzyczeć na czym polega problem. Dane Biblioteki Narodowej pokazują, że w trakcie pandemii czytelnictwo trochę wzrosło, ale to różnica minimalna.
– Według tegorocznego badania BN, w 2020 a więc pierwszym roku pandemii koronawirusa 42 proc Polaków przeczytało co najmniej jedną książkę, rok wcześniej było ich 39 proc. Przynajmniej siedmioma przeczytanymi tytułami mogło się pochwalić 10 proc z nas, rok przedtem 9 proc?
– Z kolei przychody ze sprzedaży książek okazują się nieco mniejsze. Gdy dominuje sprzedaż w internecie, co okazuje się niekorzystne dla księgarń, branża nie dostaje wsparcia. Ściślej przysługiwało jej tylko takie, jak dla wszystkich przedsiębiorców w pierwszym etapie pandemii. Później gdy rygory złagodzono księgarnie mogły być otwarte – co z tego, skoro ludzie rzadziej do nich zaglądali, albo wchodzili i zaraz wychodzili. Nasza branża pozbawiona wsparcia nie kwalifikowała się do pomocy przyznawanej ze względu na numer PKD. Całą branżę kreatywną potraktowano bez zrozumienia. Przecież wiadomo, że ludzie w pandemii raczej siedzieli w domu, jeśli zaś książki kupowali, to przez internet. W tej sytuacji aż się prosi o konsolidację działań. Bo branża księgarska i szerzej kreatywna pozostaje rozproszona. Lekceważy się kwestię przetrwania księgarń, jej następstwa dla kultury, tej wysokiej i życia codziennego. Ciężko się zmobilizować, ale popieram sensowne próby.
– Pod wrażeniem strat ponoszonych w pandemii i braku pomocy ze strony państwa przedsiębiorcy zaczęli tworzyć ruch społeczny na rzecz odrodzenia Powszechnego Samorządu Gospodarczego, który by ich reprezentował, skoro politycy tego robić nie potrafią. Czy to właściwa droga?
– Jestem za tym. Wśród wielu kwestii z jakimi borykają się przedsiębiorcy, szczególnie istotny okazuje się problem, żeby składki można było zaliczać do kosztów działalności. Dopóki przynależność samorządu gospodarczego nie stanie sie kosztem działalności, nie ma co liczyć na powszechny charakter ruchu. Jestem prezeską Polskiej Izby Książki, wiele lat działałam w Regionalnej Izbie Gospodarczej w Katowicach, stąd znam te sprawy. Patrzymy na państwo, na jego działania nieskuteczne lub przynajmniej niewystarczające i pytamy, gdzie jest ta powszechność, ten głos przedsiebiorców. Gdy ich powszechna reprezentacja powstanie, podnoszone przez nią postulaty staną się słyszalne i skuteczne. Nie chodzi tylko o składki, bo trzeba walczyć o przetrwanie.