Wobec zaostrzenia sporu Rosji z Ukrainą oczywistym zadaniem rządu powinna stać się skuteczna obrona Polaków za wschodnią granicą. To obowiązek władzy. Potentatem dyplomacji i tak nie jesteśmy, żeby uczestniczyć w geopolitycznej grze.
Cele w polityce należy sobie stawać po pierwsze realne, po drugie rzeczywiście istotne dla polskich wyborców, po trzecie zaś – wynikające z racji stanu. W tej sytuacji skupić się trzeba na zadaniach, których nikt za nas nie wypełni. Zabezpieczenie losu Polaków z Ukrainy na wypadek każdego z wariantów konfliktu, z eskalacją i przerodzeniem się go w “wojnę gorącą” włącznie, pozostaje najważniejsze.
Na Ukrainie wedle różnych danych mieszka od 900 tys (szacunki Wspólnoty Polskiej) do 2 milionów Polaków. Najwięcej w obwodzie żytomierskim. Zachowali piękną polszczyznę, patriotyzm i tradycję. Nie lubią, gdy się ich określa mianem Polonii i zaznaczają, że ich przodkowie nigdzie nie wyjeżdżali: to granice się przesuwały. Za czasów radzieckich cierpieli rozmaite prześladowania z wysiedleniami włącznie i podlegali dyskryminacji. Paradoksalnie po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości ich status wcale się nie poprawiał w momencie, gdy rządy w Kijowie obejmowały ekipy popierane przez władze w Warszawie – jak po Pomarańczowej Rewolucji (2004-5) czy Euromajdanie (2013-15) – ponieważ równocześnie odnawiał się wtedy ukraiński nacjonalizm, zwrócony nie tylko przeciw Rosjanom ale innym zamieszkującym kraj narodowościom.
Zaś dyplomacja RP chętniej słuchała przedstawicieli think tanków takich jako Ośrodek Studiów Wschodnich, skłaniających się ku wnioskom podpowiadanym przez polityki wschodnie Waszyngtonu czy Berlina – niż przedstawicieli organizacji Kresowian, najlepiej znających sytuację.
Polacy wciąż nie mogą doczekać się odnowienia nekropolii Orląt Lwowskich, tak aby stała się przedmiotem narodowej dumy, ani godnego upamiętnienia ofiar rzezi wołyńskiej z czasów II wojny światowej. W tej ostatniej kwestii nastąpił nawet regres, którego smutnym przejawem okazało się nadanie stadionowi w Tarnopolu przez tamtejszych samorządowców imienia Romana Szuchewycza. Nie był on sportowcem, lecz ostatnim dowódcą Ukraińskiej Powstańczej Armii, na masową skalę mordującej Polaków na Wołyniu, Podolu i w Bieszczadach i współpracującej z hitlerowskimi Niemcami. Co gorsza, ukraiński parlament przyjął przepisy, penalizujące krytykę UPA. Zawiodła zasada symetrii w polsko-ukraińskich zachowaniach dotyczących historii: Senat bowiem jeszcze w 1990 r. potępił “akcję Wisła”, masowe wysiedlanie ludności ukraińskiej przez komunistów po zabiciu w zasadzce przez UPA gen. Karola Świerczewskiego w marcu 1947 r, kiedy to niszczono w ramach represji miejscowe dobra kultury w tym cerkwie. Ze strony ukraińskiej nie doczekaliśmy się jednak podobnych gestów. Chociaż mniejszość ukraińska w Polsce korzysta z pełni praw. Co więcej – gdy istniał jeszcze Związek Radziecki, to Polskę a konkretnie zbudowane ze składek Ukraińców z całego świata centrum ich kultury w Białym Borze wraz ze szkołą z internatem organizacje ukraińskie wybrały w sierpniu 1990 r. na miejsce Światowego Forum Ukraińskiej Diaspory, uznając tę lokalizację za przyjazną i bliską odradzającej się ojczyzny. W rok później po fiasku zbrojnego puczu moskiewskiego jako ostatniej próby ratowania ZSRR niepodległość stała się faktem.
Mirażem polskiej polityki wschodniej okazało się – jako oficjalna jej wykładnia – wspieranie proeuropejskich i demokratycznych aspiracji Ukrainy. Nierzadko utożsamianych z nimi polityków odrzucali już ukraińscy wyborcy, a Warszawa dalej ich interesy żyrowała. Tak było z Wiktorem Juszczenką i Petrem Poroszenką. W oczywisty sposób komplikowało to kontakty z ich następcami. Wreszcie prezydentem Ukrainy został Wołodymyr Zełenski, aktor, który uprzednio… zagrał dokładnie taką samą rolę w popularnym serialu telewizyjnym. Wybierając go, Ukraińcy zademonstrowali sprzeciw wobec dotychczas urzędującej klasy politycznej. Jeszcze w tym samym 2019 r. partia Zełenskiego Sługa Ludu zdobyła bezwzględną większość w parlamencie. Konstruktorzy polityki wschodniej w Warszawie za tymi zmianami nie nadążali. Dzisiaj jednak pora na działanie, a nie kolejne raporty think tanków. Rząd i dyplomacja zobowiązane są przygotować odpowiednią logistykę, która Polakom z Ukrainy zagwarantuje, że w wypadku eskalacji konfliktu nie roztopią się w morzu uchodźców i będą traktowani jak rodacy a nie przybysze. Słusznie podkreślają przecież, że oni ani ich przodkowie z Polski nie wyjeżdżali…