Nie zasługują na szacunek, to oczywiste. Podobnie jak marne media, które czynią z tego przechodzimurstwa polityczne wydarzenie. Ale trudno też z siebie wykrzesać współczucie dla porzuconego przez nich lidera, skoro odpowiada on za wprowadzenie do Sejmu tak słabych moralnie przedstawicieli. Jak sobie z tym poradzić? Nie głosować na byle kogo.
Pomysły, żeby poseł tracił mandat, gdy porzuca ugrupowanie z którego wszedł do Sejmu tylko pogorszą sytuację. Wzmocnią jeszcze władzę selekcjonerów partyjnych, i tak przesadnie rozbudowaną, do tego stopnia, że przy obowiązującej ordynacji proporcjonalnej faktycznie oni decydują o składzie Sejmu. Ocenianego – co warto zawsze przypominać – pozytywnie przez zaledwie co trzeciego Polaka.
Dwie trzecie z nas bowiem nie jest zadowolonych z własnej reprezentacji w parlamencie.
Przyczynia się do tego również zjawisko, które elegancko nazwać można politycznym wędrownictwem czy globtroterstwem – chociaż lepiej pasuje, gdy mówić raczej o szwendaniu się posłów po kolejnych ugrupowaniach.
Czasem to oni mogli się zawieść na liderach a nie odwrotnie. Jeżeli jednak przed wyborami kierunek ruchu jest jeden – z formacji opozycyjnych do partii rządzącej – to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że uczestnicy tego owczego pędu nie zasługują na szacunek. Wiadomo, jak nazywa się tych, co w nim biorą udział.
Czasem warto określić publicznie własną perspektywę obserwatora. W Sejmie spędzam od czterech do pięciu dni w każdym tygodniu. Pojawiając się tym z tak określoną częstotliwością przez ostatnie cztery lata – nie spotkałem się z żadnym przejawem aktywności takich posłów jak Kaczmarczyk i Maciejewski. Ich nazwiska nic mi nie mówią. Zanim zasiadłem do komponowania tego artykułu, musiałem najpierw sprawdzić w wykazie posłów, jak się piszą. Myślę, że nie świadczy to o mnie – bo moja pamięć jeszcze w czasach studenckich stanowiła przedmiot środowiskowych anegdot – tylko o panach posłach, którzy przez te cztery lata po prostu nie dali się poznać z jakiejkolwiek pracy w gmachu na Wiejskiej ani też w żaden inny sposób. Za to przypomnijmy – prawie dychę na rękę miesięcznie, potem obłudnie zmniejszoną przez PiS do 7,6 tys zł netto w ramach niby-redukcji uposażeń poselskich.
Gdyby Andrzej Maciejewski z Norbertem Kaczmarczykiem podobnie pracowali w prywatnej firmie, korporacji czy nawet państwowej spółce – dawno by z niej wylecieli.
Nie potrafię z siebie wykrzesać współczucia dla Pawła Kukiza, którego posłowie wędrujący porzucili na rzecz partii rządzącej. To on wziął ich na listy. Odpowiada za jakość ich posłowania. Współczuć należy, ale ich wyborcom.
Nie zmienia to faktu, że Kukiz ma swój problem ze zrażaniem ludzi. Ponieważ jego klub w trakcie kadencji stopniał z 42 posłów do 24 – można nawet powiedzieć że stoi na czele partii czeskiego błędu. Negatywne cechy Kukiza jako polityka przedstawił już w PNP znakomicie Janusz Sanocki, który się na nim zawiódł, co zwalnia mnie z powtarzania tego samego.
Oszustwo, czyli byt polityczny o nazwie Kukiz’15
Podtrzymywanie przed wyborami pozycji pseudopolityka jakim jest Paweł Kukiz jest szkodliwe dla Polski i stanowi kontynuację oszukiwania wyborców, trwającego od wejścia do Sejmu.
Skupiam się więc na tych, którzy – teraz “K15 dezerterzy” jak kiedyś CK Dezerterzy – wystawili do wiatru nie tyle Kukiza, co własnych wyborców. Bo też to zjawisko szersze i starsze niż sam ruch Kukiz 15.
Zbigniew Gryglas w wyborach przed czterema laty uzyskał w Warszawie liczącej prawie 2 mln osób (z czego 1,2 mln uprawnionych do głosowania) – nieco ponad tysiąc głosów. Za mało to byłoby na radnego. Na posła wystarczyło. Gryglas kandydował do Sejmu z Nowoczesnej. Liderem jej listy w Warszawie był sam Ryszard Petru. Uzyskał tu 129 tys głosów. Zgodnie z zasadami ordynacji proporcjonalnej wynik ten dał Nowoczesnej dwa mandaty spośród dwudziestu pozostających w Warszawie do podziału. Oprócz tak popularnego Petru do Sejmu załapał się również Gryglas ze swoim poparciem tysiąca wyborców, bo… taką mamy ordynację. Zawsze podaję ten przykład zwolennikom tezy, że pozostaje ona najlepszą z możliwych. Tym bardziej, że na tym historia posłowania Gryglasa wcale się nie kończy.
Przedsiębiorczy Gryglas wystawił do wiatru zarówno własnych wyborców jak selekcjonerów z Nowoczesnej, przechodząc już w trakcie posłowania do klubu PiS. Wiadomo, że bezinteresownie – bo przecież fakt, że PiS rządzi krajem nie ma tu nic do rzeczy. Teraz śladem tysiącgłosowego posła, którego wszyscy wyborcy bez trudu zmieściliby się w jednej sejmowej Sali Kolumnowej podążają dawni Kukizowcy.
Imigranci kierują się do bogatych krajów. Polityczni uchodźcy sejmowi również znają jeden tylko kierunek – ku partii rządzącej.
Dziwię się, że PiS w ogóle chce takich ludzi. Bierze ich na listy, chociaż pożytek z nich żaden. Zdradzą Kaczyńskiego tak samo jak wcześniej sprzedali Petru czy Kukiza.
Arogancka partia rządząca, znana z dyscyplinowania własnych posłów żeby pozostawali karną armią – na użytek kampanijny chce zaprezentować siebie jako formację, wyznającą formułę: nie patrzymy, skąd przychodzicie. Wyborcom warto podpowiedzieć zachowanie dokładnie odwrotne. Stop politycznym Jasiom wędrowniczkom. Dezerterom dziękujemy.
Jak sądzisz?
[democracy id=”44″]
Czytaj o pratiach: