Jeśli wynik wyborów europejskich potraktować jako super-sondaż – a to oczywiście interpretacja uprawiona, choć nieco zubożająca – zapowiada on koniec rządów Koalicji 15 Października i powrót do władzy PiS. Gdy Polacy podobnie zagłosują do Sejmu, o wyłonieniu nowej większości zdecydują głosy około pięćdziesięciu posłów Konfederacji. A już teraz rząd Donalda Tuska oceniany jest pozytywnie przez zaledwie co trzeciego Polaka w pół roku od powołania [1]. W podobnym tempie nie tracił poparcia nawet gabinet Tadeusza Mazowieckiego. Chociaż w zbliżonym czasie nie tylko przeforsował zmianę nazwy państwa z PRL na RP, ale uchwalił dotkliwy dla wielu Polaków plan Leszka Balcerowicza.
Ćwiczenia z liczenia
Socjolog Marcin Palade opracował symulację, z której wynika, że jeśli ujawnione 9 czerwca w wyborach do Parlamentu Europejskiego polityczne preferencje się nie zmienią – w przyszłym Sejmie bez Trzeciej Drogi szansę na zbudowanie większości będą mieć PiS z Konfederacją, z 251 posłami na 460. Chyba, że partia Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka będzie wolała zawrzeć sojusz z Koalicją Obywatelską (196 posłów) co również da większość (247 posłów) nawet bez Nowej Lewicy (13 posłów). To jednak wariant – jak kiedyś mówił Jarosław Kaczyński o koalicji z Samoobroną, którą zresztą później… sam zawarł – “skrajnie mało prawdopodobny”.
Ćwiczenia z liczenia akurat po pół roku rządów Koalicji 15 października dają więc wynik dla rządzących przygnębiający. Podobnie jak badania opinii: tylko 34,5 proc z nas ocenia pozytywnie rząd Tuska po pół roku sprawowania władzy, 32,5 proc wystawia mu notę niekorzystną, daje też do myślenia ogromny odsetek tych, którzy nie mają zdania w tej sprawie lub praca rządu ich nie obchodzi. Zwłaszcza, gdy pamięta się niezwykłą mobilizację przy urnach 15 października ub. r.: frekwencja 74 proc okazała się najwyższa od ponad stulecia. Niewiele pozostało z niezapomnianego nastroju tamtej niedzieli, zapewne najważniejszej w najnowszej historii Polski od 4 czerwca 1989 r.
Donald Tusk sam sobie to zrobił, świadomie grając na osłabienie koalicjantów, zwłaszcza Trzeciej Drogi. Sekowało ją bez umiaru zaplecze medialne Koalicji Obywatelskiej, głównie TVN i “Gazeta Wyborcza”, najbardziej za powściągliwość w kwestii relegalizacji aborcji.
Wróg, przeciwnik, partner koalicyjny
Efekt widać. Nie tylko PiS ponownie znalazł się na fali wznoszącej ale przegrani, choć wciąż współrządzący koalicjanci skaczą sobie do oczu. Ostatnio w sprawie niedziel handlowych. Opowiadającego się za zwiększeniem ich liczby Ryszarda Petru z Trzeciej Drogi, przewodnicząca klubu Nowej Lewicy Anna Maria Żukowska oskarżyła o lobbing na rzecz wielkich galerii. Oboje dopiero co nie dostali się, choć kandydowali do Parlamentu Europejskiego. Niezależnie od prawdziwości zarzutów wobec Petru – wystarczyłoby zagłosować przeciw, po co je rozpowszechniać, skoro koalicjantem pozostaje. Istotna pozostaje też kwestia, kto to mówi. Gdy SLD rządził samodzielnie w czasach Leszka Millera i Marka Belki – nie dążył do ograniczenia dochodów zagranicznych korporacji handlowych działających w Polsce, które teraz skorzystać mogą na złagodzeniu niedzielnych ograniczeń.
Pamiętamy słynne stopniowanie Aleksandra Kwaśniewskiego z czasów, gdy jego SLD miał za sojusznika PSL: wróg, przeciwnik, partner koalicyjny.
Szlacheckim obyczajem czyli dwa warianty, dwie tradycje
To nie PiS biorą dziś na celownik politycy Nowej Lewicy. A do europarlamentu wywalczyli raptem trzy mandaty, z których ani jeden nie przypadł starej gwardii SLD. Swarliwość stać się ma sposobem na ucieczkę do przodu. Nie na nią jednak głosowali wyborcy 15 października. Zamiast brania się za łby, nawet jeśli z nich się kurzy, lepiej ogłosić czerwony alert.
Nie dla wyborców, skoro i tak okazali się cierpliwi, lecz własnych szeregów. Czasu na refleksję jak powstrzymać powrót PiS do władzy nie zabraknie, byle go tylko nie zmarnować na kolejne zajazdy i rokosze. Szlachta z czasów I Rzeczypospolitej wad miała mnóstwo, ale gdy larum grano – zawsze skupiała się razem. A potem było
jak pod Wiedniem lub Chocimiem w blasku wiktorii i chwały, albo jak pod Ujściem, gdzie jak wiemy w pierwszych dniach Potopu panowie bracia bez walki poddali się Szwedom, względnie w wojnie kokoszej, kiedy ograniczyli się do dokonania rzezi okolicznego drobiu. Wróg znów u bram, wolny wybór, do jakiej tradycji nawiązywać.
[1] badanie opinii United Surveys by IBRIS z 7-9 czerwca 2024