„Zły” okazał się ostatnim polskim bestsellerem. „Dziennik 1954” – pierwszym zapisem dojrzałego sprzeciwu wobec „komuny”. Ich autor zaś pisarzem którego nie tylko czytano ale i kochano.
Obok sensacyjnej opowieści o szalejących w odbudowującej się Warszawie chuliganach i przeciwstawiającym się im tajemniczym mścicielu oraz diariusza piętnującego konformizm elit bierutowskich – trzecim dopracowanym dziełem Leopolda Tyrmanda okazała się jego biografia. Legenda bikiniarza, playboya i konesera jazzu przemawia nawet do tych, dla których „Zły” był za gruby a „Dziennik 1954” za trudny. Moda na Tyrmanda przybiera postać kultu.
Sto lat Leopold Tyrmand skończyłby 16 maja, ale za jego czasów mawiano w ukochanej przez niego Warszawie: ludzie tyle nie żyją. Do ataku serca, który zabrał go w 1985 roku w trakcie urlopu na Florydzie, w ostatnim życiowym wcieleniu konserwatywnego amerykańskiego politologa – przyczyniły się represje czasu wojennego (był więźniem w ZSRR ledwie rok starszym od swojego dwudziestoletniego wyroku i robotnikiem w III Rzeszy) oraz późniejsze nagonki i zapisy komunistycznej polityki kulturalnej. Żył intensywnie, w trudnych czasach bronił indywidualnego niepowtarzalnego stylu, symbolem stały się jego czerwone skarpetki w szarej zniewolonej przez stalinizm Polsce, znane nawet tym, co nie przeczytali jednej linijki jego książek. Jednak zwłaszcza „Zły” poczytność miał zapewnioną, pochłaniany w autobusach i tramwajach – w których dzieje się część jego akcji – jako ostatni polski bestseller. Wydany po ćwierćwieczu „Dziennik 1954” to z kolei obraz postawy pierwszego dysydenta PRL – z czasów kiedy Kuroń popierał jeszcze komunizm a Michnik chodził do podstawówki. Diariusz Tyrmanda w czasach drugiego obiegu i Solidarności stał się przewodnikiem antykomunizmu stosowanego. Cztery lata po śmierci pisarza okazało się, że Polacy podobnie jak Tyrmand chcą komunizm obalić a nie cywilizować, finlandyzować albo nadawać mu ludzką twarz. Autor miał swój udział w ukształtowaniu takiej postawy, bo w latach 80. moda na Tyrmanda i jego kult powróciły, bardziej w związku z „Dziennikiem 1954” niż „Złym”.
II wojna światowa wybuchła akurat w trakcie jego pierwszych studenckich wakacji, spędzanych w Warszawie po roku stypendium w Paryżu – pobyt tam ułatwi Tyrmandowi podawanie się za Francuza, co w okupowanym przez Niemców Wilnie uratuje go przed Einsatzgruppen. Wcześniej jednak w tym samym mieście przeżyje okupację radziecką, najpierw pracując w polskojęzycznej „Prawdzie Komsomolskiej”, co niczym szczepionka uodporni go na podobne zaangażowania w dobie stalinizmu w PRL. Potem trafi do radzieckiego więzienia i skazany ucieknie z pociągu ewakuacyjnego już w dnich realizacji Planu Barbarossa przez najeźdźców hitlerowskich. Większość wojennego czasu spędzi na robotach w Niemczech, co wykorzysta w powieści „Filip” (1961 r.), której międzynarodowi bohaterowie pomimo statusu pracowników przymusowych starają się ile się da korzystać z młodości i życia. Koniec wojny zastanie go w Norwegii, zdobyte tam doświadczenia – wśród których znalazł się pobyt za drutami obozu koncentracyjnego – spożytkuje z kolei w debiutanckim tomie opowiadań „Hotel Ansgar” (1947 r).
Wraca do kraju, pracuje m.in. w „Przekroju” wtedy kultowym i kierowanym przez Mariana Eile oraz „Tygodniku Powszechnym”. „Dziennik 1954” powstanie, gdy jego autor nie ma zajęcia, gnieździ się w małej klitce w dawnym gmachu YMCA na rogu Komopnickiej i Prusa w Warszawie. Obiady jada jednak wciąż w stołówce u literatów: „Przysiadł się Jurek Broszkiewicz. Odważny człowiek. Na ogół nikt nigdy się do mnie nie przysiada” [1].
Tyrmand wykpiwa serwilizm artystów i obłudę oficjalnej propagandy, chwali serdeczność zwykłych ludzi, opisuje koleje swojego związku z dwa razy młodszą partnerką, przede wszystkim jednak daje niepowtarzalne charakterystyki postaci i ich zachowań. Dla przykładu: „Korotyński to redaktor Życia Warszawy, zawodowy bezpartyjny komunista, poseł na sejm, cymbał, tchórz i wazeliniarz o błękitnych oczętach wiejskiego przygłupa, sprzedający swe przedwojenne proweniencje Bermanowi i Zambrowskiemu” [2]. Jest to dziennik jednej pasji, o czym świadczy krótki opis własnego stanu psychicznego po wyjściu z przyjaznego imieninowego przyjęcia na Tamce: „Z zadowoleniem nienawidziłem komunistów” [3]. Diarystę cieszy nawet, gdy ZSRR przegra w hokeja na lodzie.
Pracę nad „Dziennikiem” przerwie z dnia na dzień, gdy podpisze umowę z wydawnictwem Czytelnik na „Złego”, co zawdzięcza Jerzemu Lisowskiemu. O ile swój antykomunistyczny diariusz opublikuje dopiero po ćwierćwieczu na emigracji (1980 r.) – „Zły”, sensacyjna powieść o tajemniczym prześladowcy warszawskich chuliganów i obrońcy ich licznych ofiar, ale przede wszystkim o obyczajach w odbudowującym się mieście i rodzącej się wspólnocie warszawiaków przyniesie mu – tu i teraz – sławę, podziw i pieniądze. Dynamiczna i awanturnicza historia ugruntuje opinię o autorze piszącym dla ludzi, który nie przynudza. I stylistą okazuje się nie byle jakim: „O, peryferie warszawskie! Jakże kocham waszą, pełną groźnego wdzięku brzydotę! Ileż niepokojącego, gorzkiego humoru tkwi w waszym odpychającym niechlujstwie” [4].
Wydać się to może przesadne czy barokowe, ale czytelnik znużony schematyzmem oficjalnej literatury – w lepszym wariancie produkcyjnej o przodownikach pracy, w gorszym traktującej o szpiegach i dywersantach – chłonął to i podzwiał. Zaś w zwykłych ludziach, od kierowcy autobusu do buchaltera, wspierających się w walce z plagą chuligaństwa można nawet dostrzec zapowiedź późniejszego o ćwierćwiecze ruchu Solidarności.
Z sukcesu „Złego” zrodzi się Tyrmand – celebryta avant la lettre i na podobnej zasadzie trendsetter. Powieść ukształtuje na długo lokalne i środowiskowe snobizmy i standardy „bywania”, wzorce zachowań i konceptów.
Królem życia Tyrmand stara się być już w stalinowskiej Polsce: gdy z dworu dobiegają pieśni masowe, jego fascynuje jazz. Budując swój mit, błaznuje na potęgę: w „Dzienniku 1954” odnajdujemy pokaz tańca, jakim zaimponował kolegom swojej młodziutkiej partnerki. Gdy czasy się zmienią – wyda książkę „U brzegów jazzu”. Szczęście ma do niezwykłych kobiet: jego żoną zostaje Małgorzata Rubel, której ojciec Ludwik, redaktor i przedwojenny poseł, na emigracji stanie się powiernikiem generała Władysława Andersa. Kolejną zaś małżonką Tyrmanda będzie Barbara Hoff – dyktatorka mody w trudnych czasach socjalizmu.
W czasie przełomu październikowego w 1956 r. Tyrmand, co dla niego oczywiste, stanie po stronie sił demokratycznych. Pisze ostry pamflet na Bolesława Piaseckiego, wspierającego frakcję proradziecką. Tyle, że wytrawny polityk Janusz Zabłocki, który w ćwierć wieku później w Sejmie PRL skrytykuje Jaruzelskiego za stan wojenny – uzna, że… gwałtowność ataku Tyrmanda wzbudziła takie oburzenie nowego I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, że zmienił plany i pozostawił Piaseckiego na stanowisku przewodniczącego PAX, żeby liberałowie sobie zbyt wiele nie pozwalali.
Z czasem cenzura i polityka wydawnicza pozwalają Tyrmandowi na coraz mniej. „Siedem dalekich rejsów” – kameralna opowieść o niemożności ucieczki z Polski oraz „Życie towarzyskie i uczuciowe” prezentujące postać dziennikarskiego karierowicza i krytyczny obraz konformizmu warszawskiego salonu artystyczno-literackiego ukażą się dopiero na emigracji. Autor szybko pokłóci się tam z Jerzym Giedroyciem i wybierze środowisko amerykańskie. Przystanie w USA do konserwatystów, prowadzi ich think tank Rockford Institute i wydaje „Chronicles of Culture”. Publikuje m.in. „Cywilizację komunizmu”. Amerykańska twórczość Tyrmanda, zwrócona do miejscowych i perswazyjna, ma charakter traktatu politycznego. Pisarz mawia, że przyjechał bronić Ameryki przed nią samą. Stabilizuje też życie osobiste, zawiera kolejne małżeństwo – z młodszą o trzydzieści lat Mary Ellen, doktorantką z iberystyki. Gdy w Polsce wladza wprowadzi stan wojenny, Tyrmand zdąży jeszcze zorganizować w Europie konferencję na temat pomocy dla ruchu demokratycznego. Już po śmierci pisarza w kraju nadejdzie to, co Agnieszka Osiecka określała mianem wysokiej fali tyrmandyzmu. Jako wytrawny analityk antykomunistyczny stanie się guru zwłaszcza dla radykalnej młodzieży, współtworzącej przełom 1988 r, zapowiadający zmianę ustroju. Gdy Tyrmanda już nie było… rozwijali swoje kariery ci, których brał na celownik: opublikowane w 1967 r. w paryskiej „Kulturze” szydercze „Fryzury Mieczysława Rakowskiego” po latach wydawane jako broszury podziemnych wydawnictw wzbudziły wzmożone zainteresowanie, gdy bohater tytułowy w 1988 r. objął urząd premiera [5].
W „Nielegalnej polityce” Andrzej Anusz, jeden z liderów Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Warszawskim w drugiej połowie lat 80 zamieszcza własny dziennik lektur z tamtego czasu, z licznymi fragmentami wynotowanymi z Leopolda Tyrmanda, konkretnie z jego „Uwag o kwestii polskiej”, wśród których ówczesny student historii a przyszły poseł za istotne uznał zwłaszcza wykazanie, że każda zmiana w komunizmie musi być wymuszona przez rewoltę spowodowaną przez niedobory tego ustroju [6]. Po latach widzimy, że nie pomylił się ani student w wyborze cytatów ani pisarz w swoich prognozach.
Stulecie jego urodzin nie przebiegnie w klimacie powszechnej zgody. Syn pisarza Matthew fotografuje się z Jarosławem Kaczyńskim. Procesuje się z Agorą wydającą „Gazetę Wyborczą” oraz z reżyserem filmu o „Panu T.” Marcinem Krzysztalowiczem, który zapewnia, że bohater jest fikcyjny. Na inną produkcję, ekranizację „Złego” w reżyserii Mariusza Paleja autora serialu o policyjnym psie Aleksie – wspieraną przez Matthew – brakuje pieniędzy. [7]
2020 ogłoszono Rokiem Tyrmanda, ale uchwałę podjął Sejm poprzedniej kadencji – z marszałkiem Markiem Kuchcińskim przezywanym Awiatorem za sprawą licznych podniebnych podróży na rachunek podatnika i większością, która nawet budżet na 2017 rok uchwalała w bocznej Sali Kolumnowej bez porządnego policzenia głosów. Sam pisarz umiałby zapewne te wszystkie paradoksy i kontrowersje dowcipnie i w swoim niepowtarzalnym stylu skomentować…
[1] Leopold Tyrmand. Dziennik 1954. Polonia, Londyn 1985, s. 32
[2] ibidem, s. 50
[3] ibidem, s. 19
[4] Leopold Tyrmand. Zły. Czytelnik, Warszawa s. 482
[5] Leopold Tyrmand. Fryzury Mieczysława Rakowskiego. „Kultura” Paryż 1967 nr. 10
[6] Andrzej Anusz. Nielegalna polityka. Akces, Warszawa 2019, s. 446
[7] por. Łukasz Perzyna. Leopold Tyrmand, magik i strateg. „Opinia” nr 26, zima 2019, s. 301-302