Lewica staje okoniem

0
80

Staropolskie powiedzenie świetnie pasuje tu do sytuacji: z grona trzech partii, rozmawiających o zawarciu demokratycznej koalicji, to Nowa Lewica chce dla siebie najwięcej w proporcji do wyniku wyborczego, w jej wypadku nader skromnego: niespełna 9 proc, czyli o jedną trzecią mniej niż wynosił jej urobek przed 12 laty. Teraz wprowadziła 26 posłów, podczas gdy Koalicja Obywatelska – 157, zaś Trzecia Droga – 65.

Dziwaczny już na pierwszy rzut oka pomysł rotacji na stanowisku marszałka Sejmu pojawił się dlatego, że partnerzy pragną przełamać impas w sytuacji, gdy Nowa Lewica żąda tej funkcji dla swojego lidera Włodzimierza Czarzastego.

Czarzasty nie chce wejść do rządu jako wicepremier i minister, deleguje do tej roli szefa klubu Krzysztofa Gawkowskiego, który miałby objąć resort cyfryzacji i zarazem funkcję wiceszefa rządu. Opór przewodniczącego niweczy więc koncepcję, w myśl której odpowiedzialność za rząd wziąć mieliby na siebie wszyscy liderzy koalicyjnych ugrupowań.

Żądają dużo, choć zdobyli niewiele

Nigdy w historii odrodzonej demokracji funkcji marszałka Sejmu nie otrzymało jeszcze ugrupowanie, mające zaledwie 26 posłów. Nawet, gdy po pierwszych wolnych wyborach w 1991 r. Sejm był niezmiernie rozdrobniony, przypadła ona Wiesławowi Chrzanowskiego, za którym stało pięćdziesięciu posłów Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego.

Nie dość na tym:  Nowa Lewica nie chce oferowanego jej stanowiska marszałka Senatu. W grę wchodzi bowiem Magdalena Biejat, wprawdzie z Lewicy, ale nie z jej “twardego rdzenia”, wywodzącego się z b. Sojuszu Lewicy Demokratycznej, tylko z radykalnej Partii Razem przez niechętnych jej przezywanej czasem lewacką. A Czarzasty chce zachować kontrolę nad wszystkimi obsadzanymi przez swoją formację stanowiskami. W poprzedniej kadencji poróżnił się – bez wątpienia z własnej winy, skoro zwymyślał oponentkę – z wytypowaną uprzednio na wicemarszałkinię Senatu Gabrielą Morawską-Stanecką. Z Lewicy odeszła, ale funkcję zachowała. A w tych wyborach weszła do Senatu w ramach paktu demokratycznego, za to wskazana już przez Koalicję Obywatelską.

W tej sytuacji, jeśli Czarzasty postawi na swoim, funkcja marszałka stanie się rotacyjna.  Najpierw obejmie ją Szymon Hołownia z Trzeciej Drogi, a po dwóch latach właśnie Włodzimierz Czarzasty. W Senacie marszałkiem zostanie zapewne Małgorzata Kidawa-Błońska z Koalicji Obywatelskiej.   

Życiowe rozdanie Czarzastego

Włodzimierz Czarzasty bez wątpienia prowadzi grę swojego życia i licytuje wysoko. Trudno przesądzać, co nim powoduje. Wnikliwi wobec innych żurnaliści z trudnych do wytłumaczenia względów go lubią i nie zadają niewygodnych pytań. Niewykluczone, że zakłada skuteczność wyłącznie koalicji parlamentarnej i podział stanowisk w obu izbach między demokratyczne ugrupowania, ale przy tym ich niepowodzenie w misji tworzenia rządu. Taką sytuację sprowokowała już w 1993 r. Unia Pracy: uczestniczyła ponad miarę nawet w rozdaniu funkcji w Sejmie, bo partnerzy z SLD i PSL spodziewali się, że wejdzie z nimi do rządowej “koalicji nadwyżkowej”, ale wcale jej nie zawarła, a stanowiska zachowała. Jeśli analogia okaże się uprawniona, oznacza, że Czarzasty może teraz sabotować tworzenie rządu trzech partii. A sam marszałkiem i tak zostanie, bo bez 26 głosów Lewicy nie obejmie uprzednio tej funkcji Szymon Hołownia ani żaden inny kandydat obozu demokratycznego.    

Zniecierpliwieni partnerzy obecnych negocjacji w kuluarach Sejmu skarżą się więc dosadnie choć mało elegancko, że w tym wypadku ogon merda psem.

Podwładni Czarzastego sugerują raczej, że starannie skalkulował. Jeśli uznał, że trwała koalicja z liberalnymi demokratami przyniesie mu same straty, skoro nie da się przeprowadzić postulatów natury światopoglądowej (na aborcję na życzenie nie przystanie bowiem Trzecia Droga, podobnie jak na ograniczanie wpływu Kościoła na edukację), które przed wyborami stały się wizytówką Nowej Lewicy, bo w tych socjalnych dawno już przelicytował ją PiS- nie będzie zainteresowany w powołaniu rządu. Tylko objęciem funkcji marszałka i ocaleniem własnej formacji przed roztopieniem się w morzu rządzącego obozu demokratycznego. Jedno tylko pozostaje pewne: nie zawiąże koalicji z PiS w tej kadencji, bo mandatów na to nie wystarczy. Ci co znają lidera nie wykluczają też, że będzie podbijał stawkę aż do końca, ale jednak współrządzenie go skusi. Nawet jeśli po zakończeniu kadencji przyszłoby wyprowadzić sztandar Nowej Lewicy, jak niegdyś PZPR.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here