Dla prawie połowy Polaków nic się nie zmieniło za rządów Donalda Tuska, poprawę dostrzega zaledwie co trzeci z nas.
Priorytety społeczeństwa i Koalicji 15 Października w niecały rok po wyborach okazują się całkiem odmienne i pozostaje to winą rządzących. Zdaniem ponad połowy obywateli władz powinna zająć się cenami i rachunkami, żeby przestały rosnąć, zaledwie kilkanaście procent z nas wskazuje na flagowe przedsięwzięcia tej ekipy jak rozliczanie poprzedników, złagodzenie przepisów dotyczących przerywania ciąży czy zreformowanie wymiaru sprawiedliwości.
Zaraz po kosztach życia za główne wyzwanie Polacy uznają poprawę bezpieczeństwa i stanu lecznictwa, na co wskazuje co czwarty obywatel.
Niespełna 40 proc z nas uznaje, że rząd spełnia ubiegłoroczne przedwyborcze obietnice. Zdaniem 53,5 proc.nowa władza dawnych zapowiedzi nie dotrzymuje, przy czym sądzi tak 24 proc wyborców obecnej koalicji z 15 października ub. r. oraz 56 proc tych, co nie głosowało wtedy na nią ani na opozycję, której zwolennicy z kolei pozostają aż w 94 proc w przeświadczeniu o tym, że obietnic rząd nie respektuje. Jeśli więc rzecz ująć najkrócej, rządzący nie tylko nie pozyskali nowych zwolenników ale zawiedli co czwartego z dotychczasowych [1].
Wynika to zapewne z faktu, że dla rządzonych najważniejsze pozostają zadania mniej obecne w codziennym przekazie a zwłaszcza działaniach rządzących. Zdaniem badanych przez IBRIS rząd powinien zająć się w pierwszej kolejności przeciwdziałaniem wzrostowi cen i rachunków (51 proc) a także umacnianiem bezpieczeństwa kraju (28 proc) i poprawą stanu ochrony zdrowia (26 proc). A także zadaniami tak konkretnymi jak budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego i elektrowni jądrowej (po 23 proc). Dopiero potem respondenci wymieniają eksponowane przez władzę cele takie jak: reforma wymiaru sprawiedliwości i rozliczenie poprzedniej władzy oraz obniżenie podatków (po 16 proc). Zaledwie 13 proc za najpilniejszy cel uznaje ułatwienie dostępu do aborcji (13 proc) [2].
Oczekiwania obywateli i priorytety władzy okazują się więc w znacznym jeśli nie dominującym stopniu rozbieżne.
Efekt? Po ponad pół roku od objęcia władzy przez Donalda Tuska 47 proc Polaków nie odczuwa żadnych zmian, uważa tak 27 proc wyborców Koalicji 15 Października. Tylko 35 proc żyje się lepiej, zaś 17,5 proc – gorzej niż za rządów poprzedniej pisowskiej ekipy [3]. Nie chodzi o poglądy, z którymi zawsze można polemizować, lecz o wrażenia z natury subiektywne. Nie da się przecież nikogo przekonać, że powinien czuć się komfortowo albo bezpiecznie, jeśli wie, że mu się nie poprawiło i odczuwa zagrożenie. W polskiej sytuacji jest to wina rządzących, której na nikogo zrzucić się nie uda.
Cała miara kompromitacji
Nowa władza nie umie na pierwszy rzut oka odróżnić się od poprzedniej, tak zapewne najkrócej da się scharakteryzować sposób postrzegania zmian w polskiej polityce przez tych, którzy na co dzień się nią nie interesują. A właśnie oni przesądzili o wyniku wyborów z 15 października ub. r.
Zareagowali masowym jak nigdy (74 proc) udziałem w głosowaniu nie tyle na opresję, której poczucie miało niewielu, czy represje, dotykające nielicznych – co na pewien sposób i styl działania, jaki w latach 2015-23, kiedy to Prawo i Sprawiedliwość po dwa razy wygrywało zarówno wybory do Sejmu jak prezydenckie, zupełnie zdominował nie tylko rodzimą politykę co całość życia publicznego w Polsce.
Rzeczywiści autorzy zmiany u steru państwa, głosujący tłumnie 15 października ub. r. nie otrzymali w zamian sygnału, dotyczącego jakości ich życia ani nawet kultury uprawiania polityki w Polsce.
Rządy PiS cechowały liczne działania o spazmatycznym charakterze, wnoszące do życia publicznego nastrój niepokoju, z których władza wycofała się równie niespodziewanie jak je podejmowała. Tak zdarzyło się w kwestii próby wprowadzenia penalizacji przypisywania Polakom odpowiedzialności za Holocaust, kiedy ekipa pisowska uległa naciskowi Amerykanów i ostateczną wersję zapisów redagowała wspólnie z ekspertami izraelskimi. Podobnie działo się w sprawie koncesji TVN. Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia ówczesna marszałek Sejmu Elżbieta Witek zdążyła już złożyć życzenia swoim pracownikom a także wszystkim dziennikarzom. Ale Sejm jeszcze obradował. I nagle dowiedzieliśmy się, że pod obrady wniesiono projekt, zakładający wyrugowanie z polskich spółek medialnych właścicieli spoza Unii Europejskiej. A TVN to jak wiadomo stacja amerykańska. Później zaś – za sprawą protestów najważniejszego sojusznika – projekt “lex TVN” porzucono równie niespodziewanie jak się on pojawił. Nie wiadomo do końca, czy pisowska władza chciała tylko postraszyć czy naprawdę przemierzała się do zmiany medialnego ładu.
Podobnie niejasne pozostawały jej intencje w kwestii “piątki Jarosława Kaczyńskiego”. Forsowano ją jako ustawę chroniącą zwierzęta, w praktyce wprowadzić miała dyskryminację polskich hodowców w rywalizacji z konkurentami zagranicznymi zwłaszcza spoza Unii Europejskiej. Jedni utrzymują, że ktoś z młodzieżówki chciał się przypodobać Kaczyńskiemu, który uwielbia koty, inni – że drogę do prezesa poprzez podstawione osoby znaleźli lobbyści przemysłowej hodowli zwierząt poza Polską, nie wiązanej regulacjami unijnymi. Wcześniejsza podobna niekorzystna dla naszych rolników regulacja upadła za sprawą marszu na Sejm, zorganizowanego przez Komitet Obrony Polskiego Rolnictwa i Hodowców Zwierząt założony z inicjatywy Dariusza Grabowskiego. O losie kolejnej przesądził sprzeciw parlamentarzystów w samym PiS.
Gaszą pożary, które sami wywołali
Prezes Jarosław Kaczyński wielokrotnie zatem okazywał się specjalistą od gaszenia pożarów, które uprzednio sam wywołał.
Zaś Donald Tusk, pomimo gromkich zapowiedzi poprawiania jakości polskiego życia publicznego – zachował wiele ze sposobu uprawiania polityki przez PiS.
Podobnie koalicja rządząca rozegrała temat aborcji. Zgłoszono projekt zakładający na początek jej depenalizację. Zarazem wprowadzono do niego zapisy, otwierające drogę aborcji na życzenie. W takiej postaci odrzucony został głosami należącego do koalicji rządzącej Polskiego Stronnictwa Ludowego. Donald Tusk wszystko co się zdarzy miał dokładnie policzone i mógł rozstrzygnięcie odłożyć, ale tego nie zrobił. Woli zmian nie przeforsować za to rozgrywać je przeciw sojusznikom, bo wiadomo, że gdy o przerywanie ciąży chodzi, Nowa Lewica i Trzecia Droga a zwłaszcza PSL stają przeciwko sobie, na czym korzysta Koalicja Obywatelska chociaż już nie ta nazwana od daty 15 października jako całość. Pozostajemy przy tym z obowiązującymi regulacjami.
Wokół złagodzenia dotyczących aborcji regulacji prawnych narósł spór wielopiętrowy, jeszcze silniej zaznacza się ten sam mechanizm w kwestii obniżenia składki zdrowotnej. W tej kwestii pojawiły się aż cztery projekty. Nawet najmniejszy koalicjant – Nowa Lewica, nie mówi jednym głosem, bo partia Razem ma zdanie odrębne od reszty klubu.
Wywodząca się z Polski 2050-Trzeciej Drogi minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz opowiedziała się za podwyższeniem wieku, w którym polscy pracownicy mogą przechodzić na emeryturę. Jej koleżanka z rządu Marzena Okła-Drewnowicz z Koalicji Obywatelskiej zaraz zaprzeczyła, żeby podobne prace w ogóle podejmowano czy nawet planowano. Podniesienie wieku emerytalnego stało się jedną z przyczyn utraty władzy przez poprzedniczkę KO, Platformę Obywatelską na rzecz Prawa i Sprawiedliwości w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2015 r. Tym bardziej zastanawia więc obecny wielogłos w tej samej sprawie.
W potocznym przekonaniu władza zajmuje się wszystkim, poza tym, do rzeczywiście robić powinna. Leży odłogiem to, co najważniejsze.
Badania opinii publicznej okazują się w tej mierze narzędziem użytecznym, ale potwierdzającym tylko obserwację codziennych zachowań i rozmów obywateli.
Projekt “Koalicji 15 Października” był dla nich czymś więcej, niż tylko wymiarem “anty-PiS”-u, pomysłu na przejęcie władzy z rąk nominatów Jarosława Kaczyńskiego i ewentualnego ich rozliczenia. Literalnie zrealizowano to w TVP, gdzie efekt okazał się nader skromny i niewystarczający: z chwilą przejęcia sygnału i wyrzucenia agitatorów PiS skończyliśmy ze zgorszeniem publicznym ale o odnowie telewizji nie da się mówić. Chociaż realia biznesowe, zwłaszcza ujawniony już zamiar sprzedaży TVN przez jej amerykańskiego właściciela, koncern Warner Bros. Discovery, sprzyjają jak nigdy podjęciu kolejnej próby odbudowy telewizji publicznej w Polsce podobnie jak tradycja rodzimego ładu medialnego, w którym miejsce na nią – w stricte państwowym czy bardziej zrównoważonym wymiarze – zawsze się znajduje.
Ostatnie okrążenie
W osiem miesięcy po objęciu władzy nawet rząd Tadeusza Mazowieckiego, chociaż premiera nie bez racji przezywano żółwiem, zdążył przeprowadzić już pierwsze od kilkudziesięciu lat w Polsce całkowicie wolne wybory samorządowe, uprzednio wprowadzając regulacje, ustanawiające na szczeblu gmin demokrację lokalną i przymierzał się już do skutecznego usunięcia komunistycznych ministrów, zajmujących “resorty siłowe” (Czesław Kiszczak w MSW i Florian Siwicki w MON).
Przed ćwierćwieczem ekipa Jerzego Buzka w podobnym czasie po wyborach przyjęła reformę samorządowo-administracyjną, jedyną tak udaną po 1989 r. rysując obowiązującą do dzisiaj nową mapę administracyjną kraju. Rząd Jana Olszewskiego chociaż nie mógł liczyć na osiem miesięcy działania (władzę sprawował tylko od 23 grudnia 1991 r. do 4/5 czerwca 1992 r.) ani stabilną większość w parlamencie, swój czas wykorzystał na wywalczenie pierwszego od momentu ustrojowej zmiany wzrostu gospodarczego: przyczynił się do tego umiejętny dobór współpracowników przez premiera-mecenasa, który sam wprawdzie utrzymywał, że na gospodarce się nie zna, ale ministrem finansów został u niego Andrzej Olechowski, pracy Jerzy Kropiwnicki, zaś głównym doradcą gospodarczym Dariusz Grabowski. Osiągnięty za sprawą wielobarwnej ale fachowej ekipy wzrost produktu krajowego brutto stanowił dla milionów Polaków namacalny dowód, że warto było odejść od socjalizmu i jego pozornych, jak się okazało, dobrodziejstw.
Największym efektem rządów Tuska w podobnym czasie pozostaje przejęcie TVP i Prokuratury Krajowej. Jedno ani drugie wyborców nie porywa, zwłaszcza, że opierało się na działaniach zapewne niezbędnych ale przeprowadzanych na krawędzi prawa. Nieskuteczne okazuje się też tłumaczenie nikłych dokonań rządzących sprawowaniem urzędu prezydenckiego przez Andrzeja Dudę, korzystającego z prawa weta do ustaw, skoro reguły tej gry znane były na długo przed 15 października 2023 r: na przychylność pisowskiego prezydenta już wtedy nie było co liczyć. Zresztą ograniczenie, nawet z przymusu, twórczości ustawowej, sprzyjać mogłoby wypracowaniu standardów, procentujących później uznaniem ze strony opinii publicznej. Zaniedbano to kompletnie, wyczerpuje się nawet udany początkowo pozytywny marketing najbardziej w tej sztuce biegłego marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Zaś nikłą aktywność premiera Donalda Tuska poseł PSL Marek Sawicki tłumaczy jego zamiarem ubiegania się o prezydenturę. Szerokiej opinii jednak ma prawo to nie interesować. Skoro zmiany obiecano, powinny nastąpić.
Głębokie rozczarowanie, przebijające z badań opinii, przejawiające się w codziennych rozmowach i objawiające zanikiem obywatelskiej aktywności tak pięknie zapamiętanej nie tylko w postaci tłumów w lokalach wyborczych na wrocławskim Jagodnie czy pizzy ofiarowanej stojącym w kolejce do głosowania – stanowi dla rządzących sygnał, że zmiany kadrowe nie wystarczą. Zaś rozliczeniowe igrzyska nie zastąpią chleba jeśli przez ten ostatni rozumiemy co najmniej obronę dotychczasowego poziomu życia Polaków. Nie chodzi tylko o to, że spodziewano się, że będzie lepiej a nie tylko tak samo. Ale o rodzaj umowy społecznej, której spisać nikt nie zdążył, ale jej warunki brzegowe wydawały się oczywiste. Ceną za powrót zwyczajnych obywateli do sfery publicznej w wymiarze tak podstawowym jak akt wyborczej decyzji – stać się miała naprawa życia publicznego.
To nie społeczeństwo zaniechało wykonania tego porozumienia. Rządzącym jednak, jeśli nie zabraknie woli, to i czasu, aby je wypełnić. W przeciwnym wypadku mówić będzie można już nawet nie o rozczarowaniu ale o stopniowym powrocie do sytuacji sprzed 15 października, którego kamieniami milowymi staną się wyniki kolejnych głosowań powszechnych. Dla rządzących sygnałem alarmowym powinny stać się już niedawne wyniki wyborów samorządowych i europejskich.
To nie tyle nawet sygnał ostrzegawczy, co dzwonek w konkurencji biegowej obwieszczający ostatnie okrążenie. Tam ważą się losy rozgrywki. Kto nie przyspieszy, ten przegra. Powziętych zobowiązań nie da się odkładać w nieskończoność ani zagadać zgiełkiem komisji śledczych czy kakofonią przekazu 24-godzinnych stacji. Marketing, nawet bez porównania mniej szpetny od odwołującej się do uprzedzeń i resentymentów agitacji pisowskiej, nie zastąpi bowiem realnego działania.
Jednak musi się to wiązać z uznaniem oczywistości, że o ile dla polityków liczą się wybory to dla obywateli czas pomiędzy nimi. Raz zmarnowany, nie powróci i objawi się odrzuceniem ekipy, która zawiodła. Przeżywaliśmy to już parę razy w najnowszej historii. A politycy Koalicji 15 Października nie są w niej nowicjuszami ani debiutantami, wielu z nich ją współtworzyło. Wiedzą też, że nie da się w nieskończoność naprawiać tych samych błędów, zaczynając od początku kolejnej kampanii wyborczej. Cierpliwość Polaków, chociaż dotychczas znaczna i podziwu godna, zaczyna się wyczerpywać, co dokumentują jasno sondaże, ulubione narzędzie pracy polityków.
Nikt nie głosuje w wyborach po to, żeby po nich miał gorzej lub żył dokładnie tak samo jak dotychczas. Polacy uwierzą w zmiany i dobre intencje ich autorów dopiero wówczas, gdy zobaczą ich efekty w osiedlowym sklepie, urzędzie skarbowym czy podczas załatwiania sprawy w ZUS. Dlatego agenda polityków musi się zmienić.Wyniki badań opinii stanowią dla nich gotową ściągawkę. Wytrawni socjologowie podkreślają, że sondaż nie stanowi prognozy ale wyłącznie fotografię nastrojów aktualnych w chwili, gdy się go przeprowadza. Nawet najbardziej dbałym o własne urlopy politykom jego wynik zastąpić więc może zaniechane kontakty z wyborcami. I skłonić do działań, zanim będzie na nie za późno.
[1] sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski z 26-28 lipca 2024
[2] badanie IBRIS z 26-28 lipca 2024
[3] sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski z 7-9 czerwca 2024