Strategia społeczna PiS w świetle jego działań

Zmiany, wprowadzane przez PiS nie oznaczają tylko wygaszania górnictwa aż do ostatniej kopalni do 2029 r. ani postępującego osłabienia rolnictwa, skoro jedne hodowle zostaną zakazane, a inne staną się nieopłacalne, przetrwa zaś tylko ich zagraniczna konkurencja. W połączeniu z postępującą pauperyzacją inteligencji (zimna wojna rządu z nauczycielami i spór z lekarzami, którego nawet COVID nie przerwał) oraz przejmujących jej dawne funkcje społeczne przedsiębiorców – przyniosą dominację odbiorców świadczeń społecznych, głosujących w przeważającej mierze na partię rządzącą.

Brak tylko wskazania, kto wytworzy produkt krajowy brutto i zapłaci podatki, żeby ten rozbudowany socjal sfinansować.

Pierwsze od 28 lat skurczenie się gospodarki oraz ogromny, przekraczający 109 mld zł deficyt budżetowy nie są wyłącznie efektem pandemii ale skutkiem ubocznym inżynierii społecznej PiS.

Nie chodzi wcale o dobrostan norek, które i tak dożyją swoich dni w ciasnych klatkach ani o powstrzymanie efektu cieplarnianego czy redukcję smoguale o emeryta lub biedującego w wielkim mieście przyjezdnego studenta, którzy teraz na kurczaka w Biedronce będą zmuszeni więcej wydać, bo w jego cenę wkalkulowana zostanie strata hodowcy, co dotychczas zarabiał na dostarczaniu drobiowych odpadów jako karmy dla zwierząt futerkowych a teraz dopłaci do ich obowiązkowej w UE utylizacji. W grę wchodzi także groźba, że zmuszeni będziemy sprowadzać węgiel z Ukrainy lub Rosji, skoro nie zbudowaliśmy ani jednej elektrowni jądrowej a marzenia o odnawialnych źródłach energii przerwały wcześniej uchwalone dyskryminujące przepisy o elektrowniach wiatrowych, pozwalające na ich stawianie na terenach równie nielicznych jak rezerwaty indiańskie w Stanach Zjednoczonych.

Liberalizm jak angina, populizm jak rak

Wedle modnych na początku lat 90. – gdy ramy myślenia decydentów wyznaczały reaganomika, thatcheryzm, szkoła chicagowska i consensus waszyngtoński – koncepcji Polak miał pracować w usługach. Liberałowie zachowali jednak pewien umiar czy instynkt samozachowawczy: nawet w dwadzieścia lat po zmianie ustrojowej rząd Donalda Tuska nie tykał kopalń (100 tys górników wcześniej odesłał na odprawy lub postojowe solidarnościowy premier Jerzy Buzek), a o rolnictwo dbać musiał, bo pozostawał w koalicji z reprezentującym interesy wsi Polskim Stronnictwem Ludowym. 
Za rządów PiS wyborca siedzi “na socjalu”. Utrzymuje bo państwo. W praktyce jednak – zaradniejszy sąsiad, łupiony przez poborców. Środków na to, pochodzących z podatków, będzie jednak coraz mniej, wbrew buńczucznym zapowiedziom władzy sprzed pięciu lat, że poskromi karuzele vatowskie i prostym receptom, że wystarczy nie kraść, a pieniądze na programy społeczne same się znajdą.
Zabraknie ich jednak znów nie za sprawą zarazy, tylko konsekwentnego dyskryminowania klasy przedsiębiorczej i kreatywnej oraz wygaszania całych branż realnej gospodarki.

Zwycięska rewolta pracującej Ameryki

Zaskakujące zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach sprzed czterech lat uzasadnić można buntem amerykańskiej klasy pracującej. Wcześniej wielki kryzys zapoczątkowany upadkiem Lehman Brothers pokazał, do czego prowadzi przyznawanie kredytów hipotecznych na domy wiecznym beneficjentom opieki społecznej i mieszkańcom przyczep campingowych.

Wspólnotę interesów uświadomili sobie konserwatywni nowojorscy prawnicy oraz robotnicy z zagrożonych likwidacją stalowni z “pasa rdzy”, skupiającego stare gałęzie przemysłu, wykładowcy koledżów znad Wielkich Jezior oraz farmerzy z Nebraski. Rywalką ekscentrycznego miliardera i telewizyjnego celebryty pozostawała Hillary Clinton, dawna pierwsza dama, której większość wyborców utrzymywała się ze świadczeń społecznych, finansowanych przez pracujących Amerykanów. Bunt tych ostatnich przyniósł wyborczą niespodziankę i zasadniczy zwrot w historii Stanów Zjednoczonych, owocujący również zmianą redystrybucji dochodu narodowego. Trumpowi pomimo licznych niezręczności kampanijnych i prorosyjskich uwikłań przyznać trzeba, że w tym cudzie nie przeszkadzał, w przeciwieństwie do poprzedniego republikańskiego kandydata na prezydenta i również miliardera Mitta Romneya, który w trakcie spotkania z bezrobotnymi w Nowym Orleanie zagaił nagle od siebie, że doskonale ich rozumie, bo przecież sam też nie ma stałej pracy. Wybory, jak łatwo się domyślić, wygrał wtedy jego demokratyczny konkurent Barack Obama.

Przebudzenie polskiego podatnika

Społeczna topografia obecnych protestów w Polsce również pokazuje, że motorem przyszłych zmian stają się niezadowolone grupy, utrzymujące siebie i rodziny – a przy okazji również bez pytania ich o zdanie wyborczą klientelę PiS – z własnej pracy.   
Teraz jesienią przyjechali do stolicy hodowcy, wcześniej latem na ulice wyszli organizatorzy imprez masowych (pod kolumną Zygmunta kilkuset z nich, zachowując przepisowy w czasie pandemii odstęp, usiadło na metalowych skrzynkach ze sprzętem dźwiękowym) a pod Sejm przemaszerowali przedstawiciele wszystkich zawodów medycznych – dyskryminowani choć dźwigają na sobie ciężar walki z wirusem. Demonstrowali również przedsiębiorcy, wciąż pozbawieni własnej reprezentacji, chociaż do reaktywowania powszechnego samorządu gospodarczego od dawna nawołują ekonomista i przedsiębiorca Dariusz Grabowski oraz admirał Marek Toczek. Rok temu długo strajkowali nauczyciele, wciąż szanowani, choć spauperyzowani.

Ujmowali się za nimi zarówno samorządowcy jak celebryci oraz pisarka Olga Tokarczuk, wtedy jeszcze nie noblistka. Wszystkich ich łączy jedno: że płacą własne podatki a nie z cudzych żyją.

Różnice między sposobem myślenia jednych i drugich pozwolę sobie zobrazować anegdotą z życia. Wiele lat temu w godzinach tzw. biurowych poszedłem do redakcji “Tygodnika Solidarność”, gdzie w newsroomie zasiadłem do telefonu i zacząłem przeprowadzać wywiad przeznaczony dla tego pisma. Po chwili fotoreporter oraz jeden ze starszych publicystów próbowali mnie uciszać, że pracując – przeszkadzam im w zebraniu związkowym. Jak się okazało, chociaż związek zawodowy pozostawał wtedy stuprocentowym właścicielem tygodnika, w redakcji działała również komisja zakładowa. Niestety, popierając walkę z wulgarnością w sieci nie jestem w stanie zacytować, jak wtedy domorosłym wash and go, właścicielom i związkowcom w jednym, odpowiedziałem. Natomiast faktem pozostaje, że zebrania związku odbywały się w godzinach pracy, a kto pracował – ten w nich przeszkadzał. Ale nie skupiajmy się na złych wzorcach, nie brak zresztą smutniejszych i bardziej jeszcze absurdalnych dowodów na uwiąd tradycji pierwszej Solidarności. Chlubnych przykładów dostarcza za to historia.

Powrót warstwy historycznej

Stanisław Tarnowski i Józef Szujski, galicyjscy Stańczycy w czasach zaborów wielką misję przypisywali “warstwie historycznej”, kluczowemu dla ich myśli pojęciu. “Owa warstwa na górze, którą nazwaliśmy naturalnym rządem, ton dającym społeczeństwu w latach niewoli, warstwa ludzi znakomitych pracą, inteligencją, majątkiem a nade wszystko poczuciem narodowych obowiązków” – pisał w 1867 r. Józef Szujski [1]. Przy czym jednak jak zauważa znawca idei Marcin Król: “Warstwa historyczna jako upoważniona do przewodzenia społeczeństwu to kategoria duchowa, metafizyczna raczej niż społeczna” [2]. W praktyce rolę tę pełniła dawna szlachta, przekształcająca się stopniowo w inteligencję – w zaborze rosyjskim z konieczności w następstwie uwłaszczenia chłopów przez rząd carski – oraz wolna od utracjuszowskich przyzwyczajeń i nadmiernego schlebiania obcym dworom część arystokracji. Przemysł i banki znajdowały się głównie w rękach obcych, choć także w środowisku ich właścicieli nie brakowało chętnych do ofiarnych gestów: Leopold Julian Kronenberg zafundował Henrykowi Sienkiewiczowi salonkę kolei warszawsko-wiedeńskiej, gdy pisarz podróżował z odczytami. Bez niepodległości wspieranie rozwoju i myśli pozostawało jednak tylko działaniem uznaniowym.

Powrót tej ostatniej przybliżyły środowiska, opisane przez Wojciecha Giełżyńskiego w “Budowaniu Niepodległej” oraz Bohdana Cywińskiego w “Rodowodach niepokornych” – socjaliści i narodowcy, na co dzień się zwalczający, ale z historycznej perspektywy raczej komplementarni w tym dziele.

Jak pisze Cywiński: “Środowiska radykalnej inteligencji warszawskiej z przełomu stuleci – a tym bardziej z lat późniejszych – przypominają rozległe mrowisko, pulsujące nieustannym ruchem (..). Nielegalna nauka czytania i pisania po polsku w ochronkach na przedmieściach Warszawy. Tajne szkoły początkowe dla dzieci najbiedniejszych, założone przez Cecylię Śniegocką funkcjonowały lat dwanaście, skupiając na kilkunastoosobowych kompletach około 2000 dzieci rocznie. Nielegalne kursy oświatowe dla pracujących: korzystali z nich terminatorzy, szwaczki, dorośli robotnicy (..). Tajna wyższa uczelnia. Tajna biblioteka naukowa. Nieoficjalne stypendia naukowe z Kasy im. Mianowskiego, przeznaczone zarówno na studia w kraju, jak na pobyty naukowe za granicą” [3]. 
Już w 1914 r. gdy z krakowskich Oleandrów wyruszyła Pierwsza Kadrowa, przyszło zbierać efekty tych działań. Jak wylicza z kolei Wojciech Giełżyński: “na 11.480 legionistów będących w ewidencji, robotników było 2.128, rzemieślników 2.642, rolników 825, inteligentów różnego typu – 5.885. Jeszcze wyższa była inteligenckość I Brygady” [4]. 

Inteligencja dominowała także w Armii Krajowej, chociaż zasługi partyzantki Batalionów Chłopskich również pozostają niepodważalne. Straty wojenne i eksterminacja od Palmir po Katyń, jak również emigracja przeorały jednak głęboko dotychczasową “warstwę historyczną”.

Zapowiedzią nowego sojuszu, który doprowadzić miał do odzyskania przez Polskę niepodległości stało się w okresie Polskiego Października 1956 r. współdziałanie radykalnej inteligencji i mas robotniczych, które wtedy posłużyło wyłącznie poszerzeniu marginesu swobody i suwerenności – bo milionowy tłum z wiecu na placu Defilad pozwolił Władysławowi Gomułce zagonić się z powrotem do pracy – ale w pełni urzeczywistniło się ćwierć wieku później w pierwszej Solidarności, której też by nie było, gdyby nie bunt robotników Radomia i Ursusa, zwycięski, bo podwyżki cen jeszcze w czerwcu 1976 r. cofnięto.

Również Solidarność druga – już nie tak masowa, ale paradoksalnie mimo to wreszcie zwycięska – wyrosła z uzgodnionych wzajemnie protestów młodych robotników i studentów w 1988 r. Gdy władza spacyfikowała siłą Nową Hutę, zastrajkował Uniwersytet Warszawski.

Jednak już pierwsze lata transformacji ustrojowej, z planem Leszka Balcerowicza na czele unicestwiły zaplecze podziwianego ruchu związkowego wraz z zamykaniem wielkich zakładów pracy.

Rolę animatorów rozwoju i wzrostu gospodarczego przejęli tworzący miejsca pracy przedsiębiorcy, dziedzicząc w znacznej mierze tradycje dawnej szlachty i inteligencji, po zmianie ustrojowej rozwarstwionej na elegancką klasę średnią i zaniedbaną wiecznie sferę budżetową.

Znów paradoksalnie do przełamania tego ostatniego podziału przyczyniły się dopiero drugie pięcioletnie rządy PiS, kiedy to klasa kreatywna (o Oldze Tokarczuk była już mowa) czynnie i dumnie wsparła strajk nauczycieli. 
PiS stawia dziś na element socjalny. Zwalcza natomiast tych, którzy potrafią być od państwa niezależni, bo pracują na swoim, tworzą miejsca pracy albo przynajmniej z własnej pracy żyją.

Partia rządząca kąsa więc rękę, która ją karmi, a przynajmniej finansuje z podatków jej ekscentryczne niekiedy czy kontrowersyjne przedsięwzięcia socjalne, jak 500plus, które wzbogaciło wprawdzie wydatnie niemieckich sprzedawców używanych samochodów i zagraniczne sieci handlowe, ale nie poprawiło – chociaż taki miał być cel świadczenia – wskaźników demografii w Polsce.

Podobnie w PRL wrogiem pozostawała prywatna inicjatywa, dopiero gen. Wojciech Jaruzelski wobec krachu oficjalnej socjalistycznej gospodarki zezwolił na firmy polonijne, którym zresztą kres położył plan Balcerowicza, przyjmując rozliczenia korzystne dla zagranicznych koncernów i banków a nie rodzimej wytwórczości. 

Jak Kaczyński kończy pracę Balcerowicza

Jarosław Kaczyński kończy teraz dzieło, które rozpoczął Leszek Balcerowicz: likwidowania dawnej bazy społecznej wielkiej dziesięciomilionowej Solidarności. Minister finansów w rządach Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jerzego Buzka pozamykał fabryki, dawne twierdze ruchu związkowego i pozbawił Polaków ich oszczędności, co stało się wygórowaną ceną za ustabilizowanie waluty. Dawny jego krytyk Kaczyński zeruje górnictwo – nie bacząc na chlubną i męczeńską tradycję dziewięciu poległych z Kopalni Wujek – i likwiduje hodowle, osłabiając wieś, skąd przed laty chłopscy synowie wyruszyli do pracy w Stoczniach Gdańskiej i Szczecińskiej, które dały nam Sierpień.
PiS czyni to zresztą w sojuszu z liderami związkowymi, co stanowi miarę degrengolady tych ostatnich. 

Papieska nauka również dla profanów             

Domorosłym likwidatorom, zwolennikom społecznej eutanazji oraz tym, którym marzy się herostratesowa sława destruktorów polskiego przemysłu i energetyki czy rolnictwa i hodowli warto przypomnieć słowa Jana Pawła II zapamiętane z jego pierwszej po zmianie ustrojowej pielgrzymki do Ojczyzny: – Nie niszczcie. Zbyt długo niszczono.

Ojciec Święty wcale nie miał wtedy na myśli wyłącznie aborcji, jak płytko i w doraźnym kontekście próbowali jego myśl interpretować domorośli komentatorzy. Tylko dobro wspólne i rację stanu.

[1] Dwie odpowiedzi. “Przegląd Polski” maj 1867 [w:] Józef Szujski. Pisma polityczne. Kraków 1885, t. 1, s. 311
[2] Marcin Król. Polska myśl konserwatywna [wstęp do:] Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich. PAX, Warszawa 1985, s. 21
[3] Bohdan Cywiński. Rodowody niepokornych. Editions Spotkania, Paryż 1985, s. 83-84   
[4] Wojciech Giełżyński. Budowanie Niepodległej. Instytut Literacki, Paryż 1985, s. 258 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here