Fakty dokonane… zamiast zrywu

Zamiast wzniecać kolejne powstanie, niepodległość odzyskaliśmy wtedy przy zapewne najmniejszej możliwej liczbie poniesionych ofiar. Po 123 latach doznawanych cierpień i represji. To wtedy rozwaga Polaków po raz pierwszy zadziwiła świat. Co znamienne, skutecznie uzupełniały się działania nominalnie konkurujących ze sobą obozów politycznych.

Proporcje sił między Polakami a Niemcami kształtowały się jak jeden do szesnastu, jeśli idzie o wyszkolonych żołnierzy.

Jak Piłsudski z niemieckimi bolszewikami się dogadał

Wprawdzie datę 11 listopada 1918 r. uznano wówczas za moment odzyskania przez Polskę niepodległości, ponieważ tego dnia Rada Regencyjna (organ władzy wprawdzie polski, ale współdziałający z okupantem) powierzyła Józefowi Piłsudskiemu dowództwo nad armią oraz pieczę nad tworzeniem rządu, ale równie istotny wydaje się trzeci element jego aktywności: wówczas właśnie po nocnych negocjacjach ustalił z Niemcami, że wycofają się z dawnego zaboru rosyjskiego.

Partnerami tych rozmów w nocy z 10 na 11 listopada stali się już nie dowódcy, bo generalny gubernator Hans Beseler zdążył uciec wiślańskim statkiem do Torunia, lecz przedstawiciele rad żołnierskich. Okazali się miarodajną władzą w armii, zrewoltowanej po przegranej wojnie światowej, później nazwanej pierwszą. Zgodnie z ustaleniami do 19 listopada 80-tysięczna armia niemiecka wycofała się z ziem b. Królestwa Polskiego. Ten negocjacyjny triumf okazał się pierwszym zwycięstwem Piłsudskiego po powrocie do ojczyzny z twierdzy magdeburskiej.

Jak podkreśla autor książki “Wokół Marszałka” dr Andrzej Anusz, Józef Piłsudski wygrał wtedy, bo skutecznie występował w podwójnej roli: przywódcy narodu oraz lidera lewicowej formacji. Dawny aktywista Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej, uczestnik jej brawurowych akcji ekspropriacyjnych (w tym legendarnej na wagon pocztowy pod Bezdanami w 1908 r.) wiedział, jakich argumentów użyć w pertraktacjach ze zradykalizowanymi żołnierzami pokonanej na frontach, ale wciąż groźnej i zbrojnej niemieckiej armii.     

Uniknęliśmy w ten sposób rozlewu krwi i zniszczeń. 

Wysiadł z pociągu, z czerwonego tramwaju też

Połowa społeczeństwa żyła wtedy w nędzy, spowodowanej ponad stuleciem zaborów, druga połowa w biedzie, wywołanej przez cztery lata wojny – tak rzecz ujmują historycy. Nawet w najbogatszej na naszych ziemiach Warszawie, wcześniej nazywanej “Paryżem północy” na jedną izbę przypadało 3,7 mieszkańca. Dochodziły do tego świeże wojenne ruiny. W zaborze rosyjskim zniszczono 60 proc dworców kolejowych i 50 proc mostów. W rolnictwie zaś produkcja spadła do połowy poziomu przedwojennego.

Taki stan rzeczy zastawał Piłsudski, wysiadając wczesnym rankiem w niedzielę 10 listopada z pociągu na dworcu wiedeńskim, gdzie witało go nieliczne grono podwładnych z płk. Adamem Kocem, komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej, ówczesnego odpowiednika późniejszej o ćwierć wieku Armii Krajowej oraz również niedawno uwolnionym z więzienia, tyle, że rosyjskiego Aleksandrem Prystorem. Już wkrótce – jak rzecz ujmą metaforycznie historycy – Piłsudski wysiądzie z czerwonego tramwaju na przystanku: niepodległość. Oznacza to rezygnację z rewolucji socjalnej i pokusy dyktatury na rzecz ustanowienia demokracji. Na tej ostatniej zresztą we własnym przekonaniu po latach się zawiedzie i zlikwiduje ją po przewrocie majowym (1926 r.) w parę lat. Jednak na poziomie taktycznym w 1918 r. odniesie zwycięstwo i uchroni Polaków przed najgorszym. 

Jak wykazuje bowiem Paweł Zaremba w “Historii Dwudziestolecia”: “W Polsce jedyną zorganizowaną siłą zbrojną w mundurach był pięciotysięczny korpus stworzony przez Niemców – żałosna raczej pamiątka poronionych planów niemieckich wyciągnięcia z Królestwa Polskiego rekruta za cenę mglistych obietnic. Żołnierz ten posłużył jako pierwszy zalążek wojska polskiego w kraju. 7 października 1918 r. Rada Regencyjna odebrała dowództwo nad nim niemieckiemu generałowi Beselerowi i powierzyła je generałowi Rozwadowskiemu. Lecz właściwą siatką organizacyjną dla wojska polskiego było POW – Polska Organizacja Wojskowa tajna i ogarniająca swymi komórkami wszystkie ziemie polskie. Od ostatnich dni października jej oddziały przystąpiły do rozbrajania Austriaków a od 10 listopada do rozbrajania Niemców” [1].

Najpierw jednak jeszcze 28 października 1918 r., jak relacjonuje Małgorzata Olejniczak, “w wolnej Galicji przywódcy Koła Polskiego w Radzie Państwa powołują Polską Komisję Likwidacyjną, której działania obejmują tereny na zachód od Sanu. Wincenty Witos zostaje jej prezesem. Koalicja składała się z 23 przedstawicieli wybranych wedle klucza partyjnego. Przejęto formalnie władzę cywilną i wojskową, wezwano ludność do zachowania porządku i spokoju, wojsko do poddania się rozkazom brygadiera Roi, który został komendantem polskiej siły zbrojnej. Przejęcie władzy w całym kraju dokonało się spokojnie i bezkrwawo” [2].

Dlatego też premier powołanego w nocy z 6 na 7 listopada w Lublinie Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej (nawet słowo “Rzeczpospolita” uchodziło przy ówczesnych nastrojach za zbyt konserwatywne) socjalista Ignacy Daszyński mówił podczas wiecu w tym samym mieście z udziałem Polskiej Partii Socjalistycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego w dniu 10 listopada ze szczerą dumą: “Ani w Krakowie, ani w Lublinie ręce nasze nie splamiły się krwią polską. Lud władzę wziął mocą swej liczby i siły, mocą nieskończonych cierpień i ofiar, nałożonych mu przez wojnę światową” [3].  

W Lublinie okupanci austriaccy oddawali broń raczej bez oporu, wielu żołnierzy wywodziło się zresztą z mniejszości etnicznych i głównym ich pragnieniem po przegranej wojnie stał się powrót do domu. Również w Warszawie starano się, żeby ofiar było jak najmniej. Do strzelaniny w trakcie rozbrajania Niemców doszło jednak na placu Teatralnym i dworcu wiedeńskim, chociaż nie wtedy, gdy witano tam powracającego z twierdzy magdeburskiej Piłsudskiego, osadzonego w niej rok wcześniej przez Niemców za odmowę złożenia im przysięgi na wierność przez podległe mu Legiony.

Józef Piłsudski taki wynik wojny, że przegrają ją wszyscy zaborcy, przewidział w paryskim wykładzie w Towarzystwie Geograficznym już w lutym 1914 r, jak nadmienia autor książki “Wokół Marszałka” socjolog i historyk idei Andrzej Anusz [4].

“11 listopada Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu naczelne dowództwo wojsk polskich i zwróciła się do niego o utworzenie rządu narodowego” – rekapitulował najwybitniejszy biograf Komendanta i wieloletni towarzysz jego drogi Wacław Jędrzejewicz [5].  

Piłsudski wprawdzie powierzył misję tworzenia rządu Daszyńskiemu, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że ten gabinet nie powstanie. Lubelski premier (wtedy nie było to jeszcze jak w 1944 r. określenie pejoratywne) wyszedł ze sprawy z honorem, bo słowa dotrzymał, kiedy w cytowanej już mowie obiecywał przeprowadzenie “wyborów czystych i uczciwych” [6]. Tak się stało, zanim minęły trzy miesiące od jego deklaracji. Jednak w listopadzie 1918 r. premierem warszawskiego już rządu został nie Daszyński, lecz inny działacz PPS, uchodzący za bardziej umiarkowanego i silniej związany z Piłsudskim Jędrzej Moraczewski. Jego następcą już w styczniu 1919 r. będzie pianista Ignacy Paderewski, związany z prawicą, co dowodzi, że Piłsudski naprawdę z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość wysiadł.

Dlaczego prezydent Wilson w dniu zwycięstwa czas dla Dmowskiego znalazł

Prawica położyła ogromne zasługi dla uznania międzynarodowego Polski oraz wytyczenia korzystnych dla nich granic. Trzeba bowiem pamiętać, że dla Ententy zachodniej Piłsudski, nawet świeżo uwolniony z internowania w Magdeburgu, pozostawał dawnym sojusznikiem Niemców. Za to wiarygodnymi partnerami dla zwycięzców I wojny światowej okazali się narodowi demokraci.   

Gdy 11 listopada 1918 r. w wagonie kolejowym w Compiegne francuski marszałek Ferdynand Foch przyjmował kapitulację pokonanych Niemiec, w odległym Waszyngtonie inny przedstawiciel zwycięskiej koalicji prezydent Stanów Zjednoczonych i główny twórca powojennego ładu światowego Woodrow Wilson znalazł czas na rozmowę z reprezentantem narodu dopiero wybijającego się na niepodległość. Gościem w Białym Domu był tego dnia Roman Dmowski z Komitetu Narodowego Polskiego. Żeby jednak stało się to możliwe, potrzeba było wielu starań. 

Jak opisuje Marian Marek Drozdowski “we wrześniu 1918 r. Paderewski wznowił zabiegi wśród senatorów amerykańskich, mające wyjednać uznanie niepodległości Polski. Pozytywnie odpowiedział na jego apel m.in. senator Henry Cabot Lodge. W początkach tego miesiąca Paderewski wysłał nowy list do Wilsona prosząc go o przyjęcie Romana Dmowskiego i o rozmowę na temat kształtu terytorialnego przyszłej niepodległej Polski (..). 13 września prezydent przyjął Paderewskiego i Dmowskiego (..). Dmowski i Paderewski przekonywali Wilsona, że Polska jako kraj niepodległy nie może istnieć bez Śląska, Wielkopolski i Pomorza, w tym przede wszystkim Gdańska” [7]. 

Droga do tego celu była jeszcze odległa. Za to w kolejnej rozmowie w Wilsonem Dmowski zadba o to, żeby rozciągnięte na Wschodzie pokonane wojska niemieckie nie wycofywały się chaotycznie, bo wtedy na ich miejsce wejdą bolszewicy. Niebezpieczeństwo udało się zażegnać. Do bitwy o wszystko z tymi ostatnimi dojdzie dopiero w 1920 r. na przedpolach Warszawy.

Jak pan Roman uratował demokrację w Polsce

Dba jednak też Dmowski o to, żeby nie doszło do starć bratobójczych.  Chociaż wie, że to nie jego ugrupowanie rozdaje karty w kraju. Jak wyłuszcza jego biograf Krzysztof Kawalec: “Powróciwszy do Paryża, Dmowski musiał łagodzić irytację swych współpracowników. 23 listopada, na pierwszym posiedzeniu KNP, w którym wziął udział po powrocie zza oceanu utrącił wniosek obalenia rządów ludowych siłą (..)” [8]. Popularny “pan Roman” nie stracił bowiem wiary w siłę kartki wyborczej ani w moc własnych zasad.    

Decyzję powrotu do kraju podjął Paderewski już po 11 listopada. Chicagowski polonijny “Wydział Narodowy w związku z tym jednogłośnie przekazał do jego dyspozycji na cele narodowe 100 tysięcy dolarów” – relacjonuje Drozdowski [9]. Po przyjeździe do kraju wielki pianista odegra tam ogromną rolę. Jego przyjazd po Poznania w Święta 1918 r. stanie się okazją do patriotycznych manifestacji, zaś ich zaatakowanie przez niemieckie bojówki – przyczyną wybuchu Powstania Wielkopolskiego, określanego później przez historyków mianem jedynego zwycięskiego w dziejach Polski. W styczniu, już w Warszawie, Ignacy Jan Paderewski zostanie premierem.       

Polska po 123 latach niewoli odrodziła się od razu jako państwo demokratyczne. Wszystkim obywatelom zapewniła rozliczne swobody, kobietom prawo głosowania, robotnikom urlopy i ubezpieczenia oraz ośmiogodzinny dzień pracy. Pierwsze wolne wybory do Sejmu Ustawodawczego odbyły się już 26 stycznia 1919 r. i pomimo trzaskającego mrozu, zrujnowanych przez wojnę dróg i mostów oraz trwającej epidemii grypy hiszpanki gorszej niż współczesny nam koronawirus – wzięło w nich udział 77 proc obywateli. Również teraz wiele byśmy dali za podobną frekwencję przy urnach wyborczych.     

[1] Paweł Zaremba. Historia Dwudziestolecia (1918-1939). Wyd. Przyszłość, Warszawa 1983, t. I, s. 19 

[2] Małgorzata Olejniczak. Witos. Buchmann, Warszawa 2012, s. 54

[3] Ignacy Daszyński. Teksty. Czytelnik, Warszawa 1986, s. 218

[4] por. Piłsudski oszczędzał polską krew. Rozmowa z Andrzejem Anuszem. “Samorządność” nr 72, listopad 2022

[5] Wacław Jędrzejewicz. Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1986, s. 58

[6] Daszyński. Teksty, op, cit, s. 221-222

[7] Marian Marek Drozdowski. Ignacy Jan Paderewski. Zarys biografii politycznej. Wyd. Interpress, Warszawa 1986, s. 128 

[8] Krzysztof Kawalec. Roman Dmowski 1864-1939. Ossolineum, Wrocław 2002, s. 195

[9] Drozdowski; Paderewski, op. cit, s. 133 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here