Nazwę epoce dał tytuł powieści rosyjskiego pisarza Ilii Erenburga “Odwilż”, opisującej mozolne wyplątywanie się radzieckiej inteligencji i robotników z więzi systemu totalitarnego i ich wybijanie się na godność i szacunek dla samych siebie. W lutym 1956 na zamkniętym posiedzeniu XX zjazdu KPZR sekretarz generalny Nikita Chruszczow potępił za masowe represje swojego nieżyjącego już poprzednika Józefa Stalina. Zaś w Polsce jeszcze w marcu tego samego roku w tygodniku “Po Prostu” młody prawnik Jan Olszewski wspólnie z dwoma współautorami ogłosił artykuł “Na spotkanie ludziom z AK” [1]. Z kolei w sierpniu po raz pierwszy obchodzono jawnie rocznicę Powstania Warszawskiego.
Wielu obserwatorów w tym Norman Davies uznaje, że jego tragedia miała wpływ na powściągliwość i dojrzałość, jaką później w dniach przełomu październikowego zaimponowali światu polscy robotnicy. Bez ofiar osiągnęli wiele: koniec masowych prześladowań, przerwanie kolektywizacji rolnictwa (co miało dla nich osobiste znaczenie, bo załogi fabryk tworzyli synowie chłopów), uwolnienie kard. Stefana Wyszyńskiego i odwołanie ministra obrony narodowej, marszałka Konstantego Rokossowskiego do ZSRR oraz powrót stamtąd Polaków przetrzymywanych od kilkunastu lat.
Najpierw jednak był Poznański Czerwiec, kiedy to robotnicy zakładów Cegielskiego, noszących wtedy imię Józefa Stalina domagali się “chleba i wolności”. Pod wpływem brutalnej reakcji władz pokojowe wystąpienia z 28 czerwca 1956 r. przerodziły się w powstanie robotnicze, którego uczestnicy jeszcze do końca następnego dnia ostrzeliwali się z dachów. Ikoną stała się ofiara życia trzynastoletniego Romka Strzałkowskiego. Zaś symbolem bezlitosnej arogancji przemówienie premiera Józefa Cyrankiewicza, który – chociaż sam były więzień Oświęcimia i uczestnik obozowego ruchu oporu – postraszył pracowników polskich fabryk… obcinaniem rąk podniesionych na władzę ludową.
Robotnicy nie ulękli się, za to zachowali rozwagę. I mądrość zbiorową, co nagle ujawniła się w zatomizowanym w jedenaście lat po wojnie społeczeństwie, ciężko doświadczonym przez stalinizm.
Wrzenie ogarnęło w październiku 1956 r. zgodnie fabryki i uczelnie. Na jednych i drugich dominowali już wtedy chłopscy synowie. Inżynieria społeczna obróciła się przeciw tym, co ją programowali. Liderem patriotycznych wystąpień robotników żerańskiej Fabryki Samochodów Osobowych stał się sekretarz tamtejszej organizacji partyjnej Lechosław Goździk. W trakcie wiecu na Politechnice Warszawskiej o swobody demokratyczne upominał się rozczarowany filozof marksistowski Krzysztof Pomian. Jednak masy uczestniczące w wiecach i demonstracjach pozostawały w przeważającej mierze antykomunistyczne. Jeśli w wystąpieniach i rezolucjach powoływano się na chęć ulepszania socjalizmu, stanowiło to kamuflaż i taktyczny wniosek, wyciągnięty z tragicznego czerwcowego doświadczenia robotników poznańskich.
Sojusz robotników ze studentami i młodą inteligencją stał się faktem. Jak opisują Zbysław Rykowski i Wiesław Władyka w książce “Polska próba Październik ’56”: “9 października w Uniwersytecie Warszawskim odbył się wiec z udziałem tysiąca studentów oraz delegatów 20 warszawskich zakładów pracy. Na wiecu uchwalono list otwarty do wszystkich studentów w Polsce. Wzywano w nim do utworzenia nowej “prawdziwie rewolucyjnej, politycznej organizacji młodzieżowej”, która będzie walczyć o jawność życia politycznego, o realizację zasady odpowiedzialności i konsekwentne rozliczenia z przeszłością, o demokrację robotniczą (..). “W związku z istniejącą sytuacją w dziedzinie cenzury prasy – pisano – powinniśmy przy pomocy wszystkich dostępnych form propagandy zapoznawać jak najszersze masy społeczeństwa Warszawy z istniejącą sytuacją polityczną, poprzez ulotki, jednodniówki, wystawy satyryczne, wiece, spotkania (..)”” [2]. To klimat podobny do tego ćwierć wieku później, a nawet lepszy, ponieważ w czasach pierwszej Solidarności studenci wcale nie stali się równorzędnymi partnerami dla robotników: złożony z żaków na urlopach dziekańskich NZS pozostawał wyłącznie “młodszym bratem” dziesięciomilionowego ruchu NSZZ “S”. Dopiero w 1988 r. studenci rzeczywiście przydali się tym kolegom z podstawówki, co po jej ukończeniu poszli do szkół zawodowych a nie liceów, bo gdy w maju władza siłą złamała strajk w Nowej Hucie, protest podjął z kolei Uniwersytet Warszawski.
Węgrzy jak Polacy, zaś Polacy jak Czesi
Zagrożenia za to rysowały się w 1956 r. podobnie jak po ćwierćwieczu w dobie “karnawału” legalnej “S”. Przewodniczący walczącego wtedy z Kościołem – który uosabiał więziony przez komunistów prymas Stefan Wyszyński – Stowarzyszenia PAX Bolesław Piasecki ogłosił w “Słowie Powszechnym” artykuł “Instynkt państwowy”, gdzie straszył: “Jeśli nie ujmiemy dyskusji w ramy odpowiedzialności, zamiast demokratyzacji spowodujemy procesy konieczności brutalnego realizowania racji stanu w okolicznościach podobnych do ogłoszenia stanu wyjątkowego” [3]. Jak rzecz ujmują Rykowski i Władyka: “Ciężkie słowa o stanie wyjątkowym wraz z plotką o przygotowanych aresztowaniach wśród działaczy odnowy oraz z zamieszaniem spowodowanym 18 października zwołaniem i odwołaniem wiecu na Politechnice stworzyły psychozę zagrożenia, prowokacji, puczu. Wielu obawiało się spędzić w domu noce (..)” [4]. Piaseckiemu zaś odpowiedział Leopold Tyrmand, którego “Zły” – pierwsza i jedyna po wojnie powieść zarazem masowa jak o wysokich wartościach artystycznych – parę miesięcy wcześniej rozbił do imentu kanony wartości socjalistycznej przedtem literatury. W “Sprawie Piaseckiego” Tyrmand stwierdził: “Pisząc swój artykuł, Piasecki był poinformowany o planowym przebiegu wydarzeń i wiązał swe nadzieje z ich określonym rozwojem” [5]. Z całym jednak szacunkiem dla ludzi pióra, nawet tak lekkiego jak Tyrmandowe, to nie ich polemiki rozstrzygnęły o przebiegu wydarzeń.
Do puczu partyjnej konserwy (frakcja natolińska) przeciwko liberalnej grupie puławskiej wprawdzie nie doszło, za to – co bez porównania groźniejsze – z baz ruszyły wojska radzieckie, rozpoczynając marsz na Warszawę, widziano je już zarówno pod Gostyninem, jak na Żeraniu, zaś na wody Zatoki Gdańskiej wpłynął krążownik “Żdanow”. Groziło to scenariuszem podobnym, jak później na Węgrzech, gdzie reakcją na patriotyczne wystąpienia, zapoczątkowane wiecami poparcia dla Polaków, stały się w odstępie dwóch tygodni dwie interwencje radzieckie, zakończone utopieniem we krwi powstania narodowego, masową emigracją oraz egzekucją przywódcy Imre Nagy’a. W Polsce przebieg wydarzeń okazał się inny. Gdy robotnicy, głównie z Żerania, zaczęli szykować się do obrony stolicy i swoich zakładów pracy, a zarazem nie dali się sprowokować do gwałtownych działań ulicznych – oddziały radzieckie cofnęły się do baz.
Znane powiedzenie głosiło, że w 1956 r. Węgrzy zachowali się jak Polacy, zaś Polacy jak Czesi.
Za sprawą mądrości zbiorowej uniknęliśmy najgorszego.
Partia komunistyczna, co oczywiste w ówczesnych realiach, zachowała władzę, jednak zmniejszyły się represje, zelżały cenzura i propaganda, wypuszczono więźniów politycznych. U steru PZPR, czyli praktycznie również państwa, zastąpił Edwarda Ochaba represjonowany wcześniej Władysław Gomułka.
Gdy 19 października obrady zaczynało VIII plenum komitetu centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, do Warszawy przyleciała delegacja radziecka z sekretarzem generalnym KPZR Nikitą Chruszczowem, głównodowodzącym sił Układu Warszawskiego marszałkiem Iwanem Koniewem a nawet tym samym Wiaczesławem Mołotowem, który siedemnaście lat wcześniej podpisał z szefem hitlerowskiej dyplomacji Joachimem Ribbentropem pakt o czwartym rozbiorze Polski. Chruszczow, chociaż to potępienie przez niego Stalina dało impuls do przemian w innych państwach bloku, uznał, że Polacy posunęli się za daleko i straszył interwencją zbrojną. Jednak wobec tego, co zobaczył w Warszawie przystał na odwołąnie marszałka Konstantego Rokossowskiego do ZSRR oraz na to wszystko, co określono mianem “polskiej drogi do socjalizmu”.
Na wyniki tych rozmów oraz ustalenia plenum czekało w sobotę 19 października 30 tys uczestników wiecu na Politechnice i w jej okolicach. Już dzień wcześniej zeszło się ich 5 tys.
Jeszcze ciekawsze rzeczy działy się na Żeraniu: “W sobotę o godzinie 12,15 cała załoga FSO zgromadziła się na placu fabrycznym. Przemawiał Goździk (..). “Dzisiejszy dzień i jutrzejszy są decydujące dla życia naszego kraju”. Wzywał do spokoju i rozwagi, do niepoddawania się panice i próbom prowokacji. “Od naszej załogi wiele zależy. Patrzy na nas cała Warszawa. Patrzy na nas cały kraj (..)”. Załoga narzędziowni wystąpiła z propozycją, aby pozostać w pracy w sobotę po południu oraz w niedzielę. Goździk poddał tę propozycję pod głosowanie całej załogi, zyskała pełne poparcie (..). W niedzielę o godz. 12,30 rozpoczął się w FSO następny wiec (..). Przez cały czas dominował nastrój skupienia i pełnego pogotowia (..). Na Żeraniu utworzono pod komendą Nalazka milicję robotniczą i wyposażono ją w biało-czerwone opaski” [6].
Gdy na godz 15,15 dn. 24 października 1956 r. na plac Defilad zwołano wielki wiec z udziałem Gomułki – do Warszawy docierały już wiadomości o ofiarach śmiertelnych w Budapeszcie.
Gomułkę przywitano gromkim odśpiewaniem “Stu lat”. Wedle rozmaitych szacunków w wiecu uczestniczyło od 300 tys do pół miliona ludzi, a odbudowująca się stolica dopiero przekroczyła wtedy milion mieszkańców.
Nowy I sekretarz KC PZPR zapewnił, że zgodnie z ustaleniami z Chruszczowem wojska radzieckie wracają już do miejsc stacjonowania. Obiecał wyrzucenie ze stanowisk działaczy, którzy “skompromitowali się nieudolnością czy poważnymi błędami”. Przeciwstawił się zarazem “reakcyjnym podżegaczom i różnym chuliganom”. Zapowiadało to już gorsze czasy. Tym bardziej, że Gomułka historyczne wystąpienie zakończył słowami: “Dość wiecowania i manifestacji”.
Wkrótce jednak cieszono się jeszcze z powrotu Wyszyńskiego z miejsca odosobnienia na Miodową, masowej repatriacji prawie ćwierć miliona rodaków z terenów ZSRR oraz z odesłania do ojczyzny światowego proletariatu szefa MON Rokossowskiego, bo ten zasłużony dla pokonania hitleryzmu dowódca, skądinąd były więzień stalinowski, chociaż jego wnikliwy biograf Boris Sokołow zapewnia, że sam marszałek czuł się Polakiem – stanowił żywy symbol radzieckiej dominacji nad Polską [7].
Ludowa rewolta i głosowanie bez skreśleń
Nastroje były takie, że aby cokolwiek osiągnąć, częściej trzeba je było łagodzić niż podsycać. Gniew ludu przybierał niekiedy gwałtowne formy. Jak opisuje Paweł Machcewicz (“Polski rok 1956”): “W Wiśniowej w województwie poznańskim z mostu do rzeki zrzucono członka ORMO, w Kazimierzu (w województwie poznańskim) chłopi pobili instruktora Komitetu Powiatowego PZPR, wykrzykując do niego: “Ty sługusie Stalina” (..). W Kabułtach (województwo olsztyńskie) grupa 50 osób z przewodniczącym gromadzkiej rady narodowej na czele udała się pod pomnik Armii Radzieckiej, “gdzie wznoszono okrzyki “Precz ze Związkiem Radzieckim” i “Zrzucić gwiazdę”. Po zrzuceniu gwiazdy przeniesiono się pod dom miejscowego korespondenta “Chłopskiej Drogi”, gdzie krzyczano: “zabić kacapa – komunistę”” [8].
Zanim w styczniu 1957 r. odbyły się wybory do Sejmu, prymas Wyszyński podobnie jak Gomułka opowiedział się za głosowaniem bez skreśleń. Za alternatywę dla rządów nowego sekretarza uznawano bowiem wyłącznie interwencję radziecką. Dlatego też Gomułce sprzyjało wtedy nawet Radio Wolna Europa, kierowane przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Los rozjechanych przez radzieckie czołgi Węgier stanowił ostrzeżenie.
Od izby wytwórców do niepodległości
Chociaż hasło, żeby robotnicy, zamiast podpalać komitety partyjne, zakładali własne, pojawić się miało dopiero dwie dekady później – dorobek instytucjonalny i myślowy Polskiego Października zasługuje na najwyższy szacunek, aczkolwiek nowe pomysły nie przetrwały długo. Spacyfikowała je partyjna biurokracja.
W fabrykach zakładano rady robotnicze. Pod wrażeniem październikowej rewolty Sejm w listopadzie 1956 r. uchwalił ustawę, oddającą właśnie w ich ręce zarządzanie zakładami pracy. Potem rozmyto je jednak, zastępując rady fasadowymi “konferencjami samorządu robotniczego”.
Za to w styczniu 1957 r. powołano Radę Ekonomiczną, w której skład weszli m.in. Czesław Bobrowski, Michał Kalecki i Edward Lipiński, a na jej czele stanął Oskar Lange. W tym wypadku władze przeczekały i gdy kadencja rady upłynęła, zwyczajnie… nie powołano następnej.
Młodzieżowe “Po Prostu” zgłaszało pomysł powołania drugiej izby parlamentu, reprezentującej samorządy załóg robotniczych. Nazywać się miała Izbą Wytwórców. Na łamach “Po Prostu” pojawił się również postulat niepodległości Polski. Dopiero w 23 lata po Październiku podniosła go Konfederacja Polski Niepodległej, powołana przez Leszka Moczulskiego.
A kto Październik zdradził – łotrem
Odbieranie społeczeństwu niektórych zdobyczy Października następowało stopniowo, ale nigdy nie oznaczało powrotu do stalinowskiej dyktatury, gdzie wielu codziennie obawiało się o życie. Polacy faktycznie wywalczyli sobie w 1956 r. wolność sumienia i wyznania, chociaż nie prawo do niezależnej reprezentacji politycznej. Ocalono prywatną gospodarkę na wsi i prawo twórców do swobody ich poszukiwań. Znika wtedy przymus popierania władzy, bo tej ostatniej wystarcza, żeby się jej nie sprzeciwiać.
Już jesienią 1957 r. władze rozwiązały “Po Prostu”, tygodnik pozostający symbolem Odwilży. Z pracy na Żeraniu zwolniono Goździka pod pretekstem rozbicia samochodu służbowego: bohater Października wsiadł wtedy w pociąg i ruszył do Świnoujścia (- Dalej pociąg nie jechał – opowiadał po latach), gdzie zatrudnił się jako rybak na kutrze. Zaś gdy w 1968 r. zdjęto z afisza spektakl “Dziadów” Adama Mickiewicza w Teatrze Narodowym w reżyserii Kazimierza Dejmka z Gustawem Holoubkiem oraz rozpędzono w marcu demokratyczne demonstracje studenckie – poeta Natan Tenenbaum napisał: “A Konrad niech na scenę wróci / Z ludem, Guślarzem, Księdzem Piotrem / I niech przeklęty będzie ucisk / A kto Październik zdradził – łotrem”.
Koniec rządów Gomułki okazał się równie symboliczny, jak ich początek. Wyniesiony do władzy przez październikowy protest robotników pierwszy sekretarz w grudniu 1970 r. kazał strzelać do stoczniowców Wybrzeża, protestujących przeciw drastycznym podwyżkom cen. Od rządzenia odsunęli go własni koledzy partyjni. Pomimo tragedii przelanej krwi, Polska znów na tym zyskała, bo kolejna ekipa Edwarda Gierka realizowała kurs bardziej liberalny i nowoczesny. Komuniści rządzili jeszcze prawie dwa dekady, ale doświadczenie tak Polskiego Października, jak kolejnych protestów wobec ich władzy, okazało się przydatne również w dobie Solidarności i w latach 1988-89, które przyniosły wreszcie przełom ustrojowy i odzyskanie suwerenności.
[1] Jerzy Ambroziewicz, Walery Namiotkiewicz, Jan Olszewski. Na spotkanie ludziom z AK. “Po Prostu” z 11 marca 1956
[2] Zbysław Rykowski, Wiesław Włądyka. Polska próba Październik ’56. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989, s. 232-233
[3] Bolesław Piasecki. Instynkt państwowy. “Słowo Powszechne” z 18 października 1956
[4] Rykowski, Władyka. Polska próba… op. cit, s. 233
[5] Leopold Tyrmand. Sprawa Piaseckiego. “Świat” nr 47 z 1956
[6] Rykowski, Władyka. Polska próba… op. cit, s. 253-254
[7] por. Boris Sokołow. Rokossowski. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2014[8] Paweł Machcewicz. Polski rok 1956. Oficyna Wydawnicza Mówią Wieki. Warszawa 1993, s. 169