Maestro fabuły, świadek trudnych czasów

0
65

Żegnamy Milana Kunderę (1929-2023)

Wygnany z ojczyzny w kilka lat po radzieckiej interwencji, tłumiącej Praską Wiosnę – stał się świadkiem historii, chociaż uważał, że literatura nie powinna jej ilustrować. Gdy Europę dzieliły zasieki, jak po stanie wojennym w Polsce – jego książki pobudzały do samodzielnego myślenia i odwodziły od pesymizmu. 

Los dał mu przywilej długiego życia i gdy pod koniec druty kolczaste znowu podzieliły Europę za sprawą putinowskiej inwazji na Ukrainę – okazało się, że to on miał przed laty rację zarówno w polemice z rosyjskim emigrantem Josifem Brodskim, jak wtedy gdy odwoływał się do wspólnoty kulturowej Europy Środkowo-Wschodniej wywodzącej się z liberalnych czasów monarchii austro-węgierskiej. I do empatii, jaką znów odczuwamy, gdy kremlowskie rakiety burzą Lwów.

Dopóki pozostawał wśród żyjących, wydawał się ostatnim w naszej epoce pisarzem-myślicielem. Filozofowanie nie przeszkadzało mu jednak w tworzeniu barwnych opowieści i bohaterów, których losami się przejmujemy, bo nie służą wyłącznie eksplikowaniu teorii. Nie stał się więc wcale odpowiednikiem wolterowskiego Kandyda chirurg Tomasz po 1968 r. zmuszony do pracy na wsi ani jego partnerka Teresa, która z małomiasteczkowej pielęgniarki staje się dzielną fotoreporterką, utrwalającą dla zachodniej prasy radzieckie czołgi rozbijające się po zaułkach starej Pragi. Ich historia z “Nieznośnej lekkości bytu” angażowała również publiczność sytego wolnego świata, który ekranizację Philipa Kaufmana nagrodził dwoma oscarowymi statuetkami.  Wielu z niej dopiero dowiedziało się, co to Praska Wiosna. 

Czechów w Polsce nie lubiliśmy, Kunderę tak 

Nawet najlepszych polskich rówieśników, takich jak Kazimierz Orłoś, Marek Nowakowski czy Janusz Głowacki przeskoczył Kundera o lata świetlne, ale nie w tym dostrzec można przyczynę jego zdumiewającej popularności w Polsce głównie wśród najmłodszego opozycyjnego pokolenia w trudnych latach 80. W ponurym świecie (akurat w pierwszym miesiącu studiowania mojego rocznika na wydziale polonistyki dowiedzieliśmy się o porwaniu i zabójstwie Księdza Jerzego Popiełuszki a rok był wtedy jak u George’a Orwella: 1984) – wskazywał punkty zaczepienia. 

Wcześniej datował się boom na literaturę iberoamerykańską w Polsce, jednak uzasadnionym zachwytom nad “Złą godziną” czy “Grą w klasy” towarzyszyło nieuchronne politowanie wobec publicznych zachowań ich autorów: okazywaniu przez Gabriela Garcię Marqueza przyjaźni satrapie z Kuby Fidelowi Castro czy rehabilitowaniu przez Julio Cortazara terroryzmu w “Książce dla Manuela”. Milan Kundera nie wystawiał nas na podobną próbę: szczery zwolennik demokracji, w kulturze widział bastion przeciw dyktaturom tego świata, zaś naszą część Europy, chociaż pooraną zasiekami, uznawał za kulturową jedność. Czeskiemu emigrantowi osiadłemu w  Paryżu, krytycznemu także wobec dysydentów, nie marzyło się nawet zapewne, że stanie się tematem rozmów warszawskiej studenterii po kawiarniach Traktu Królewskiego i Starówki, do których wtedy jeszcze chodziło się nie po to, żeby załatwiać interesy, podpisać faktury i umowy o dzieło – tylko pogadać a przy okazji wymienić się “bibułą”. Pamiętam surrealistyczną scenerię w jednej z nich. Pod warszawską prokuraturą kręcono właśnie film z czasów okupacji. A w pobliskiej kafejce Telimena siedzieli aktorzy w niemieckich mundurach z czasów wojny, a także prokuratorzy, co chwilę wcześniej zakończyli pracę nad aktami oskarżenia za druk i kolportaż wydawnictw nielegalnych. I obok nich my, studenciaki, rozprawiający z ożywieniem o geniuszu z Pragi Czeskiej na wygnaniu w Paryżu. Wszyscy przy cienkiej kawie z ekspresu, oryginał przypominającej tylko barwą. Milanowi Kunderze z pewnością spodobałaby się ta scena jak z jego powieści.

Z czasem przełamaliśmy też opór innych pokoleń wobec pisarza. Czechów wtedy w Polsce się nie lubiło, pamiętano, co korespondent “Rudego Prava” Jan Lipavsky wypisywał o Solidarności w trakcie 16 miesięcy jej legalnego karnawału (1980-81), stał się nawet bohaterem wykonywanego na Festiwalu Piosenki Prawdziwej w tymże czasie protest-songu, zaczynającego się od słów: “Lipawski, Lipawski, ty masz rozum płaski…”. Gdyby ktoś mi powiedział, że w zaledwie dekadę później przyjdzie mi dla odnowionego po aksamitnej rewolucji “Rudego Prava” napisać tekst o polskich oficerach pomordowanych w ZSRR, jaki zamówiło u mnie, gdy specjalny wysłannik nowego prezydenta Rosji Borysa Jelcyna, Rudolf Piechoja przywiózł do Warszawy niedostępną wcześniej dokumentację katyńską – zapewne roześmiałbym się głośno z tak surrealistycznego, czasem mówiliśmy wtedy nawet wymiennie: kunderowskiego, żartu.. Kto zaś polityką się nie interesował, tego raziła brutalność czechosłowackich piłkarzy, którzy w 1976 r. wygrali Euro, bo kolejno skopali wszystkich przeciwników, a turniej zapisał się w annałach czerwoną kartką w każdym meczu, co stanowi rekord nie do pobicia.   

Kiedy starszemu odbiorcy przyniosłem wśród wielu drugoobiegowych książek tłumaczenie jednej z powieści Kundery, żachnął się: – Po co ten Czech?  

Ale za publikację zapłacił, jak za inne. A w trakcie jednej z następnych u niego wizyt spostrzegłem na biurku tę właśnie książkę, z zakładką gdzieś pod koniec woluminu.          

Idea wiecznego powrotu

“Idea wiecznego powrotu ma w sobie coś tajemniczego. Przy jej pomocy Nietzsche wprowadził w zakłopotanie większość filozofów: pomyśleć, że wszystko, cośmy raz przeżyli, miałoby się kiedyś powtórzyć i to powtórzenie powtarzałoby się w nieskończoność! Cóż oznacza ta przedziwna hipoteza?” – w tak niezwykły sposób zaczyna się “Nieznośna lekkość bytu” Milana Kundery [1].

Niewielu pisarzy powojennych potrafi zagaić w sposób podobnie sugestywny, budując na powitanie równie szeroką perspektywę i obietnicę. Przypomina się słynny początek “Stu lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza o pułkowniku Aureliano Buendii, który – gdy po latach przyszło mu stanąć przed plutonem egzekucyjnym – przypomniał sobie wówczas, jak kiedy był dzieckiem, ojciec zabrał go do cygańskiego obozu, żeby mu pokazać lód… Wszystko to w jednym zdaniu. 

Milan Kundera a ściślej stworzony przez niego narrator, najpierw stawia problem, potem dopiero wprowadza bohaterów. Nie stają się jednak oni marionetkami jak z wolterowskich powiastek filozoficznych, o czym była już mowa. 

Teresa, która dla lekarza Tomasza opuści rodzinne uzdrowisko dla stołecznej Pragi, pracuje tam jako laborantka w tygodniku ilustrowanym, aż zostanie zatrudniona na etacie fotoreporterki:

“Tego wieczoru poszli do baru z przyjaciółmi, aby uczcić jej awans. Tańczyła. Tomasz wpadł w zły humor, a kiedy nalegała, żeby jej powiedział, co się stało, przyznał się wreszcie w domu, że był o nią zazdrosny, widząc, jak tańczy z jego kolegą. 

– Naprawdę byłeś o mnie zazdrosny? – pytała go dziesiątki razy, jak gdyby jej oznajmił, że przyznano jej nagrodę Nobla, a ona nie mogła w to uwierzyć” [2].

Znakomicie oddaje ten epizod ekranizacja Philipa Kaufmana, w której Teresę odtwarza Juliette Binoche. Radośnie podskakuje na bosaka, okrążając tanecznym krokiem Tomasza i wykrzykując – reżyser rezygnuje tu z kunderowego znaku zapytania: Byłeś zazdrosny!

Dużo mocniej pozostaje jednak w pamięci scena, kiedy to nad ranem Teresa wybiega z mieszkania po kłótni z Tomaszem – tym razem poszło im o jego kobiety, a nie jej tancerzy – i na praskiej uliczce napotyka jadące z naprzeciwka ze chrzęstem gąsienic radzieckie czołgi z armii inwazyjnej. Jest świt 21 sierpnia 1968 roku.

Hollywoodzka ekranizacja “Nieznośnej lekkości bytu”, popularna wśród tych także, co po książkę nie sięgnęli, chociaż absurdalnie spłyca zakończenie i zmienia jego przesłanie, stała się miarą sukcesu Kundery.Literatura naszego środkowo-wschodniego europejskiego kręgu kulturowego uchodzi bowiem za trudną a przeświadczenia tego nie zmieniają Noble dla Czesława Miłosza, rodaka Kundery – Jaroslava Seiferta, Wisławy Szymborskiej i Olgi Tokarczuk. I niemal nieprzetłumaczalną. Dostępną dla koneserów.. Wprawdzie doczekał się sfilmowania “Doktor Żywago” ale jego twórca, noblista Borys Pasternak, nie mógł się już z tego ucieszyć, zaszczuty przez kolegów z radzieckiego związku pisarzy. Trudno sobie wyobrazić zachodnią ekranizację “Zdobycia władzy” Czesława Miłosza, chociaż powieść ogłosił najpierw po francusku. Wprawdzie Tadeusz Konwicki świetnie sobie poradził z przeniesieniem do kin “Doliny Issy” (szef PRON, były endek i marny pisarz Jan Dobraczyński oburzał się nawet na goliznę i domniemaną promocję pogaństwa w filmie) – ale pozostała czytelna raczej głównie dla Polaków i może Litwinów jeszcze, przez których ziemie Issa płynie…   

Praga, miasto Franza Kafki    

Za to Milan Kundera stał się obywatelem świata. Emigrant w kilka lat po stłumieniu Praskiej Wiosny, pisał po czesku a później po francusku. Zadomowił się w Paryżu, ale to Praga, miasto Franza Kafki, odcisnęła na nim swoje piętno. Widać to nie tylko w “Żarcie” czy “Nikt się nie będzie śmiał”, gdzie przypadkowe i z pozoru niewinne okoliczności przyczynią się stopniowo do totalnego zaszczucia bohatera. Nikt nie może być pewnym swego losu. Czołgi zawsze wyłonić się mogą zza rogu zaułka, jak ukazują się Teresie po porannej domowej kłótni z Tomaszem. Potem oboje żyją na wsi, nie mając już – jako dawni opozycjoniści – szans na praski meldunek. Ale też chociaż on nie może już operować a ona nie ma gdzie publikować zdjęć – czują się szczęśliwi, co traci z oczu w swojej filmowej opowieści Kaufman, wieńczący opowieść absurdalną sceną wypadku samochodowego. 

Ostatnią bronią staje się kultura. To ona wyodrębnia ludzką godność i daje poczucie wolności. Umierający w “Księdze śmiechu i zapomnienia” muzyk: wykładowca konserwatorium i kompozytor, słyszy przez okno dźwięki werbli i trąb, towarzyszące partyjno-wojskowej uroczystości. I podsumowuje:

– Głupia muzyka.

Porządkują ten świat motywy muzyczne i filozoficzne ale bez porzucenia tego, co przyciąga do tradycyjnej prozy: wyrazistych bohaterów, wartkiej akcji z licznymi zwrotami i intrygi. Mierzi nas antypatyczny bohater powieści “Życie jest gdzie indziej”, ale ta przejrzysta transpozycja postaci Artura Rimbauda we współczesne czasy, gdzie młody poeta jawi się jako karierowicz i donosiciel znakomicie rozprawia się z jałowym mitem posłannictwa twórcy jako depozytariusza boskiego daru. U schyłku życia zarzut złożenia donosu postawiono samemu Kunderze, ale nie zwykł – także w tym wypadku – na krytykę odpowiadać. Nie da się też zapomnieć, że wśród kontaktów enerdowskiej Stasi znalazł się wybitny zachodnioniemiecki reporter Guenter Wallraff (żeby napisać “Ganz Unten” czyli “Na samym na dnie” ucharakteryzował się na Turka i przez długie miesiące prowadził życie gastarbeitera) a w zasobach peerelowskiej służby bezpieczeństwa figurował Andrzej Szczypiorski, co podobnie nie zmniejsza wartości “Początku” jednej z najbardziej przejmujących opowieści o II wojnie światowej: powieść ta przyczyniła się też swoją popularnością na Zachodzie do osłabienia oskarżeń, stawianych niekiedy Polakom wbrew faktom historycznym. Jak było naprawdę z Kunderą – być może się nigdy nie dowiemy. A już z pewnością nie od Petruski Sustrowej, czechosłowackiej odpowiedniczki Antoniego Macierewicza. Zmarła zresztą na dwa miesiące przed pisarzem.          

Proza Kundery to literatura z wyższej półki, jak zwykło się mówić, ale przy pewnym wysiłku zrozumiała dla każdego czytelnika. Intelektualizm Milana Kundery nie polega bowiem na wprowadzaniu na zasadzie “kopiuj-wklej” uczonych słów i tez. Odkrycia myślowe pozostają jego własnymi. I lojalnie czytelnika na nie naprowadza. 

Sam o sobie… w trzeciej osobie. Przeciw światu, gdzie wszyscy są podobni

“(..) Kundera nie pisze powieści psychologicznych. A ściślej: wykraczają one poza estetykę tak zwanych “powieści psychologicznych”” – mówił o własnej twórczości i o sobie… w trzeciej osobie wielki pisarz w rozmowie z Christianem Balmanem [3].  To greps, bardziej istotne okazuje się, co powie dalej: “(..) Pierwszych europejskich narratorów zupełnie nie interesuje psychologia postaci. Boccaccio opowiada nam po prostu wydarzenia i przygody. A jednak za wszystkimi tymi zabawnymi historyjkami kryją się pewne przeświadczenia: tylko działając człowiek opuszcza codzienny, powtarzalny świat, gdzie wszyscy są do siebie podobni, tylko działając człowiek odróżnia się od innych staje się kimś. Dante powiedział: we wszelkim działaniu najważniejszym zamiarem działającego jest wyjawić własne oblicze. Tak więc na początku działanie rozumiano jako autoportret działającego” [4]. 

Jedna myśl okazuje się tu nadrzędna: Kundera w całej swojej twórczości sprzeciwia się światu, gdzie wszyscy są do siebie podobni, codziennemu i powtarzalnemu.

“Kafki nie interesują osobiste motywacje określające ludzkie zachowanie. Stawia pytanie zupełnie odmienne: jakie możliwości pozostały jeszcze człowiekowi w świecie, gdzie ograniczenia zewnętrzne stały się tak przytłaczające, że osobista motywacja nie ma już żadnego znaczenia (..). Świat jego powieści nie przypomina żadnej znanej realności, jest  krańcową,  nierozerwalnąmożliwością  ludzkiego świata” [5]. 

Świat stał się potrzaskiem, dowodzi Kundera w “Nieznośnej lekkości bytu”.

Milan Kundera – zakazany przez dwadzieścia lat w ojczyźnie, rozkwitający za to w wolnym świecie oraz w drugim obiegu i samizdacie krajów bloku radzieckiego – pozostał jednak bezkompromisowym przeciwnikiem upolitycznienia literatury, które nazywa beletryzowaną historiografią. Kpił, że są powieści popularyzatorskie, tłumaczące wiedzę niepowieściową na język powieści. Nawet “1984” George’a Orwella zaliczał do tej kategorii. Sam zaś powtarzał za innym środkowoeuropejskim mistrzem, austriackim prozaikiem Hermannem Brochem, że jedyną racją istnienia powieści jest wypowiadanie tego, co może wypowiedzieć jedynie powieść.   

[1] Milan Kundera. Nieznośna lekkość bytu. Inicjatywa Wydawnicza Aspekt, Wrocław 1989, przeł Agnieszka Holland, s. 3

[2] ibidem, s. 38

[3] Milan Kundera. Sztuka powieści (rozmowa). “Brulion”, Kraków nr 7-8 lato-jesień 1988, s. 95 

[4] ibidem

[5] ibidem, s. 97 i 106

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here