został bluzg

Współczesna “Liber chamorum” naszej polityki podobnie jak XVII-wiecznego oryginał mogłaby mieć 800 stron albo i więcej, czyli grubość Rocznika Statystycznego

Z Campusu Polska Przyszłości, partyjnej imprezy Platformy-Koalicji Obywatelskiej popłynąć miał poważny przekaz polityczny, dotyczący przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Nic podobnego nie miało miejsca. Jedyne co zapamiętamy ze szkoły letniej partii rządzącej to radosne wycie zakapiorów z młodzieżówek: “j..ć PiS”, do wtóru raperskich rymowanek częstochowskich. Dzikości serca politycznej młodzieży obawiać się powinni w pierwszym rzędzie zwolennicy Koalicji 15 Października. Bo przecież głosowali nie tylko na to, żeby było lepiej – a wciąż nie jest – ale też bardziej kulturalnie i w lepszym stylu.

Tymczasem wakacyjni “kaowcy” wpisali się w poetykę kultowego “Rejsu” Marka Piwowskiego i dostroili się do poziomu koalicjantki, przewodniczącej klubu parlamentarnego Nowej Lewicy Anny Marii Żukowskiej,  która na niechęć marszałka Szymona Hołowni do wprowadzania nie objętej przecież sojuszniczymi zobowiązaniami aborcji na życzenie zareagowała pamiętnym przekazem stabilizującym lewicowy dyskurs na poziomie rynsztoka: “wyp..”. Alkomatu przy tym nie było, Zdrowego rozsądku również nie.

Na psa urok czyli późne wnuki Tuska

Późne wnuki Donalda Tuska, jeśli tak da się po norwidowsku określić platformerską młodzież, abstrahując od faktu, że zapewne nie wie ona, w jakiej branży robił Cyprian Kamil Norwid – równają tym samym do  poziomu Jarosława Kaczyńskiego, który wprawdzie brzydkich słów nie używa, bo ich być może nie poznał, gdy go nadopiekuńcza mama wraz z bratem na podwórko nie wypuszczała, za to nazywa swojego oponenta Tuska niemieckim agentem, zaś polityków z drugiej strony sceny po staropolsku kanaliami, co mu brata zabiły. 

Skoro o staropolszczyźnie mowa, to w czasie, gdy Polska pozostawała mocarstwem i rodacy słynęli z tężyzny fizycznej wyższej niż teraz, gdy zdobywamy jeden złoty medal olimpijski na trzysta możliwych oraz z dokonań kulturalnych, od Mikołaja Sępa Szarzyńskiego i Piotra Skargi po Wespazjana Kochowskiego i Jana Chryzostoma Paska, w pierwszej połowie XVII wieku jeszcze przed niszczącym buntem Chmielnickiego i Potopem szwedzkim – szlachetnie urodzony Walerian Nekanda Trepka zestawił słynną “Liber chamorum”. Stanowiła wykaz uzurpatorów wszelkiej maści, którzy się pod szlachtę podszywali, operując kupionymi herbami i sfałszowaną genealogią. Pozostawali chamami właśnie i zagrażali “dobrze urodzonym i posiadającym ziemię” – bo takie, jak wiemy, były w I Rzeczypospolitej warunki pełnego szlachectwa.            

Klękajcie redaktorki albo groźbą i donosem, czyli co to nie ja w demokracji 

Jeszcze kiedy po pierwszym dziesięcioleciu od powrotu do Polski demokracji pozwoliłem sobie zestawić na łamach “Życia” Tomasza Wołka współczesną “Liber chamorum”, indeks uwłaczających dobrym manierom zachowań polityków – ówczesny minister ds.  integracji europejskiej Ryszard Czarnecki strasznie się przejął, że znalazł się w tym wykazie. Przypadł do  mnie na sejmowym korytarzu i gęsto się tłumaczył, jak było. A umieściłem go tam za sprawą sytuacji, jaka miała miejsce, gdy wyszedł od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Obstąpili go dziennikarze, w pierwszej linii znalazły się dziewczyny z radia, w drugiej dopiero ekipy telewizyjne. Operatorzy zaczęli więc pokrzykiwać na “radiówki”, że zasłaniają.

Dziewczyny w tej sytuacji uklękły i nagrywały dalej swoje “dźwięki” w tej pozycji, co górującemu nad nimi jak faraon Czarneckiemu nie przeszkadzało. W dodatku było gorące lato, więc klęczały gołymi kolanami na pałacowych marmurach. Czarneckiemu zatem miejsce w wykazie się należało, chociaż objaśniał mi, że nie chciał przerywać ważkiej narracji, dotyczącej warunków przystąpienia Polski do Unii. Nie o to chodzi: miejscem w “Liber chamorum'” “Życia” czuł się naprawdę zdruzgotany. dzielił je wówczas z Jackiem Kurskim, który zasłużył na nie wydzwanianiem do mnie do domu, w porze, kiedy wiedział, że mnie nie zastanie i straszeniem mojej matki, bo napisałem o nim krytyczny tekst.

A także z żoną ministra Jerzego Wiatra, która gdy telefonowało się do nich do domu, zamiast poprosić męża do aparatu, oznajmiała z wyższością, że “do ministra dzwoni się do ministerstwa”, chociaż jeśli tylko słuchawkę podjął jej małżonek, z natury uprzejmy acz marksista, zwykł ograniczać się do prostego pytania, o której rozmówca jest w stanie na nagranie przyjechać i czy wie dokładnie, jak trafić do niego na Ursynów. Stawkę uzupełniał sprawiający wrażenie wiecznie wczorajszego sekretarz generalny klubu AWS Kazimierz Janiak, który zbyt wnikliwych dziennikarzy straszył na sejmowym korytarzu donosem do ich przełożonych. Dziś mało kto już go pamięta, chociaż wtedy rozdawał nie tylko ordynarne groźby ale i wysoko płatne posady. Było na tej liście jeszcze parę podobnie zapomnianych postaci.

Teraz ma się wrażenie, że niejeden polityk zrobiłby wszystko, żeby się na niej znaleźć. Jak minister Sławomir Nitras od sportu i drugi Adam Szłapka od UE, którzy zabawiali się w di-dżejów kiedy platformiana młodzież popisywała się swoją dorożkarską, a nie klasyczną lub z lekka tylko zwulgaryzowaną  jak w czasach Waleriana Nekandy Trepki łaciną.

Parasol ochronny niespodziewanie roztoczył nad nimi premier Donald Tusk, dowcipkując – koncertowo, a jakże – słowami Jonasza Kofty i Jerzego Stuhra, że śpiewać każdy może, trochę lepiej, trochę gorzej. Czasem człowiek musi, inaczej się udusi.

Boki zrywać, czyż nie tak?  

Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. A może raczej zdarzy się jak u Milana Kundery: nikt się nie będzie śmiał…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here